Napięcie, którego nie da się uniknąć (10 VII 2010 r.)

Dobre Słowo 10.07.2010 r.

Napięcie, którego nie da się uniknąć

Jednym z napięć, które często pojawia się u ludzi mocniej zaangażowanych we wspólnotę Kościoła, są dwie skrajne rzeczywistości – z jednej strony rozmodlenie w Kościele, charyzmatyczna fascynacja żywym Bogiem, a z drugiej świat i codzienność, niosące w sobie zupełnie inny obraz doświadczeń niż te przeżywane na spotkaniach modlitewnych.

To napięcie może stanowić ogromną szansę urealnienia swoich relacji z Bogiem, wejścia z Nim w prawdziwie żywą i serdeczną zażyłość. Może także stanowić punkt krytyczny i źródło różnych frustracji.

Moment podjęcia decyzji, co robię z owym napięciem, jest często w sposób zaskakujący udziałem osób, które konfrontują codzienność z tym, co słyszą choćby nawet w dzisiejszej Ewangelii. Ten moment nie bywa jednorazowy, choć ma swój punkt zwrotny, ale bywa często przywoływany przy różnych spotkaniach, rozmowach czy konfrontacjach świata Ewangelii ze światem nie traktującym Ewangelii poważnie.

Izajasz staje wobec doświadczenia ogromnej bliskości Boga, Jego żywotności, konkretnych słów, gestów, majestatu i potęgi. Konfrontuje to ze stanem, w jakim się znajduje, ze swoją kondycją, z relacjami, w których jest.

Ten typowo autobiograficzny moment z Księgi Izajasza, który dziś z liturgii chce do nas dotrzeć, opisuje właśnie taką sytuację. Izajasz widzi Pana Boga, siedzącego na wysokim i wyniosłym tronie, a tren Jego szaty wypełniał świątynię. Widzi całe mnóstwo zastępów, stojących w zasięgu Boga, słyszy pełne radości wołanie, śpiew, który dochodzi sprzed tronu: „Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów. Cała ziemia pełna jest Jego chwały”. W śpiewie tym, nieustannie rozbrzmiewającym przed Jego tronem, brzmi fascynacja Bogiem, jest on pełen ogromnej uległości względem Niego. Nie ma to nic wspólnego z jakimś fałszowaniem czy też rodzajem sacro polo, które niestety często staje się udziałem naszej liturgii w kościołach. Jeszcze gorzej, gdy w kościołach rozbrzmiewa wręcz trupi śpiew jednych i tych samych pieśni, które nie niosą w sobie nic poza chęcią całkowitego wyłączenia radości z życia chrześcijanina.

Izajasz stoi w obliczu takiego doświadczenia. Odkrywając swoją kondycję, mówi: Biada mi. Jestem zgubiony. Bierze w zestaw to, co jest jego codziennością: Jestem mężem o nieczystych wargach i mieszkam pośród ludu o nieczystych wargach, a oczy moje oglądały Króla, Pana Zastępów.

Śmiało można odnieść to przeżycie do takiego momentu, kiedy na przykład ktoś udaje się na spotkanie charyzmatyczne pełne mocy, radości, doświadczeń, które nigdy nie stanowiły dla niego codzienności, na spotkanie, w którym jest coś więcej niż tylko piękna tradycja, obowiązek coniedzielnej Mszy Świętej, i kiedy doświadcza rzeczywistości z jednej strony fascynującej go, a z drugiej przerażającej, bo nagle odkrywa, patrząc na zegarek, że tu mijają godziny, a on ich nie czuje. A gdy wchodzi w rzeczywistość swojego domu, pracy, pojawia się właśnie ów moment frustracji.

Moment taki stał się udziałem Izajasza. Zwróćmy uwagę, w jaki sposób na ten moment krytyczny, w których Izajasz zdaje sobie sprawę ze swojej ułomności, zawodności, grzeszności, reaguje Bóg: Wówczas przyleciał do mnie jeden z serafinów, trzymając w ręce węgiel, który kleszczami wziął z ołtarza. Dotknął nim ust moich i rzekł: „Oto dotknęło to twoich warg: twoja wina jest zmazana, zgładzony twój grzech”. Bóg sam przejmuje inicjatywę, jeśli tylko człowiek w szczerości swojego serca staje przed Nim.

Z dzisiejszego Bożego słowa chce dotrzeć do nas, przeżywających takie momenty napięcia dwóch światów, zachęta do tego, abyśmy stawali w obliczu Pana Boga za każdym razem, z całą otwartością tych dwóch światów, tego – wydaje się – matrixa, w którym żyjemy, aby Pan mógł ciągle słyszeć o tym napięciu i przemieniać je w coś twórczego. W przypadku Izajasza to napięcie zostaje przekształcone w niezwykłą odwagę i moc.

Słowo także przestrzega nas dziś przed przyglądaniem się tym dwóm światom z własnej perspektywy, z perspektywy swojego rozumienia tej rzeczywistości. To tak, jakby słowo chciało nam powiedzieć: Nie stawaj z tym napięciem wobec swoich pomysłów na rozwiązanie go, bo nie pogodzisz tego. „Pogodzić” może tylko Bóg. Nie pytaj się swoich lęków, nie radź się swoich przeczuć w tym wymiarze, ale stawaj z nimi wobec Boga i mów: „Jestem zgubiony, nie potrafię połączyć tych światów. Dla mnie jest to jakiś matrix, coś dziwnego. Nie identyfikuję się z tą rzeczywistością, ona mnie przerasta”.

Kiedy stawiamy przed Bogiem swoje serce w takiej realnej kondycji, On interweniuje w sobie właściwy sposób, to znaczy, przemienia napięcie w coś, co staje się twórcze.

Izajasz jest tak przemieniony, że kiedy Bóg zwierza się z całą delikatnością i taktem wobec wolności swoich stworzeń, pytając: „Kogo mam posłać? Kto by nam poszedł?”, odpowiada: „Oto ja, poślij mnie”.

Przemiana, której dokonuje Bóg, uzdalnia człowieka do wejścia w te dwa światy Jego mocą, Jego siłą. Te dwa światy są tak realne, konkretne, że Izajasz za chwilę usłyszy: Ludzie, do których pójdziesz, kompletnie nie będą się przejmować tym, co mówisz. Może cię nawet posłuchają, może nawet rozważą słowo, ale nie będą go stosować w życiu. Jednak działanie Bożego Ducha sprawia, że Izajasz nie zrezygnuje z tej drogi, że będzie z Bogiem na bieżąco.

Wiele osób rezygnuje z różnych wspólnot szczególnie wówczas, kiedy nie angażuje się w sposób twórczy ze swoimi wątpliwościami, ograniczeniami w życie, jakie daje Bóg. Tak naprawdę są zaangażowane we wspólnotę na pół gwizdka.

Prośmy dziś Pana, aby doświadczenie, będące udziałem Izajasza, stawało się naszym doświadczeniem za każdym razem, ilekroć budzi się w nas napięcie, kiedy zastanawiamy się, kto tu jest wariatem: czy ja, czy świat oferowany przez Boga. Prośmy także za tych, którzy dali się złamać, odeszli, błąkają się w różnych napięciach zupełnie niekonstruktywnych, nieprzemieniających siły, która w nich jest, w coś twórczego.

Ksiądz Leszek Starczewski