Wybór w wybory (21 XI 2010 r.)

Dobre Słowo 21.11.2010 r. – Uroczystość Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata

Wybór w wybory

Dziękujemy Ci, Ojcze, za to, że nas uzdolniłeś do uczestnictwa w światłości i uwalniasz spod władzy ciemności. Dziękujemy za to, że nas nieustannie przeprowadzasz do królestwa swego umiłowanego Syna, gdzie mamy pokój, gdzie odpuszczasz nam grzechy. Zawsze. Dziękujemy Ci, że przemawiasz teraz do nas i prosimy, abyś zmiłował się nad nami wszystkimi, nad naszą biedą, nędzą, chęcią własnych interpretacji tego słowa, bez odniesienia się do mocy, które to słowo ma – mocy przemiany nas. Chroń nas, dobry Ojcze, przez Jezusa w Duchu Świętym.

Dzisiaj są wybory na Króla. W naszym kraju też są wybory. – To taki obywatelski obowiązek. Wbrew pozorom nie będzie to kazanie polityczne J. Chociaż przywołując postaci biblijne, choćby Jana Chrzciciela, zauważamy, że on się nie cykał, żeby mocno wypominać ówczesnemu królowi, którym był Herod, że nie żyje tak, jak powinien. Natomiast prorok Amos poszedł na dwór królewski i wszystkich poustawiał. Znany nam błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko, chcąc trwać przy człowieku nękanym, nie mógł ominąć spraw będących na styku polityki. Ale nie o to chodzi, żeby politykę uprawiać. Chodzi o pewne wybory.

Zapewne wielu z nas pamięta z lat szkolnych, z zakładów pracy albo z zebrań u dzieci w szkole doświadczenie, jak czasem trudno jest kogoś wybrać, na przykład na przewodniczącego trójki klasowej. Dochodzi do wzajemnego wypychania się między rodzicami: To ty bądź. Ty nas będziesz reprezentował. Łatwiej jest później mówić, że przedstawiciele źle coś robią, niż samemu stanąć i zdecydować się na to wyzwanie.

Kiedyś rozmawiałem z moim wujkiem, niesamowitym reformatorem. On wie, jak zreformować Polskę, Kościół i wiele innych rzeczy. Zapytałem go: Dlaczego ty się nie zapisałeś na listę wyborczą? Spojrzał na mnie i odpowiedział: Chyba to zrobię. Ale jego żona nie była tym zachwycona, kiedy mówiła do mnie: Przecież on mi teraz żyć nie da, bo ma już nowy wątek, który będzie rozwijał.

Jest w nas coś takiego, że jak stoimy z boku, to mamy tysiące przepisów na zreformowanie wszystkich, ale gdy przyjdzie samemu wziąć odpowiedzialność, to bywa z tym różnie.

I dzisiaj są rzeczywiście wybory na Króla. Ten Król jest. No to dlaczego są wybory, skoro Król jest? – Jeśli raz uczyniłem wybór, to na wieki wybierać muszę. Codziennie. Kto jest moim Królem? Kto może reprezentować moje życie? Kto w tym życiu może być mi podporą, doradcą, Mistrzem, Nauczycielem?

Kościół z całą odwagą proponuje nam Chrystusa. Problem jest tylko jeden – On jest na krzyżu. Nie siedzi na tronie ani w fotelu z nogami na biurku i z zapałką w zębach. Nie ma sztabu wyborczego. Jest na krzyżu – znaku olbrzymiej hańby. Na krzyżu konali złoczyńcy, którzy popełnili ohydne przestępstwa. Tam nie lądowali  zwykli rzezimieszkowie czy osoby, które ukradły sąsiadce jajko.

Ten Król jest na krzyżu. Więc wybór kogoś takiego na króla wiąże się z bardzo praktycznym wymiarem. – To znaczy? – Z odniesieniem do sytuacji, w których i nam nie jest za wesoło, czyli z wyznaniem Jezusa jako Króla, naszego wzoru i odniesienia w sytuacjach bezsilności i dyskomfortu.

Ewangelista Łukasz mówi: Gdy ukrzyżowano Jezusa, lud stał i patrzył.No to zobaczymy, co On tu teraz wymyśli. Kazanka miał niezłe… Uzdrowień zrobił mnóstwo… Zobaczymy, czym w tej sytuacji nas zaskoczy… Lud stał i patrzył. To mniej więcej taka postawa, jak u mojego wujka, gdy stoi, patrzy i ocenia, ale bez własnego zaangażowania.

Natomiast przedstawiciele tego ludu, jego śmietanka, czyli członkowie Wysokiej Rady drwiąco mówili: „Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym”.Chcesz mieć wyznawców, Panie Jezu, zrób jakieś show. Może zejdź z krzyża. Wymyśl coś. Jak jesteś Mesjaszem, to nam coś ekstra pokaż. – Pokusa zejścia z krzyża. Niewykluczone, że to była jedna z najsilniejszych pokus nawiedzających Jezusa w takich chwilach.

Szydzili z Niego i żołnierze; podchodzili do Niego i podawali Mu ocet, mówiąc: „Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie”. Król ma władzę,  możliwości, środki… Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie.

Był także nad Nim napis w języku greckim, łacińskim i hebrajskim: „To jest król żydowski”. – Jawna kpina, ale przyjęta przez Jezusa, zresztą jak wszystkie komunikaty, które wysyłali Mu ludzie spod krzyża.

Jezus, słysząc to, nie stosował odwetu. To jest dla nas bardzo radosna nowina, bo często w szale swoich kalkulacji odnosimy porażki. Jedną z osób sadzanych na ławie oskarżonych jest często Bóg, któremu też urągamy – mniej lub bardziej otwarcie. To jest bardzo radosna dla nas nowina, że Bóg się nie odegra. Bóg pozwoli nam wyrzucić z siebie wszystkie złości.

Mało tego, jest zapisane w innym fragmencie Ewangelii, że Jezus, słysząc urągania, kpiny, drwiny, ironię, jeszcze się modli. I to ciekawe, że nie modli się: Boże, daj Mi siłę, żebym to wytrzymał. Żebym im tylko nie odpowiedział jakąś złośliwością. On w takich chwilach nie koncentruje się na sobie – w przeciwieństwie do wielu z nas. Ja też czuję się zawstydzony, bo w trudnych momentach człowiek myśli tylko, jak swoje cztery litery uratować i wyjść z tego kotła przeszkód, z towarzystwa, które najchętniej chciałoby się udusić. Jezus nie myśli o tym, żeby wyjść z kotła. I nie myśli o sobie, tylko mówi: Nie wiedzą, co czynią, przebacz im. Taka modlitwa wymaga dużo pokory. My raczej jesteśmy skłonni powiedzieć: Zrobił to świadomie, przecież głupi nie jestem. Ani naiwny, wiem, że robi to celowo, od dawna mnie drażni. Nie znamy historii innych ludzi. Do końca nie wiemy, jaka jest przyczyna takich ich zachowań, bo nie mamy pełnej wiedzy, a zachowujemy się, jakbyśmy mieli.

Jezus nas bardzo wyraźnie uczy, jako Król, którego możemy dziś wybrać: możemy to rozważanie przeczytać, odsiedzieć, odsłuchać, ale możemy też dziś dokonać po raz kolejny wyboru – zagłosować w swoim życiu na Jezusa.

Bardzo mocne jest to, że Jezus jeszcze się modli: Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. Daje nam przez to bardzo wyraźną i praktyczną wskazówkę, jak wejść w działanie Jego królestwa i władzy. Bo On stosuje najmocniejszą z sił – większej nie ma na świecie – siłę mądrej miłości. Kiedy Piotr w Ogrójcu wyjął miecz, by się bić, Jezus powiedział: Piotrze, schowaj miecz tam, gdzie jego miejsce. Bo kto mieczem wojuje, od miecza ginie. I za chwilę dodał: Piotrze, jakbym poprosił Ojca, to myślisz, że nie dałby mi komanda aniołów? Wszystkich by roztrzaskali. Ale to naprawdę nie tędy droga.

Jezus stosuje modlitwę w praktyce. W tej bezsilności modli się i zwycięża. Jeżeli ktoś chciałby być zwycięzcą razem z Piłatem, to przegra z Jezusem. Lepiej przegrać z Jezusem, niż wygrać z Piłatem czy z szydercami. Bo szyderstwo ma to do siebie, że nas rozwala.

Otrzymujemy bardzo wyraźną podpowiedź i zaproszenie Bożego słowa: Jeżeli chcę znaleźć się w kręgu działania konkretnej mocy królestwa Bożego, to w takich chwilach, w życiowym kotle nie powinienem myśleć o sobie, tylko jeszcze myśleć o wrogach. Roztrzaskać ich. Czym? – Mieczem? – Modlitwą. Modlić się za nich, a to jest niesamowita siła. Jeżeli ktokolwiek zastosuje to w życiu, doświadczy mocy.

Pamiętam z rekolekcji, na których byłem jeszcze jako kleryk, że jeden kolega z mojego roku bardzo działał mi na uzębienie. Myślałem, że nie będę potrafił nawet siedzieć przy stole razem z nim, słuchać jego filozofii i mądrości. Chciałem go udusić. I czułem, jaki jestem wściekły na niego. A były to rekolekcje ośmiodniowe w milczeniu, tylko 15 minut dziennie można było rozmawiać z kierownikiem duchowym. Dużo czasu spędzałem w kaplicy i całą tę wściekłość wylewałem Panu Bogu, mówiłem do Niego z całą uczciwością, używając mocnych słów. Wybrałem modlitwę, zamiast deptania koledze po piętach i mówienia przez zaciśnięte zęby: Nie mogę na niego patrzeć. Pan Bóg uzdalnia człowieka do rzeczy, których by nie zrobił o własnych siłach. Czułem wewnętrznie, że powinienem podać temu koledze rękę i porozmawiać z nim. Ale klęcząc w kaplicy, odkrywałem, że: Boże, ja tego nie zrobię. Nie ma szans, żebym ja wyciągnął rękę. Po prostu się nie da. Panie Boże, jeżeli chcesz, żebym ja wyciągnął rękę, to musisz mi dać siłę. Oczywiście już sobie zaplanowałem, jak to ma przebiegać i kiedy Bóg ma mi dać tę siłę: Wiesz, jak wyjdę z kaplicy, to będę trochę spokojniejszy, wtedy mu podam rękę. A tu guzik. Była przerwa na herbatkę. W pewnym momencie kolega wchodzi. Wtedy wewnętrznie powiedziałem: Boże, daj mi siłę. Potem wstałem, poprosiłem go szeptem, żebyśmy na chwilkę wyszli i zacząłem z nim rozmawiać. Sam siebie wtedy nie poznałem. Absolutnie. Zapewniam, że to nie byłem do końca ja J.

Dzisiaj słucham słów z Listu św. Pawła Apostoła do Kolosan: Bracia: Dziękujcie Ojcu, który was uzdolnił do uczestnictwa w dziale świętych w światłości. On uwolnił nas spod władzy ciemności, czyli spod władzy odwetu, przekleństw, omijania wroga. I doskonale rozumiem, o co tutaj chodzi. Doświadczyłem tego i każdy z nas może doświadczyć. Jeśli jest ochrzczony, to otrzymał moc i ma udział w królestwie Boga. Bóg w nim króluje. Pozostaje kwestia, żeby tylko albo zastosować to w życiu. Nie teoretyzować na ten temat, ale stosować w życiu. Wtedy działa.

Jezus jako Król może być więc dzisiaj przez nas wybrany. I możemy po raz kolejny odkryć, że mamy siłę, mamy wiarę, mamy od sakramentu chrztu świętego moc, którą nieustannie Jezus-Król w nas odnawia. Może mi się do tej pory nie udawało albo nie myślałem nawet w takich kategoriach, że to jest możliwe. Może myślałem, że to ja jestem w centrum i mam być najważniejszy, że sam mogę wszystko zrobić. Sam nie dam rady. Taka jest prawda o nas. Jesteśmy biedni i nie damy rady sami mierzyć się z przeciwnościami. Nie damy rady i nie ma się co rzucać z motyką na słońce. I to też trzeba Bogu powiedzieć. Trzeba wyznać bezsilność.

Problem jest w tym, jak wyznaję Bogu tę bezsilność. Jak szukam zbawienia?

Mamy w Ewangelii zestaw dwóch propozycji, bo obok Jezusa znajduje się dwóch złoczyńców. Obydwaj proszą o zbawienie. Czy zatem chodzi o formę, w jakiej przedstawiają tę prośbę? – Nie, chodzi o treść.

Jeden ze złoczyńców, których tam powieszono, urągał Mu: „Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas”. Przecież On prosi o wieczne zbawienie, o to, żeby był dziś w raju. Ale jak? Co to za prośba? – To jest kpina. Urągał Mu: „Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas”. Wybaw nas! – skrócona Koronka do Miłosierdzia Bożego, ale w takiej wersji i z takim nastawieniem, że to nie przejdzie.

Lecz drugi, karcąc go, rzekł: „Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież sprawiedliwie…” Tak powinno być. Tak kończy człowiek, który stosuje w życiu odwet, ciemność. Ginie strawiony lękiem – tak mówi Pismo Święte. Gromadził nienawiść, śmierć go pasła i ginie strawiony lękiem. Straszny koniec. Cwaniactwo, które go trzymało przez całe życie, kończy się tym, że jest strawiony lękiem.

„My przecież sprawiedliwie – odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił”. Stwierdza fakt. Tu nie ma żadnego wymądrzania się. Jak ważne jest to, że on w tym wszystkim się nie potępia. Jak ważne jest, w jaki sposób mówimy o swoich słabościach, ciemności. On się nie potępia, ale przyznaje, że to go dopadło i tak to wygląda. Nie dokonuje samosądu – jak Judasz.

Dodaje jedynie – taki niewinny dodatek zapisany przez św. Łukasza: I dodał: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa”. Bardzo istotny dodatek. Wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa. Trzeba więc być bezczelnym? – Poniekąd tak. – Ale czy tak bezczelnym, jak ten pierwszy złoczyńca? –Bezczelnym w znaczeniu, żeby wyznawać z prośbą Jezusowi swoją biedę. Z prośbą, żeby się zmiłował. Z całym przekonaniem, że nie zasługuję na nic innego, jak tylko na to, żeby ta moja mądrość dalej mnie pasła, że jestem samowystarczalny. – Wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa.

Czekamy już pięć lat na kanonizację Jana Pawła II. Mądrość Kościoła jest pod tym względem bardzo precyzyjna, bo trzeba badać różne świadectwa, żeby kogoś ogłosić błogosławionym czy świętym. Jezus nie czekał. To była chwila: „Dziś ze Mną będziesz w raju”. Kanonizacja. Pamiętamy, 26 marca obchodzimy wspomnienie Dobrego Łotra – pierwszego świętego ogłoszonego przez Kościół, kanonizowanego osobiście przez Chrystusa Króla. Pierwszy święty to nie papież, nie arcykapłan, nie prorok, nie męczennik za wiarę, ale łotr, który zbliżył się do Jezusa. Takie jest Jego królestwo.

Wynikają z tego trzy podpowiedzi dla nas wszystkich. Pierwsza – jesteśmy ciągle dziećmi Króla, synami i córkami Króla, każdy i każda z nas. Nawet kiedy jesteśmy uśpieni i to do nas nie dociera. Dlatego jesteśmy wezwani, żeby żyć po królewsku, z klasą. Nawet jeśli ktoś nie jest nauczycielką J. Trzeba żyć z klasą dziecka Króla, które jest uzdolnione do tego, żeby rozszerzać panowanie Jezusa na ziemi poprzez stosowanie Jego nauki, a nie swoich mądrości. Poprzez patrzenie na świat przez pryzmat mądrej miłości.

Drugie wezwanie – jesteśmy zaproszeni do odkrywania, że królestwo Jezusa nie jest stąd, nie pochodzi z tego świata, choć przemienia ten świat. Jego królestwo objawia się w chwilach bezsilności.

Wiele na to wskazuje, że nie będę nigdy w ciąży, ale patrząc na kobiety doświadczające trudu oczekiwania na dzieciątko, przechodzące przez różne zmienne stany, czasem wykluczające się wzajemnie, dochodzę do wniosku, że przeżywany przez nie trud przecież niesie życie. Z tej bezsilności, którą odkrywają w związku ze swoim ciałem, psychiką i nastrojami – będzie życie. Razem z małżonkiem zdecydowali się powołać nową nieśmiertelność i teraz ta nieśmiertelność już jest w nich obecna. W niej bardziej. Noszą życie.

Bezsilność objawia ogromną, nieśmiertelną siłę. Ilekroć więc przeżywamy jakąś bezsilność, a nie jesteśmy w ciąży, tylekroć też nosimy w sobie życie J. Ilekroć doświadczamy ataków nienawiści i nosimy wobec niej bezsilność, a modlimy się – jak Jezus – nosimy miłość, potęgę miłości, królestwo Jezusa.

Ostatnia podpowiedź – nie trzeba jechać gdzieś daleko czy zmieniać nastrojów, oczekiwań, nastawień. Jedyne, co trzeba, to bardzo często wybierać Jezusa na Króla. Szeptać Mu: Wspomnij na mnie.Dziś ze Mną będziesz w raju. Dzisiaj jest czas zbawienia. Dziś jesteśmy objęci panowaniem Jezusa Chrystusa Króla.

Życzę więc trafnych wyborów.

Ksiądz Leszek Starczewski