Aby być w kontakcie ze swoimi uczuciami (11 VIII 2010 r.)

Dobre Słowo, 11.08.2010 r.

Aby być w kontakcie ze swoimi uczuciami

Pan Jezus uczy nas kontaktu ze swoimi uczuciami. Chce nam pomóc przeżywać siebie takimi, jakimi jesteśmy. To wielki dar – odkryć siebie w oczach Bożych. Ten dar jest nam nieustannie posyłany, ilekroć kontaktujemy się z Bożym słowem.

Dzisiaj w Kościele pomocą w kontakcie z Bożym słowem służy nam św. Klara, cały jej życiorys. Mówili w jej czasach, że swą roztropnością, siłą ducha, umiejętnością kierowania wspólnotą, zyskała bardzo wielki szacunek największych osobistości ówczesnego Kościoła. Tak pokazała piękno kobiecości, kontaktu ze swoimi uczuciami, z darami, jakimi Pan Bóg ją obdarzył, że ten szacunek był autentyczny.

Doktor Jacek Pulikowski mówi, że kobiety mają naturalny kontakt z uczuciami. Jeśli współpracują z łaską, odkrywają naturę. Potrafią nie tylko w swoje uczucia wejść, ale także innym – przez tych innych szczególnie rozumiemy mężczyzn – w tym pomóc. Mężczyźni z natury są w troszkę trudniejszej sytuacji, dlatego, jak mówi cytowany pan Pulikowski, kobiety mają ogromną rolę do odegrania. Na szczęście mężczyźni są wyuczalni.

Wszystko dobrze, jeśli kobietą pomagającą mężczyźnie w odkrywaniu uczuć, jest sakramentalna małżonka. Problem może się zacząć, gdy proces odkrywania uczuć w mężczyźnie wspomaga kobieta poza małżeństwem. Często bywa tak, że oboje wchodzą w coś jak w masło. Nie zawsze musi się to zakończyć wejściem w kontakt ze swoimi uczuciami – mogą wejść w kontakt ze sobą. Jednak łaska Boża obejmuje też takie sytuacje. Pan Bóg przeróżnymi nietypowymi drogami pokazuje i uczy, jak ważną rolę odgrywają w życiu człowieka uczucia i jak potrzebne jest przyjęcie daru kontaktu z nimi, w wyrażaniu siebie. Słowo Boże, szczególnie psalmy, pomagają w tym.

Jezus mówi dzisiaj o uczuciach niewiele mających wspólnego z przyjemnością. Są to uczucia przykre: uczucia zranienia, doznania krzywdy. Odwołuje się do bardzo życiowej sytuacji, zadania sobie rany przez grzech: Kiedy twój brat zgrzeszy przeciw tobie, idź, upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata.

Jedną z najbardziej przydatnych i praktycznych rzeczy jest demaskowanie tego, co w tej chwili przeżywam, nazywanie tego po imieniu, cokolwiek to jest. Jeżeli zostanę skrzywdzony, pierwsze, co mam zrobić, to nazwać to po imieniu. Nakręcam w sobie krzywdę i kierują ją przeciwko drugiemu człowiekowi, kiedy nad nią rozmyślam, kiedy próbuję się domyślać, dlaczego tak się stało, szukać przyczyn, wyobrażać sobie, wmawiać sobie, że to, co się stało, nie jest tak wielkie, że jestem chory, bądź że jestem ciągle raniony... Nie o to chodzi. Trzeba nazywać krzywdę po imieniu.

Ewangelista Mateusz przypisuje Jezusowi słowa bardzo konkretne: Idź, upomnij go w cztery oczy. Powiedz mu w cztery oczy – nie pisz do niego, tylko mu to powiedz. Jest to trudne, ale kiedy słowo Boże o tym mówi, to jest też Duch Święty, który pomaga nam w wypełnieniu zobowiązań. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Pomożesz mu wejść w kontakt ze swymi uczuciami, ale i sam w tym kontakcie z uczuciami pozostaniesz. Przez to będziesz po prostu u siebie i on też będzie u siebie. Obaj staniecie w prawdzie.

Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków opierała się cala sprawa. Drugi krok jest też bardzo istotny, bo konfrontuje to, co przeżywamy, ze spostrzeżeniami innych. Często bywa tak, że zapominamy o darze bliźnich i próbujemy pewne rzeczy rozstrzygnąć sami. Stajemy się wtedy sami dla siebie sterem, żeglarzem, okrętem. Nikt nie zna naszego życia, nie zna naszej zguby – to samoluby – można by powiedzieć, parafrazując Mickiewicza. Jezus nie chce, żebyśmy byli samolubami, spodobało mu się, abyśmy trwali w relacjach. Dlatego proponuje, żebyśmy zaprosili innych do swoich przeżyć: Weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków opierała się cala sprawa. Żebyś wszedł w kontakt ze swoimi uczuciami przy pomocy innych. Z pewnością chodzi o osoby zaufane, przed którymi możemy się otworzyć, czy też trudno nam się otworzyć, ale wiemy, że są mądre. Dzięki doświadczeniu życiowemu budzą zaufanie. W sposób jednoznaczny potrafią rozprawiać się ze swoimi stanami, rożnymi fochami.

Ten drugi krok jest bardzo istotny. Ktoś zauważył dość brutalnie: jeżeli jeden człowiek powie ci, że jesteś świnia – nie przejmuj się. Ale jeżeli trzech, czterech ci to mówi, to czas wyjść z chlewa. Brutalne, ale prawdziwe. Trzeba otwierać się na opinie innych, nie zamykać się w swoim świecie. To też jest uzdrawiające i pomaga utrwalić w tych, którzy mają kontakt ze swoimi uczuciami, tę postawę, a nam – zranionym, czy wahającym się, co takiego dzieje się w naszych sercach – pomaga wpuścić tam więcej światła.

Jezus zna realia. Wie, że może być tak – o czym mówi – że twój brat nie usłucha tych dwóch. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. O co tu chodzi? – Nie chodzi o jakiś proces, trybunał, sąd, wydający wyroki w ramach Kościoła – choć często też tak może być. Przede wszystkim chodzi o modlitwę wielu braci, przekazywanie intencji. Kiedy ja sobie nie radzę, nie pomaga też rada osób, do których się odwołałem, proszę Kościół o modlitwę, o wsparcie: modlitwę o uzdrowienie, o otwarcie, uleczenie serca. To bardzo ważna i istotna uwaga.

Ale Jezus mówi o tym, że brat może i Kościoła nie usłuchać. Mimo modlitwy o uzdrowienie, mimo konkretnych momentów dotykania łaską poprzez nałożenie rąk – może mieć serce zamknięte i Kościoła nie usłuchać. Może być tak poraniony, tak zamknięty – jedno z drugim często się łączyć – że nawet na modlitwę o uzdrowienie się nie otwiera. Składanie największych ofiar, wyrzeczenia ofiarowane w intencji tej osoby, po prostu nie skutkują, bo ten człowiek jest zamknięty. Tu wychodzi wielkość Bożych wyborów, wolności, którą możemy tak zagospodarować, że otwieramy się na łaskę bądź też nie. Jezus i to przewidział: Jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik.

Tu bardzo ważne rozróżnienie – poganin i celnik w mentalności żydowskiej to byli ludzie bezpowrotnie straceni, którym nie dało się już pomóc. Tak właśnie należy rozumieć określenia: poganin i celnik. I drugie bardzo ważne wyjaśnienie, podsumowujące całą tę drogę, ale też otwierające nas na tę myśl, którą Jezus chce nam przekazać. – Jeżeli boli cię głowa, spróbuj poradzić sobie naturalnymi sposobami, z których korzystałeś do tej pory: idź na świeże powietrze, prześpij się. Jeśli to nie pomoże – idź do Goździkowej J. Ona da ci powszechnie znaną tabletkę, która może pomóc. Jeśli ból nie przejdzie, to musisz iść do szpitala, poddać się fachowym badaniom lekarskim. Jeśli tam stwierdzą, że sprawa jest poważna, że cierpisz na nowotwór, to rzeczywiście nie pozostaje nic innego, jak oczekiwać na cud.

Jeden komentator zauważył, że błędem byłoby rozumieć to polecenie Chrystusa jako wyznaczanie limitu przebaczenia, limitu uzdrowień – więcej się już nie da nic zrobić. Nie, to nie w tych kategoriach. Nie ma limitu przebaczenia – jest pewien proces, droga, która bardzo szanuje ludzkie wybory – poranione, niedojrzałe, ale ludzkie. Tak wygląda stan jakiegoś człowieka. Jezus mówi o tym procesie, o czasie, w którym dokonuje uzdrowień, i o ludzkiej wolności, która może wobec tych uzdrowień poddać się w czasie bądź też w czasie się zamykać. Ale przekazuje też bardzo ważną prawdę – podejmij wszystkie starania w ramach twoich kompetencji, na tyle, na ile to jest możliwe, aby nie naciskać, ale przedstawiać stan swoich przeżyć, zranień, jakie widzisz, drugiemu człowiekowi tak, by go pozyskać. Zrób wszystko, co od ciebie zależy, nie przekraczając swoich kompetencji i granicy ludzkiej wolności. Jeśli to nie pomoże, niech ci będzie jak poganin i celnik – czyli uznaj, że rzeczywiście nie dasz rady o własnych siłach i we własnym zakresie. Po prostu to już nie jest twoja kompetencja. Dla ciebie to może być nowotwór. Tak to widzisz. Powiedz, że tak to widzisz, ale nie zapomnij, jak Jezus traktował bezpowrotnie straconych celników i pogan. On przychodził do nich w gościnę i to przychodził osobiście. Nie zapomnij o tym. Nie przekreślaj człowieka, choć nazwij po imieniu, że nie jesteś w stanie mu pomóc, ale jednocześnie powiedz, że to nie ty jesteś Bogiem, że jest Ktoś, kto odwiedza celników i grzeszników. Tym kimś jest Jezus.

Przez wstawiennictwo św. Klary dziękujemy dobremu Panu za dzisiejszy dar słowa, za możliwość spojrzenia na zranienia w perspektywie wiecznego zbawienia i prosimy, aby nasze serca były podatne na działanie Ducha Świętego, który uczy nas kontaktu ze swoimi uczuciami – przyjemnymi i przykrymi. Bo innych nie ma – nie ma pozytywnych i negatywnych, dobrych i złych – są przyjemne i przykre.

Prośmy także o to, abyśmy jako mężczyźni i kobiety szanowali dar męskości i kobiecości, żeby nie była to konkurencja, ale wzajemna pomoc w drodze do wiecznego zbawienia, żeby mężczyzna pozwalał kobiecie na uczenie go kontaktu ze swoimi uczuciami, emocjami, przeżywanymi stanami i żeby kobiety były szanowane przez mężczyzn z ich czułością i gwałtownością, z ich fochami, ale także z niebywałą delikatnością. Żeby mężczyzna nie tyle dał się tym uczuciom owładnąć, ale korzystając z daru, jaki otrzymał, pomagał tonować to, co w gwałtowności, czułości, delikatności często dzięki łasce Ducha Świętego z kobiety jest wydobywane, czy ona sama wydobywa.

Panie, pomóż nam mieć kontakt ze swymi uczuciami. Pomóż nam przyjmować łaskę uzdrowienia, zejść z toru, gdzie trwa wyścig zranień i wyścig uzdrowień, gdzie prześcigamy się w tym, kto ma więcej, gdzie zatrzymujemy się nad tym, co przeżywamy.

Daj nam łaskę zbliżenia się do Ciebie takimi, jakimi jesteśmy teraz.

Ksiądz Leszek Starczewski