Ryzyko zaangażowania (23 I 2010 r.)

 

Dobre Słowo 23.01.2010 r.

Ryzyko zaangażowania

Odnów nas, Boże, i daj nam zbawienie. Zaangażowanie, którego oczekuje od nas Pan, dotyka serca – centrum naszego życia. Bóg chce, abyśmy Go kochali całym sercem, i oczekuje, że tak będzie. Mamy Go kochać ze wszystkich sił. Tylko wtedy można doświadczać odnawiającej i przemieniającej nas miłości Boga, kiedy człowiek pragnie jej ze wszystkich sił. Także ze wszystkich stanów swej bezsilności. Z całego bólu, jaki staje się naszym udziałem. Ze wszystkich chwil radości i nadziei. Mam cały angażować się w Boga.

Pięknie brzmi, ale jak to się stosuje w życiu? Patrząc na Jezusa, widzimy, że Jego zaangażowanie staje się – po ludzku rzecz biorąc – istnym wariactwem. Jest w takim stanie, że nawet nie może się posilić – ani On, ani Jego uczniowie. Jezus zdaje się nie dbać o swoje zdrowie, o podstawowe funkcje organizmu. Jezus przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli. To musi budzić i budzi niepokój Jego rodziny.

Ewangelista Marek, w typowy dla siebie sposób, opisuje to lapidarnie: Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: „Odszedł od zmysłów”. Tak. Zaangażowanie sprawia, że człowiek odchodzi od zmysłów. Boży wariat. – Ileż razy można tak było powiedzieć o wielkich świętych, na przykład o Patronie Roku Kapłańskiego – świętym Janie Vianey’u. Niedawno widziałem film o Janie Pawle II zatytułowany Boży uparciuch. Jest coś z tego upartego trwania przy Bogu w Ewangelii i dla nas. Mamy dać się wprowadzić w taki upór czy nawet – jak mówiła święta Teresa – zuchwałą ufność, zdecydowaną postawę gwałtownika, który mówi Bogu: Nie puszczę Cię, póki mi nie pobłogosławisz. Ja chcę być przy Tobie.

Boże zaangażowanie w życie budzi ludzki niepokój. Tak trzeba spojrzeć na przesłanie dzisiejszej Ewangelii i przyjrzeć się takim sytuacjom, w których mogliśmy tego doświadczyć. Bo ilekroć Pan Bóg w swym zaangażowaniu nas przerasta, tylekroć budzi niepokój. Chciałoby się aż Go uciszyć i powiedzieć: Odszedłeś od zmysłów. Boże, co Ty wyprawiasz. Mnie nie można aż tak kochać. Mnie nie wolno tyle razy przebaczać. Naprawdę się pomyliłeś, Boże. Przebaczaj innym, ale nie mnie! Boże zaangażowanie budzi ludzki niepokój... Chciałoby się Pana Boga uciszyć...

Otwórz, Panie, nasze serca, abyśmy uważnie słuchali słów Syna Twojego. Abyśmy uważnie zasłuchali się w relacje ewangeliczne dające nam obraz Jezusa. Chcemy zobaczyć Jezusa tak bardzo zaangażowanego w nasze życie. Oddającego swoje życie. Rzeczywiście, odszedł od zmysłów. Odszedł od swego życia, żebyśmy my życie mieli. Po ludzku rzecz biorąc, to zachowanie jest bardzo niepokojące.

Tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli. Siostro, bracie, prośmy dziś Pana, aby odnowił nasze myślenie. Panie, dziękujemy Ci za to, że z tak wielkim zaangażowaniem kierujesz w każdej chwili kroki w naszą stronę. Jest to zaangażowanie miłości. Pomagaj nam zwracać się do Ciebie z tym, co przeżywamy, i angażować się całym sercem w modlitwę, w wołanie do Ciebie, w relacje objawiające nam Ciebie.

Tak, podejmujemy ryzyko. Podejmujemy niebezpieczną drogę otwierania się wobec Ciebie, Boże, w tych wydarzeniach, ale tylko to pozwoli naszym sercom doświadczyć Twojej miłości i odpowiedzieć na nią we wszystkich okolicznościach.

Nie zapomnijmy, siostry i bracia, że to rzeczywiście mają być wszystkie okoliczności – nie tylko radości, entuzjazmu w chodzeniu za Panem – ale także zniechęcenia i bólu, którym też trzeba pozwolić, aby wybrzmiały w całości. Mamy się angażować w swój ból i smutek, wypłakując go przed Panem. Tak zrobił Dawid, kiedy dowiedział się o śmierci Saula i Jonatana. Płakał, wołał, krzyczał, wypowiadał to, co w nim było. Bo Bóg angażujący się w nasze życie, to Ktoś przyjmujący nas w całości. Z całym sercem. A przecież w naszym sercu jest nie tylko zapał i chęci do życia, ale jest też mnóstwo bólu, niechęci do siebie samych, niechęci do tego, co nam się przytrafia. Z tym wszystkim zaproszeni jesteśmy do Pana Boga. On, nawet kiedy się boimy czy też jesteśmy przekonani, że wypowiadając to, kim naprawdę jesteśmy, możemy Go przerazić i zniechęcić do nas, nawet kiedy takie mamy przypuszczenia, chce nas przyjąć. Bo taki jest nasz Bóg.

Odnów nas, Boże – w myśleniu, zbliżaniu się do Ciebie – i rozjaśnij nad nami swoje oblicze, a będziemy zbawieni.

Ksiądz Leszek Starczewski