Typowo nietypowy (8 VII 2010 r.)

Typowo Nietypowy

Jestem pod ogromnym urokiem biskupa Dajczaka. Kiedy 2 lipca byliśmy w Częstochowie na pielgrzymce dla nauczycieli, całkowicie zdobył moje serce swoim rozmodleniem, przylgnięciem do człowieka Bożym sercem. Słuchałem też fragmentów jego wypowiedzi w Internecie, gdzie założył blog Bez piuski, co tym bardziej utrwaliło moje przekonanie, że to Boży człowiek.

Wyczuwa się w nim bardzo mocno Boże ojcostwo. W czasie rozważań i homilii zwrócił moją uwagę swym rozmodleniem i głębią wyrażoną w prostocie. Akcentował między innymi fakt, że Pan Bóg przychodzi do człowieka w sposób nietypowy. Drogi Pana Boga są bardzo ludzkie. Kogo biskup Dajczak mógł wziąć na Jasnej Górze za przykład? – Oczywiście Maryję. Zauważył coś, co do mnie wcześniej nie docierało i trafiło dopiero teraz, że Pan Bóg wybrał bardzo nietypową drogę przyjścia do Niej. Podkreślił, że wiele dziewcząt w jej sytuacji zginęło pod kamieniami, bo takie było prawo.

Prorok Ozeasz podkreśla dziś prawdę: „Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem”, gdy kompletnie nie wiedział, o co chodzi. – Jak mały chłopiec, który też nie wie, o co chodzi, gdy rodzice przyprowadzają go do kościoła. Ważniejsze jest dla niego, dlaczego konfesjonał się otwiera i zamyka, niż to, co ksiądz mówi, ale jest miłowany, mimo że do końca nie wie, po co tutaj przyszedł.

„Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem, i syna swego wezwałem z Egiptu”, z bardzo trudnej, uciążliwej dla niego sytuacji. Nie wysłałem dla niego wojska, nie zorganizowałem mu klimatyzowanych autokarów, które w Egipcie pewnie by się przydały, tylko wezwałem go. Przemówiłem do niego słowem. Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem. Jak była odpowiedź? – Oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości.

Bóg bardzo mocno zdradza się z nietypowym sposobem troszczenia się o nas. My często nie rozpoznajemy, nie rozumiemy tej troski, nie pojmujemy zabiegów Boga i w tym niezrozumieniu albo sami siebie kamienujemy, albo ktoś nas kamienuje, bo nie rozumiemy, co Pan Bóg z nami czyni, przestajemy ufać, nie inwestujemy w zaufanie.

Ciekawe, w jaki sposób Maryja, tak mocno zaskoczona formą przyjścia do Niej Pana Boga, zareagowała, kiedy wyczuwała – bo przecież kobiety mają ten wielki, piękny dar intuicji – co chce z nią zrobić Józef, że chce ją oddalić. Przypomnijmy, że Józef próbował potajemnie oddalić Maryję nie dlatego, że Jej nie wierzył, tylko dlatego, że sam uważał, że ta sytuacja go przerasta, że Pan Bóg na pewno swój plan zrealizuje, a on będzie Mu tylko przeszkadzał. Ciekawe, co Maryja czuła, kiedy nagle mogło dojść do takiego pęknięcia. Czy powtarzała: O rany, co teraz będzie, jak to się rozwiąże? Czy mówiła: Ufam, ufam, ufam, Jezu, ufam Tobie . Co mówiła? Co robiła? Jak to przeżywała? Jak zareagowała na to, czego nie rozumiała?

Myślę, że to jest centralna myśl tych rozważań: my chyba zbyt często skupiamy się na tym, że pewnych rzeczy nie rozumiemy, że one nas przerażają w tym, co dzieje się z nami, kiedy autentycznie chcemy się zagłębić w relację z Panem Bogiem. Zbyt często grzebiemy w grzechu, w naszych słabościach. Budujemy świątynię naszych lęków, zranień, obaw, w której nie ma tabernakulum. Wznosimy piękny gmach, aby rozpamiętywać nasze cierpienia, grzechy, to, że nie rozumiemy Pana Boga, że nas zaskakuje, że Jego działanie wobec nas jest nie do zaakceptowania. Oddajemy kult dniem i nocą, palimy pachnące kadzidełka, natomiast szopa łaski, chciałoby się powiedzieć – stajnia łaski – jest gdzieś obok. Może nawet poświęcamy jej jakiś czas, ale bardzo mizerny, cichy, lichy, jak ta stajenka. Tak świętujemy łaskę i moc. Debatujemy, dyskutujemy, szukamy potwierdzeń, chcemy zrozumieć, że Pan troszczy się o nas, a On robi to w sposób nietypowy.

Oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich. Nie rozumiem. Jako ksiądz nie rozumiem większości zabiegów Pana Boga. Po co mnie wybrał – kompletnie nie rozumiem. I nie jest to stwierdzenie mające wzbudzić reakcję typu: Ach, tak ksiądz opowiada, że nie rozumie. Na pewno ksiądz rozumie. Nie! Nie rozumiem! Ale dzisiaj słowo nas wzywa bardzo wyraźnie do tego, żeby skupić się na mocy, na łasce, a nie na tym, czy ja rozumiem, czy nie rozumiem, czy doświadczam, czy też nie doświadczam, czy jestem atakowany, czy nie, czy znowu jakiś ból po kościach mi chodzi, czy nie chodzi, czy jest powód do marudzenia, nie. Mamy zburzyć tę świątynię bez tabernakulum, a zacząć się odnajdywać w stajence łaski, w szopie łaski. Tych łask jest mnóstwo – bardzo nietypowo przez Pana Boga podawanych.

Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę, schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go. Skondensowane, skumulowane cechy troskliwego, odpowiedzialnego ojca i czułej, karmiącej mamy. Wszystko jest w Bogu. Źródło jest w Bogu. To Bóg pociąga więzami miłości. To Bóg kryje się za tym wszystkim, co dzieje się w naszym życiu – strasznie mizerny, nierozreklamowany, taki na miarę stajni betlejemskiej, a nie jakiegoś gmaszyska, świątyni i bazyliki.

Bóg, bardzo pokorny, staje wobec naszych serc, wobec ich dylematów i zaprasza nas właśnie do takiej postawy: Ja chcę Ci ufać. To jest dla mnie najważniejsze. Nie zrozumienie wszystkiego, ale chcę ufać Tobie, Twojemu zwycięstwu, w Tobie, Panie, się odnajdywać, Tobie pozwolić odnajdywać mnie.

Psalmista – chyba wyczerpany tym wszystkim – mówi bardzo wprost: Odnów nas, Boże, i daj nam zbawienie. Kiedy nieraz przeginam z siedzeniem do późna w nocy, a niestety często mi się to zdarza i z tego tytułu moja kondycja jest potem taka, jaka jest, to zaczynam się modlić: Przywróć mi rozum, Panie. Ale za chwilę mówię: Panie, Ty mi daj rozum, już nie masz mi czego przywracać. Daj mi rozum. Daj mi roztropność. Psalmista woła: Odnów nas, Boże. Pełen szacunek dla tego psalmisty – ja się na taką modlitwę nie zdobędę.

Daj mi rozum, Panie! Daj mi roztropność w gospodarowaniu moim zdrowiem, życiem, myślami, czasem, żebym przebywał w stajni łaski, a nie siedział w przepięknej, wymalowanej świątyni moich słabości, niedomagań, grzechów, próżności, którą się można pochwalić, żeby wszyscy na nią zwracali uwagę. Daj mi, Panie, rozum.

Pan Bóg, bardzo mocno poruszony, mówi: Moje serce się wzdryga i rozpalają się moje wnętrzności. Tak, jakby chciał powiedzieć: Zaraz się zdenerwuję. Ty mnie nie złość. Tak, jakby chciał powiedzieć: Weź Mnie nawet nie denerwuj, że nie przyjmiesz mojej miłości, że nie chcesz mojej łaski. Nie będziemy o tym rozmawiać. Moje serce się wzdryga. Nie chcę, aby wybuchnął płomień mego gniewu. Przypomnijmy, że Cantalamessa, papieski kaznodzieja, interpretując tekst z Księgi Lamentacji, w którym autor natchniony mówi: Niechętnie przecież karzesz synów ludzkich, stwierdza, że powinniśmy nie tyle pytać: Czemu mnie to spotkało? Czemu tego nie rozumiem?, ile wołać: Panie, wybacz, że ktokolwiek zmusił Cię do tego, żebyś mnie tak potraktował, że Cię nie rozumiem, nie widzę, bo to może być nie tylko moja wina.

Nie chcę, aby wybuchnął płomień mego gniewu, i Efraima już więcej nie zniszczę, albowiem Bogiem jestem, nie człowiekiem; pośrodku ciebie jestem Ja, Święty, i nie przychodzę, żeby zatracać. Bóg mówi: Pociągnąłem was ludzkimi więzami, a nagle wyznaje: Bogiem jestem, nie człowiekiem. – Tak dla jasności. Ciekawe czemu? – Bo zna nas, ludzi. Zna nasze rodziny, rodziców, osoby, które mówiły nam o Panu Bogu i wie, że to jest pełne niedoskonałości, zawodności, rozczarowań. Bo to nie jest taka mama, taki tato, o jakich bym marzył, ale to jest mój tato, moja mama. To nie jest taki ksiądz, jaki powinien być, z powołania, ale to jest ksiądz, którego Bóg powołał. To nie jest taka córka, taki syn, jakich sobie wymarzyłem, ale to jest moja córka, mój syn.

Bóg mówi: Bogiem jestem, nie człowiekiem. Pociągam Cię ludzkimi więzami, ale w ludzkich wiązach nie zrealizuje się wszystkiego. Potrzebujesz Boga. To, co dobre, powie św. Paweł, zachowuj. To, co dobrego otrzymałeś od tej mamy, taty, córki, syna, księdza, siostry, brata, zachowuj. To, co złe, co było i jest niedoskonałe, w świetle Bożego słowa nie tyle usprawiedliwiaj, nie tyle rozum, nie tyle tłumacz, tylko spójrz na to z uwzględnieniem ludzkiej słabości. Nikt z nas nie miał przekazów idealnych i nikt przekazów idealnych nie podejmuje. Wypływa z tego zachęta, którą Jezus wypowiada: Idźcie i głoście: «Bliskie już jest królestwo niebieskie».

Ksiądz Leszek Starczewski