Dobre Słowo, 15.09.2011 r. Ból, który uczy

Dobre Słowo, 15.09.2011 r.

Ból, który uczy

Jest taki rodzaj bólu, który potrafi wykrzywić i zmasakrować nie tylko ciało, ale i spojrzenie na siebie i innych. To ból rysujący karykatury, które nie śmieszą, ale szyderczo i z bezwzględnością rzucają się na nas jak sfora psów, bądź stado dorodnych byków. Co to za ból? Każdy, któremu nie towarzyszy choćby nikły płomyk ufności.

Dobre Słowo, 15.09.2011 r.

Ból, który uczy

Boże Ojcze, w swoim miłosierdziu spieszysz nam z pomocą także i wówczas, gdy jesteśmy przekonani, że Cię nie obchodzi nasze życie. Dziękujemy Ci za dar Jezusa, Twego Syna, a naszego Pana, Zbawiciela i Brata. Dziękujemy Ci za Jego ofiarną miłość i autentyczne posłuszeństwo Tobie we wszystkich sytuacjach życia.

Przez wstawiennictwo Maryi, Panny Bolesnej, zbliżamy się do Ciebie z naszą nieumiejętnością przeżywania bólu i cierpienia. Dotknij nas swoją łaską i spraw, abyśmy nie lekceważyli sił, jakie nam posyłasz do zmagania się z przeciwnościami. Spraw, prosimy, aby trudności uwalniały w nas głośne wołanie, płacz, gorące prośby i błagania zanoszone do Ciebie, Ojcze, a przez to czyniły nas wolnymi od złudzeń i oszustwa grzechu.

Jest taki rodzaj bólu, który potrafi wykrzywić i zmasakrować nie tylko ciało, ale i spojrzenie na siebie i innych. To ból rysujący karykatury, które nie śmieszą, ale szyderczo i z bezwzględnością rzucają się na nas jak sfora psów bądź stado dorodnych byków. Co to za ból? Każdy, któremu nie towarzyszy choćby nikły płomyk ufności.

Siostra mojej babci, doznawszy w dzieciństwie wypadku, przez całe swoje ponad 80-letnie życie była niemową – porozumiewała się tylko gestami, które nieliczni w rodzinie mogli trafnie odczytać. Kiedy dotknęła ją nieuleczalna choroba i znalazła się w szpitalu, zmagała się z potwornym bólem. Był dzień, w którym wyjątkowo dawała znaki, że chce spotkać się ze mną. Gdy przyjechałem do niej – dosłownie wiła się z bólu na łóżku. Leki znieczulające nie dawały rady. Włożyłem na nią ręce i modliłem się: Panie Jezu, ocal jej wiarę od wybuchu bólu. Nie zapomnę jej spojrzenia w tej chwili – głębokiego ufnością i przeoranego cierpieniem. Kilkanaście minut potem zmarła. Zapamiętałem to spojrzenie.

Z krzyża, przeorany cierpieniem, spogląda Chrystus. Jego konanie nie zostawia cienia wątpliwości oprawcom – jest przestępcą, skoro ginie w ten sposób. Siebie na śmierć ofiarował, zaliczony do grona przestępców, poniósł ich grzechy i oręduje za przestępcami – tak zapowiada tę śmierć prorok Izajasz (por. Iz 53, 12). I w tym wszystkim jest ciągle posłuszny i pełen miłości. Do końca wierny miłości, jaką Bóg ma ku nam. Przyjmuje ból w ufnej uległości wobec tajemniczych planów Ojca Niebieskiego. Gdy to piszę, wzrasta we mnie przekonanie o łatwiźnie, jaką jest mówienie o bólu. Pogłębia się też świadomość trudności przeżywania cierpienia. Jednak konieczne jest mówić, aby uczyć się przeżywać. To proces. Od małych niedomagań, poprzez te uciążliwe, aż do bolesnych tąpnięć bezsilności nie do wytrzymania. Uczmy się przeżywać ból razem z Maryją, Panną Bolesną – jak głosi jeden z Jej tytułów.

Synu, czemuś nam to uczynił? – pytała nie bez wyrzutu dwunastoletniego Jezusa w świątyni, po trzech dniach poszukiwań, gdy „zgubił się” na pielgrzymce do Jerozolimy. Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie.

Ból serca, ujęty choćby płomykiem wiary, potrafi zmobilizować do szukania Jezusa. Nie tylko zresztą do szukania, ale i odnalezienia Go w sprawach Ojca, czyli tam, gdzie objawia się jako bliższy nam, niż nasze najpotworniejsze osamotnienia, opuszczenia i bóle.

Jaką siłą jest ufność słowu powiedzianemu przez Pana! Ile w niej zdecydowania i konsekwencji! Maryja uczyła się jej przez całe swe ziemskie życie, tak jak umiała. Szkoda, że w rozważaniach słowa i patrzeniu na Maryję zbyt często akcentujemy wyłącznie cel Jej zmagań, a nie drogę, którą przebyła. To mało ludzkie, a przecież – jak zauważył poeta ks. Jan Twardowski – Maryja jest taka ludzka.

Każdy z nas ma swoją drogę do odkrycia mocy, jaką daje zaufanie słowu powiedzianemu przez Pana. Mocy, która potrafi ocalić od bólu, gdy jednocześnie go przeżywamy. Każdy z nas ma drogę nie tylko bardzo osobistą, ale i wspólnotową – razem z Maryją, jako Niebieską Mamą. Czego Maryja nas uczy? – Tego, że z mieczem boleści, celnie przeszywającym to, co w nas najwrażliwsze – serce – można stać pod krzyżem Chrystusa. Nie załamywać się, nie odgrywać bohatera, ale zbliżać się do Jezusa i odkrywać, że potrafi nam współczuć i przyjść ze skuteczną, czyli zbawczą pomocą. Współcierpiąca Maryja jest nadzieją dla nas i naszych dróg uczenia się postawy trwania przy Jezusie w każdym bólu – twórczego trwania, czyli odzierającego nas ze złudzeń, że sami z siebie coś potrafimy uczynić. Twórczego, czyli otwierającego nas na modlitwę w bliskości żyjącego Boga!

Autor Listu do Hebrajczyków zauważa:

Chrystus podczas swojego życia doczesnego z głośnym wołaniem i płaczem zanosił gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości.

Chrystus też – jak mówią młodzi – „wymiękał”. To nie jest bohater z uśmiechem na twarzy w czasie bólu. Nie jest też cierpiętnikiem, który trąbi przed innymi, aby pokazać, jaki to jest biedny. To Syn Boży szukający dramatycznie, ale z oddaniem i w posłuszeństwie miłości, bliskości Ojca.

Gdy przychodzi ból, światło wiary wzmaga konieczność szukania bliskości i czułości. Maryja stoi pod krzyżem i jest darem czułości Jezusa dla każdego, kto doświadczając odrzucenia i zagubienia, jakiejś koszmarnej „nieobecności” Boga, pyta Go: Czemuś mi to zrobił? Pyta i szuka. Szuka i znajduje odpowiedź w ofiarnej uległości Jezusa na krzyżu. To jedyny Zbawiciel. Będąc darem, Maryja sama otrzymuje dar Jana: Niewiasto, oto syn Twój. Otrzymała w darze i ciebie, i mnie. Każdy wyznawca Jej Syna jest dla Niej darem, takim jak Jezus.

Ból osłonięty zaufaniem uczy szukać i znajdywać Boga, który ciągle obdarowuje. Uczy, a nie wyręcza.

A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał.

Chrystus też się uczył. Nie może być uczeń nad Mistrza. Chyba często o tym zapominamy i szukamy… ale dróg na skróty. Bez uległości Bogu nie ma mowy o odkłamaniu siebie z oszustwa grzechu. A uległość doskonali się w cierpieniu i to – powtórzmy z mocą – z głośnym wołaniem i płaczem. Jest więc także inna rola bólu przyjętego z wiarą – uczy posłuszeństwa, które niesie wolność. Nieposłuszeństwo słowu – czyli, jak uczy Benedykt XVI, przyczyna grzechu – może zostać pokonane wyłącznie przez uległość wobec niego.

Jakie sygnały wysyła do mnie Pan Bóg, dopuszczając zmaganie i cierpienie w ostatnim czasie?

Jak reaguję na ból?

Ile jest we mnie uległości wobec słowa?

Maryja w posłuszeństwie słowu jest naszą Mamą.

Maryjo, wypraszaj nam łaskę wybawienia od próżnego lęku i rozpaczy. Ciebie dał nam Chrystus i Tobie nas podarował.

Panie Jezu, otwieraj w nas mocą Twego Ducha to, co kryją serce i umysł pogrążone w buncie. Oczyszczaj nas z postaw, które nijak się mają do Twojego słowa. Uwalniaj nas z postawy cierpiętnictwa, które koncentruje nas i zamyka w bólu, zniekształcając prawdę o Twojej bliskości.

Ksiądz Leszek Starczewski