Czemu szukasz? (12 VII 2010 r.)

Dobre Słowo 12.06.2010 r.

Czemu szukasz?

Jezus z dzisiejszej Ewangelii... Dwanaście lat chłopak i takimi słowami zwraca się do Mamy… Czy to nie jest element jakiejś pyskowatości? Dwanaście lat i tak do Mamy? Gdzie szacunek? Gdzie jakieś uznanie starszeństwa? Gdzie zauważenie autentycznej troski? Ewangelista Łukasz ją zauważył, a Jezus nie widzi bólu Serca Matki? Co się kotłowało w Sercu Maryi, która zgubiła Jezusa? Czy było w niej: Co ludzie powiedzą? Czy pojawiły się pytania: Jaka ze mnie Matka? Co się w Niej musiało dziać? Dlaczego Jezus nie zauważył tego, że Jego nie zauważyli, że gdzieś Go zostawili? Nie mógł temu zapobiec?

Nie będzie dziś samych tylko pytań J. Ale w kontekście Ewangelii i zdania, że Jezus siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania, mogłoby się ich trochę pojawić. I już się pojawiły.

Tak, to są nasze bardzo ludzkie pytania. A w istocie, pewnie już na samym starcie, mieliśmy obraz tego, że Pan Jezus nie jest pyskaty, nie jest rozwydrzonym dzieckiem, które ma bardzo bogatych Rodziców – a rzeczywiście ma bardzo bogatych Rodziców, oczywiście nie materialnie, bo to nie jest ten poziom – i któremu na wszystko się pozwala.

To nie jest też tak, że Ewangelia chce nam przekazać, że Jezus ma strasznie roztargnionych Rodziców, bo nie upilnowali Dziecka. To nie jest ten klimat. To musiało się stać i musi się to stać w życiu każdego z nas. I żeby to tylko jeden raz – pewnie wielu z nas mogłoby tak powiedzieć.

Musi się tak stać, że zgubi się Jezusa, że nagle odkryje się, że straciło się coś najważniejszego. Musi się tak stać, że będzie to w okolicznościach zupełnie niedostrzeżonych – na spotkaniu modlitewnym, na niedzielnej Eucharystii, w czasie świat i podczas przygotowania do nich. Musi się coś takiego wydarzyć. Dlaczego? Czemu niejako w ferworze naszych zabiegów o modlitwę, o dobre skupienie w czasie rozważania słowa Bożego, nagle musimy minąć się z Tym, który do nas przemawia? – Żebyśmy odkryli swoją biedę i nędzę. – A po co? Żeby się nad nią użalać? – Nie. Maryja ma tę intuicję, za którą idzie. Bo kiedy nie zauważyli, że Jezus został w Jerozolimie, przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli – bo poszukiwanie na pewnym etapie może skończyć się także tym, że się Go nie znajduje – nie wyciągają pochopnych wniosków, że są beznadziejnymi Rodzicami, że stała się tragedia, że Pan Bóg naobiecywał im tyle rzeczy, a oni wszystko spaprali…

Wy, drogie panie, dziewczyny, ze swoją wrażliwością, pewnie szybciej, mocniej przenikniecie po ludzku Serce Maryi – co się w nim dzieje. Nie jest to moment, żeby się załamać. Rodzice Jezusa wracają do Jerozolimy, wracają do punktu wyjścia – wracają do świątyni, szukając Go.

To wszystko podkreśla ewangelista Łukasz. Niby taka zbitka kilku czasowników: nie znaleźli, wrócili, szukali. Nie znalazłeś – wróć i szukaj.

Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni. Trzy dni wyjęte z życiorysu. Czy ci Rodzice coś spali? Nie będąc rodzicem, próbuję wczuć się w tę atmosferę. Będąc nieraz odpowiedzialnym za tych, z którymi gdzieś wyjeżdżam, próbuję zrozumieć sytuację, gdy ktoś się zgubi. Co wówczas może dziać się w sercu opiekuna? Dopiero po trzech dniach Go odnaleźli. Co to były za trzy dni... Pewnie wstrząsnęły ich światem i zapowiedziały inne trzy dni, które także wstrząsną światem, kiedy zgubili Jezusa w czasie ukrzyżowania. Złożyli w grobie.

Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami.

Bystrość i początek mądrości zaczyna się w przysłuchiwaniu. Maryja także musiała wysłuchać swojego Serca. Jezus przysłuchuje się nauczycielom, zadaje pytania. Sztuką jest zadać pytanie. Mówią, że nie ma głupich pytań, są tylko nieadekwatne odpowiedzi.

Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Tak, tu tkwi sekret. Jezus jest tam, gdzie powinien być – u Ojca. On cały czas żyje u Ojca. Taki mały, dwunastoletni chłopiec, jest Kimś, kto da św. Benedyktowi podstawę do stwierdzenia, że Pan Bóg często przemawia w Kościele przez młodszych.

Dialog Maryi z Jezusem jest także istotny. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: „Synu, czemuś nam to uczynił? Czemu nam to zrobiłeś? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”.

Ileż tu emocji… Doprowadzeni po trzech dniach do ostateczności wyciągają emocje. Jak trudno rozmawiać z kimś, kto przedstawia argumenty emocjonalne, od których może nawet pachnieć szantażem. Jak trudno rozmawiać z osobą pełną emocji, w której nie ma wyciszenia, która chce rozwiązywać sprawy w ferworze wybuchu emocjonalnego. Ale Jezus rozmawia i z takimi osobami. Odpowiada: Czemuście Mnie szukali?

Ciekawe, czy Maryja zmierzyła się od razu z tym pytaniem. Na pewno, jak powie ewangelista Łukasz, chowała wiernie te wspomnienia w swym sercu. Ona nimi żyła, bo nie zrozumieli tego, co im powiedział.

Czemuście Mnie szukali? Mamo, czy ty chcesz mieć syna, córkę, na twój obraz i podobieństwo? Twoja wersja wydarzeń, twoja relacja przeżyć, doświadczeń, jest lepsza od doświadczeń twojej córki, twojego syna? Czemu go szukasz, czemu się o nią martwisz?

Są to pytania podstawowe.

Czemu się martwisz o swoich bliskich? Kogo tam szukasz? Szukasz Jezusa dla swoich dzieci? Czemu ksiądz powinien przynajmniej martwić się o wspólnotę? Szuka jakiegoś aplauzu, klimatu, gdzie mógłby się wygadać, jeśli na przykład ma gadanę J? Czego szukam, idąc do kościoła?

Czemuście Mnie szukali? Zobaczmy, ile ciepła jest w tym pytaniu, ile realizmu. To nie jest pytanie przewodniczącego komisji śledczej, który błysnął bystrością między nauczycielami i teraz siada naprzeciwko owej komisji, ma za sobą autorytet, więc niech ktoś tylko podskoczy… Nawet Mama nie może Mu podskoczyć… Nie, to jest pytanie pełne miłości. Z ust Jezusa nigdy nie wyszło słowo, które miałoby kogoś poniżyć. Dlatego się zbulwersowałem, kiedy usłyszałem w psalmie: Pan uboży i wzbogaca, poniża i wywyższa. Chyba powinno być uniża, a jeśli poniża to na pewno nie w znaczeniu, że gardzi. Nie. Nie ma w Jezusie tendencji do tego, żeby poniżać.

Jeżeli budzi się ból w twoim sercu, droga siostro i drogi bracie, przy twoich staraniach o najbliższych, jeżeli widzisz marne efekty tych starań, to spróbuj zmierzyć się z pytaniem: czemu cię boli zachowanie twojego dziecka, twojej mamy, taty, bliskich? Czcimy dziś w Kościele Niepokalane Serce Maryi – Serce bardzo otwarte. Maryja mówi: z bólem serca szukaliśmy Ciebie.

Jezus stawia jeszcze jedno pytanie: Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Tutaj dotniemy jeszcze jednej rzeczy. Często wielu z nas przeżywa dyskomfort, że więcej wie, niż czuje, że za dużo wie, a za mało czuje. Maryja już poszła za tym, co czuje, i doszła do tego, co powinna wiedzieć. Jedno drugiego nie wyklucza. Czy nie wiedzieliście? Czasem po prostu trzeba trzymać się wiedzy na pewien temat – na przykład, że w czasie Eucharystii na ołtarzu jest Pan Jezus. Mogę tego nie czuć, mogę odczuwać ból serca. Mam się trzymać wiedzy, że Pan Jezus jest wówczas, kiedy klękam do modlitwy, że Pan Jezus jest z nami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata, nawet gdy nasze uczucia mówią, że nikt nas nie lubi, kiedy mamy ochotę zawołać jak osioł ze „Shreka”: Niech mnie ktoś przytuli…

Czyż nie wiedzieliście?

Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. No i po co im to mówił? Po co to kazanie, po co te rozważania? Kto cokolwiek z tego rozumie? A jednak im powiedział. Jednak wiarą ukorzyć trzeba zmysły i rozum swój. Na ołtarzu w czasie sprawowania Eucharystii nie ma chleba – jest Jezus. W tym, co w tej chwili mówimy, nie chodzi tylko o ludzkie mówienie. Tu spoczywa Duch Święty, towarzyszy przepowiadaniu w Kościele.

Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Ważne, że przyszli, że szukali.

Maryja zrobiła coś, co chyba szybciej występuje u kobiet niż u mężczyzn – po prostu wzięła sobie to wszystko do Serca. Ona musi się jeszcze z tym pogryźć. Musi to zachować w sobie.

Matka Jego chowała wiernie te wspomnienia w swym sercu.

Do tego jesteśmy zaproszeni. Warto wrócić do tych pytań, bo dzisiejsze rozważania, jak i tłumaczenie dwunastoletniego Jezusa, to nie była pyskówka, ale zaproszenie do spotkania z Ojcem niebieskim, który przez Jezusa w Duchu Świętym przyszedł i przychodzi do nas teraz. On kocha Niepokalane Serce Maryi, otwarte także na nasze serca, które być może nie są jeszcze tak do końca pootwierane, ale ciągle w drodze.

Ksiądz Leszek Starczewski