Podejrzewany i śledzony Jezus (29 X 2010 r.)

Dobre Słowo 29.10.2010 r.

Podejrzewany i śledzony Jezus

Boże Ojcze, Ty chcesz mówić do nas nawet wówczas, gdy nie mamy usposobienia do  słuchania czy też rozważania Twego słowa. Dziękujemy Ci za Twoją wielką cierpliwość i miłość, jaką nas otaczasz z każdej strony, w pełni objawianą w Jezusie Chrystusie. Dziękujemy, że to On jest Twoim żywym słowem, które w mocy Ducha Świętego pragnie do nas dotrzeć. Ojcze, uczyń z nami cud. Przemieniaj nas Twoim słowem. Przemieniaj naszą oporną wolę. Kiedy trzeba zastosować wobec naszego oporu uzdę i wędzidło, stosuj je, Panie, Boże Ojcze wszechświata, Panie naszych serc, problemów i radości. Dotykaj nas i uzdrawiaj.

We wczorajszej Rozmównicy poświęconej różnym przykrościom, fałszywym obrazom w wierze, jedna z osób napisała maila, w którym mniej więcej tak przedstawiła swój problem: Odeszła od Kościoła na skutek zgorszenia wywoływanego przez dwóch księży. Wyznała, że sporo czasu musiało upłynąć, aby ojcowie zakonni pomogli jej wrócić do społeczności Kościoła. Odnalazła się w jednej ze wspólnot, ale – jak twierdzi – mimo tego, iż jej pasterz jest dobrym człowiekiem, ciągle wyczekuje jego potknięcia.

Ojciec prowadzący program mówił, że ta czujność, iż wszyscy jesteśmy grzeszni, jest bardzo konieczna, aby nie utożsamiać tylko i wyłącznie uzdrowienia czy też łaski, pomocy w powrocie do Kościoła z ojcami zakonnymi, bo i w nich też istnieje bardzo konkretna, realna podatność na grzech, na zgorszenie. Natomiast w mojej głowie i w sercu wzbudziło się przekonanie, że niewykluczone, iż Pan Jezus, który swoją miłością ogarnia i tę sytuację, chce uzdrowić tę osobę poprzez najprawdopodobniej odkrycie potknięcia u pasterza przewodzącego wspólnocie, do której ta osoba teraz należy. Niewykluczone, że Pan Jezus pragnie osobiście spotkać się z nią, żeby odkryła wartość trwania w Kościele nie dlatego, że są tam wspaniali księża czy też wspaniali świeccy, tylko dlatego, że tam jest wielki Bóg, ogromna Moc Pana, który czyni wielkie działa, jak śpiewamy dziś w psalmie.

Dziś Jezus znajduje się w podobnej sytuacji, bo wchodząc do domu pewnego przywódcy faryzeuszy, jest śledzony. Dokładniej, jak zauważa jeden z komentatorów, użyto tam sformułowania: przebiegle śledzony. Czy śledzenie Jezusa zostało zaplanowane? – Niewykluczone, że chory człowiek zjawia się nieprzypadkowo, ale jest przyprowadzony przez przywódcę faryzeuszów i uczonych w Prawie i przez samych faryzeuszy.

Jezusa otacza atmosfera śledzenia. Faryzeusze chcą Go przyłapać, wykazać Mu jakąś niekonsekwencję, szczególnie w relacji do Prawa, którego – jak sam mówił – nie przyszedł znieść, ale wypełnić. Jezus wyczuwa tę sytuację. Stoi niejako pod murem. Możemy sobie to wyobrazić, kiedy na przykład jesteśmy pod ostrym obstrzałem przełożonego czy też uczestniczymy w jakiejś stresującej rozmowie i boimy się, aby nie powiedział czegoś, co może wypaść na naszą niekorzyść w i tak już trudnym położeniu, czy też kiedy stoimy przed grupą osób wewnętrznie do nas uprzedzonych. Wyobraźmy sobie taką sytuację, aby odnaleźć się przy Jezusie, który w takich okolicznościach też jest ze swoimi wyznawcami.

Jezus pyta uczonych w Prawie i faryzeuszów: „Czy wolno w szabat uzdrawiać, czy też nie?” Pytanie bardzo proste, a odpowiedź jeszcze prostsza – jest ona związana z milczeniem. Jezus dotyka i uzdrawia człowieka chorego na wodną puchlinę, a następnie odprawia go.

Jezus pyta faryzeuszów i uczonych w Prawie, czy jest coś niezgodnego z Prawem w tym, żeby w szabat pomóc człowiekowi. Faryzeusze i uczeni w Piśmie tak rozdrobnili przepisy, że były one ważniejsze niż dobro człowieka, niż dobro, jakie chce przekazać Bóg.

Na milczenie faryzeuszów i uczonych w Piśmie Jezus odpowiada uzdrowieniem, ale podejmuje także dialog, co jest ważnym dla nas przykładem i zachętą do odważnych postaw w takich momentach.

„Któż z was, jeśli jego syn albo wół wpadnie do studni, nie wyciągnie go zaraz nawet w dzień szabatu?” I nie mogli Mu na to odpowiedzieć.

Czego Pan Jezus oczekuje od nas, kiedy zwraca się do swoich wyznawców w piątek roku 2010? Kiedy mówi do nas przez te rozważania, przez swoje słowo? Z pewnością i nam chce postawić pytanie: Czy wolno czynić dobro, czy też nie wolno? Czy trzeba czekać na jakieś specjalne okoliczności, aby wyjść z inicjatywą dobra? Czy faktycznie jest tak, iż już wszyscy są zdrowi i że ludzie są niezawodni? Czyż nie potrzebują ciągle miłosierdzia, nawet w tak nieakceptowanych warunkach, jak warunki szabatu?

Pan Jezus pyta nas o to, bo chce ukazywać wśród nas jak najwięcej dobra, pragnie pokazywać wielkie dzieła, które czyni, których sam dokonuje przez proste gesty, znaki, proste pytania, prostą refleksję, jaką chce w nas wzbudzić. Czasem chwila refleksji staje się uzdrowieniem i dotknięciem samego Jezusa, odkryciem równym odkryciu i krzykowi: Eureka!!!

Słowo ma moc zbawić nasze dusze. To Jezus nas zbawia. Dlatego prosi dziś w swojej Ewangelii, aby przyjrzeć się dobru, które już otrzymaliśmy. Stawia nam również pytanie o to, czy chcielibyśmy dalej chodzić za Nim, uwzględniając również stresujące warunki. Czy rzeczywiście chodząc za Jezusem, śledzimy Go, czy też oczekujemy łaski? Czy rzeczywiście chcemy sobie coś udowodnić, wykazać sobie, że nie nadajemy się do tego, abyśmy zostali uzdrowieni? Czy są jakieś przeszkody, których Jezus nie może pokonać? Co takiego musiałoby się jeszcze stać, żeby Jezus, pełen mocy i Ducha Świętego, który rozpoczął w nas dobre dzieło – jak mówi św. Paweł – dokończył je?

Panie Jezu, dziękujemy Ci za Twoją odwagę i za to, że nawet wówczas, kiedy jesteś przez nas śledzony i podejrzewany o chęć wykorzystania nas, poprzestawiania nam czegoś w życiu, i tak czynisz dobro, które jest naszym największym pragnieniem, czyli i tak nas zbawiasz. Dziękujemy Ci, że nawet wówczas, kiedy węszymy jakiś postęp w wydarzeniach dziejących się w naszym życiu, Ty nie masz względem nas brudnych, nieczystych zamiarów, ale zawsze wychodzisz z miłością, która uzdrawia i przywraca przytomność, świadomość, możliwość życia w warunkach, które mamy.

Pozwól nam okazywać miłosierdzie nie tylko zwierzętom, jak czynili to faryzeusze, nie tylko litować się nad biednym kotkiem, pieskiem, tym, czy innym stworzeniem, czy też biedą ludzką będącą poza naszym zasięgiem, ale nad naszą biedą, nad własnym okaleczeniem, byśmy pozwalali Tobie czynić wielkie dzieła tu i teraz, żeby to, co w nas jest wodną puchliną, co sprawiło, że mamy w ustach wiele wody, a mało treści, zostało uzdrowione, bo Ty możesz to zrobić. Dla Ciebie nie ma żadnych przeszkód, ciągle walczysz o zdobycie naszych serc.

Dziękujemy Ci, Panie, za dar Twojego słowa i prosimy, pomóż nam w refleksji, w osobistej modlitwie, przylgnąć do Ciebie i doświadczyć uzdrowienia.

Ksiądz Leszek Starczewski