Radosne uciski (1 XI 2010 r.)

Dobre Słowo 1.11.2010 r.

Radosne uciski

Boże Ojcze, źródło świętości, dziękujemy za to, że przez Jezusa w Duchu Świętym pociągasz nas ku sobie, że w Twoim Sercu jest nasze miejsce. Dziękujemy za to, że nasze serca będą niespokojne, aż spoczną w Tobie. Dziękujemy Ci za wszelkie doświadczenia, w których wychodzi nasza małość i objawia się Twoja wielkość, kiedy dotykamy swoich słabości. Dziękujemy Ci za każde przeżycie koszmaru i goryczy grzechu, dane nam po to, byśmy jeszcze obficiej rozkoszowali się Twoją łaską. Bądź uwielbiony, Ojcze, Synu i Duchu Święty w działaniu, w którym teraz przez Twoje słowo chcesz nas ogarnąć.

Jakie naczynie można napełnić? Proste pytanie i prosta odpowiedź: Tylko puste. Kogo można uszczęśliwić? – Tylko nieszczęśliwych. Komu można dodać mocy? – Jedynie niemocnym. Kogo można uczynić świętym? – Tylko grzesznika. Komu można dać doświadczyć swobody i wolności? – Wyłącznie temu, kto jest skrępowany i uciskany.

Taki paradoks w uroczystość Wszystkich Świętych próbuje do nas dotrzeć z Bożego słowa. Jest to paradoks według naszego myślenia, naszych oczekiwań i ustaleń, natomiast mądrość według Bożego słowa, dzisiaj do nas w Kościele skierowanego.

To słowo jest zaproszeniem do zmierzenia się z rzeczywistością, w której żyjemy, by pytać samych siebie: Na ile jesteśmy puści, aby nas uzupełniać, napełniać?

Na ile jesteśmy słabi, abyśmy mogli doznawać mocy?

Na ile jesteśmy grzeszni, aby można było mówić nam o świętości i ku niej nas prowadzić?

Jezus staje dziś wobec wielkich tłumów na górze. Rozpoczyna uroczystą przemowę od programu, streszczającego wszystkie nasze wyobrażenia o świętości, a właściwie łamiącego nasze wyobrażenia o szczęściu i świętości. Jezus mówi, streszczając to przesłanie, że jeżeli chcemy marzyć o szczęściu, to nie da się go osiągnąć bez przechodzenia przez nieszczęścia. Mówi, że jest radosny ucisk, będący zapowiedzią wybuchu, eksplozji radości, wolności w Bogu.

Łamie stereotypy, często zaśmiecające nasz umysł i wprowadzające nas w błędne wyobrażenia o sobie, o Bogu i innych ludziach. Łamie swoimi błogosławieństwami. Wydobywa z całego tłumu ludzi całkowicie złamanych, czy w duchu, czy w sercu, czy w pragnieniach posiadania czegoś. Wydobywa tych, którzy pragną sprawiedliwości, chcą dobra, walczą, by ich serca i sumienia były czyste, którzy chcąc doświadczać pokoju, robią wszystko, co w ich mocy, by ten pokój rozlewał się z ich spojrzeń i relacji. Wydobywa wreszcie tych, którzy nie boją się traktować cierpień dla sprawiedliwości, dla Jezusa, jako miejsc, gdzie najpełniej można Go spotkać.

To paradoks według naszych ustaleń. Zaproszenie do mierzenia się z przeżywaną rzeczywistością i pytania siebie, na ile jest nam niedobrze w tym, co się aktualnie dzieje i na ile to, że jest nam niedobrze w tym, co się aktualnie dzieje z powodu braku Jezusa, jest naszym błogosławieństwem. Ci, którzy wracają, aby doświadczyć pełni, przychodzą z ucisku, opłukali swe szaty i wybielili je we krwi Baranka. Ci, co rzeczywiście są dziećmi Bożymi, są traktowani przez świat jako przygłupy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego.

Siostro, bracie rozważający dzisiaj to słowo, czy rzeczywiście doświadczasz tego, że jesteś dzieckiem Bożym?

Czy naprawdę twój ucisk jest radosny?

Czy faktycznie jesteś na drodze, na której najważniejsze jest spotkanie się z Bogiem w pełni?

Pan zaprasza, byśmy spojrzeli na własną kondycje, na swoje poglądy na temat siebie, na temat innych, i zapytali, czy dużo jest w nich jeszcze światowego myślenia. Świat zaś nas nie zna, bo nie poznał Jego. Czy ja patrzę na siebie, jako na dziecko Boże, czy też nie widzę w sobie dziecka Bożego, czyli myślę jeszcze w kategoriach tego świata? Nie trzeba daleko szukać, wystarczy przyjrzeć się ostatniemu upadkowi, ostatniemu rozczarowaniu, jakie przeżyłeś ze sobą, ze swoją kondycją, swoją wytrwałością w modlitwie i rozważaniu słowa, tęsknotą za Eucharystią, swoją zawodnością, kiedy byłeś na siebie wściekły, czy też odkryłeś w sobie kogoś, kto bardzo potrzebuje Bożego Miłosierdzia, potrzebuje tych słów, że jesteś błogosławiony, kiedy pozwalasz sobie stanąć przed Bogiem z całą swoją niemocą i powiedzieć: Tak, jestem grzesznikiem. Nie trochę grzesznikiem, nie w połowie grzesznikiem, tylko grzesznikiem w całej rozciągłości, w całej zawodności. Grzesznikiem, który przechodzi przez wielki ucisk i wierzy, że i dla niego jest miejsce w niebie. Bo przecież to miejsce jest dla grzeszników, którzy chcą przyjmować miłosierdzie i przekazywać je dalej.

Panie, dziękujemy Ci za to, że wzywasz nas dzisiaj do radości opartej nie na tym, co już osiągnęliśmy, ale czego jeszcze nie mamy, co jest przed nami.  Dziękujemy Ci, że chcesz, byśmy cieszyli się i radowali, bo wielka jest nasza nagroda w niebie, jeżeli jesteśmy puści, słabi, grzeszni, zawodni i zdając sobie z tego sprawę cierpimy, że jeszcze nie ma w nas pełni. Ale i cierpimy z wielką nadzieją, że ta pełnia jest dla nas, dla naszego zbawienia dzieją się te, a nie inne wydarzenia w naszym życiu.

Błogosław nam, Panie, abyśmy innych błogosławili, abyśmy przede wszystkim błogosławili Ciebie i innych w wydarzeniach, które są teraz i przed nami.

Ksiądz Leszek Starczewski