Dobre Słowo 06.11.2012 r. Wypchaj się, Panie Boże!

Dobre Słowo 06.11.2012 r.

Wypchaj się, Panie Boże!

Boże Ojcze, przez Jezusa w Duchu Świętym proszę Cię o odwagę poznania tej relacji, jaka łączy mnie z Tobą w tej chwili, teraz, podczas tego rozważania, w czasie tego nastawienia, które mam do tego rozważania oraz w czasie zgłębiania tajemnic, jakie chcesz mi objawić.

Przychodzi taki moment w przepowiadaniu, kiedy łagodna forma tłumaczenia Ewangelii wyrządza szkodę słuchającym. Chodzi tu o sytuacje, w których dotykamy bardzo wyraźnie swojego lenistwa, wygodnictwa i absolutnie nie jesteśmy gotowi na przyjęcie orędzia nawrócenia, dlatego wyjmujemy, wyłapujemy ze słowa tylko to, co utrwali nas w świętym przekonaniu, że niewiele musimy ruszać, robić. Nie chodzi o jakieś katowanie, straszenie siebie, przypieranie się do muru po to, by znęcać się nad sobą.

Ten sposób odbioru, w którym znęcamy się nad swoją słabością, nad tym, że jesteśmy słabi, jest antyewangeliczny, przeciwny Duchowi Świętemu. Bóg nie chce, żebyśmy się znęcali nad swoją słabością, ale żebyśmy odkryli ją przed Nim.

Boże słowo zachęca nas dziś do tego, abyśmy stanęli wobec dotychczasowej wiedzy, odkryć na temat swojej słabości, a także słabości braci i sióstr, bo jedno z drugim jest połączone. Ile jest tam ewangelicznego spojrzenia, a ile bardzo srogiego, tępego w radykalizmie – czyli przeciwnego Ewangelii – katowanie siebie?

Św. Paweł, pisząc do Filipian, kieruje ich dążenia do ożywczego przykładu Chrystusa: Niech was ożywia to dążenie, które było w Chrystusie Jezusie. On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi i w tym, co zewnętrzne, uznany za człowieka. Uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.

Paweł kładzie nam na serce i stawia przed oczami obraz Chrystusa i dążenia, jakie w Nim były. To On ogołocił samego siebie, przyjął postać Sługi, stał się nikim, aby pozwolić nam odkryć, jak w sytuacji bycia po ludzku nikim, na ostatnim miejscu, bycia sługą, doświadczyć tego, co Paweł nazywa wywyższeniem Go nad wszystko, darowaniem Mu imienia ponad wszelkie imię.

To dokonuje się dzięki Bożej interwencji. Uznanie swojej słabości, kondycji, ogołocenie się przed Bogiem – nie pastwienie się nad swoją słabością, ale dotknięcie jej z całą goryczą, z całym wewnętrznym poruszeniem i z całą niemocą – pozwala Mu objawić swoją moc i wywyższyć nas.

Jezus, siedząc przy stole – ten obraz kontynuuje ewangelista – słyszy, jak jeden ze współbiesiadników mówi do Niego: „Szczęśliwy ten, kto będzie ucztował w królestwie Bożym”. Jest to kolejna okazja do tego, żeby z codziennej sytuacji wyprowadzić niesamowite, niebieskie, królewskie wnioski, życiowe aż do bólu.

Jezus mówi o wielkiej uczcie, którą wyprawił pewien człowiek, oraz o odpowiedziach udzielanych przez poszczególnych zaproszonych: «Kupiłem pole, muszę wyjść, aby je obejrzeć; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego». «Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego». «Poślubiłem żonę i dlatego nie mogę przyjść». Krótko mówiąc: Wypchaj się tym swoim zaproszeniem do głębi, do uczty, do przebywania, do poświęcenia czasu! Wypchaj się tym, Boże! - Za tymi obrazami ewangelicznymi kryje się taki właśnie przekaz: Wypchaj się!

Sługa powraca i oznajmia swemu panu to, co usłyszał. Wtedy rozgniewany gospodarz nakazał słudze: «Wyjdź co prędzej na ulice i zaułki miasta i wprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych».

Krótko mówiąc, na uczcie w królestwie niebieskim będzie ten, kto znalazł w sobie ubóstwo, ułomność, to, że nie widzi, to, że jest chromy. Znalazł w sobie słabość i nie znęcając się nad nią, pozwolił Bogu objawić swoją moc i zaproszenie. Ten, kto ma po dziurki w nosie wszystkiego, ten, który ma – mówiąc wprost – za dużo w tyłku i w duszy, nie jest w stanie odpowiedzieć na zaproszenie – będzie je zbywał albo powierzchownością, albo kulturalnym, dyplomatycznym: Uważaj mnie, proszę cię, za usprawiedliwionego. A mówiąc wprost, językiem bezpośrednim: Po prostu wypchaj się z tymi swoimi zaproszeniami do głębszego spotkania z Tobą, do przylgnięcia do Ciebie sercem. Ja Cię mogę, Boże, załatwić jakimiś ogólnikami, mogę Cię wyrolować pseudousprawiedliwieniami, ale nie poświęcę Ci czasu, nie będę z Tobą przebywał taki, jaki jestem – z całą moją zawiłością i z tą prostotą, o której marzę, z tym wszystkim, co mnie stanowi.

Kiedy było jeszcze miejsce, pan rzekł do sługi: «Wyjdź na drogi i między opłotki i zmuszaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony».

Są osoby, które odkrywszy swoją nędzę, wstydzą się z nią stanąć przed Bogiem. Bóg znajdzie sposób, aby nie naruszając tego, co przeżywamy, ale pozwalając nam brać to pod uwagę i brać to do siebie, wprowadzić nas w bliskość ze sobą. Byleby tylko ogołocić siebie samego, uznać swoją nędzę.

Albowiem powiadam wam: Żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty.

Na wypchaj się skierowane do Pana Boga na Jego zaproszenie do kosztowania uczty dziś przychodzi nam odpowiadać. To znaczy, postawieni w świetle tego rozważania, jesteśmy zaproszeni do udzielenia odpowiedzi na pytanie: W jakim stanie dziś jesteśmy?

Jaka jest nasza relacja do własnych słabości?

Ile jest tam ewangelicznego spojrzenia, a ile spojrzenia pośpiechu, czego to ja nie słyszałam – codzienne rozważania, już jestem tak napompowany, że co może do mnie trafić?... Teraz to tylko siedzę i oceniam, czy mnie poruszyło czy nie, czy ksiądz się przygotował, czy nie…

Pan zaprasza nas do spotkania z Nim. Nie zapomnijmy, że motywem tego zaproszenia jest miłość Boga – głęboka i przejęta naszym wiecznym zbawieniem, a nie chwilowym samopoczuciem.

Jezus umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie. Chce ze mną przebywać, rozmawiać szczerze, do bólu. Chce prawdy, która mnie wyzwoli i napełni głębokim pokojem.

Ksiądz Leszek Starczewski