W cieniu (19.03.2011 r.)

Dobre Słowo 19.03.2011 r.

W cieniu

   Jeśli zdecydujemy się odpowiedzieć na pytanie, które Jezus stawia Józefowi i Maryi: Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?,  może się okazać, że teoretycznie bardzo dobrze wiemy, co to znaczy: sprawy Ojca. Wiemy, że powinniśmy pewne rzeczy robić, a w praktyce ich nie robimy.
           Powodowani często bardzo szlachetnymi przypuszczeniami – tak, jak po skończonych uroczystościach Rodzice przypuszczali, że Jezus jest w towarzystwie pątników – postępujemy zupełnie odwrotnie. I gdy zdecydujemy się skonfrontować naszą wiedzę z praktyką, może się okazać, że się skompromitujemy, że nam wiele brakuje do spełniania tego, co mówi do nas Pan w swoim słowie. W naszym sercu pojawi się ból, ból pewnej niewierności, nieporadności, nieumiejętności odnalezienia się przy Bogu, który zaskakuje. Ten ból, ta niewiedza i kompromitacja związana z nieumiejętnością zastosowania wiedzy w życiu, są nam bardzo potrzebne.

Dobre Słowo 19.03.2011 r.

W cieniu

               Panie Jezu, wpatrujemy się dzisiaj w Ciebie oczami i sercem św. Józefa – Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny, Twojego ziemskiego Ojca – oraz Maryi. Dziękujemy Ci za to, że w drodze do Ciebie dajesz nam tak różne postawy, charaktery i zachowania ludzkie. Dziękujemy Ci, że chcesz, abyśmy przez to odnajdowali prawdę o nas przy Tobie, abyś Ty mógł otwierać nasze serca, wydobywać je z lęku, z bólu i czynić je sercami uległymi wobec woli Ojca, który wie, czego nam potrzeba, który nad nami czuwa, w swojej mądrości i  niezbadanych wyrokach chce nas doprowadzić do pełni szczęścia. Otwórz nas na Twoje słowo, przez wstawiennictwo Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny i przez wstawiennictwo Twojej Matki, abyśmy spokornieli po tym spotkaniu z Tobą. Abyśmy bardziej ulegli niezbadanym wyrokom Opatrzności Bożej, z przekonaniem, że choć niewiele potrafimy zrozumieć z tego, co do nas mówisz, to chcemy przy Tobie zostać, pragniemy dać się formować Twojemu słowu.

              Józef, Oblubieniec Najświętszej Maryi Panny, to dla Jezusa cień Niebieskiego Ojca. Ta postawa, której Józef uczył się od samego początku, naznaczona jest wielkimi przeobrażeniami i przemianami jego myślenia i serca. Żeby Józef mógł być posłuszny niezbadanym wyrokom Opatrzności Bożej, cały czas miał się uczyć wchodzenia w ten cień. W cieniu Twych skrzydeł się chronię – mówi psalmista. By Józef mógł chronić Jezusa, by mógł być dla Maryi bardzo widocznym i doświadczalnym oparciem i odpowiedzialnym mężczyzną, właśnie w cieniu skrzydeł Bożej Opatrzności miał się nieustannie odnajdywać.

             Jak wiemy z kart Pisma Świętego, to odnajdywanie się Józefa przy Bożej Opatrzności naznaczone było bardzo trudnymi momentami, po ludzku kompletnym wręcz fiaskiem: otrzymuje za Małżonkę Kobietę brzemienną. W prawości swego serca chce Ją potajemnie oddalić, bo przyznaje, że nie jest w stanie zrozumieć wszystkiego, co widzi, co słyszy, co do niego dociera. Gdy pod wpływem umocnienia Bożego we śnie przez anioła decyzja jest na „tak”, Józef – po ludzku – nie jest w stanie znaleźć godnego miejsca, by Syn Boży mógł przyjść na świat, by mogło urodzić się Dziecko. Potem musi uciekać do Egiptu, wracać... Odkrywanie obecności Boga w życiu musi konfrontować ze swoimi wyobrażeniami. To nie jest po jego myśli. To nie jest po myśli, którą – po ludzku – w sobie nosi. To daleko przewyższa, przekracza te wyobrażenia, które – bardzo szlachetnie – jego serce próbuje realizować z myślą o tym, że ma być Opiekunem Jezusa, Jego ziemskim Ojcem i Oblubieńcem Najświętszej Maryi Panny. Jest w tym bardzo autentyczny.

            Jedną z cech charakteryzujących Józefa, którą mocno podkreślamy, jest milczenie i niesamowita aktywność, jeśli chodzi o czyny. W swoim odkrywaniu miejsca, jakie ma zająć przy Jezusie, Józef jest bardzo konsekwentny i niezwykle autentyczny.

           Dziś w Ewangelii słyszymy, że Józef razem z Maryją szuka Jezusa, którego zgubili. Po ludzku jest to kompromitacja: rodzice gubią Dziecko w ogromnym tłumie pielgrzymów w Jerozolimie. Kiedy znajdują Syna, stają bardzo zdziwieni. Maryja mówi: Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. I słyszą odpowiedź: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Józef i Maryja, nie rozumiejąc mających miejsce wydarzeń, dalej pełnią wolę Ojca.

           Postać św. Józefa bardzo wyraźnie ukazuje nam pewną drogę, która może i powinna stawać się także naszą drogą. W tej drodze, mając pewną wiedzę na temat Boga, winniśmy ją konfrontować z praktyką, z naszymi konkretnymi zachowaniami. Jeśli zdecydujemy się odpowiedzieć na pytanie, które Jezus stawia Józefowi i Maryi: Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?,  może się okazać, że teoretycznie bardzo dobrze wiemy, co to znaczy: sprawy Ojca. Wiemy, że powinniśmy pewne rzeczy robić, a w praktyce ich nie robimy. Powodowani często bardzo szlachetnymi przypuszczeniami – tak, jak po skończonych uroczystościach Rodzice przypuszczali, że Jezus jest w towarzystwie pątników – postępujemy zupełnie odwrotnie. I gdy zdecydujemy się skonfrontować naszą wiedzę z praktyką, może się okazać, że się skompromitujemy, że nam wiele brakuje do spełniania tego, co mówi do nas Pan w swoim słowie. W naszym sercu pojawi się ból, ból pewnej niewierności, nieporadności, nieumiejętności odnalezienia się przy Bogu, który zaskakuje. Ten ból, ta niewiedza i kompromitacja związana z nieumiejętnością zastosowania wiedzy w życiu, są nam bardzo potrzebne. Są bardzo „Józefowe” – w biblijnym rozumieniu. One są potrzebne także i Bogu, który naszą nieporadnością chce się posługiwać, by objawiać swą mądrość, która w oczach świata jest głupstwem.

Droga siostro i drogi bracie, drogi odbiorco Dobrego Słowa, słowo zaprasza dzisiaj do odpowiedzi na pytanie: Co ja wiem o Jezusie?

W jaki sposób posiadana wiedza o Jezusie przekłada się na moje praktyczne życie?

Co w moich postawach objawia prawdę o obecności Jezusa w codzienności, a co ją zasłania?

Na ile zdajemy sobie sprawę z tego, że ból serce związany – po ludzku – z nienadążaniem za tym, co Pan objawia, nie jest czymś, co powinno mnie dołować i wprowadzać w poczucie winy, tylko jeszcze bardziej zbliżać do Jezusa?

Na ile biorę pod uwagę, że pewnych rzeczy nie będę rozumiał? Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. I to wcale nie przeszkadza, bym był dalej prowadzony. Bym był dalej kształtowany przez Tego, który wie więcej i znając moje serce, będzie je dalej prowadził, kształtując swoim słowem.

Panie, który chcesz, abyśmy poddali się Twojemu słowu, pomóż nam to w modlitwie dzisiaj rozważyć. Pomóż nam otworzyć przed Tobą nasze serca z tym, co dziś się w nich znajduje, abyśmy, odkrywszy to, co w nich jest, zbliżyli się do Ciebie i pozwolili Twojej miłości przemieniać nas na wzór Twojego Serca.

Ksiądz Leszek Starczewski