"W imię Jezusa" działa zawsze (15 V 2010 r.)

Dobre Słowo 15.05.2010 r.

„W Imię Jezusa” działa zawsze

Dziś w pierwszym czytaniu słyszymy o małżeństwie – Pryscylli i Akwili, a także o dwóch głosicielach. O Pawle, który z wielkim zapałem i gorliwością, zdobyty, pokonany przez łaskę Bożą, głosi Boże słowo. Pojawia się również pewien Żyd, imieniem Apollos, rodem z Aleksandrii, człowiek uczony i znający świetnie Pisma. Przybywa do Efezu – miejscowości, gdzie biskupem jest ulubieniec Pawła, czyli Tymoteusz.

Słowo Boże głoszą we dwóch. Paweł nigdy nie traktował Apollosa jako konkurencji – tak postrzegała go wspólnota koryncka, bo wiemy, że pojawiły się tam kłopoty. Jedni mówili, że są Pawła, inni, że są Kefasa, jeszcze inni Apollosa, a jeszcze inni mówili, że bezpośrednio należą do Chrystusa. Ale Boże słowo rosło, budziło wiarę.

Po co pojawia się na scenie Apollos? – Autor Dziejów Apostolskich, św. Łukasz, bardzo ciekawie kreśli jego sylwetkę. Mówi, że jest człowiekiem uczonym i znającym świetnie Pisma. Jest to podstawa do tego, żeby głosić Boże słowo. Oczywiście uczony i znający dobrze Pisma jest ten, kto otwiera się na Ducha Świętego.

Znał on już drogę Pańską. Wie o tym, że za Jezusem trzeba iść, że nie jest to wygodne siedzenie w miejscu, na plebani czy gdziekolwiek indziej i niech sobie owieczki przychodzą. Wie, że trzeba samemu wychodzić. Zna drogę Pańską. Co robi dalej? – Przemawia z wielkim zapałem i naucza dokładnie tego, co dotyczyło Jezusa.

Przemawia z wielkim zapałem. Nieraz już wspominaliśmy, że dziś do młodych nie trafi nic tak skutecznie, jak autentyczność świadków, człowieka, nauczyciela, lekarza, księdza czy kogokolwiek. Autentyczny nie oznacza doskonały. Autentyczny to ten, kto ma przed Bogiem szczere serce. Cokolwiek się w nim dzieje, Bóg czyta w tym sercu. To człowiek, który pozwala czytać Bogu w swym sercu, nie kręci, nie jest zakłamany w tym, co się dzieje.

Apollos naucza dokładnie tego, co dotyczyło Jezusa, czyli skupia się na tym, co prowadzi do Jezusa. Jest to esencja głoszenia Bożego słowa. I o to chodzi, aby wskazywać na Jezusa swoim życiem, czasem poświęconym na modlitwie, przebaczeniem, rozmowami, a może i cichymi dniami w małżeństwie. Pan Jezus zostawił kiedyś faryzeuszy, którzy żądali znaku. Odpowiedział im, że żaden znak nie będzie dany, i odszedł.

Kolejna cecha, którą podkreśla św. Łukasz, której wyrób pochodzi prosto z pieca, z ognia Ducha Świętego, to odwaga: Zaczął on odważnie przemawiać w synagodze.

Odważne przemawianie w synagodze, to działanie Ducha Świętego. Odwagi będzie brakować tam, gdzie nasze usta i serca zamknięte są na wołanie o Ducha Świętego, kiedy nawet nie piśniemy, aby poprosić o Niego. Tam zabraknie nam odwagi. Potrzebujemy odwagi.

Zawsze znajdzie się jakieś życzliwe małżeństwo czy życzliwe serca, które przygarną głosiciela Bożego słowa. Kiedy Apollosa usłyszeli Pryscylla i Akwila, zabrali go ze sobą – przyjęli, przygarnęli – i wyłożyli mu dokładniej drogę Bożą.

Apollos jest otwarty na to, iż ktoś może mu zwrócić uwagę. Głosiciel Bożego słowa, jakim jest każdy chrześcijanin, powinien być otwarty na to, że może ktoś mu dokładniej przybliżyć drogę Bożą. Bo w każdym sercu działa ogromna moc Ducha Świętego. Może być to drobna rzecz, drobny uśmiech, który głosicielowi da takiego powera, jakiego nie dadzą mu wyklęczane, wybłagane skomlenia, wołania. Każdy ma jakiś charyzmat, którym może służyć. Nie musi być to koniecznie spoczynek w Duchu Świętym, ale może to być drobny gest zauważenia, otwarcia, który pozwala dokładniej wyłożyć drogę Bożą. Służmy sobie nawzajem tymi darami, które otrzymaliśmy. Przypomnijmy tu jeszcze raz Jana Pawła II, który powołując się na nauczanie św. Benedykta, mówił o tym, że Pan Bóg często przemawia w Kościele przez młodszych.

Ojciec Święty uczy, abyśmy byli wyczuleni na głos Ducha Świętego. Dlaczego? – Bo tak, jak Paweł wyruszył i umacniał wszystkich uczniów, tak Apollos, gdy przybył, pomagał bardzo za łaską Bożą tym, co uwierzyli. Bo uwierzyć, zaufać, to nie wszystko. Trzeba pomagać sobie w wierze, w zaufaniu, składając świadectwo, wypowiadając na przekór swoim lękom to, co się dzieje w naszych sercach, przyznając się do własnej grzeszności, upadków. Nie po to, aby błyszczeć pikantnymi szczegółami ze swoich grzechów, żeby skasować wszystkich, ale by ukazać swoją nędzną kondycję, nad którą pochyla się sam Bóg.

Ci, co uwierzyli, potrzebowali, aby ktoś im pomógł. Apollos, gdy przybył, pomagał bardzo za łaską Bożą. Pomagał za łaską, szedł za łaską Bożą.

Jeszcze jedną cechę Apollosa podkreśla św. Łukasz: Dzielnie uchylał twierdzenia Żydów. Nam się chyba częściej udaje dzielnie uchylać przed głoszeniem słowa. Mamy takie chwile, że dzielnie uchylamy się od tego.

Dzielnie uchylał twierdzenia Żydów – dzielność to cecha szczególnie dla dziewcząt, bo męstwo jest dla mężczyzn. To również jest działanie Ducha Świętego – wykazując publicznie z Pism, że Jezus jest Mesjaszem. Jest to ogromnie ważne, bo głoszenie słowa Bożego to nie tylko uwielbienie, choć jest ono bardzo istotne, ale to mierzenie się z przeciwnościami, dzielne uchylanie twierdzeń, które przeczą najważniejszej prawdzie, że Jezus jest Panem.

Z całym szacunkiem dla naszych starszych braci w wierze, Żydów, z obawami przed którymi zamknięci byli Apostołowie, ale w nas siedzą tacy Żydzi, którzy chcą za wszelką cenę przejąć ster kontroli nad nami. Są to różne zniechęcenia, wspomnienia, grzechy, które nie chcą, abyśmy powiedzieli, że Jezus jest Panem, że jest Mesjaszem, że jest Zbawicielem. – Twoim zbawicielem jest teraz to, abyś rozwiązał problem, a nie będziesz się zajmował jakimś Panem Jezusem. Skup się na tym, żebyś poprawił się z tego. Weź uporządkuj swoje życie, a dopiero później otwórz usta i mów: Jezus jest Panem… – Nie! Jeszcze raz nie!

Cokolwiek się dzieje, jakkolwiek wyglądają i wyglądać będą stany naszego serca, bardzo istotne jest to, aby publicznie, dzielnie wyznawać, że Jezus jest Mesjaszem.

Jezus, wyznawany z odwagą, z zapałem, dokładnie wskazywany w tym krótkim wyznaniu, chce coraz głębiej wchodzić w relację z nami. Przychodzi taki moment, że gasną znaki naprowadzające na Jezusa, że kończą się przypowieści. Dziś Jezus zapowiada: Już nie będę wam mówił w przypowieściach. Kogo bardziej angażuje w świat wiary, do tego przestaje przemawiać w przypowieściach. Człowiek już nie jest przypowieścią, nie jest znakiem. Jezus chce bardzo osobistych relacji.

Okazało się, że taki człowiek jak Apollos, przy całym jego zapale, był dla niektórych okazją do odwrócenia się od Chrystusa i uczepienia się Apollosa, żeby zrobić z niego Mesjasza. Żeby z Pawła zrobić Mesjasza. Nie może być tak, że jest dwóch Zbawicieli. Przy całym szacunku dla wszystkich więzi, przez które Bóg ciągnie nas do siebie, nie wolno się nam skupić na kimkolwiek, tylko na Jezusie. Do tego zmierzamy, jesteśmy w drodze. Człowiek może podprowadzić, ale może też odwieść od Boga.

Jezus bardzo pragnie, abyśmy wchodzili z Nim w osobistą relację, żebyśmy w Jego imię prosili Ojca o osobistą relację – o taką relację, jaką ma Jezus z Ojcem. To jest możliwe, to działa.

Dziś, kiedy pytamy siebie o to, co nas trzyma we wspólnocie Kościoła, nie możemy pominąć wątku, jakim są więzi, które nas łączą i które na szczęście nie są doskonałe, bo byśmy nie wytrzymali ze sobą. Te więzi niestety nie są takie, o jakich marzyliśmy, bo byśmy się rozpróżniaczyli, bo nie mielibyśmy nic do roboty. One często napawają nas smutkiem, bo dlaczego wokół nas tyle zawiści, zazdrości, porównywania się z innymi, przywiązania, jakaś toksyczność?…

Im bliżej Jezusa, tym działanie złego jest bardziej agresywne. Pamiętamy, że kiedy Jezus uwalniał od wpływów złego ducha, to w ostatniej fazie ataków zły wołał: Przyszedłeś nas zgubić. Popatrz na wspólnotę Kościoła. Ona cię zgubi, ona ci nie służy… Może nie będą to ataki wprost, ale z pewnością pójdą po linii bardzo delikatnych więzi.

Jezus mówi dziś o tym, abyśmy powoływali się na Jego imię.

Siostro, bracie, kiedy ostatni raz wypowiadałeś na modlitwie słowa: Ojcze niebieski, w imię Jezusa Chrystusa, w Duchu Świętym, uwielbiam Cię, proszę Cię? W imię Jezusa Chrystusa – to nie jest dodatek do modlitwy.

Jeden z arcybiskupów – arcybiskup Milingo – miał ogromną szansę swoistego, charyzmatycznego doświadczenia. Prowadził wiele charyzmatycznych spotkań i w pewnym momencie kobieta z jednej z sekt wprowadziła go do niej. To był bardzo bolesny cios. Media od razu to podchwyciły, wyciągnęły na światło dzienne. Wówczas jeszcze obecny był w sposób fizyczny Jan Paweł II. Z szansy spotkania się z Papieżem arcybiskup Milingo skorzystał. Kiedy spotkali się, Ojciec Święty powiedział mu krótko: W imię Jezusa Chrystusa proszę cię, wróć do Kościoła. Tam nie było większych dialogów. Prawdą jest, że arcybiskup wrócił, i prawdą jest, że po śmierci Papieża odszedł.

Ostatni argument? – Nie, pierwszy i jedyny argument, który pozwala się nam modlić: mamy powoływać się na Kogoś silniejszego, na Kogoś, kto fizycznie przebywając z uczniami, był ich obrońcą, i Kogoś, kto zdecydował się, że nie będzie z nami fizycznie, ale w swoim Duchu, którego wyposażył we wszystko, co potrzebne, aby był Pocieszycielem, Obrońcą, żeby się w nas modlił, żeby nas oczyszczał, uświęcał, umacniał, żeby nas wydobywał z naszych grzechów, z fatalnego poczucia winy. Bóg nie chce naszego poczucia winy. Często wydaje się nam, że po grzechu Pan Bóg celowo wpycha nas w poczucie winy i chce nas gnieść. Nie. Bóg pragnie uwalniać od poczucia winy, usprawiedliwiać, dając swojego Ducha. Robi to cudownie w sakramencie pokuty i pojednania.

Ostatnia zachęta, to zachęta do nowego sposobu doświadczenia miłości Ojca na modlitwie: w imię Jezusa Chrystusa. Modlitwa jest rozmową zakochanych. Modlitwa to czas, który polega na wpatrywaniu się w siebie i zdobywaniu tym spojrzeniem serca. Modlitwa tak naprawdę służy doświadczeniu bliskości Jezusa, który w Duchu Świętym modli się za nas.

Na koniec przytoczę cytat z piosenki Celine Dione. Mówi ona między innymi coś takiego: Zrobię wszystko, dokładnie wszystko, pójdę gdziekolwiek, nawet kiedy będę czuła się odrzucona przez ciebie, bylebyś mnie dalej kochał… Wbrew pozorom to nie jest prośba człowieka do Boga, tylko Boga do człowieka. Zrobię wszystko, dokładnie wszystko, oddam życie, pozwolę się opluć, ubiczować, bylebyś Mi pozwolił cię kochać dalej, bylebyś pozwolił Mi dalej wchodzić w twoje życie, takie, jakie ono jest.

W imię Jezusa Chrystusa prosimy Cię, Ojcze Niebieski, o doświadczenie mocy Ducha Świętego, która pozwala nam przeżywać radość z bycia Twoim dzieckiem, nieodwołalnie kochanym miłością, którą dziś Jezus wyznaje mówiąc: Albowiem Ojciec sam was kocha.

Ksiądz Leszek Starczewski