Ożywcza wartość cienia (9 VII 2010 r.)

Dobre Słowo 9.07.2010 r.

Ożywcza wartość cienia

O ożywczej wartości cienia w upalny dzień chyba nikogo nie trzeba przekonywać. Kiedy 2 lipca byliśmy w Częstochowie na pielgrzymce nauczycieli, spotkanie odbywało się pod jasnogórskim szczytem. Organizatorzy poustawiali mnóstwo różnokolorowych krzesełek, ale jakoś nie były zapełnione. Natomiast wiele z nich pozabierano, by usiąść gdzieś pod drzewami, żeby tylko zaznać otuchy cienia. Ludzie chowali się w cieniu. Mało tego, o ten cień trzeba było się starać, bo wiadomo, że Ziemia krąży, cień się przesuwa, więc co trochę z krzesełkiem trzeba było się przemieszczać. – O ożywczej wartości cienia nikogo więc chyba nie trzeba przekonywać.

Dzisiaj do tego cienia odwołuje się nie cienias, ale mocarz Bożego słowa – prorok Ozeasz. Mówi – wyrażając ogromne pragnienie Boga – Wrócą znowu, by usiąść w mym cieniu, by doznać ulgi. Takie jest całe nawoływanie proroka Ozeasza i taka jest główna myśl każdego słowa, które do nas kieruje Bóg – by dać nam ulgę. W spiekocie naszych wyrzutów sumienia, poczucia winy, grzechów, rozproszeń, zniechęceń, chce dać nam ulgę, byśmy wrócili znowu, nie jeden raz, ale znowu – by usiąść w mym cieniu, by odpocząć.

Ile musi upłynąć czasu, wiosen, ile szronu na włosach musi się pojawić, żebyśmy takie słowa, jakie dziś słyszymy, odebrali rzeczywiście jako zachętę do przyjścia po ulgę? We mnie musiało wiele upłynąć, żebym słowo Pana Boga – wróć, Izraelu, wróć, Leszku, upadłeś bowiem przez własną twą winę. Zabierz ze sobą słowa i nawróć się do Pana – odczytywał jako słowa miłości. Musiało wiele się wydarzyć, żebym nie odczytywał ich w ten sposób: Chodź tu! Już! Wracaj! Natychmiast! Nie obchodzi mnie, co czujesz! Chodź tu! Mówiłem, chodź tu! Żebym nie odczytywał tego, jako aktu agresji, tylko we właściwy sposób: Wróć. Chcę ci dać ulgę. Chcę, żebyś odpoczął w mym cieniu.

Upadłeś bowiem przez własną twą winę. To poczucie winy cię wykańcza. Wróć.

To pragnienie jest tak precyzyjne, że Pan Bóg postanawia nawet przygotować formułkę spowiedzi, której często młodzi nie znoszą, a ona jest tak pomocna szczególnie wówczas, kiedy chciałoby się opowiadać o wszystkim, o całym świecie, tylko nie o tym, co konkretnie jest. Też to znam z własnych wyznań grzechów. Zabierzcie ze sobą słowa. Jak to słowa? Tu trzeba mieć jakieś konkretne postanowienia i wizję swojego powrotu do Boga. – Nie. Zabierz ze sobą słowa.

Mówi Pan: Nawróćcie się do Mnie. Mówcie do Mnie: „Przebacz nam całą naszą winę, w ten sposób otrzymamy dobro za owoc naszych warg”. Nie w inny sposób. Przebacz nam całą naszą winę, czyli: zabierz ją. W Psalmie 51 jest takie zdanie: Odwróć swe oblicze od moich grzechów. Psalmista jest przekonany, że istnieje tylko to, na co patrzy Bóg. Jak Bóg na coś nie patrzy, to przestaje istnieć. Więc odwróć swe oblicze od moich grzechówNie patrz na nie. Ja już mam dosyć, one mnie tak pieką. Bóg mówi: Wiem, że cię pieką. Dlatego chodź do mojego cienia.

Zabierzcie ze sobą słowa. Nie kombinujcie, nie gimnastykujcie się, nie ustawiajcie się w pozach przed konfesjonałem, nie strójcie się w różne nastroje, tylko zabierzcie ze sobą słowa i nawróćcie się do Pana. Prosta zachęta i podpowiedź Boga – na kartce ściągę daje – żeby tylko pomóc, żeby można było wyznać tę słabość i grzech.

I żeby też można było doświadczyć, wypowiadając: Asyria nie może nas zbawić, nie chcemy już wsiadać na konie ani też mówić 'nasz Boże' do dzieła rąk naszych. Co jest tą Asyrią? Co jest moim rozwiązywaniem problemów? Co jest moim oczekiwaniem na rozwiązanie problemów? Może to być oczekiwanie, że zmieni mi się rzeczywistość, nagle odwracam się i jest zupełnie inaczej – zima, nie lato, tylko zima, bo ja lubię zimę J. A może oczekuję, że zmieni mi się drugi człowiek, z którym się spotykam? – Nie. Asyria nie może nas zbawić.

Nie chcemy już wsiadać na konie ani też mówić 'nasz Boże' do dzieła rąk naszych. Nie chcemy przypisywać roli bóstwa naszym wysiłkom, nie chcemy uczynić z naszych wysiłków boga. Co to znaczy? Często mamy taką pokusę, żeby powiedzieć: Ja się zmienię!, dodać do tego sosik pobożności, taki mały puderek na pączku – właśnie Pana Boga. Ja się zmienię, ale oczywiście Ty mi pomożesz. Ale to JA się zmienię!!! Przebacz nam. Przebacz nam, że nie przebaczamy sobie.

Nie chcemy mówić 'nasz Boże' do dzieła rąk naszych. – Do naszych wysiłków, aby im się kłaniać. Z wielkim oddaniem kłaniam się też swoim słabościom, bo to jest największe moje odkrycie, że ja mam grzechy, zranienia, i to jest wszystko, co mam do powiedzenia. – Nie róbcie z tego boga. Nie mówcie 'nasz Boże' do dzieła rąk naszych.

Całą Księgę Ozeasza puentuje wyznanie: Panie Boże, między nami jest różnie: Ty na mnie krzyczysz, ja czuję się potwornie z tym wszystkim, co jest, nie dochowuję Ci wierności. Wiesz co, jeszcze Ci nie dochowam wierności po tym, jak Ci obiecam, że Ci jej dochowam. Różnie między nami jest, ale kończę to w ten sposób: U Ciebie bowiem znajdzie litość sierota. Bo ja taką sierotą jestem przed Tobą, Panie Boże. Ty tak się starasz, a ja Ci różne numery robię z jednej i z drugiej strony. I wyznaję: U Ciebie bowiem znajdzie litość sierota. U Ciebie, a nie u siebie, nie w swoich rękach.

Pan daje obietnicę bardzo głęboko dotykającą Jego Serca. To tak, jakbyśmy spotykali się z kimś, komu chcemy przekazać coś bardzo istotnego. Ile musimy się namęczyć, nastękać, wylać łez, żeby wypowiedzieć to tak głęboko od siebie, z serca. To wielki stres. Czemu nie patrzymy często tak na słowo Boże, na tę wypowiedź Boga, że On też przeżywa stres? To nie jest Ktoś, kto ma łatwość mowy – według naszych kryteriów – kiedy przychodzi Mu opowiadać o tym, co przeżywa w relacji z nami. Myśmy się przyzwyczaili słuchać: Bóg cię kocha, ale ile to wyznanie Go kosztuje?...

Bóg mówi – z trudem przełamywania się, żeby się nie narzucić, nie obciążyć nas, nie sprawić, że będziemy mieć jeszcze większe poczucie winy – Uleczę ich niewierność i umiłuję z serca, bo gniew mój odwrócił się od nich. Stanę się jakby rosą dla Izraela. – Orzeźwienie, kropla wody… Gorący, maksymalnie nagrzany Rzym, fontanna w centrum, koło Watykanu, i trochę wodę… Upalne miasto i trochę wody… Ostatnio widziałem, jak jeden młody człowiek stanął naprzeciwko tryskającej fontanny i całą głowę zamoczył.

Pan mówi: Stanę się jakby rosą dla Izraela, tak że rozkwitnie jak lilia i jak topola rozpuści korzenie. – Działam w sposób profesjonalny: i na zewnątrz, i głęboko, bo leczę powoli całego człowieka. A na korzenie trzeba trochę poczekać, żeby się rozwinęły.

Rozwiną się jego latorośle, będzie wspaniały. – To wszystko jest proces. Potrzeba czasu. Bóg nie śpi! Jezus doda: Czy śpisz, czy czuwasz, we dnie i w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie – Królestwo rośnie. Czy ty to kontrolujesz, czy rozumiesz, czy nie, ono rośnie.

Rozwiną się jego latorośle, będzie wspaniały jak drzewo oliwne, woń jego będzie jak woń Libanu. Liban to najlepsze tereny, na których występowały przecudne drzewa. Szedł stamtąd piękny zapach, że aż się chciało tam jechać. I wrócą znowu, by usiąść w mym cieniu, a zboża uprawiać będą – będą mieli z czego żyć – winnice sadzić, których sława będzie tak wielka jak wina libańskiego. – To mówi Pan i to obiecuje w głębokim poruszeniu.

Kochani, to nie są tylko piękne słowa, bo Bóg wypowiada je z ogromnych poruszeń swojego Serca. Jemu z trudem niejako – mówiąc po ludzku – przychodzi mówić o tych rzeczach. Tak jak nam z trudem przychodzi powiedzieć coś bardzo, bardzo, bardzo osobistego.

W Psalmie 51 odkrywamy próbę przygotowania serca na przyjęcie tych słów i zachęty do powrotu. Psalmista mówi: Zmiłuj się nade mną, Boże, w łaskawości swojej, w ogromie swej litości – swojego miłosierdzia – zgładź moją nieprawość. Zmiażdż moją nieprawość, spraw, żebym się nią nie zajmował. Obmyj mnie zupełnie z mojej winy, z poczucia winy. I oczyść mnie z grzechu mojego. Ty masz upodobanie w ukrytej prawdzie. Ty wiesz o najgłębszych moich poruszeniach i nie patrzysz tylko na to, co zewnętrzne. Naucz mnie tajemnicy Twojej mądrości. Pokrop mnie hizopem, a stanę się czysty, obmyj mnie, a nad śnieg wybieleję. Interwencja Pana Boga jest tak stanowczo przywoływana, że psalmista wręcz prosi o nowe stworzenie: Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste – ono nie jest czyste – i odnów we mnie moc ducha. Nie odrzucaj mnie od swego oblicza i nie odbieraj mi świętego ducha swego. Psalmista, który pewnie przeżył niejedno odrzucenie, prosi: Nie odrzucaj mnie, przynajmniej Ty. Przywróć mi radość, niech się tym ucieszę, że jest coś większego, silniejszego, mocniejszego, niż moje poczucie winy, mój grzech. Tym czymś jest Twoje zbawienie, Twoja miłość. Wzmocnij mnie duchem ofiarnym, żebym ze względu na Twoją miłość podejmował każdy krok, ofiarnie idąc w Twoją stronę. Otwórz wargi moje. – Próżniak? :) – A usta moje będą głosić Twoją chwałę, żebym mówił o Twojej obecności. Otwórz, bo mi tak ciężko mówić o Tobie.

Pan Bóg zachęca nas do skorzystania z cienia w upalny od wyrzutów sumienia dzień, tydzień, miesiąc, rok, lata.

Ksiądz Leszek Starczewski