Skarbie... (18 VI 2010 r.)

Dobre Słowo 18.06.2010 r.

Skarbie...

Panie Jezu, Twoje słowo jest drogocenną perłą, którą obdzielasz nas w tej chwili. Ty dobrze wiesz, ilu złodziei w naszych myślach, postawach, w zmęczeniu, pragnie wykraść tę perłę. Dlatego dziękujemy Ci za to, że Twój Święty Duch jest mocniejszy od przeciwności, że działa pośród nas, przychodzi ze swoją mocą, w którą chce nas uzbroić. Dziękujemy, że moc Ducha Świętego jest nam dostępna przez wiarę, przez przywoływanie Go.

Jesteś moim skarbem. – Jestem skarbem Jezusa, i nie chodzi tu tylko o mnie, ale o każdego z nas tu obecnych i nieobecnych, i tych, którzy parskają na to śmiechem, i którzy się z tego cieszą.

Jesteś skarbem Jezusa Chrystusa. To jest słowo na dzisiejsze zmartwienia, na pytania dzisiejsze, wczorajsze, jutrzejsze. – Jestem skarbem Jezusa. Jestem cenny w Jego oczach. To jest wszystko, co nam chciał powiedzieć.

Wypowiadając te słowa, Jezus ma głęboką świadomość, że musi się troszczyć, żeby nas mól i rdza nie zniszczyły, żeby ktoś Mu nie ukradł tego skarbu, jakim my jesteśmy. Dlatego daje ogromną moc, moc swojego słowa. To ogromna moc – niebo i ziemia przeminą, ale te słowa nie. Na to słowo umarli powstają. Jezus mówi: Gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje, więc tam, gdzie my jesteśmy, tam jest Jego Serce, bo jesteśmy Jego skarbem. Chciał, żebyśmy to wiedzieli, dlatego przypomina nam o tym wciąż i nieustannie. Chciałby, żeby było to światłem dla naszego ciała, dla duszy, dla naszej psychiki, dla naszej przeszłości, przyszłości i teraźniejszości. Dlatego nam o tym mówi i daje światło. Słowo Twoje jest światłem, lampą dla moich stóp. Jezus chce, żebyśmy w tym świetle spoglądali na siebie: Jestem skarbem Jezusa, jestem skarbem Boga.

Przypomnijmy: choćbym dla całego świata był nikim, dla Ciebie, Boże, jestem całym światem. Jestem skarbem Jezusa. On widzi powody, żeby to mówić, ja niekoniecznie. Ja mogę być kimś, kto ma chore oko. Nie potrafię spojrzeć na swoje życie, na dziejącą się w tej chwili historię, którą tworzy Bóg, jako na miejsce, w którym mogłyby być jakieś skarby. Mogę tego nie widzieć, ale mogę też zobaczyć, mogę tego doświadczać, uśmiechać się i cieszyć, że tak jest, nawet kiedy cierpię. Ale i tak widzę po części… W pełni poznam wówczas, kiedy Pan wessie mnie tam, gdzie mól, rdza i złodzieje nie włamują się, nie niszczą, nie kradną. Wessie mnie Jego miłość… Końcówka będzie chyba rzeczywiście zasysaniem Jego miłości. Końcówka jest najistotniejsza, stąd nieprzypadkowo prosimy: Zdrowaś Maryjo… Módl się za nami teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen. Bądź z nami, Maryjo.

Jezus pragnie, aby nasze spojrzenie na siebie i na Niego – pełne mądrej miłości – było spojrzeniem osób, które kochają, spojrzeniem Boga, dla którego jestem skarbem. Być może tkwię w ciemności. O, jakże wielka to ciemność. Więc jeśli światło, które jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność. Ale kiedy słyszę słowo, to dociera ono do mnie jak światełko w tunelu ciemności. Ono robi dziś ze mną to, co ma zrobić. Teraz też. Robi swoje, nawet gdyby zmęczenie, schorowanie mówiło co innego, nawet gdyby troski zbytnie czy niezbytnie w tej chwili wydawały mi się cenniejsze niż to słowo – bo może tak być, że różne zmartwienia, troski, zmęczenie wydają mi się bardziej atrakcyjnym skarbem, nawet jak nie nazwę tego skarbem, bo głupio, ale traktuję jak skarb. Z jaką pieczołowitością mogę pochylać się nad swoim zmęczeniem, schorowaniem, nad swoimi planami na przyszłość, nad swoim rozczarowaniem życiem, nad swoimi zranieniami... Jakim skarbem to może być dla mnie…

Bóg wie, że ma się troszczyć o nas jako o skarby i to robi. Wybiera zawsze najciekawsze, najbardziej trafne rozwiązania, żeby do nas dotrzeć. Nic nie stanie Mu na przeszkodzie, żeby dokończyć dzieła, które rozpoczął na chrzcie świętym.

Jestem skarbem Jezusa. Niech tak zostanie.

Ksiądz Leszek Starczewski