Można być długo z Jezusem i Go nie poznać (1 V 2010 r.)

Dobre Słowo, 1.05.2010 r.

Można być długo z Jezusem i Go nie poznać

Można być długo z Jezusem, wiele o Nim słyszeć i jeszcze Go nie poznać. Jest to prawda, która wypływa z dzisiejszej Ewangelii. W rozważanym dziś fragmencie miejsce Tomasza zajmuje Filip.

Jezus ze swoją ofertą zbawienia, znaków potwierdzających Jego nieskończoną miłość do człowieka, zdaje się być niezrozumiały, mija się z oczekiwaniami i zdolnością rozumienia, którą reprezentują Jego uczniowie. Wczoraj Tomasz mówił: Nie wiemy, dokąd idziesz, więc jak możemy znać drogę? Dziś odzywa się Filip: „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy”.

Prawda o kondycji apostołów, zdolnościach i możliwościach przyjmowania pewnych treści przez nich, chce dotrzeć także do naszych serc, do naszej kondycji, do naszych skrupułów, naszego wewnętrznego buntu wobec własnej kondycji i zdolności, jakie posiadamy. Chce dotrzeć, aby to wszystko prześwietlić i nazwać po imieniu. Tak, taka jest nasza kondycja. Często buntujemy się wobec tego, iż kolejny raz zawiedliśmy Pana Boga, że wydaje się nam mało przekonujący, że to, co się dzieje w naszym życiu, jest średnio zrozumiałe, że gdyby Pan Bóg był, to z pewnością przyszedłby tak, że całkowicie powaliłby na ziemię wszystkie nasze zastrzeżenia…

Tymczasem obecność Jezusa pośród Jego uczniów wcale nie jest dla nich oczywistością, nie jest argumentem, który mógłby przekonać ich o boskości, o synostwie Bożym Tego, który jest ich Mistrzem.

Jezus pracuje nad swoimi uczniami, odwołuje się do ich kondycji, cierpliwie tłumaczy, przeprowadza, choć za chwilę wyda się nam, że te słowa wypowiada na marne, że uczniowie zrobią z nich zły użytek, rozproszą się, odejdą mimo mnóstwa zapewnień – a były takie, bo słyszeliśmy, że podobnie jak Piotr zapewniał w czasie Ostatniej Wieczerzy: Nie opuszczę Cię, choćby Cię wszyscy zostawili – tak zapewniali i inni.

Jezus tłumaczy: „Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: «Pokaż nam Ojca»? Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie?”

Tak, Jezus stawia bardzo konkretne pytania. Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? Że można być tak ściśle zjednoczonym z Bogiem, iż tak naprawdę to On żyje w nas?

Jezus niedługo będzie mówił o tym w alegorii o krzewie winnym: Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwał będę. Żadna latorośl nie może wydawać owocu sama z siebie, jeśli nie trwa w winnym krzewie. Ja jestem krzewem winnym, wy latoroślami.

Trwać w Jezusie, wracać do Niego, oznacza doświadczać obecności Boga w swoim życiu. Sztuka życia, to nie bycie bezgrzesznym. To bycie kimś, kto ma właściwą relację do swoich grzechów, to znaczy, wraca po każdym upadku. To jest trwanie w Bogu.

Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca. Takie zapewnienie zostawia nam Chrystus. W oczekiwaniu na to, aż spełni się Jego obietnica o mieszkaniach dla nas w Domu Ojca, nie pozostajemy sami dla siebie, z sobą. Będziemy dokonywać większych rzeczy, będziemy otrzymywać większą moc – tą mocą będzie Duch Święty, którego Jezus pośle od Ojca, ilekroć będziemy Go przywoływać. A nawet kiedy Go nie przywołujemy, to i tak jest On Kimś, kto staje wobec naszych życiowych problemów, sytuacji, radości, bezładu i pustkowia, jako Ten, który gotów jest to wszystko porządkować.

Panie Jezu, prosimy Cię o wzrost przekonania do Ciebie, o wzrost cierpliwości do siebie samych, szczególnie wówczas, kiedy dopada nas zwątpienie, kiedy stawiamy pytania, tak jak dziś stawia je Filip: „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy”, to znaczy, kiedy żądamy dodatkowych znaków, niedoceniając prostych śladów Twojej obecności.

Budź w nas przekonanie, że jesteś z nami we wszelkich okolicznościach życia, także wtedy, kiedy kompletnie nie czujemy ani potrzeby, ani pragnienia, by zbliżyć się do Ciebie. Ty przewyższasz naszą wiarę i niewiarę, nasze odczuwanie, obojętność oraz chłód i zawsze stajesz po naszej stronie pełen Ducha Świętego, pełen miłości do nas.

Ksiądz Leszek Starczewski