Homilia na Niedzielę Palmową "C" (28.03.2010)

Ks. Janusz Kręcidło MS

Męka Jezusa a moje życie

Niedziela Palmowa, zwana również Niedzielą Męki Pańskiej, wprowadza nas w misteria Wielkiego Tygodnia – najważniejszego tygodnia w życiu Jezusa. W tych dniach najpierw usłyszy On w drodze do Jerozolimy entuzjastyczne wołanie tłumu: „Błogosławiony Król, który przychodzi w imię Pańskie” (Łk 19, 38), potem zaś zostanie pojmany, będzie cierpiał i umrze na krzyżu, by po trzech dniach zmartwychwstać. Jest to najważniejszy tydzień w historii ludzkości. To, co się w nim dokonało odmieniło przeszłość i otworzyło jakościowo nową przyszłość. Niech to będzie również najważniejszy tydzień naszego życia. Jego głębokie przeżywanie rozpocznijmy od głębokiego przeżycia tej Eucharystii.

1. Radość ze spotkania z Panem

Podczas procesji z palmami czytamy dziś fragment Ewangelii Łukasza, który opowiada o przybyciu Jezusa do Jerozolimy na kilka dni przed Paschą. Wjeżdża On na osiołku od strony Góry Oliwnej. Jest entuzjastycznie przyjęty przez tłum uczniów, którzy widząc Go wielbią Boga „za wszystkie cuda, które widzieli”. Wołają głośno: „Błogosławiony Król, który przychodzi w imię Pańskie. Pokój w niebie i chwała na wysokościach” (Łk 19, 37-38). Ten powszechny entuzjazm udziela się prawie wszystkim. Nie podzielają go jednak obecni w tłumie faryzeusze, którzy nawet nakłaniają Jezusa, by zabronił uczniom wyrażania w ten sposób swojej radości.

Święty Łukasz wyraźnie nawiązuje tu do proroctwa proroka Zachariasza (14, 1-11), mówiącego o przyjściu Pana – Króla od strony Góry Oliwnej do Jerozolimy, by ją odnowić. Łukasz pokazuje tym samym czytelnikom swojej Ewangelii, że oto nastał moment zapowiedziany przed wiekami przez proroka. Oto, Król – Pan i Mesjasz nawiedza swoje miasto. Wydaje się, że taką właśnie świadomość miały tłumy, które radośnie wielbiły Boga za to, że nawiedza swój lud. Faryzeusze jednak, którzy są tutaj reprezentantami ludzi przywiązanych do aktualnego porządku religijnego, choć widzą w Jezusie kogoś wyjątkowego, bo również wyszli na Jego spotkanie, starają się „zamknąć ludziom usta”, bo boją się, że mogą wiele stracić.

Do którego rodzaju ludzi zaliczymy siebie dzisiaj? Czy pulsuje w nas radość spotkania z Panem? Czy jesteśmy otwarci na nadzieję nowego, pełnego życia, które narodzi się poprzez mękę, śmierć i zmartwychwstanie? Czy błogosławimy Pana za Jego przyjście i za wszystko, co dla nas czyni w Wielkim Tygodniu? Czy może raczej przypominamy bardziej faryzeuszów? Nie chcemy niczego zmieniać! Dobrze jest jak jest! Kim jesteśmy? Jaki jest nasz osobisty stosunek do Jezusa – Króla, Pana i Mesjasza, który nas w tych dniach nawiedza?

2. Cierpienie i śmierć Pana – utrata wszelkiej nadziei

Tydzień, który dziś rozpoczynamy to najbardziej bolesny czas w całej historii ludzkości. Słyszane przed chwilą opowiadanie o męce Pana przepełniło nas bólem, bo kolejny raz uświadamiamy sobie jak wielką cenę zapłacił On za nasze zbawienie, ile kosztowało Go to byśmy my mogli wieść dobre szczęśliwe życie. Odłużmy jednak na chwilę tę zbawczą perspektywę i popatrzmy na to wydarzenie „po ludzku”. To, co działo się od momentu pojmania Jezus do chwili, gdy wypowiedział „wykonało się”, oddając ostatnie tchnienie na krzyżu, napawa nas bólem i współczuciem. Rodzi się naturalny protest: Tak nie powinno być Dlaczego człowiek dobry, uczciwy i sprawiedliwy musiał cierpieć tak okrutne męki? Dodajmy do tego cierpienie psychiczne: Jezus jest traktowany jak przestępca, bandyta, wyrzutek społeczny. Na dodatek cierpi wskutek kłamliwych, fałszywych oskarżeń.

Traumę, jaką przeżywał Jezus w czasie drogi krzyżowej i gdy wisiał na krzyżu dobrze oddają słowa psalmu 22, który powstał na kilka wieków wcześniej. Wydaje się, że ból fizyczny nie był tak straszny jak wyszydzenie, poczucie opuszczenia i niezrozumienie ze strony tych, którzy choć trochę powinni rozumieć. Jezus wiszący na krzyżu czuje się nawet opuszczony przez Boga i wypowiada pełne żalu i najgłębszego bólu pytanie: „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?”. Jak „po ludzku” zrozumieć cierpienie Jezusa, niesprawiedliwość i ludzkie okrucieństwo? Jak nadać temu wszystkiemu jakiś sens?

3. Zrozumieć sens męki Pana to nadać nowy sens swojemu życiu

Odczytanie opowiadania o męce w kontekście dzisiejszego czytania z Księgi proroka Izajasza sugeruje, że Jezus świadomie przyjął na siebie tak okrutny los: „Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mej twarzy przed zniewagami i opluciem.” (50, 6). Był to Jego świadomy wybór! Jezus wjeżdżając do Jerozolimy wiedział, co Go czeka. Mógł zrezygnować, odejść, wycofać się. Nie uczynił tego, gdyż uznał, że są sprawy dla których warto cierpieć a nawet oddać życie.

My dzisiaj, dwadzieścia wieków po wydarzeniach Wielkiego Tygodnia, mamy o wiele szerszy ogląd całej sprawy niż ludzie, którzy byli naocznymi świadkami tych wydarzeń, czy też o nich słyszeli lub czytali w tamtym czasie. Jesteśmy bogatsi o interpretację sensu śmierci Jezusa, którą dają nam autorzy Nowego Testamentu i cała wielowiekowa tradycja Kościoła. Wiemy, że męka i śmierć Jezusa nie były przypadkowymi wydarzeniami. Miały one głęboki sens: Jezus poniósł śmierć na krzyżu, aby dać nam życie.

Święty Paweł w Liście do Filipian, we fragmencie, który słyszeliśmy przed chwilą (2, 6-11), po mistrzowsku wyjaśnia sens i cel śmierci Chrystusa. Przypomina, że „istniał On w postaci Bożej”, tzn. był Bogiem. Nie musiał „ogołacać samego siebie”, przyjmować ludzkiej postaci i upodabniać się do człowieka we wszystkim oprócz grzechu. Nie musiał umierać na krzyżu w straszliwych mękach. On jednak podjął się misji, którą powierzył mu Ojciec, wziął na siebie nasze grzechy i zaniósł je na Golgotę. Przyjął cierpienie, bo widział w nim zbawczy sens.

Zrozumienie sensu męki Pana – tego po co i dlaczego umarł na krzyżu – i przyjęcie daru Jego męki i śmierci jako osobistego daru dla mnie, jest warunkiem zrozumienia sensu mojego własnego życia. To zrozumienie może stać się również początkiem mojej osobistej przemiany – nowego spojrzenia na moje życiowe wzloty i upadki, radości i cierpienia.