A w monstrancji nie było Pana Jezusa... (30 V 2010 r.)

Dobre Słowo, 30.05.2010r.

A w monstrancji nie było Pana Jezusa...

Ktoś zauważył, że gdyby zniknęły wszystkie egzemplarze Pisma Świętego na całym świecie i pozostał tylko jeden, a z tego jednego zostałaby tylko jedna księga, a dokładnie List św. Jana Apostoła, i z tej jednej księgi zachowałoby się tylko jedno zdanie: Bóg jest miłością – wystarczy. To jest centrum i pełnia objawienia.

Dziś Kościół świętuje tę prawdę, objawiając Boga, który jest w relacji. Ojciec, Syn, Duch. Bóg Jeden w Trzech Osobach. Jest miłością i stwarza relacje. Stwarza człowieka, który też potrzebuje relacji. Skoro Bóg jest miłością i to nieodwołalną, to człowiek może odkryć smak i sens życia, kiedy, po pierwsze, przyjmie miłość, po drugie, obdarzy nią siebie i innych, po trzecie, tę miłość będzie wyrażał Bogu. Bez miłości schniemy. Kiedy odwołujemy miłość – usychamy. Odechciewa nam się wszystkiego, nie cieszy nas nic bez miłość, bo Bóg jest miłością, a my jesteśmy Jego dziećmi.

Kiedyś na pierwszej parafii rozmawiałem ze starszym małżeństwem. Ojciec rodziny, już też dziadek, mówił: Proszę księdza, ja do końca nie rozumiem, jak to jest z tym wychowaniem, bo jednakowo darzyliśmy miłością córkę i syna. Syn, delikatnie mówiąc, stał się łobuzem. A córka fantastycznie prowadzi rodzinę razem ze swoim mężem. Jedną miłość do dzieci kierowaliśmy i nagle okazuje się, że coś zaszwankowało. Boli mnie to. Syn nie znosi Kościoła, nie chce mieć z nim nic wspólnego i tak naprawdę nie cieszy się życiem. Raz, że nie cieszy się swoim życiem, a dwa, że jeszcze innym życie utrudnia. Co jest?

Bóg, który jest miłością, objawia się i przedstawia swoją miłość w wolny sposób, kierując ją do wolnych ludzi. Każdy z nas słyszy o tym chyba już od dziecka. Szczególnie dzieciaki pierwszokomunijne śpiewają, że Bóg jest miłością, że sercem kochają Jezusa. Kiedyś sprawowałem dla nich Eucharystię w białym tygodniu, siedziały obok mnie wokół ołtarza pięknie ubrane i śpiewały: Sercem kocham Jezusa. W pewnym momencie powiedziałem: W takim towarzystwie to aż chce się modlić! I zapytałem: Kogo tak kochacie? Jeden chłopiec odpowiedział: Ja kocham Olgę J. Na co ja: Ale skąd masz tę miłość? Kto dał ci możliwość kochania? Wreszcie doszliśmy do tego, że Pan Bóg, który jest miłością.

Wolny człowiek może w wolny sposób odpowiedzieć na miłość. Tak bądź nie. Rzeczywiście, w jednym domu może być różnie.

Krzysztof Kieślowski w filmie ,,Dekalog 1” zwraca uwagę właśnie na tę prawdę. Bóg oddziałuje na każdego człowieka, który może różnie reagować na Boga. Bohaterem filmu jest ojciec – wykładowca uniwersytecki, zafascynowany nauką, komputerami, nowymi osiągnięciami techniki. Tak naprawdę nie ma zbyt wiele czasu, by porozmawiać z synem o czymś więcej, niż tylko o technice, komputerze. Stwarza mu program, który otwiera drzwi, powoduje, że leci woda z kranu. Syn marzy, żeby zimą pojeździć na łyżwach, więc korzystając z wzorów, oblicza mu, kiedy może wejść na lód. I nie ma czasu, żeby z nim porozmawiać o czymś więcej. A kiedy syn pyta o Boga, ojciec odpowiada: Wiesz, Bóg jest dla niektórych ludzi. Żeby było im łatwiej żyć, to oni sobie mówią, że wierzą w Boga. Żona natomiast przebywa gdzieś daleko, w Ameryce. Komputer nie potrafi odpowiedzieć na jedno pytanie, które syn wpisuje: O czym mama śni? Komputer odpowiada: Nie wiem. W filmie występuje też siostra tego ojca, która całe swe serce angażuje w to, żeby trafić do dziecka, aby otworzyć je na świat głębszych wartości, żeby było refleksyjne. W pewnym momencie chłopiec patrzy na siostrę ojca, która pokazuje mu zdjęcia z wizyty u Papieża Jana Pawła II, i pyta: Jak to jest, że mój tato jest twoim bratem i inaczej widzi ten świat? Na co ona: Zostaliśmy wychowani w katolickim domu, twój tata dużo wcześniej niż ty zauważył, że wiele rzeczy można zważyć, zmierzyć. Potem pomyślał, że wszystko. I tak zostało do dzisiaj. Czasem pewnie nie wierzy w to do końca, ale nam się nie przyzna. Takie życie, jak taty, może wydawać ci się rozsądniejsze, ale to wcale nie znaczy, że Boga nie ma. Dla taty też. Rozumiesz? – zapytała na końcu. Chłopiec odpowiedział: Nie bardzo. – Bóg jest. To takie proste. Jeśli się wierzy. – A ty wierzysz, że Bóg jest? – zapytał chłopiec. Ona odpowiedziała: Tak. Na co on: Czym On jest? Wtedy ciocia, patrząc na niego, poprosiła, by podszedł do niej i przytuliła go z całych sił, z wielką czułością, do serca. Potem zapytała: Co teraz czujesz? A on, rozanielony, mówi: Kocham cię. Ciocia odpowiedziała: Właśnie. I On, Bóg, w tym jest.

Jeśli mówić o Bogu, to tylko poprzez miłość. Jeśli poruszać jakąkolwiek kwestię związaną z Bogiem, to tylko przez miłość. Jaką miłość? Dzisiaj słowo Boże przychodzi nam z podpowiedzią.

Po pierwsze, przez mądrą miłość. Bo miłość Boża jest mądra. Nie naiwna. Jest wytrwała. Jest, krótko mówiąc, nieodwołalna. Bóg nigdy nie odwoła miłości. Bogu nie przejdzie. Bóg nie kocha w sposób wakacyjny. To nie jest romans w czasie pobytu w sanatorium. Nie. Bóg kocha nieodwołalną miłością. Z całych sił się angażuje. W Księdze Przysłów dziś czytamy: To mówi Mądrość Boża: „Pan mnie stworzył, swe arcydzieło, przed swymi czynami, od dawna. Od wieków jestem stworzona, od początku, zanim ziemia powstała. Jestem zrodzona, gdy jeszcze bezmiar wód nie istniał ani źródła, co wodą tryskają, i zanim góry stanęły”. Bóg kocha w mądry sposób. W mądry sposób stworzył świat. W mądry sposób przekazał władzę nad światem człowiekowi. W mądry sposób stworzył każdą i każdego z nas. I my źle się czujemy, gdy nie jesteśmy w relacji z kimś. Jak jesteśmy zamknięci sami w sobie, to się źle czujemy, bo zamykamy się na obraz i podobieństwo Boże.

Bóg kocha nas w sposób mądry, nieodwołalny. I w sposób bardzo wytrwały, wierny. Nawet jeżeli my nie dochowujemy Mu wierności, jeżeli łamiemy relację z Nim, to Bóg wiary dochowuje, bo nie może zaprzeć się samego siebie. Bóg kocha w sposób mądry.

No właśnie, co zrobić żeby wierzyć w Boga, który jest miłością? Jezus dzisiaj podpowiada to w Ewangelii i mówi Apostołom w czasie Ostatniej Wieczerzy, czyli tuż przed tym, jak oni, wydaje się, zapomną o tym klimacie, jaki stworzył, o tej pełnej ciepła, światła atmosferze, która panowała w czasie pierwszej Eucharystii. Oni odejdą, pouciekają, każdy pójdzie w swoją stronę. Jezus to przewiduje i mówi: Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz jeszcze znieść nie możecie. Jeszcze w to teraz nie uwierzycie i za chwilę nie zdacie egzaminu z wiary. Za chwilę się rozczarujecie sobą. Ty, Piotrze, się sobą rozczarujesz, chociaż tak zapewniałeś, że nie odejdziesz.

Niejeden z nas, jeżeli tylko budzi się w nas trochę uczciwości, pewnie rozczarował się swoją pobożnością. Nie jest taki pobożny, jak myślał. Uczciwość podpowiada: Nie jestem taki pobożny, jak myślałem. A nieuczciwość mówi: Nie, przecież jestem pobożny! Na pewno nie jestem taki, jak mój sąsiad albo jak ci w telewizji. O, taki nie jestem. Nawiasem mówiąc, wiele osób bardzo się denerwuje, oglądając różne relacje telewizyjne, wiadomości. A jest na to sposób. Po prostu nie oglądać J. Kaznodzieja papieski, Raniero Cantalamessa mówił, że najważniejsze informacje i tak do nas dotrą. Nie ma się co spieszyć i 24 godziny na dobę wpatrywać się, jak mumia, w telewizor.

Bóg jest miłością, która wychodzi do człowieka i zdaje sobie sprawę z jego kondycji, zawodności. Dlatego Jezus mówi: Teraz jeszcze znieść nie możecie. I apostołowie tego nie zniosą. Ale zaraz Jezus dodaje: Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Co zrobić, by uwierzyć, uczyć się ufności wobec Boga, który jest miłością? – Po pierwsze, zdać sobie sprawę, że jestem zawodny. Nie jestem taki, za jakiego się uważam. Jestem zawodnym człowiekiem. Wcześniej czy później zawiodę. Ktoś inny też mnie zawiedzie, bo wszyscy jesteśmy słabymi ludźmi. Jako zawodny człowiek mogę albo wpaść w rozpacz, tak jak Judasz, albo wracać do Jezusa, tak jak Piotr.

Po drugie, niezmierne ważne jest, by przywoływać Ducha Świętego. Bo wiara, ufność w Boga, jest łaską. To nie jest tak, że dobrze coś zrobiłem, świetnie wychowałem dzieci i dlatego Pan Bóg mi błogosławi. Nie, nie, nie. Bóg błogosławi, bo kocha. Bóg kocha wszystkich. Jego słońce wschodzi nad dobrymi i złymi. Deszcz spada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych, wierzących i niewierzących. Wiara jest łaską. O wiarę trzeba zabiegać i prosić, wołając Ducha Świętego.

Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek słyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. Duch będzie objawiał Jezusa, który w tych czasach żyje i działa. Tak, tak, tak. W tych czasach działa. W tych okolicznościach. Czy jestem świeży i potrafię słuchać z pełną świadomością, czy zasypiam – On działa, jest pośród nas, obecny w sposób żywy, bardzo zaangażowany w nasze życie. Działa. Duch Święty objawia nam Jezusa. On oznajmi wam rzeczy przyszłe. To znaczy powie, że cokolwiek dzieje się na świecie, wszystko zmierza do radosnego finału. My nie czekamy na kataklizm, chociaż nawiedzają nas różne katastrofy. Są to znaki wzywające nas do tego, żeby jeszcze bardziej lgnąć do Boga. Bo On jest Panem historii. I On to wszystko kiedyś powyjaśnia. Nie czekamy na katastrofy, na potworny koniec, ale czekamy na radosny finał. Czekamy na powrót Jezusa Chrystusa, który przyjdzie zabrać nas do siebie, abyśmy w pełni radowali się, żyjąc w Bogu, w Trójcy Świętej.

To Duch przywoływany sprawia, że możemy ufać. Ciągle, na nowo. Jeden z kaznodziejów papieskich, arcybiskup Bruno Forte, próbował definiować, zresztą w obecności papieża, kim jest wierzący. Powiedział, że wierzący to biedny ateista, który codziennie na nowo próbuje wierzyć. Duch Święty sprawia, że z tej biedy, z bezładu i pustkowia naszego życia wyłania się ufność w Boga. Jeżeli nie przywołujemy Ducha Świętego, może będziemy w Boga wierzyć, gdy nam się coś układa, ale jak przyjdzie noc, trudność, bez pomocy Ducha Świętego zwątpimy, jak Apostołowie.

Po trzecie, aby wierzyć i ufać w miłość, trzeba o niej mówić. Trzeba o niej świadczyć. Bóg ma być na pierwszym miejscu. Bo jeżeli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystkie sprawy poukładają się we właściwej kolejności. Trzeba świadczyć drobnymi rzeczami, bo drobne rzeczy objawiają wielkiego Boga. Drobne gesty, spojrzenie w oczy, trzymanie za rękę, przytulenie, poświęcenie komuś czasu, zrezygnowanie ze wszechwładnego narzekania – przez wszystko mamy składać świadectwo. Niektórzy myślą, że źle się dzieje, jak nie narzekają. Z całym szacunkiem dla wszystkich dolegliwości, chorób, ale ktoś opowiadał, że stojąc w kolejce do lekarza, był  świadkiem rozmowy dwóch starszych  pań. Jedna z nich mówi: Ja to już mam najwięcej tych chorób, wszystko mnie boli. Nerka, noga, kręgosłup. – Na co druga: Pani! Panią boli ręka, kręgosłup, a mnie serce boli! Ja to mam gorzej! I nastąpiła licytacja, kto ma gorzej J. Wszechwładne narzekanie. Cokolwiek się dzieje, jakakolwiek jest sytuacja, jakikolwiek znak, choćby trudny, również doświadczenie choroby jest zaproszeniem do tego, by przywoływać Boga. By Boga w tym szukać. Bóg chce mi przez to coś powiedzieć. Pragnie do mnie dotrzeć. Ma być na pierwszym miejscu. Trzeba o Nim składać świadectwo.

I końcowa myśl: Jeśli Bóg nie jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest wywrócone do góry nogami. W jednej parafii był bardzo gorliwy i zapobiegliwy ksiądz proboszcz. U niego wszystko szło, jak w zegarku. Jak w wojsku. Ministranci na tip-top, obrusy na ołtarzu równiutkie, wszystko poustawiane, na procesji strażacy. I kiedy przyszło Boże Ciało, nie pozwolił sobie nic powiedzieć, wszystkich poustawiał, poukładał. Zorganizował też ekipę do noszenia baldachimu. Ktoś w ostatniej chwili, w czasie Mszy Świętej, chciał mu zwrócić uwagę, ale się nie dało. Wyszła więc procesja na Boże Ciało. I co się okazało? – Że ksiądz zapomniał włożyć Pana Jezusa do monstrancji...

Można mieć wszystko w domu na tip-top, można mieć o sobie wysokie mniemanie, ale nie mieć Pana Boga na pierwszym miejscu. Dzisiaj, w uroczystość Najświętszej Trójcy, prośmy dla siebie o nowe wylanie Ducha Świętego i ufność w Boga, który jest miłością. Można Go poznać w prostych sytuacjach. Obyśmy nie opowiadali o Bogu rzeczy nieprawdziwych, dyrdymałów, tylko pokazywali Go swoim zachowaniem, żeby ludzie, którzy się z nami spotykają, mówili: Dziękuję Ci, Boże, że ją spotkałem. O, jak dobrze, że go dzisiaj posłałeś. By po spotkaniu z nami nie odchodzili i nie mówili: Boże, uchroń, obroń, żebym nigdy więcej jej nie widziała.

Daj nam, Panie, ufność w Ciebie, który jesteś miłością i pozwól nam, abyśmy w codziennym życiu bardzo praktycznie drobnymi gestami pokazywali, że tak jest naprawdę.

Ksiądz Leszek Starczewski