Homilia na XXV Niedzielę Zwykłą „B” (23.09.2012)

Ks. Marcin Kowalski

Nonkonformiści

Nie jest łatwo być różnym od innych. Czekają cię dziwne spojrzenia i bardziej lub mniej gwałtowne odepchnięcie, z jakim spotyka się każdy, kto odstaje od ogółu. Bycie innym, nieprzeciętnie zdolnym, to zasadniczy problem głównego bohatera filmu Buntownik z wyboru, którego gra Matt Damond. Widać jak dramatycznie różni się od swojego środowiska, w którym jednak tkwi na przekór sobie i innym, nie wykorzystując swoich talentów. Przełamuje się dopiero pod koniec. Bycie genialnym, niezrozumianym dzieckiem w gronie przeciętniaków to jednak zbyt łatwy i zbyt rzadki przypadek. Co zrobić wówczas, kiedy od twojego środowiska zaczynają oddzielać cię twoje poglądy na życie i twoje wiara? Być uczniem Jezusa w morzu ludzi, dla których jest to obojętne lub którzy się z tego śmieją. Chodzić na niedzielną Eucharystię nie na zakupy do supermarketu. Wierzyć w Ewangelię, świętość życia i małżeństwo między mężczyzną i kobietą – wystarczy, żeby zaznaczyć jak bardzo chrześcijanin różni się od mainstreamu tego świata. Oczywiście często trzeba za to zapłacić poczuciem inności lub nawet karierą, pozycją towarzyską. Do głowy przychodzi pytanie: czy warto?

1. Sprawiedliwy – znak sprzeciwu

Pytanie stare jak świat, które zadawali sobie herosi wszystkich czasów: wybitni wodzowie, przywódcy, opozycjoniści, męczennicy. Czy warto dla sprawy narażać własne życie? Spróbujmy to pytanie odwrócić: czy warto żyć byle jak, byle żyć? Wierzyć w to, co inni, byle dali mi spokój? Taki mniej więcej wybór zastał przed sobą sprawiedliwy, o którym mówi dzisiejsze pierwsze czytanie z Księgi Mądrości. Widać, że zanim otaczający go ludzie uznali, że jest niebezpieczny, próbowali go przeciągnąć na swoją stronę. I cóż się wtedy okazało? Ten człowiek nie dał się naiwnie wykorzystać do ich planów. Tak trzeba by przetłumaczyć Mdr 2,12, gdzie bezbożni mówią: „Zróbmy zasadzkę na sprawiedliwego, bo jest dyschrestos”, po grecku dosłownie ciężki do użycia, nie daje się wykorzystać. Sprzeciwia się bezprawiu, wypomina błędy obyczajów – jednym zdaniem jest chodzącym wyrzutem sumienia.

Jego życie jest niepodobne do innych, a jego drogi odmienne (Mdr 2,15). Trzeba odwagi, żeby tak otwarcie manifestować swoje poglądy. Trzeba się też liczyć z tym, że ktoś zechce je poddać próbie. W przypadku sprawiedliwego z Księgi Mądrości jest to próba ekstremalna: w majestacie prawa bezbożni chcą go skazać na śmierć. „Zobaczmy, czy prawdziwe są jego słowa, wybadajmy, co będzie przy jego zejściu” (Mdr 2,17). Przecież pokładał nadzieję w swoim Bogu, powinien go więc ocalić (Mdr 2,18.20). Strategia bezbożnych ukazuje, z kim tak naprawdę walczą. Ich przeciwnikiem jest Bóg, którego prawa kwestionują, i któremu rzucają wyzwanie, prześladując jego sługi. Czy ujmie się za nimi? Według filozofii bezbożnych nie. Za dużo już przeżyli na tej ziemi, za dużo uczynili zła, aby wierzyć jeszcze, że Bóg przejmuje się losem ludzi. A jednak, jak mówi dalej autor Księgi Mądrości, „Tak pomyśleli - i pobłądzili, bo własna złość ich zaślepiła. Nie pojęli tajemnic Bożych, nie spodziewali się nagrody za prawość i nie docenili odpłaty dusz czystych” (2,21-22). Bóg zawsze upomina się o swoich „nonkonformistów”. Ratuje ich z ręki bezbożnych, a jeśli już dopuści do nich śmierć i cierpienie, to nagroda dla nich będzie niezmierzona. Odważyli się mu przecież zaufać. Stali się znakiem sprzeciwu wobec świata.

2. Jezus – buntownik z wyboru

Historia sprawiedliwego z Księgi Mądrości w 100% realizuje się w życiu Jezusa. Tak jakby natchniony autor pisał o Nim, opisując dramat odwiecznego zmagania między złem i dobrem. Znak sprzeciwu dla swoich, niewygodny pod każdym względem dla panującej kasty kapłanów, chełpi się, że zna Boga i nazywa się jego synem (Mdr 2,13) – to dostateczne powody, aby uznać Go za niewygodnego. W jego życiu realizuje się także najdramatyczniejszy ze scenariuszy, w którym bezbożni skazują sprawiedliwego na śmierć. Dotykają go obelgą i katuszą, na którą On rzeczywiście odpowiada łagodnością i cierpliwością (Mdr 2,19). Skazują go na hańbiący krzyż i wołają: „Jeśli jesteś Synem Bożym zejdź z krzyża” (Mt 27,40). I znów wystawiają na próbę samego Boga mówiąc: „Zaufał Bogu: niechże Go teraz wybawi, jeśli Go miłuje” (Mt 27,43).

Bóg z podziwem i miłością patrzy jak jego Syn trwa do końca przy swojej misji, oddając za nią życie. Do końca także ufa Ojcu: lepiej, by wypełniła się wola Boga, niż zalęknionego człowieka. Jezus to najsławniejszy nonkonformista i buntownik z wyboru w dziejach świata. Porywa się na jego całe zło i wygrywa. Kiedy jednak swoją postawę próbuje zaszczepić uczniom, ci reagują lękiem i niezrozumieniem. Dzisiejsza Ewangelia mówi, że na słowa zapowiadające mękę i zmartwychwstanie oni odpowiadają milczeniem i bojaźnią (Mk 9,31-32). Dlaczego Mistrz, który tak dobrze się zapowiada, cudotwórca kochany przez ludzi, miałby zginąć z ich rąk? Widzieli go raczej na drodze do sławy, a siebie samych jako potężnych i szanowanych u jego boku. W drodze posprzeczali się nawet, dzieląc między siebie najzaszczytniejsze miejsca (Mk 9,34).

Uczniowie nie chcą, boją się być nonkonformistami, tak jak ich Mistrz. Marzą o normalnym, przeciętnym życiu. Ale trudno mieć takie marzenia, kiedy się chodzi u boku Jezusa. Pan przywoławszy ich mówi: „Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!” (Mk 9,35). Potem stawia przed nimi dziecko, aby pokazać jakiej postawy oczekuje od nich. Zaufania, podobnego do tego, jakie ma to małe dziecko otoczone ramionami Jezusa. Wystarczy zaufanie, nie potrzeba ogromnej odwagi.

Aplikacja

Pytanie, postawione na początku pozostaje jednak wciąż bez odpowiedzi. Czy warto płynąć pod prąd, być znakiem sprzeciwu dla innych, nonkonformistą, jak Jezus? Każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Odpowiedź wymaga wiary i zaakceptowania stylu bycia Jezusa. Nie pozwolić się wykorzystać złu, stanąć po stronie Boga, być znakiem Bożej obecności dla innych, żyć zaufaniem do Ojca. To naprawdę piękna strona życia, choć wymaga i kosztuje. Jednak wobec satysfakcji jaką daje bycie dobrym człowiekiem, wobec chwały zmartwychwstania i przyszłego spotkania z naszym Panem – zdecydowanie warto być nonkonformistą.