Homilia na II Niedzielę Adwentu "C" (06.12.2015)

Ks. Marcin Kowalski

Wyjście

W naszym ludzkim świecie istnieje łatwa do zaobserwowania prawidłowość. Potrafimy rozwiązywać problemy innych i pomagać im wyjść z trudnych życiowych sytuacji, ale kiedy dotykają one nas samych, jesteśmy bezradni. W zdecydowanej większości przypadków nie potrafimy pomóc sami sobie, pocieszyć się, spojrzeć na problem z innej perspektywy. Do tego potrzeba nam drugiego. Potrzeba zgody na to, że nie jesteśmy samowystarczalni, szczerego spojrzenia na siebie, rozmowy i wreszcie cierpliwego słuchania tego, co drugi chce nam przekazać. Bóg, który przychodzi w czasie Adwentu, zachowuje się jak najbliższy nam, rozumiejący przyjaciel. Proponuje nam swoje, świeże spojrzenie na nasze życiowe sprawy. Proponuje rozwiązanie dla różnego rodzaju sytuacji, konfliktów, pytań, które nas dotykają. Tak jak w kinie, teatrze, szkole lub innych budynkach użyteczności publicznej często możemy oglądać znak wyjścia ewakuacyjnego „EXIT”, tak Jezus zapala dziś przed nami znak „EXIT”, „WYJŚCIE”. Skąd chce nas wyciągnąć i ku czemu chce poprowadzić?

1. WYJŚCIE dla pogrążonych w smutku

Jedną z najbardziej dotkliwych chorób życia, która może zakorzenić się w naszej duszy jest smutek. Występuje nie tylko, jak pisał wybitny etnolog Levi-Strauss, w tropikach (Smutek tropików). Dotyka znacznie nas w betonowych czy informatycznych dżunglach, w których żyjemy. Żywi się samotnością, brakiem osoby, przed którą moglibyśmy otworzyć serce, brakiem celu i perspektyw. Smutek nie pozwala nam się cieszyć życiem, oplata je niczym pajęczyna, dyskretnie ale systematycznie odbierając mu powietrze. Często nie dostrzegamy nawet, jak głęboko tkwimy w jego śmiertelnych objęciach.

Bóg nie godzi się na to, aby smutek wysysał życie z jego dzieci. W dzisiejszym pierwszym czytaniu, z Księgi proroka Barucha, Pan staje przed Jerozolimą powracającą z Wygnania, nakazując jej: „Zdejm Jeruzalem szatę smutku i żałoby” (Ba 5,1a). Tekst oryginalny mówi dosłownie o szacie żałoby i prześladowań, złego traktowania (gr. kakosis), którego Izrael doświadczył na Wygnaniu babilońskim. Jesteśmy w VI w. przed Chrystusem, kiedy naród wybrany ma znów powrócić do swojej ziemi. Zanim się to jednak stanie, Bóg chce, aby przestali wspominać swoją tragiczną przeszłość, kontemplować upadki i nieszczęścia. Chce, żeby rzucili Mu to wszystko do stóp, ubierając zamiast tego nową szatę.

Cóż to za szata? Można śmiało powiedzieć, że nie została utkana ludzkimi rękoma. Bóg chce, aby jego Jerozolima przybrała na siebie szatę czystego piękna (gr. euprepeia), które pochodzi od samego Pana, promieniuje z Jego chwały (Ba 5,1b). Bóg chce przypomnieć swojemu pogrążonemu w smutku ludowi, że w Jego oczach wciąż pozostaje on pięknym. Nosi w sobie blask Bożej chwały, którego nie jest w stanie odebrać mu żadna życiowa okoliczność, złość innych i prześladowania. Ta szata jest im dana na zawsze, ponieważ jest to szata nieodwołalnej Bożej miłości. Pan chce, aby jego ukochana włożyła na głowę koronę (Ba 5,2). W tekście oryginalnym mówi się o mitrze (gr. mitra), co może oznaczać zawój lub turban. W czasach starożytnych nie było to właściwe okrycie głowy kobiety. Być może zatem chodzi o diadem, koronę, jaką podczas ceremonii zaślubin na Bliskim Wschodzie małżonek zakładał na głowę małżonki. Widzimy zatem, że scena, którą opisuje Baruch, to praktycznie scena zaślubin. Bóg ponownie poślubia swoją odrzuconą i pogardzaną Jerozolimę, z radością ukazuje jej piękno innym (Ba 5,3).

Na tym jednak nie koniec. Pan każe swojej małżonce podnieść oczy i patrzeć jak wracają do niej jej dzieci (Ba 5,5). Jerozolima z wdowy staje się znów płodną matką. Podwójna przemiana, której dokonuje w niej Bóg, polega na tym, że znów czuje się ukochaną, doświadcza Jego miłości, a jej życie zaczyna owocować. Smutek, w którym pogrążona była Jerozolima odbierał jej prawo do miłości, odbierał jej poczucie własnej wartości, sączył jej do serca słowa o opuszczeniu przez wszystkich, także przez Boga. Uczynił z niej bezpłodną, zastygłą w rozpamiętywaniu swej przeszłości pustynię. Bóg nie godzi się na egzystencję, którą pochłania smutek. Przychodzi, aby nas z Niego wyrwać, uwalniając piękno i życie zamknięte w nas. Pokazuje WYJŚCIE ze smutku, którym jest Jego nieodwołalna miłość.

2. WYJŚCIE dla ustających w drodze

Zdarza się, że nawet jeśli rozpoczynamy dobrze bieg naszego życia i wiary, w trakcie zaczyna brakować nam sił i ustajemy w drodze. Ojcowie pustyni nazywali to fizyczno-duchowe zjawisko acedią, czyli demonem południa. Demon południa mówi nam, że nie dotrzemy do celu, jak sobie założyliśmy, lub jaki stawia przed nami Bóg. Dalsza droga przekracza nasze ludzkie siły, a meta wydaje się być wciąż bardzo odległa. Demon południa ociera się o rozpacz. W nieco innej subtelniejszej wersji próbuje on nas przekonać, wykazaliśmy się już twardością charakteru, byliśmy dobrymi ludźmi i dobrymi chrześcijanami. Wystarczy. Dalej już ani kroku, nie mamy na to sił. Utknęliśmy w naszym życiowych miejscu i przyjdzie nam tu już pozostać.

Z tego typu pokusami muszą mierzyć się ludzie wszystkich czasów. W liście do wspólnoty w Filipii, który słyszeliśmy w dzisiejszym drugim czytaniu, Paweł pisze: „Mam właśnie ufność, że Ten, który zapoczątkował w was dobre dzieło, dokończy go do dnia Chrystusa Jezusa” (Flp 1,6). Apostoł mówi do Kościoła, który przeżywa prześladowania i który słyszał, że on sam przebywa także w więzieniu. Filipianie mogą się ugiąć pod ciężarem tych doświadczeń i pomyśleć, że Ewangelia, którą głosił Paweł, zostanie powstrzymana. Czy wystarczy im sił, aby nieść ją dalej bez swojego duchowego ojca i przewodnika?

Paweł uspokaja ich: Ewangelii nie powstrzyma ani więzienie, ani ludzka słabość. Filipianie wzięli udział w dziele Bożym i to sam Bóg zatroszczy się o to, aby dzieło to zostało dokończone w dzień Chrystusa Pana. Innymi słowy Paweł stwierdza, że to łaska Boża pomaga nam zrealizować nasze życiowe misje, ukończyć bieg, który wydaje się być zbyt trudny do ukończenia o ludzkich siłach. To łaska Boża, o którą modli się apostoł, ma pomnożyć miłość w Filipii, uczynić ich czystymi i bez zarzutu na dzień przyjścia Pana (Flp 1,9-11). Podobne słowa słyszeli na początku swojej drogi wszyscy wielcy przewodnicy i prorocy Starego Testamentu, których Bóg zapewniał: Ja będę z tobą (Rdz 12,3; 26,3; Wj 3,12; Joz 1,5; Sdz 6,15; Iz 43,2; Jr 1,8). To zapewnienie powinni usłyszeć także wszyscy ustający w połowie drogi. Bóg zadba o swoje dzieło, nie zależy ono tylko od nas. Łaska, która nas niesie i siła, która przychodzi od Pana to WYJŚCIE, dla wszystkich, którzy tracą motywację i siły do życia wiarą.

3. WYJŚCIE dla wędrujących krętymi drogami grzechu

Wreszcie w Ewangelii widzimy Jana, który posłuszny Słowu Bożemu pojawia się na pustyni, aby głosić tam chrzest nawrócenia dla odpuszczenia grzechów (Łk 3,3). Łukasz troszczy się o to, aby precyzyjnie usytuować misję Jana w kontekście historii powszechnej. Chrzciciel rozpoczyna swoje głoszenie w czasach Tyberiusza Cezara (14-37 r.) i Poncjusza Piłata (26-36 r.), między wrześniem 27 i październikiem 28 roku, za najwyższych kapłanów Annasza (6-15 r. ) i Kajfasza (18-37 r.). Orędzie, które przynosi to nie legenda ani kolejna pobożna bajka, ale Ewangelia, która odmieniła los świata. To zapowiedź Tego, który okazał się być potężniejszym od rzymskich cezarów i prokuratorów, który swoim autorytetem przewyższył najwyższe autorytety duchowe judaizmu.

Pustynia, na której staje Jan ma także znaczenie symboliczne. Przez pustynię przez 40 lat Izrael wędrował do Ziemi Obiecanej. Tam, na stepach Moabu, zostawił ich także wielki Mojżesz, wstępując do Pana (Pwt 33). Później przez pustynię Izrael wracał do swojej ziemi obiecanej z Wygnania w Babilonii, o czym słyszeliśmy w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Za chwilę nad Jordanem stanie Jezus, aby dokończyć dzieła Mojżesza. To On prawdziwie i na trwałe wprowadzi Izraela do jego Ziemi Obiecanej, On dokona cudu Nowego Wyjścia wyzwalając swój lud już nie z niewoli społecznej ekonomicznej, lecz ze znacznie groźniejszej niewoli grzechu i śmierci.

Chrzciciel głosi chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów, którego dokona Jezus. Jan, powołując się na słowa proroka Izajasza (40,3), nawołuje do prostowania swoich dróg i do zmiany życia, która pozwoli doświadczyć miłosierdzia, a nie kary nadchodzącego Mesjasza. Samego Chrzciciela zaskoczy jednak fakt, że ten Mesjasz nie będzie czekał na nawrócenie grzeszników, ale sam wyruszy na ich poszukiwanie (Łk 7,19). Będzie walczył o grzeszników, prostytutki i celników, będzie siadał z nimi do stołu i okazywał im swoją miłość, zanim jeszcze Ci nawrócą się i zmienią swoje życie (Łk 5,27-30; 7,34; 19,1-10). Jezus będzie pokazywał WYJŚCIE Bożego przebaczenia i uprzedzającej miłości, tym, którzy wędrują zagubieni na krętych drogach słabości i grzechu życia.

4. Aplikacja

W tę niedzielę Bóg zapala przed nami ogromy znak „EXIT”, pokazuje wyjście z różnych sytuacji naszego życia. Tym wszystkim, którzy rozpamiętują zło i nieszczęścia, które na nich spadły, którzy żyją pogrążeni w pajęczynie smutku, Pan przypomina o wartości, jaką mają w Jego oczach. Dla Pana jesteśmy piękni, ukochani. Ta prawda przyjęta sercem może wyrwać nas ze smutku życia, rozpamiętywania porażek, i uczynić płodnymi. Tym wszystkim, którzy ustają w połowie drogi przerażeni lub zmęczeni wymaganiami, jakie stawia życie chrześcijańskie, rodzinne, czy w celibacie, Pan przypomina, że nasza droga jest Jego drogą. On sam, jeśli tylko mu pozwolimy, doprowadzi nas do szczęśliwej mety, Jego łaska dokończy w nas tego, co zaczęła. Wreszcie tym wszystkim, którzy chodzą mrocznymi i krętymi drogami swojej słabości grzechu, którzy wstydzą się zwrócić do Boga i nie mają siły na nawrócenie, Pan daje siłę i staje przed Nimi. On sam szuka nas na naszych ścieżkach i chce zdjąć z naszych ramion ciężar grzechu. Najpierw ofiaruje całą swą miłość i wsparcie, potem oczekując zmiany. Wyraźnie zapala znak WYJŚCIA przed naszymi oczami. Ono jest możliwe.