Strumień czystej miłości (27 XI 2010 r.)

Dobre Słowo 27.11.2010 r.

Strumień czystej miłości

Kiedyś słyszałem historię o kimś, kto prawie zamarzł przy schronisku. Była straszna mgła, turyści szli po omacku, dotarli w pewne miejsce. Nie mieli sił iść dalej. Tuląc się nawzajem przez parę godzin i walcząc o każdą iskrę życia, dotrwali jakoś do świtu. Kiedy nastał ranek i zrobiło się jasno, spostrzegli, że pięć metrów od nich jest schronisko. Możemy się nieraz zachowywać podobnie wobec tajemniczego strumienia, który w nas jest, tej rzeki, co niesie orzeźwienie, uzdrowienie. Ona jest na wyciągnięcie ręki, a my schniemy, umieramy z pragnienia.

Dobre Słowo 27.11.2010 r.

Strumień czystej miłości

Daj, Panie, abyśmy rozpoznali Ciebie przychodzącego teraz do nas w słowie. Potrzebujemy każdego dnia prosić o oczy otwarte na to, jak naprawdę wygląda ten świat, abyśmy potrafili widzieć ten świat, który już jest i już rozpoczął się przemieniać na naszych oczach. Źródło życia, wytryskające w Zmartwychwstałym, rozlało się po świecie. Woda tej łaski dociera do pustyni ludzkich serc, do naszych serc. My raczej wolimy z uporem wpatrywać się w te jeszcze pokryte piaskiem obszary, a nie widzieć oaz, które rodzi w nas łaska.

Gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska. Ona naprawdę się rozlała i naprawdę w naszych sercach już rozpoczęło się Boże królestwo. Już w nas jest bardzo wiele zieleni. Poprzez nasze serca płynie strumień życia. On naprawdę tam wpłynął spod tronu samego Boga. Tym tronem jest krzyż.

Kiedyś słyszałem historię o kimś, kto prawie zamarzł przy schronisku. Była straszna mgła, turyści szli po omacku, dotarli w pewne miejsce. Nie mieli sił iść dalej. Tuląc się nawzajem przez parę godzin i walcząc o każdą iskrę życia, dotrwali jakoś do świtu. Kiedy nastał ranek i zrobiło się jasno, spostrzegli, że pięć metrów od nich jest schronisko. Możemy się nieraz zachowywać podobnie wobec tajemniczego strumienia, który w nas jest, tej rzeki, co niesie orzeźwienie, uzdrowienie. Ona jest na wyciągnięcie ręki, a my schniemy, umieramy z pragnienia.

Święty Jan w Apokalipsie pokazuje dzisiaj obraz, który stara się skierować nasze spojrzenie głębiej na rzeczywistość niewidoczną dla oczu, ale realną. Ujrzałem rzekę życia, lśniącą jak kryształ, wypływającą z tronu Boga i Baranka. Jan pisze o niebiańskim Jeruzalem. Tam rzeka będzie wzbierać, bo wszystkie jej odnogi, teraz przebiegające przez nasze serca, połączą się w jeden potężny strumień. Już teraz ta rzeka przepływa przez twoje serce i jest nieustannie zasilana z niekończącego się źródła Jego łaski, przychodzącej do nas w sposób szczególny w każdym sakramencie. Tam jest tron Boga i Baranka. Tron symbolizuje królewskość Chrystusa, królowania Boga. W tym królestwie życie jest potężniejsze niż śmierć, miłość większa niż wszelka nienawiść.

Spod tronu łaski, spod miejsca, gdzie dokonało się zwycięstwo Boga i Baranka, wypływa łaska Pana i wciąż zasila naszą wewnętrzną rzekę. Dzieje się to w sakramencie pojednania. Nawet jeśli ta rzeka w nas płynęła i momentami gubiła się gdzieś pod kamieniami i śmieciami, to w momencie otrzymania łaski w sakramencie pojednania, który jest ogniem, ale też wodą życia, ożywczym strumieniem, nasz strumień wezbrał wodami, mocą. Gdy spotykamy Zmartwychwstałego Pana, gdy On otwiera przed nami swoje Serce, gdy płynie krystalicznie czysta Jego miłość, znów wzbiera nasza wewnętrzna rzeka, dzięki której możemy doświadczać, jak i w nas dokonuje się oczyszczenie, uzdrowienie, jak zostają obmyte nasze oczy serca, abyśmy widzieli; jak zostaje obmyty nasz umysł, aby był świeży, czysty i chłonny; jak zostaje orzeźwiona nasza wola; jak nasze uczucia pluskają się w tych wodach, aby radość była czystą radością, aby smutek był prawdziwym smutkiem, aby każde nasze uczucie było coraz bardziej krystaliczne, abyśmy coraz mocniej jaśnieli oczyszczanym do głębi człowieczeństwem.

Rzeka czysta jak kryształ, a po obu brzegach rzeki – drzewo życia rodzące dwanaście owoców, wydające owoc każdego miesiąca, a liście drzewa służą do leczenia narodów. Kolejny obraz: drzewo życia. Jego pożywne owoce regularnie są na wyciągnięcie ręki. Otrzymaliśmy łaskę po łasce. Każdego dnia spływa na nas nowa, ożywcza, odświeżająca łaska, pełna Boskich witamin sprawiających, że możemy jaśnieć, promienieć, że mamy siły, duchowe zdrowie i moc wewnętrzną. Bóg zaprasza: Zrywaj owoce Ducha, proś o nie. Proś też o to, aby te owoce, które spożywasz, i woda, która daje ci siły, sprawiły w tobie owocowanie, abyś ty też był drzewem życia. Aby napotkani ludzie mogli zaczerpnąć od ciebie wewnętrznej mocy ducha, aby z ciebie zrywali smaczne owoce, które sprawią, że sok będzie im ciekł po brodzie i budził radość J.

Bardzo poetyckie są te obrazy podawane przez świętego Jana, ale to jest to, co on ujrzał. To nie są wizje jak po narkotykach, tylko jak mówi Jan: Zobaczyłem. Zobaczyłem, czyli wcześniej nie widziałem, a teraz zobaczyłem. Dokonuje się odsłona. Pan pozwolił mi widzieć, jak się sprawy mają naprawdę.

My też powinniśmy o to prosić. W tej wizji unosimy się z ziemi coraz bardziej ku górze. Mamy obraz rzeki, drzewa, coraz wyżej podnosimy się ku słońcu. W tym mieście nie potrzeba światła lampy ani słońca, bo Pan Bóg będzie świecił nad nim. My też potrzebujemy prosić Ducha, aby pokazał nam, że nad nami nie zachodzi słońce Jego łaski. To chmury naszych rozproszeń i wątpliwości sprawiają, że nie widzimy światła, ale ono nieustannie płonie. Słońce Jego łaski, które nigdy nie zachodzi, ogrzewa nas i swoimi promieniami obejmuje do samej głębi.

Święta siostra Faustyna też opisywała swoją wizję, która nie była żadnym odlotem, tylko otwarciem oczu: Kiedy zostałam uspokojona i pouczona, jak postępować po drogach Bożych, duch mój rozradował się w Panu i zdawało mi się, że nie idę, ale biegnę. Zostały mi rozwiązane skrzydła do lotu i zaczęłam szybować w sam żar słońca i nie obniżę się, aż spocznę w Tym, w którym utonęła moja dusza na wieki. I poddałam się całkowicie wpływowi łaski. Wielkie są zniżenia Boże do mojej duszy. Nie usuwam się, nie chowam się przed tym słońcem ani się nie wymawiam, ale tonę w Nim jako jedynym skarbie swoim. Jedno jestem z Panem, jako niknie przepaść między nami: Stwórca i stworzenie. Przecudny obraz.

Wobec tego słońca potrzebujemy wstawać, błagać, aby nas oświecało, aby tam, gdzie czujemy się zmarznięci i twardzi, ono nas rozgrzewało.

Święta siostra Faustyna pisze jeszcze: Prosiłam Jezusa, aby raczył zapalić ogień swojej miłości we wszystkich duszach oziębłych. Pod tymi promieniami rozgrzeje się każde serce, chociażby było zimne jak bryła lodu, chociażby było twarde jak skała – skruszy się na proch. Taką siłę posiada to słońce. W Jego promieniach płonie to wszystko, co jest w nas plewą. Niech płonie. Nie warto, żeby były w nas plewy. Zarazem nasze serca topnieją z miłości w obliczu naszego Boga.

Mówiąc o promieniowaniu łaski, które jest oddawane w różny sposób przez rozmaite obrazy, dziś Jan mówi o słońcu. To jeszcze jedna niezwykła tajemnica, o której mówi święty Łukasz, gdy opowiada historię uczniów spotykających Jezusa w drodze do Emaus. Rozpoznają Pana, ponieważ pozwolił im się poznać, tak jak i nam pragnie dać się poznać i prosi, abyśmy gorliwie o to zabiegali i błagali: Panie, dawaj mi się rozpoznawać, otwieraj moje oczy, abym widział strumień Twojej łaski w sobie, abym chciał podnosić głowę do Twojego słońca, abym spożywał owoce z drzewa życia. Gdy uczniom otwierają się oczy, mówią tak: Czyż serce nie płonęło w nas, gdy szedł z nami i Pisma nam wyjaśniał? Użyte tu greckie słowo oznacza tyle co: otwierał. Gdybyśmy więc chcieli przetłumaczyć ten tekst dosłownie, to byłoby tak: Czyż serce nie zapaliło się w nas, nie płonęło w nas, gdy szedł z nami i otwierał przed nami Pisma? To jest taki obraz: Pan otworzył przed nami Pisma, otworzył wnętrze, ducha tego Pisma, w którym płonie żar.

Z tego żaru wydobywa się słowo. Słowo wśród ognia. Bóg tak lubi. Pokazał się Mojżeszowi w krzaku ognistym. Przemówił słowem z ognia, kiedy dawał przykazania, zawierał przymierze. Podobnie jest tutaj. Pan tak otworzył słowo, że ten ukryty wewnątrz żar dopadł uczniów, zaczął rozgrzewać ich serca. Podobnie się dzieje, gdy otwieramy piec albo piekarnik – bucha fala gorąca. Kiedy jest zamknięty, możemy nawet nie wiedzieć, że jest włączony, jak się nie świeci. Ale gdy otworzysz, poczujesz falę gorąca. Tego doświadczyli uczniowie. Zapłonęły ich serca, gdy Pan otworzył Pisma, w których płonie żywe słowo. To jest to ciepło, żar sprawiający, że choćbyśmy mieli serca z lodu – one stopnieją, doświadczymy, jak coraz bardziej ten płomień, który Pan w nas zapala, łączy się z Jego płomieniem. Podobnie w przyszłym świecie zobaczymy, jak łączy się rzeka życia we mnie, strumień we mnie płynący, ze wszystkimi w jedną rzekę życia.

Ojciec Wojciech Jędrzejewski OP