Kościół, który podziwiają (8 IV 2010 r.)

Dobre Słowo 8.04.2010 r.

Kościół, który podziwiają

Tłum zdumiony Kościołem – oto dzisiejszy fragment z Dziejów Apostolskich. Widzimy Piotra i Jana, jak tłumaczą całemu ludowi, iż moc, która sprawiła, że chromy odzyskał pełnię sił, to wiara. Wiara w imię Jezusa Chrystusa, wzbudzona przez apostołów, sprawiła, że człowiek może chodzić, że odzyskuje zdrowie.

Czy to jest odległa przeszłość? Czy to już tylko historia, że tłum zdumiewa się Kościołem, że podziwia Kościół za jego wiarę? – Nie musi tak być, że to będzie historia. A czemu dzisiaj tak nie jest? Czemu dziś tłum nie zdumiewa się papieżem, biskupami, prezbiterami, diakonami, osobami konsekrowanymi, wiernymi świeckimi? Czemu często nie jest zdumiony?

Mogą być tego różne powody. Z Bożego słowa wypływa dzisiaj sugestia, że przyczyny tego mogą być dwie. Po pierwsze zło jest często krzykliwsze niż dobro i szybciej się rozprzestrzenia. Stare powiedzenie mówi, że jedno drzewo spadające w lesie robi więcej huku, niż cały las, który rośnie. Potwierdza ono odpowiedź na  pytanie, dlaczego dziś tłum nie jest zdumiony Kościołem. Zbyt często nagłaśnia się sprawy związane tylko i wyłącznie ze złem. One stają się krzykliwsze. Całkowicie nie szanuje się pewnych proporcji występujących w danej społeczności, akcentując tylko i wyłącznie to, co jest w niej złe. Przy nagłośnieniu zła dobro jawi się jako mizerne, bardzo nieistotne, jak cały rząd sadzonek młodego lasu, przytłumionego jednym padającym drzewem. To jeden z powodów, dla których nie ma zdumienia wiarą Kościoła.

Drugi powód może być taki, że w obrębie Kościoła, wśród jego wyznawców, czyli wśród nas, często opieramy się na własnej mocy i pobożności. Przypisujemy swoim siłom, wysiłkom, postanowieniom, modlitwom, swojej pobożności moce, których tam nie ma. To są pozory pobożności, brakuje w nich prawdziwej mocy. To dotyczy zarówno mnie, jak i ciebie, droga siostro i drogi bracie. Silimy się na różne postanowienia, zobowiązania, wyrzeczenia, zapominając o tym, że jeśli cokolwiek ma się stać dobrego, to jest to darem Bożym, bo wszelkie dobro pochodzi od Boga. Bóg jest w nas sprawcą chcenia i działania. Ilekroć opieramy się na własnej mocy i pobożności, tylekroć nie chodzi w nas wiara i przez to nie jest chodliwa w świecie, przestaje mieć tę właściwość, jaką w sobie posiada, czyli przestaje być siłą objawiającą nam żywego Jezusa. Warto zwrócić na to uwagę, gdy słuchamy słów Piotra, który w odpowiedzi na zdumienie tłumu podejmuje taką przemowę: Dlaczego dziwicie się temu? I dlaczego także patrzycie na nas, jakbyśmy własną mocą lub pobożnością sprawili, że on chodzi? Bóg naszych ojców, Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba wsławił Sługę swego, Jezusa, wy jednak wydaliście Go i zaparliście się Go przed Piłatem, gdy postanowił Go uwolnić. Zaparliście się świętego i sprawiedliwego, a wyprosiliście ułaskawienie dla zabójcy. Zabiliście Dawcę życia, ale Bóg wskrzesił Go z martwych, czego my jesteśmy świadkami.

Piotr i Jan, przekonani do tego, iż nie mają opierać się na własnej mocy i pobożności, apelują do przychodzącego ludu, aby usłyszał, uznał, iż działanie tego cudu, który dokonał się w chromym człowieku, pochodzi od Boga, i jest dostępne dla każdego, kto przez wiarę się do Niego zbliży.

Wiara w imię Jezusa Chrystusa sprawia, że wracają siły, wraca witalność i prawdziwe zdrowie: I przez wiarę w Jego imię temu człowiekowi, którego widzicie i którego znacie, Imię to przywróciło siły. Kiedy możemy w szczerości serca zwrócić się ku sobie samym i rozpoznać stan, w jakim w tej chwili jest nasza wiara, może naszym odkryciem stać się taki fakt: własna pobożność – i to mglista, mdła – oraz ludzka moc, czyli wysiłki, starania, ofiary, wyrzeczenia, są naszym głównym motorem napędowym. To sprawia, że wiara po prostu nie jest żywotna, nie ma jej konkretnych owoców. Magiczne podejście do wiary, czyli przypisywanie poszczególnym praktykom, zaklęciom, modlitwom, właściwości, które sprawią, że będziemy widzieć konkretne efekty, także może nam wiarę blokować.

Co robić, jeżeli takie odkrycie stanie się naszym udziałem? – Święty Piotr mówi o tym samym Jezusie, o Jego mocy, i o Bogu, który swojego Sługę, Jezusa, wskrzesił i posłał, jako tym, który błogosławi każdemu z nas w sprawie odwrócenia się od grzechów, od tego, co nas blokuje, i od przypisywania sobie właściwości, których nie mamy.

Psalmista powie w innym miejscu: Panie, moje serce się nie pyszni. Nie patrzą wyniośle moje oczy. Nie dbam o rzeczy wielkie i o to, co przerasta me siły. Uspokoiłem i uciszyłem moja duszę. Jest on jak dziecko w łonie matki.

Izraelu, bracie, siostro, złóż nadzieję w Panu. Proś Pana, aby to błogosławieństwo, które wypływa z wyznawania wiary w Jego imię, stało się twoim udziałem, aby ożywiło twoją wiarę, aby cię podniosło. Nie czekaj na nadzwyczajne okazje, cudowne praktyki, tylko tu i teraz proś Pana, mów do Niego, wyznawaj Jego imię, wzywaj imienia Jezusa Chrystusa – Umęczonego, Pogrzebanego, Zmartwychwstałego, Uwielbionego. Przywołuj tego imienia właśnie teraz, abyś mógł doświadczać pokoju i żywotnej siły wiary w to imię.

Kiedy uczniowie po powrocie z Emaus zaczynają opowiadać, co ich spotkało w drodze, i jak poznali Jezusa przy łamaniu chleba, w tym momencie On staje pośród nich i przynosi im pokój. Zatrwożonym i wylękłym Jezus daje konkretne doświadczenie, dowód swojej obecności. Podejmuje taki proces, bo najpierw prosi, żeby popatrzyli na Jego ręce i nogi, żeby się Go dotknęli. Pokazuje im ręce i nogi. Oni jeszcze z radości nie wierzą, pełni są zdumienia. Pyta: „Macie tu coś do jedzenia?” Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec wszystkich. To jest proces. Jezus przekonuje apostołów do siebie. Tak samo w czasie wołania modlitewnego, zbliżania się do Niego, potrzebny jest proces, który Jezus już rozpoczął i chce doprowadzić do końca. Ten proces zawsze oparty jest na Jego słowie, zawsze związany z rozważaniem, czytaniem, słuchaniem Jego słowa, życiem nim: „To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach”.

A co wtedy, kiedy to słowo jakoś do nas przestaje trafiać? To właśnie jest moment, w którym potrzebujemy, aby Jezus oświecił nasze umysły, byśmy rozumieli Pisma. Nie zapomnijmy, że kluczowe jest wołanie o Ducha Świętego, prośba o Ducha Świętego, prośba o to, żeby światło Jego mocy od Jezusa Uwielbionego dotarło do naszych ciemności, zakamarków, lęków, trwogi, niedowiarstwa, znużenia. Wołajmy często, abyśmy się stali świadkami mocy Jezusa Chrystusa, mocy Jego obecności pośród nas, aby inni, patrząc na nas, byli pełni zdumienia, że codziennie wiara przywraca nam siły do życia, sprawia, że możemy kroczyć i mierzyć się z codziennością każdego dnia, pamiętając o zasadzie: Dosyć ma dzień swojej biedy. Życie powinno mieć zawsze jednakową prędkość, czyli dzień na dzień.

Panie, daj nam, abyśmy potrafili zdumieć się działaniem wiary w nas, aby Twoje słowo tę wiarę ciągle w nas ożywiało, podnosiło i aby to zdumienie udzielało się także innym ludziom, którzy Cię jeszcze nie poznali i o Twoim Kościele niewiele wiedzą. A jeżeli coś widzą, to tylko to, co jest w nim słabe i wymagające nawrócenia. Daj, Panie, abyśmy mogli wspólnie cieszyć się Twoją obecnością, ilekroć przywołujemy Twojego świętego imienia.

Ksiądz Leszek Starczewski