Homilia na Poniedziałek Wielkanocny (25.04.2011)

Ks. Wacław Borek

Zmartwychwstały pomaga odzyskać
utraconą tożsamość dzieci Bożych

Drugie święto Wielkiej Nocy – poprzez swoją liturgię słowa – syntetyzuje to wszystko, co się wydarzyło przez ostatnie cztery dni. Pierwsze czytanie umożliwia nam spotkanie z przemienionym człowiekiem, który na skutek osobistego spotkania ze Zmartwychwstałym mocno stanął na nogach i dzieli się swoim doświadczeniem wiary. Pragnie nam przez to pokazać, iż z największego upokorzenia i upadku można powstać pod warunkiem, że się spotkamy z Jezusem Zmartwychwstałym. Ewangelia – kontynuując tę myśl – wskazuje na dwie czytelne postawy jakie można przyjąć stając wobec znaku zmartwychwstania. Jedną reprezentują ci, którzy uwierzyli, drugą reprezentują ci, którzy uparcie negując ten znak podjęli się realizacji fałszywej misji.

Z jakąż pewnością i siłą brzmi głos św. Piotr, kiedy w imieniu całego apostolskiego kolegium przemawia po raz pierwszy w dzień Pięćdziesiątnicy: „Niech wie z całą pewnością cały dom Izraela”. To brzmi prawie jak orzeczenie trybunału, ostateczne ogłoszenie sentencji i to w sprawie, która dotyczy całego świata. Bo za chwile – przy pomocy trzech prostych, ale jakże głębokich zdaniach – Piotr przekaże podstawową doktrynę wiary pierwotnego Kościoła: „Jezusa, który został ukrzyżowany, Bóg uczynił Panem i Mesjaszem”. A jeszcze kilka dni temu na rozkaz Piłata cały świat miał zostać poinformowany o ukrzyżowanym skazańcu, Jezusie z Nazaretu, królu żydowskim. Piotr, choć nie miał władzy Piłata, wypowiadał sentencję przewyższającą swoją rangą wartość wypowiedzi przedstawiciela władzy.

Co się stało z tym upokorzonym własną słabością Piotrem, wyrzekającym się znajomości z Jezusem? Co się stało z człowiekiem, który okazał się tak nie odporny na spojrzenie Jezusa, że aż musiał zapłakać? Wreszcie; co się stało z tym człowiekiem zamkniętym w czterech ścianach domu z obawy przed Żydami? Przecież przemawiając „głośnym głosem” jest całkowitym zaprzeczeniem Piotra jakiego poznaliśmy w Wieki Piątek.

Piotr stanął na nogi – dosłownie i w przenośni. To co odbieramy w sposób lakoniczny z tekstu natchnionego: „Wtedy Piotr, powstawszy razem z Jedenastoma, głośnym głosem przemówił do nich”, stanowi o sensie jego odzyskanej tożsamości. Piotr stanął nie tylko fizycznie na czele Jedenastu przed wielkim tłumem, ale także stanął na baczność w swojej godności osoby powołanej przez Jezusa. Teraz jest już prawdziwym uczniem, który kontynuując dzieło Mistrza, z całym autorytetem wzywa wszystkich do słuchania. Wymowne jest także jego trzykrotnie zwrócenie się do słuchaczy przy pomocy określenia „mężowie” i to w trzech różnych odsłonach: „mężowie Judejczycy”, „mężowie izraelscy” i „mężowie bracia”. Nim zwrócił się to nich za pomocą tego ostatniego określenia, wskazującego na przynależności do nadprzyrodzonej rodziny Boga, przypomniał im utraconą tożsamość, o którą mężowie Królestwa Północnego nie dbali.

Zwraca się także i do nas, którzy po macoszemu traktujemy naszą chrzcielną tożsamość, zapominając o tym co wydarzyło się w dniu, kiedy przyjęliśmy pierwszy sakrament. I do nas Piotr mówi sugerując nam, iż jesteśmy trudnymi partnerami dialogu z Bogiem. „Tego Męża, który z woli postanowienia i przewidzenia Bożego został wydany, przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście”. My też działamy w przysłowiowych białych rękawiczkach. Często w sposób zakamuflowany, wysługując się innymi, krzyżujemy Jezusa. Pan Bóg jednak w swoi niepojętym planie dopuszcza, aby Jego Syn został wydany na okrutną mękę. I chociaż my nie robimy tego bezpośrednio to wciąż wysługujemy się grzechem. Wielka jest wyrozumiałość Piotra, który bezpośrednio nie obarcza odpowiedzialnością swoich słuchaczy, ponieważ ukrzyżowania dopuszczają się rękami „bezbożnych”. Czyni to jednak po to, aby od razu sformułować najważniejszą prawdę: „Bóg wskrzesił” Ukrzyżowanego!

Najważniejszy jest więc Bóg, Bóg Ojciec i Jego miłość do człowieka, która uzdania człowieka do godnego stanięcia na nogi. Cena jaką za to ponosi sam Bóg jest przeogromna. Widać jednak, że dla Ojca Niebieskiego nie cena się liczy ale przywrócenie człowiekowi jego utraconej godności i tożsamości. Dlatego istnieje owa tajemnicza relacja pomiędzy partnerami dialogu. Tym trudnym partnerom Bóg daje znak. Jest nim Jezus wskrzeszony z martwych. Ten znak, a właściwie osoba Zmartwychwstałego staje się światłem rozświetlającym wszystkie wydarzenia naszego życia i całej historii. Pierwszym niezbędnym warunkiem jest osobiste spotkanie się z Jezusem Zmartwychwstałym i uznanie Jego tożsamości, a jest On: Panem i Mesjaszem.

W czasie całego swojego ziemskiego życia Jezus borykał się z dylematem takiego objawienia prawdy o sobie, aby ludzie traktowali Go jako Zbawiciela, czyli Mesjasza a nie tylko wszechstronnego cudotwórcę. My spotkaliśmy się ze Zbawicielem w sakramencie pokuty i pojednania. Teraz mamy Jezusa uczynić naszym Panem. Tzn., że postawiony na centralnym miejscu w naszym życiu ma nim rozporządzać. W zrozumieniu tej prawdy pomaga nam dzisiejsza ewangelia, bo jeśli Chrystus panuje w naszym życiu to przemienia się nasze serce i zmienia się nasza mentalność. Jeśli zaś nie panuje jesteśmy skazani na duchową śmierć.

Ewangelista Mateusz opisuje jak różna może być reakcja w obliczu zetknięcia się z Bożą interwencją w nasze życie. Kiedy dochodzi do swoistego „duchowego trzęsienia ziemi” można doznać szoku i paść martwym (duchowo), ale można też zareagować z goła odmiennie. Widzimy to na podstawie zachowania się dwóch grup ludzi reprezentowanych przez: strażników u grobu i kobiety, które poszły ten grób zobaczyć (por. Mt 28,1).

Wobec wydarzenia Paschalnego nie można pozostać obojętnym, nie można twierdzić, iż nic się nie stało co miałoby związek z naszym życiem. Ci co w tym życiu szukają Jezusa nie powinni się lękać. Bóg zna ich szczery zamiar i usilne starania. Jezus, który całkowicie zjednoczył się z doświadczeniem człowieka, także w wymiarze cierpienia i śmierci, po zmartwychwstaniu też mocno stanął na nogi. Zawsze staje przed człowiekiem szczerze Go szukającym i mówi: nie lękaj się! Znam twoją wielkoduszną miłość.

Bóg i w tym przypadku podarowuje swój znak. Konsekwencją przyjęcia tego znaku jest podjęcie się misji wyruszenia w drogę wiary. Przesłanie dzisiejszej ewangelii jest jasne. Osobom szczerze szukającym Boga, sam Jezus wychodzi naprzeciw, aby się z nimi spotkać. Spotykając się podarowuje swój pokój. Ale nie tylko to, gdyż od razu zaprasza do bycia rodziną Boga.