Czy widzisz, że nie widzisz? (15 XI 2010 r.)

Dobre Słowo 15.11.2010 r.

Czy widzisz, że nie widzisz?

Boże Ojcze, dziękujemy Ci za to, że Twoja troska o zbawienie jest wciąż żywa. Tę żywotność objawiasz przez swojego Syna, Jezusa Chrystusa, który do nas mówi, w Duchu Świętym oddziałuje na naszą historię życia i chce nam ukazać nieodwołalną miłość, która zbawia każdego i każdą z nas. Zbawia także ludzi przez nas zlekceważonych, zapomnianych, zbawia tych, których bardzo kochamy i których kochamy jeszcze za mało. Otwórz nas na działanie Twojego słowa. Ono jest światłem i rozprasza nasze ciemności.

Nie ma właściwie sposobu na człowieka, który jest w błędzie i tego błędu nie widzi. Nie wiadomo, jak pomóc komuś, kto nie widzi, że błądzi. Można używać różnych sposobów: dobroci, krzyku, huku, ale jeżeli człowiek sam nie zobaczy, że jest w błędzie, to nie ma sposobu. Nie da się tego przeskoczyć.

Kiedyś pani doktor Wanda Półtawska, zaprzyjaźniona z arcybiskupem Wojtyłą, opowiadała, że kiedy jechała do Watykanu, jedna z koleżanek poprosiła ją, by papież pomodlił się za jej męża mocno uwikłanego w alkoholizm. Pani Wanda przed wyjazdem zabrała zdjęcie tego męża z myślą, że poprosi Jana Pawła II o modlitwę. I tak się stało. Przedstawiła prośbę koleżanki, pokazała zdjęcie. Ojciec Święty na chwilę zamknął oczy, zamyślił się, spojrzał na zdjęcie i powiedział: Pan Bóg mu nie pomoże. Pani Wanda była zszokowana: Jak to mu nie pomoże? A Ojciec Święty dodał: Pan Bóg mu nie pomoże, bo ten mąż alkoholik nie chce pomocy.

O czym świadczy ten przykład? – O ogromnej potędze władzy, jaką otrzymaliśmy, władzy wolności podejmowania decyzji, a także o niesamowitej sile ciemności i grzechu, który potrafi nas tak oszukać, tak nam wmówić, że wszystko jest w porządku, że jeszcze w dobrym nastroju będziemy jak owce pędzące do przepaści. Śmierć ich pasie – mówi psalmista. – Zejdą prosto do grobu.

W dzisiejszej Ewangelii słyszymy, że pewien niewidomy żebrak nie dał za wygraną. Absurdalnie – widział, że nie widzi. Nie dał za wygraną, bo rzeczywiście kłopotów miał mnóstwo. Po pierwsze siedział przy drodze, kiedy tłum przeciągał, po drugie – nie widział. W tej swojej biedzie nie daje za wygraną. Pokonuje trudności. Jedyne, co ma, to jego krzyk.

Żebrak dowiaduje się, że wśród tłumu przechodzi Jezus z Nazaretu. Musiał o Nim słyszeć. Dobrze wiemy, że niewidomi mają wyczulone inne zmysły. W życiu duchowym pewnie też tak jest. Jak czegoś nie widzimy duchowo, wewnętrznie, to jeszcze jest jakiś duchowy zmysł słuchu. Skoro są światłe oczy serca, jak mówi św. Paweł, to pewnie są i uszy serca. Jak nie widzimy, to na pewno słyszymy. A co mamy słyszeć? – Słowo Boga, który jest światłem rozświetlającym nasze ciemności.

Żebrakowi powiedzieli, że przechodzi Jezus z Nazaretu. Wtedy uruchamia słowo. Woła: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! To wszystko, co ma. Jeden z komentatorów mówi, że to jest tak naprawdę najwłaściwsza modlitwa człowieka. –Zmiłuj się nade mną, Jezusie. I mimo że to nie zaczyna działać, okazuje się, że po modlitwie jest jeszcze więcej problemów, bo ci, co szli na przedzie, nastawali na niego żeby umilkł. Pojawia się jeszcze więcej problemów. Warto pamiętać, że kiedy modlimy się do Pana Boga, to nie jest tak, że rozściela się przed naszym życiem miękki dywan i znikają wszystkie kłopoty. Odwrotnie. Droga jest coraz bardziej kamienista. I co wtedy? Co wybiera ów niewidomy? – On jeszcze głośniej woła: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!

Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie. Tu tkwi jeszcze jedna ważna prawda, na którą warto zwrócić uwagę. Pan Bóg, objawiony w Jezusie, nie jest kimś, za kim trzeba chodzić, prosić, by łaskawie się nami zajął, bo nie ma czasu. Nie. Prośby, przełamywanie siebie, krzyki, pójście pod prąd, są nam potrzebne. Bo Bóg jest hojny. Daje więcej, niż prosimy i rozumiemy, jak mówi Pismo Święte. Odpowiada szybciej, niż to sobie wyobrażamy. Czyż Pan nie weźmie w obronę tych, którzy wołają do Niego dniem i nocą? – Pytał Jezus w przypowieści o sędzim. –Zaprawdę powiadam wam, prędko weźmie ich w obronę. To my nie dostrzegamy prędkości Bożej miłości. Dlatego słowo Boże zaprasza nas, byśmy wołali, bo możemy to zlekceważyć. Oczywiście możemy to też przyjąć.

Ulituj się nade mną. Jezus przystaje i spotyka się z nami w tych pragnieniach, w które inwestujemy, z którymi kierujemy się do Niego. Pyta tej potęgi, jaką mamy – naszej wolności – Co chcesz, abym ci uczynił? Odpowiedź wydaje się bardzo prosta, ale ile trzeba przejść, żeby do tej prośby dojść. Ile trzeba przejść, czego trzeba w życiu doświadczyć, żeby odkryć, że jest się biedakiem potrzebującym bogactwa Bożego miłosierdzia. Że jest się nieustannie zdanym na Boga. Ile trzeba przejść, żeby odkryć radosną prawdę, że Bóg jest Dawcą, a jeżeli zabiera, to po to, żeby dać więcej. Ile trzeba nie widzieć, żeby zobaczyć, co tak naprawdę jest w życiu ważne.

„Panie, żebym przejrzał”. Jezus mu odrzekł: „Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła”. Jak trudno znaleźć sposób pomocy osobom, które nie widzą, są w błędzie. Nie widzą, że są w błędzie. Tak miał Jezus z faryzeuszami, którzy nastawali na Niego. Przy wielkiej trosce, przy różnych sposobach podejścia do ich serc ze strony Jezusa, w pewnym momencie poczuli, że wszystko, co robi Jezus, jest dla nich zagrożeniem. Tak to zinterpretowali. W Ewangelii św. Jana pytają Jezusa: Czyż i my jesteśmy niewidomi? Co  Jezus odpowiada? – Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: widzimy, grzech wasz trwa nadal. Gdybyście uznali, że potrzebujecie światła, bo nie widzicie, nie mielibyście grzechu. Spokojnie – z tego da się człowieka wyprowadzić. Ale wy twierdzicie, że nic wam nie jest potrzebne, bo już wszystko macie, wszystko widzicie.

Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nad nami. Dotknij tych miejsc w naszych sercach, w których nie dostrzegamy, że błądzimy, że może jesteśmy jak owce pędzące do przepaści, że śmierć nas pasie, schodzimy prosto do grobu, nie doczesnego, ale tego, o którym mówi św. Jan w Apokalipsie, opisując śmierć drugą, że jest to makabra. Jezusie, umocnij w nas to, co otwiera nas na Twoje słowo, co sprawia, że – jak mówi dzisiaj św. Jan – jesteśmy błogosławieni, bo słuchamy słowa Bożego i strzeżemy tego, co jest w nim napisane. Umocnij nas, Panie, Twoim Duchem. Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nad nami.

Ksiądz Leszek Starczewski