"Śmierć zwarła się z życiem" (2 XI 2010 r.)

Dobre Słowo 02.11.2010 r.

„Śmierć zwarła się z życiem”

Ojcze, miłośniku życia, dziękujemy Ci za to, że kochasz życie w sposób wieczny i przez swojego Syna w Duchu Świętym nam je dajesz. Nieustannie kształtujesz w nas tę samą miłość do życia, jaką masz w sobie. Miłośniku życia, obudź w nas pragnienie przylgnięcia do Ciebie w słowie, które stało się Ciałem. Daj nam łaskę spojrzenia na nasze życie i na naszą śmierć w świetle Twojej miłości do życia, w świetle Zmartwychwstania.

Ilekroć nachodzi mnie myśl o swojej śmierci, ilekroć chcę umrzeć, mówię to w sposób świadomy, tylekroć próbuję też zapytać się, dlaczego. Nie w sposób filozoficzny, dlaczego jest śmierć, dlaczego trzeba umierać, tylko dlaczego chcę umrzeć. Pytam po to, żeby odkryć powody, związku z takimi myślami, obecne zapewne nie tylko w moim sercu, ale w sercu każdego człowieka. Po zwerbalizowaniu uzyskują one taką postać: Już mi się nie chce żyć. Wszystkiego mi się odechciewa. Zanim znajdę te powody, bardziej skupiam się na tym, żeby zadać sobie też pytanie w świetle Bożego słowa. Czy Bóg myśli o śmierci? Czy kiedy ja chcę śmierci, bądź ktokolwiek z moich braci i sióstr chce śmierci, to znaczy, że pragnie czegoś, co jest złem? Czy nie powinienem tak myśleć? Powinienem cieszyć się każdym dniem, życiem, a nie myśleć o śmierci, chcieć śmierci? Czy myślenie o śmierci jest grzechem? Czy jest wynikiem kapitulacji wobec daru życia?

To są dość otwarte pytania, znajdujące odpowiedź także w słowie Bożym. Eliasz wołał: Odbierz mi życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków. Podobnie inne postaci biblijne, Jeremiasz, Sara. Właśnie, dlaczego miałoby być grzechem pragnienie śmierci, skoro przeszedł przez nią Jezus?

Dzisiaj słowo Boże rzuca światło na tajemnicę śmierci poprzez wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych, którzy już w tę tajemnicę zostali wprowadzeni, ale rzuca to światło przez Zmartwychwstanie Jezusa, przez to, że On nie pragnął samobójstwa. Zatem pytanie o powody, jakie są w nas, kiedy chcemy umrzeć, to pytanie o to, czy my chcemy życia, pragnąc śmierci, czy samobójstwa? Jezus nie chciał samobójstwa. Nie popełnił go, bo sam mówił: Nikt Mi życia nie odbiera. Mam moc je oddać i mam moc je odzyskać.

Tajemnica śmierci wcześniej, czy później nas dotknie, szczególnie wówczas, kiedy stajemy wobec trudności odkrycia czegoś, co chciałoby wywołać w nas zgorszenie, czegoś w innych osobach, czy w nas samych, jakiejś niemocy, strachu, lęku. Tę tajemnicę trzeba przyjąć.

W jaki sposób umieramy już teraz? Czasem trzeba wypłakać to pragnienie śmierci, tę porażkę, rozczarowanie sobą, odkrycie jakichś pokładów siebie, przeżyć, motywów siebie, które są zatrważająco podłe, niedobre, niegodne życia. To jest takie powolne uczenie się tajemnicy śmierci, umierania. Wypłakać, wykrzyczeć, wywrzeszczeć, rozszarpać niebo wołaniem: Odbierz mi życie, bo nie jestem lepszy, bo nie najlepiej przyjmuję dar, który mi posyłasz. To jest godne uczenie się śmierci, właściwe uczenie się śmierci, umieranie razem z Chrystusem, przybijanie do krzyża tego, co w nas powinno umrzeć, co z nas wypływa w sposób egoistyczny, samolubny, ograniczony tylko do własnych przeżyć, jakbyśmy tylko je mieli na świecie, jakby inni nie mieli przeżyć, jakby nie liczyły się przeżycia innych. Umieranie godne.

Trzeba nam uczyć się tajemnicy śmierci również i przez to, co dzieje się w przyrodzie, przez cykl dnia. Kościół mówi, że kładąc się spać, uczymy się umierać. Ostatnia modlitwa, jaką wypowiada każda osoba powołana do kapłaństwa lub życia zakonnego, połączona z błogosławieństwem, brzmi: Noc spokojną i śmierć szczęśliwą niech nam da Bóg Wszechmogący, Ojciec i Syn, i Duch Święty.

Jezus wszedł w tajemnicę śmierci i chce nas wprowadzać w tajemnicę śmierci, nieodzownie wpisaną w życie, bo jeżeli ktoś chce żyć, to chce też umierać. Jeżeli ktoś chce pokochać życie na wieki, czyli tak, jak pokochał je Jezus, to też przechodzi przez śmierć. Uczymy się umierać. Śmierć nie przydarzyła się Jezusowi gdzieś po drodze, tylko stała się bramą, dzięki temu, że Jezus szedł do Ojca. Znacie drogę, dokąd Ja idę. Odezwał się do Niego Tomasz: „Panie, nie wiemy, dokąd idziesz”. Tak jakby pobrzmiewało jeszcze to, co działo się, kiedy Jezus miał iść na święta do Jerozolimy. Mówił, że chyba z tego zrezygnuje, ale później jednak poszedł. Wtedy odezwał się Tomasz: Pójdziemy i my z Tobą. I z Tobą umrzemy. Jakby chodziło o jakąś nierozsądną, nieroztropną, niepotrzebną śmierć. Ta śmierć jest potrzebna, bo ona stanowi etap na drodze do życia.

Panie Jezu, dziękujemy Ci za to, że przychodząc dziś do nas, próbujesz wzbudzić refleksję nad naszym podejściem do śmierci, nad naszym rozbudzeniem świadomości tego, że śmierć jest potrzebna, że to nie jest coś, co nie powinno się zdarzyć, skoro przyjął ją Jezus. Śmierć przyjęta przez Jezusa, do której On nas zaprasza, nosi w sobie moc życia wiecznego. Śmierć zwarła się z życiem i w boju, o dziwy, choć poległ Wódz życia, króluje dziś żywy.

Ten żywy Jezus przemawia do ciebie, droga siostro i drogi bracie, w tym słowie. Ten Jezus pochyla się nad tobą, kiedy umierasz dla swojego grzechu i rozprawiasz się z nim w sposób jednoznaczny w sakramencie pokuty i pojednania. Ten Jezus pochyla się nad tobą, kiedy umiera twój egoizm i przyjmujesz Jezusa nie dla prywatnych spraw, tylko po to, by nieść Go dalej. Ten Jezus daje ci czas, abyś nauczył się kochać życie, tak jak On, również i przez to, że będziesz umierał. Myśl o śmierci, ale w świetle życia. Memento vivere – pamiętaj, że żyjesz. Nie tylko pamiętaj, że umrzesz, pamiętaj, że żyjesz. Dlatego potrzebne jest przejście przez tajemnicę śmierci.

Jezu, dziękujemy Ci za to, że Ty pierwszy przeszedłeś przez śmierć i przeprowadzisz każdego, kto w Tobie pokłada nadzieję, kto słucha Twoich słów, bo obiecałeś: To jest wolą Ojca mego, aby każdy, kto wierzy w Syna, miał życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Pomóż naszym braciom i siostrom, którzy zostali zanurzeni w tajemnicą śmierci, aby moc wiary pokładanej w Tobie rozradowała ich przebudzeniem do życia wiecznego i żebyśmy my w tym także uczestniczyli w dniu, o którym zadecydujesz Ty.

Ksiądz Leszek Starczewski