Nacieszyć się życiem (27.02.2011r.)

Dobre Słowo 27.02.2011 r.

Nacieszyć się życiem

Dziękuję Ci, Panie Jezu, za to, że głosisz swoje słowo nawet wówczas, gdy mało kto się nim przejmuje, mało kto go słucha. Dziękuję Ci, że wszystkim, którzy z wiarą słuchają Twojego słowa, dajesz moc do stawienia czoła codzienności, bez względu na to, jak się ona układa. Zmiłuj się nad nami. Obdarz nas łaską skupienia i zasłuchania, abyśmy przyjęli Twoje słowo i stosowali je w życiu, doświadczając jego mocy.

Rozmawiałem niedawno ze znajomymi, którzy prowadzą sklep. Mówi się, że to jest tzw. działalność gospodarcza. Przyglądając im się z boku, zauważyłem, że od czasu, gdy zaangażowali się w ten sklep, zaczęły niknąć bardzo budujące chwile, obecne do tej pory w ich życiu, kiedy mogli sobie siąść i porozmawiać. Ona przychodzi bardzo późno, styrana, zmęczona. On to samo i mówi, że już o 20:00 „schodzi z tego świata” – zasypia. Z lekka zaniepokojony tą sytuacją zapytałem ich: Czy macie kiedy żyć? Ich przejęcie się sklepem, działalnością gospodarczą, było na tyle silne, że moje pytanie odebrali jako atak: Bo ty nic nie rozumiesz. Ja mówię: Niewykluczone, że nic nie rozumiem, ale pytam was: Czy macie kiedy żyć, cieszyć się życiem, które jest przecież takie kruche? – Łatwo ci powiedzieć. – Pewnie łatwiej powiedzieć, niż zastosować, ale chyba dobrze, że ktoś was o to pyta. Gdy pytał ich o to inny znajomy,  zarzucili mu, że im zazdrości. Mnie odpowiedzieli, że nie znam się na życiu. Kto więc musi zapytać, by mogli odkryć odpowiedź na pytanie: Czy macie czas cieszyć się życiem? Czy macie czas żyć?

Dziś w Ewangelii Pan Jezus bardzo mocno akcentuje i chce wydobyć od swoich wyznawców zaufanie do życia, które daje Bóg. Zaufanie, że jeżeli Bóg dał życie, to da i na życie. Jezus niejako wyprowadza swoich wyznawców na łąkę czy w pole i mówi, że jeżeli Bóg potrafi troszczyć się o ptaki w powietrzu, które nie stoją w kolejkach, nie zakładają firm, nie biorą kredytów, nie fruwają z plecakami pełnymi zapasów, jeżeli Bóg potrafi troszczyć się o lilie na polu kwitnące tylko jeden dzień, to o ile bardziej o człowieka. Lilie – jak dowiedziałem się z komentarzy – na które Jezus patrzył, były prześliczne. Najbardziej niewrażliwi przechodząc obok nich, podziwiali ich piękno. Jeżeli więc Bóg troszczy się o tego typu rzeczy, które są bardzo marne, znikome i w porównaniu z życiem ludzkim nie przedstawiają nadzwyczaj wielkiej wartości, jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie tym bardziej was, małej wiary? Jezus pyta: Czyż nie o wiele pewniej was, małej wiary?

W nauczaniu Jezusa, które od kilku niedziel słyszymy, padały z Jego ust bardzo mocne wymagania, czasem brzmiące w naszych uszach nawet nierealnie: Kochaj swoich nieprzyjaciół i módl się za nich. Ale w każdym z Jezusowych pouczeń kryje się moc Ducha Świętego. Jeśli tylko ta moc jest przywoływana, sprawia, że polecenia, które zdają się być trudne, stosowane w życiu, przynoszą radość z życia i dają siłę do niego.

Dziś Jezus jakby troszkę tonował nauczanie. Wpatruje się w swoich utrudzonych i zabieganych słuchaczy, których nigdy nie traktował jak szczurów ścigających się w jakimś wyścigu, tylko jak owce: znękane, zmęczone, utrudzone, którym trzeba przewodzić, które trzeba karmić dobrym pokarmem. Dzisiaj Jezus łagodzi i próbuje stonować nauczanie. Nawet z lekka – co wyczuwamy w tonie kierowanych do nas słów – uśmiecha się, mówiąc: Przez zaufanie Bogu nabierajcie zdrowego dystansu do tego, co dzieje się w waszym życiu. Kto z was przy całej swej trosce, przy nieprzespanych nocach, przy kalkulacjach, rozmyślaniach, może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? Kto z was? – pyta Jezus.

Zaproszenie Pana Jezusa do radości z życia, które daje Bóg, stawia przed nami bardzo konkretne pytania. Jeśli ktoś słucha i zgłębia to, co rozważamy, jest zaproszony do pytań: 

Czy cieszę się życiem, które dał mi Bóg, które nie jest wytworem fabryki hurtowo produkującej rzeczy?

Czy cieszę się życiem jako darem od Boga?

Te pytania oczekują od nas konkretnej odpowiedzi, odniesienia do ostatnich wydarzeń z naszego życia. Ucieczka przed nimi to wchodzenie w zamartwianie się. W oryginalnym tekście użyte jest sformułowanie: troska przeniknięta lękiem, paraliżem. – Nie paraliżujcie siebie w darze życia, które otrzymujecie od Boga.

Czy cieszę się życiem? – Stawiając to pytanie, Jezus zaprasza nas do odkrycia: Co sprawia, że możemy odzyskać – jeśli utraciliśmy – radość życia i siły do niego? Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy. Starajcie się o pomnożenie w was zaufania do Boga. Bez względu na to, jakie okoliczności obecnie stanowią treść naszego życia, Bóg, który je zna i o to życie zabiega, oczekuje od nas zaufania. Pokazał swą troskę w sposób ewidentny i oczywisty w swoim Synu, Jezusie Chrystusie, którego nam daje. Jezus z miłości tak się o nas „zmartwił”, że zmarł i powstał z martwych.

Pytajmy po raz drugi: Kiedy ostatni raz na moich ustach, w moim sercu, zagościło: Jezu, ufam Tobie? Pytajmy o przywołanie świętego Imienia, ale nie odruchowo: Jezus, Maria! Nie! Im częściej odruchowo wymawiamy to Imię, tym szybciej tracimy kontakt z mocą, która to Imię wyraża.

Kiedy ostatni raz mówiłem: Jezu, ja Tobie ufam. Ufam Tobie. Jeśli nie mówię, jestem zaproszony do mówienia, wyznawania: Jezu, ufam Tobie. Zamiast zastanawiać się, martwić, nie spać – Jezu, ufam Tobie. Zamiast po przebudzeniu w nocy w wielu niepokojach pytać się: Jak to będzie? Czy dam radę? Może dzisiaj się nie uda... – Jezu, ufam Tobie, aż zasnę w spokoju.

Św. Tereska mówiła: Jestem opętana Bogiem. Nieustannie odwołuję się do Boga: Jezu, ufam Tobie. Jeśli brakuje nam tego, gubimy najistotniejsze. Pochłania nas mamona, którą niekoniecznie musi być działalność gospodarcza. Może to być telewizor, komputer. One mają służyć poprawie jakości naszego życia, ale nie mogą stanowić jego sensu. Może to być wszystko, co bezskutecznie próbuje zastąpić żywe relacje z człowiekiem.

Niedawno z ust jednego księdza usłyszałem, że otworzyła przed nim serce pewna pani psycholog i powiedziała: Wie ksiądz, po czasie odkryłam, że trzeba sobie pozwolić na dyskomfort nieumytych naczyń przez godzinę po obiedzie. Ksiądz mówi: Ale o co chodzi? A ta pani: Zauważyłam, że bardzo sprytnie unikałam rozmów z moim, kochającym mnie, mężem, bo jeszcze trzeba umyć naczynia. A jak umyć, to też wytrzeć. A jak wytrzeć, to jeszcze ułożyć. Szklanki trzeba poprawić... Byleby na spacer z nim nie wyjść. Byleby nie porozmawiać. Mało tego! Kiedy rozmawiałam z moimi dziećmi, zapracowana, pytałam się tylko, czy lekcje odrobione, czy śmieci wyrzucone, czy łóżko pościelone... Nie miałam odwagi, by przyznać się, że boję się rozmawiać z moimi bliskimi, spotkać się z nimi, tak pochłonięta jestem wszystkim, tylko nie tym, co najważniejsze. Filiżanki miały być ustawione uszkami na zachód. Wszystkie! Wszystko musiało być popoprawiane.! Byleby tylko nie rozmawiać, nie cieszyć się życiem, które dzielę z moimi bliskimi.

Oczywiście, te rozważania mogą sobie pójść w teren, za chwilę ster naszego myślenia może przejąć telewizor albo komfort umytych naczyń, którym damy pierwszeństwo przed tymi, z którymi jesteśmy. Jakiś bezsensowny szczegół sprawi, że atmosfera w domu będzie zatruta, sztuczna. Oczywiście, to może przyjść. Ster mogą przejąć przeróżne troski. Ale nie muszą. My decydujemy, czy zachowujemy się jak poganie zakładający, że Bóg kompletnie nie wie, co nam do życia potrzebne i trzeba samemu aż się zarżnąć, wykończyć, a nie cieszyć się życiem. Albo przyjmujemy postawę chrześcijan, którzy powtarzają razem z Jezusem: Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. To my decydujemy.

Zakończę fragmentami modlitwy ks. Dolindo Ruotolo, włoskiego kapłana, który umarł w opinii świętości. W tej modlitwie Pan Jezus kieruje do nas niejako przesłanie zawierzenia się Bogu: To, co wami wstrząsa, co was boli bezgranicznie, te wasze wątpliwości, wasze przemyślenia, wasze niepokoje i chęć przedsięwzięcia odpowiednich kroków za wszelką cenę, aby zapobiec temu, co was trapi. Czegóż nie dokonuję, gdy dusza, tak w potrzebach duchowych, jak i materialnych, zwraca się do Mnie, patrzy na Mnie mówiąc: „Jezu, Ty się tym zajmij”. Zamyka oczy i uspokaja się. Dostajecie niewiele łask, kiedy się męczycie i dręczycie, aby je otrzymać. Otrzymujecie ich bardzo dużo, gdy modlitwa jest pełnym oddaniem się Mnie. Zwracacie się do Mnie, ale chcecie, bym to Ja dostosował się do waszych planów. Nie bądźcie jak chorzy, którzy proszą lekarza o kurację, ale sami mu ją podpowiadają. Sprzeczne z oddaniem się Mnie jest zamartwianie się, niepokój, chęć rozmyślania o konsekwencjach zdarzenia. Przypomina to zamieszanie spowodowanego przez dzieci, które domagają się, aby mama troszczyła się o ich potrzeby, a jednocześnie wszystko chcą zrobić samodzielnie, utrudniając swymi pomysłami i kaprysami jej pracę. Zamknijcie oczy i pozwólcie się ponieść nurtowi mojej łaski. Zamknijcie oczy i pozwólcie Mi działać. Zamknijcie oczy i powtarzajcie: „Jezu, Ty się tym zajmij. Jezu, ufam Tobie.

Ksiądz Leszek Starczewski