Dobre Słowo 30.10.2011 r. Antyklerykalne…

Dobre Słowo 30.10.2011 r.

Antyklerykalne…

Dzisiejsze słowo Boże może przypominać fragment artykułu z antyklerykalnego pisma albo posty ze stron internetowych po artykule o Kościele. Jednak te słowa wypowiada Bóg przez swoich proroków: Malachiasza, Pawła Apostoła i największego z nich, Jezusa.

Czy Chrystus był antyklerykałem? – Jeśli przez antyklerykalizm rozumiemy sprzeciw wobec zadufania w sobie, pędu za karierą, tytułomanii, zamknięcia się w swoim światku oraz sprowadzania funkcji kapłana do roli urzędnika mającego podobać się ludziom, to Jezus był antyklerykałem. Jednak słuchając Jego słów i patrząc na Jego zachowanie, dostrzegamy, że antyklerykalizm Jezusa miał zawsze jeden cel: pozyskać tych, których krytykuje, których postawy demaskuje.

Jeśli ktoś mówi wprost o rzeczach, które go bolą, i identyfikuje przyczynę bólu z drugim człowiekiem, a czyni to z miłością, to z pewnością nie tylko ma do tego prawo, ale jest to również jego obowiązek. Jeżeli męża lub żonę bolą pewne zachowania współmałżonka i mówią o nich po to, aby bardziej zbliżyć się do siebie, nie robią nic nadzwyczajnego – wykonują swoje powinności małżeńskie.

Jezus nie zbija fortuny na krytykowaniu faryzeuszy. Podobnie nie zbił fortuny prorok Malachiasz, który w imieniu Boga wypowiada pod adresem kapłanów jedne z najostrzejszych słów w Piśmie Świętym: Teraz zaś do was, kapłani, odnosi się następujące polecenie: Jeśli nie usłuchacie i nie weźmiecie sobie do serca tego, że macie oddawać cześć mojemu imieniu, mówi Pan Zastępów, to rzucę na was przekleństwo.

Kilka wersetów dalej czytamy u Malachiasza: Sprawię, że wasze błogosławieństwo zamieni się w przekleństwem. Rzucę wam mierzwę waszych ofiar w twarz. Mówi to Bóg głęboko przejęty troską o cały lud. On nie przypomina złośliwego megalomana, ale jest prawdą, która, podawana z miłością, wyzwala.

Gdybyśmy chcieli zwrócić komuś uwagę, powiedzieć mu prawdę bez miłości, z pewnością go zabijemy. Jeżeli przekazujemy prawdę, to tylko z miłością, a więc z pragnieniem, aby druga strona otworzyła się, wyszła z ciemności i ślepoty, w których tkwi.

Faryzeusze i uczeni w Piśmie – jak zauważa Jezus – mówią, ale sami nie czynią. Religię  uczynili ciężarem. Przestała ludzi radować, a stała się przyzwyczajeniem, przykrym obowiązkiem. Taka religia nie ma nic wspólnego z nauką  Syna Bożego, Jezusa Chrystusa.

Faryzeusze doskonale skupiali na sobie uwagę. Robili wszystko, aby się ludziom pokazać. Nawet zewnętrzne znaki pobożności nosili na pokaz. Powiększali filakterie – pudełeczka z najważniejszymi tekstami biblijnymi, które powinni mieć przed oczyma. Wydłużali frędzle u łaszczy będące symbolami wierności Bożym przykazaniom.

Chrystus mówi, że między Jego wyznawcami ma być inaczej. Prawdziwi wyznawcy czynią wysiłki, by odwracać od siebie uwagę i kierować ją na jedynego Mistrza i Nauczyciela. Aby ludzie widzieli dobre czyny w was. Po co? Żeby was chwalili? – Nie, żeby chwalili Ojca, który jest w niebie.

Tylko taka postawa otwiera człowieka na radość z modlitwy, ze spowiedzi, z przyjmowania słowa Bożego, które często jest słowem napomnienia. Tylko taka postawa zdrowo otwiera na relacje z innymi ludźmi. Każda inna jest parodią chrześcijaństwa.

Błagajmy dziś Pana, słuchając tych mocnych słów w tych okolicznościach, jakie właśnie przeżywamy w świecie i w naszym kraju, abyśmy uniknęli dwóch skrajności i żebyśmy nie przyjęli tych mocnych słów tylko i wyłącznie po to, by zwracać uwagę innym ludziom.

Pierwsza skrajność to, słuchając o kapłanach, mieć tylko ich na myśli. Nie chodzi też o to, żeby nie mieć ich na myśli, bo Chrystus wręcz przynagla nas do braterskich upomnień. Jeżeli zobaczysz, że twój brat, którym jest na przykład osoba duchowna, ksiądz, osoba konsekrowana, siostra zakonna, swoim zachowaniem sprowadza wielu z drogi zbawienia – jak mówi prorok Malachiasz – w sumieniu swoim jesteś zobowiązany jako chrześcijanin iść i upomnieć w cztery oczy. Chrystus chciałby, żebyśmy uniknęli skrajności odnoszenia słów, które dziś głosi, tylko do innych.

Prośmy też Pana o wyzwolenie od drugiej skrajności, polegającej na tym, że nasza pobożność jest tak zamknięta, że nikt nie ma prawa zwrócić nam uwagi. Bywa, że Pan Bóg upomina nas przez najmniej oczekiwane, niespodziewane wydarzenia. Święty Benedykt mówił, że Bóg często zwraca nam uwagę przez młodszych. Potrzeba wielkiej kultury osobistej, wielkiego formatu duchowego i wewnętrznej dyscypliny, żeby przyjąć upomnienie od młodszej od nas osoby.

Nieprzypadkowo jedna ze scen ewangelicznych przedstawia Jezusa biorącego w obronę dzieci, którym uczniowie szorstko zabraniają przystępu do Niego. Do takich bowiem należy królestwo niebieskie. Dzieci nie są zakłamane. One potrafią powiedzieć prawdę z miłością.

Słuchając zatem tych słów, pytajmy dzisiaj samych siebie o naszą troskę o Kościół w słowach i czynach, o nasze relacje w kościele domowym, jakim są nasze rodziny, o umiejętność przyjmowania krytycznych uwag pod swoim adresem. Czy potrafimy upominać z miłością, czyli z troską o pomoc innym osobom?

Jezu, Ty znasz nas najlepiej i choćbyśmy odgrywali pobożnościowe spektakle – wszystko jedno, z której strony ołtarza – Ty i tak wiesz, jaka jest prawda o nas. Błagamy Cię, nazywaj stanowczo i bez żadnych kompromisów, ale ciągle z troską o nas, to zakłamanie, którego możemy nie widzieć. Pomagaj nam czynić wysiłki, których celem będzie odwrócenie uwagi od nas samych i skierowanie ich na Ciebie – jedynego Mistrza i Nauczyciela. Ty ukazujesz nam Ojca w niebie. Dla Niego wszyscy jesteśmy dziećmi, a dla siebie nawzajem braćmi i siostrami.

Ksiądz Leszek Starczewski