Dotyk Boga jest obecny w świecie! (2011-03-31)

Dobre Słowo 2011-03-31 
                                                                            Dotyk Boga jest obecny w świecie!

      Chrystus dotyka ludzi i uwalnia ich od wpływów tego, którego dzieła przyszedł zniszczyć, czyli diabła, a to oznacza, że rzeczywiście blisko jest działanie samego Boga. Dotyk Boga jest obecny w świecie! Nie zapomnijmy, że właśnie to jest celem misji Chrystusa. Przyszedł po to, aby zniszczyć, zniweczyć dzieła diabła. Właśnie ten duch niemy, który owładnął człowiekiem, czy też duch nieczysty, panoszący się wśród ludzi – odbiera człowiekowi zdolność pojmowania świata i widzenia siebie samego jako kogoś ważnego w oczach Bożych.

        Zły duch – ojciec kłamstwa – wmawia człowiekowi rzeczy nieistniejące. Wmawia mu brak miłości, brak jakichkolwiek wewnętrznych predyspozycji do tego, by być kochanym. Fałszuje obraz i podobieństwo Boże w człowieku. Wprowadza go w stan ubezwłasnowolnienia.

      Dlatego Chrystus przychodzi, aby pokonać diabła, zniszczyć wszelkie dzieła, które on propaguje w świecie, otworzyć drogę do Domu Ojca i pozwolić ukochanemu ludowi zasmakować, doświadczyć, jak wielki i dobry w swej łaskawości jest Niebieski Ojciec.

Dobre Słowo 2011-03-31 
                                                                          Dotyk Boga jest obecny w świecie!

            Zdecydowane jest orędzie Kościoła, który czerpie z Biblii po to, by głosić Słowo Boga. Wiara rodzi się ze słuchania słów Chrystusa. I teraz jest nam dane przy Chrystusie się znaleźć i wsłuchiwać się w dar słów niosących życie.

Sytuacja, w której dziś odnajdujemy Chrystusa, to z jednej strony wyzwolenie, radość oraz nieskrępowania serca, ale z drugiej naznaczona jest niesamowitym atakiem. Widzimy Pana tuż po egzorcyzmie, kiedy wyrzucił złego ducha – niemego ducha – z człowieka. Argumenty użyte przez niektórych z tłumu są bluźnierstwami: Przez Belzebuba, władcę złych duchów, wyrzuca złe duchy. Inni zaś, chcąc Go wystawić na próbę, domagali się od Niego znaku z nieba.

Trudno jest ludziom dogodzić. Chrystus uzdrowił człowieka, a i tak znaleźli się tacy, którym to nie odpowiada. Ale Chrystus podejmuje te myśli, bo – jak notuje ewangelista Łukasz – zna myśli ludzi. Podejmuje je, bo dla Niego nie ma sytuacji, w której nie chciałby objawić mądrości Ojca. Znając ich myśli rzekł do nich: «Każde królestwo wewnętrznie skłócone pustoszeje i dom na dom się wali. Jeśli więc szatan sam z sobą jest skłócony, jakże się ostoi jego królestwo? Mówicie bowiem, że Ja przez Belzebuba wyrzucam złe duchy.

          Nielogiczność tej sytuacji oraz takiego rozumowania jest natychmiast przez Chrystusa rozpoznawana i podawana jako motyw do refleksji dla tych, którzy chcą Go słuchać. Problem w tym, kto chce Go słuchać... Wśród Żydów istnieli również ci, których Bóg obdarzył mocą egzorcyzmowania – wyrzucania złych duchów. Chrystus odwołuje się do tych sytuacji i pyta wprost: Jeśli Ja przez Belzebuba wyrzucam złe duchy, to przez kogo je wyrzucają wasi synowie? Nie da się nie zatrzymać w pewnym momencie nad tą myślą przedstawioną przez Chrystusa Jego słuchaczom: Jeśli Ja palcem Bożym wyrzucam złe duchy, to istotnie przyszło już do was królestwo Boże.

           Chrystus dotyka ludzi i uwalnia ich od wpływów tego, którego dzieła przyszedł zniszczyć, czyli diabła, a to oznacza, że rzeczywiście blisko jest działanie samego Boga. Dotyk Boga jest obecny w świecie! Nie zapomnijmy, że właśnie to jest celem misji Chrystusa. Przyszedł po to, aby zniszczyć, zniweczyć dzieła diabła. Właśnie ten duch niemy, który owładnął człowiekiem, czy też duch nieczysty, panoszący się wśród ludzi – odbiera człowiekowi zdolność pojmowania świata i widzenia siebie samego jako kogoś ważnego w oczach Bożych. Duch niemy zabrania nazywać Boga Ojcem. Wmawia człowiekowi, że absolutnie nie ma przystępu do Boga. Przedstawia Boga jako niemiłosiernego i bardzo rygorystycznego urzędnika, który co do przecinka sprawdza nasze wypowiedzi, a także wierność kolejnym przepisom.

         Zły duch – ojciec kłamstwa – wmawia człowiekowi rzeczy nieistniejące. Wmawia mu brak miłości, brak jakichkolwiek wewnętrznych predyspozycji do tego, by być kochanym. Fałszuje obraz i podobieństwo Boże w człowieku. Wprowadza go w stan ubezwłasnowolnienia.

Dlatego Chrystus przychodzi, aby pokonać diabła, zniszczyć wszelkie dzieła, które on propaguje w świecie, otworzyć drogę do Domu Ojca i pozwolić ukochanemu ludowi zasmakować, doświadczyć, jak wielki i dobry w swej łaskawości jest Niebieski Ojciec.

Jezus nie wypowiada się na temat złego ducha żartem. Daleki jest od dworowania sobie i lekkiej mowy na temat tego, którego dzieła przyszedł zniszczyć.

Zanim nastąpi ten bardzo jednoznaczny i ostateczny moment opętania, pojawiają się elementy poprzedzające opętanie i do niego prowadzące. Nie jest to sytuacja, która ma wywoływać w nas strach, ale właśnie tym bardziej dopingować nas do odkrywania pośród codzienności palca Bożego, działania Boga, śladów, zostawionych nam przez Pana. Teraz mówi do nas w swoim Słowie. Przecież to On stoi za rozważanym przez nas Słowem. Tu uwalniają się Jego moce, ilekroć zbliżamy się do Słowa z odpowiednią predyspozycją wiary, czy nade wszystko z wołaniem Ducha Świętego.

Gdy mocarz uzbrojony strzeże swego dworu, bezpieczne jest jego mienie. To są słowa Chrystusa: mocarz uzbrojony. Porównanie demona do kogoś, kto jest świetnie przygotowany, kto staje uzbrojony do walki, jest jednoznacznym odcięciem się od głupkowatych tekstów na temat złego ducha. Mocarz uzbrojony. Nasz przeciwnik, wróg zbawienia, który jest bardzo czujny, tylko czeka, aby zaatakować i z całą wściekłością kłamać, kłamać i jeszcze raz kłamać w nas, że nie nadajemy się do miłości. On się bardzo wścieka, kiedy mówi się o nim prawdę, czyli kiedy się go po prostu wyrzuca.

Chrystus nazywa go jednoznacznie – mocarz uzbrojony. Lecz dodaje: Gdy mocniejszy od niego nadejdzie i pokona go, zabierze wszystką broń jego, na której polegał, i łupy jego rozda. Chrystus podkreśla, że toczy się walka. Przypomni też o tym św. Paweł w jednym ze swoich listów, kiedy powie: Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału – czyli przeciw jakimś zorganizowanym ludzkim pomysłom – lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich (Ef 6,12). Rozżarzone pociski złego są w nas kierowane.

Warto o tym wiedzieć, że przy tak intensywnej walce, każda sytuacja jest niezmiernie ważna, żeby dbać o swój kontakt z Panem. Pocieszające i bardzo pokrzepiające jest to, że udział w tej walce bierze przede wszystkim Jezus Chrystus, który nas ku sobie pociąga, zachęca słowami, wydarzeniami, a nade wszystko Eucharystią, w której nas karmi Słowem Bożym. Ono uzbraja nas mocą z wysoka, mocą Świętego Ducha. Nie jesteśmy sami!

            Św. Paweł  przypomina, że tym, na czym się człowiek powinien oprzeć, jest wiara: Synami Abrahama są ci, którzy polegają na wierze. I stąd Pismo widząc, że w przyszłości Bóg na podstawie wiary będzie dawał poganom usprawiedliwienie, już Abrahamowi oznajmiło tę radosną nowinę: «W tobie będą błogosławione wszystkie narody». I dlatego tylko ci, którzy polegają na wierze, mają uczestnictwo w błogosławieństwie wraz z Abrahamem, który dał posłuch wierze. Ga 3, 7-9.

 Właśnie posłuch wierze! Droga siostro i drogi bracie, nikomu z nas – księdzu też – nie trzeba tłumaczyć, że nie jest prosto dać posłuch wierze, kiedy mnożą się niepokoje, kiedy sytuacje przybierają taki, a nie inny obrót i kiedy człowiek nie znajduje spokoju w sobie samym ani naokoło siebie, kiedy nawet nie widzi konkretnego, doświadczalnego działania Bożej miłości, Boże potęgi w sobie. Ale i w tych sytuacjach posłuch wierze staje się rozwiązaniem.

W jednym z przesłań Braci z Taize przeczytałem: W nas wszystkich jest pragnienie absolutu, ale wszyscy musimy uczyć się żyć naszym człowieczeństwem i wierzyć, że Bóg działa, angażuje się w nasze życie, nawet jeśli nie widzimy wielkich rzeczy. Tym samym to zaufanie doda naszemu życiu dynamizmu, który będzie prowadził do przekraczania beznadziejności. Nawet w modlitwie musimy akceptować nasze człowieczeństwo, akceptować, że jesteśmy biedni. My nie widzimy całej rzeczywistość, zwracamy się w kierunku Boga tacy, jacy jesteśmy, z tym, co dobre, ale również z naszymi wadami, ułomnościami, a nawet z błędami, grzechami.

To bardzo istotne wezwanie. Uczymy się żyć z naszą ludzką kondycją i wierzyć, że Bóg działa, angażuje się w nasze życie, nawet jeśli nie widzimy wielkich rzeczy. Właśnie tym zaufaniem, poleganiem na wierze, pokonujemy granice beznadziejności. Odnosimy zwycięstwo w walce dzięki temu, że ktoś nas miłuje, że jest dla kogo żyć. Tym Kimś jest Chrystus, który stał się dla nas przekleństwem – jak mówi św. Paweł Galatom – bo został powieszony na drzewie.  Przeklęty każdy, którego powieszono na drzewie. Jezus został powieszony po to, aby błogosławieństwo Abrahama stało się w Chrystusie Jezusie udziałem pogan i abyśmy przez wiarę otrzymali obiecanego Ducha. Z przekleństwa Prawa, z przekleństwa schematów, wykupił nas sam Chrystus, abyśmy mogli przez wiarę otrzymać obiecanego Ducha, byśmy mieli moc do dźwigania się co dzień.

Udało się i dziś dźwignąć! Chwała Panu za to, że do nas przychodzi. Chwała Mu za to, że walczy w nas i o nas i nie zrezygnuje!

Ksiądz Leszek Starczewski.