Ciagle nowe słowo (15 III 2010 r.)

Dobre Słowo 15.03.2010 r.

Ciągle nowe słowo

Spodobało się Bogu zbawić świat przez głupstwo głoszenia słowa. Rzeczywiście – głupstwo, kiedy patrzy się na sytuację Jerozolimy, kreśloną przez proroka Izajasza. Słychać odgłosy płaczu, krzyki i narzekania. Jedna wielka ruina. W tych warunkach prorok wystrzelił ze słowem, które otrzymał od Pana: Oto Ja stwarzam nowe niebiosa i nową ziemię. Rozweselę się z Jerozolimy i rozraduję się z jej ludu. Już się nie usłyszy w niej odgłosów płaczu ni krzyku narzekania. Przeciwnie, będzie radość i wesele na zawsze z tego, co Ja stworzę; bo oto Ja uczynię z Jerozolimy «Wesele» i z jej ludu «Radość». To tak, jakby ktoś przyszedł do domu pogrzebowego i powiedział, że będzie to dom weselny. Po prostu śmiech na sali – zupełnie niepoważne, nietaktowne podejście. A jednak takim słowem prorok Izajasz zwraca się do ludzi uwikłanych w gruzy swojego życia, planów na przyszłość, skropionych, zmoczonych łzami i obitych narzekaniem. Zostawia ich ze słowem.

Psalmista idzie naprzeciw temu i mówi: Zamieniłeś w taniec mój żałobny lament. Też wychodzi z doświadczenia słowa. – Pan zamienił w taniec żałobny lament. Zresztą Pan sam wychodzi niejako przed szereg i mówi: Ja uczynię, Ja stwarzam, Ja rozweselę się z Jerozolimy i rozraduję się z jej ludu. To On jest źródłem radości i przemiany. To On jest gwarantem tego, że słowo się spełni. I rzeczywiście się spełnia we właściwym momencie i odpowiednim czasie.

My chyba zbyt często odkładamy spełnienie się słowa na jakąś mglistą przyszłość, czy bardzo odległy moment. Ta przemiana może się dokonać w najmniej oczekiwanym miejscu. Pismo jest całe nasączone takimi przykładami, że w najmniej oczekiwanym momencie Bóg przemawia. To się może stać w jednej chwili – pstryk i już. Tak – to się może stać, byleby tylko trzymać się słowa.

Sławię Cię, Panie, bo mnie wybawiłeś i nie pozwoliłeś mym wrogom naśmiewać się ze mnie. Z krainy umarłych wywołałeś moją duszę i ocaliłeś moje życie spośród schodzących do grobu. Gdy wszystko popadało już w ruinę, gdy wszystko wskazywało na to, że się zakończy fiaskiem, Pan zainterweniował. Gniew Jego trwa tylko przez chwilę – nawet gdy patrzymy na Niego i myślimy, że się gniewa na nas.

Często przypisujemy Panu Bogu tego typu ludzkie postawy. A to, że jest obrażalski – bo obraziłem Cię, Panie. A to, że się gniewa, dąsa, ma jakiegoś focha, ale nawet, jak tak już mówimy, to psalmista dodaje: Gniew Jego trwa tylko przez chwilę, a Jego łaska przez całe życie. Zresztą ten gniew i pozorne odrzucenie, to też jest Jego łaska.

Płacz nadchodzi z wieczora, a rankiem wesele. Pan potrafi przemienić to w jednej chwili. Takie słowo nam daje i chce, abyśmy z tym słowem, które stało się Ciałem, czyli ze swoim Synem, dziś się spotkali w scenie, w której urzędnik królewski prosi, aby Jezus przyszedł, zanim umrze jego dziecko. Jezus zostawia go ze słowem, w które ów człowiek wierzy. Uwierzył człowiek słowu, które Jezus powiedział do niego, i szedł z powrotem. Jezus kazał mu wrócić: Idź, syn twój żyje. Idź. Idź we właściwą stronę. Idź ze słowem. Idź prowadzony słowem. Niech będzie lampą dla twych stóp.

Siostro i bracie, jakie słowo dziś Pan kieruje do twoich obecnych przeżyć, twojego schodzenia do grobu lub tańca pełnego radości? Może jest to żałobny lament, narzekanie, utyskiwanie, gruzy? Jakie słowo kieruje? – Słowo obietnicy: Ja to przemieniam, nie za tydzień, nie za miesiąc, ale już. Ja już tu działam. Ja już tu stwarzam nowe niebiosa i nową ziemię.

Nawet gdyby Jezus miał przyjść drugi raz, być w specyficzny sposób niekonsekwentny, tak jak słyszymy w pierwszych zdaniach Ewangelii – Jezus wyszedł z Samarii i udał się do Galilei. Wprawdzie sam stwierdził, że prorok nie doznaje czci we własnej ojczyźnie – ale znowu się w to pakuje. Wprawdzie sam stwierdził, że nie uszanowałem słowa, nie okazałem Mu należnej czci przez rozważanie, przez modlitwę, wierność postanowieniom, wprawdzie sam stwierdził, że tak się nie robi, ale przychodzi. Przychodzi powtórnie do Kany Galilejskiej, gdzie przedtem przemienił wodę w wino, tak jakby przyszedł zobaczyć, jak sobie tam radzą. Przychodzi wciąż na nowo. Wciąż na nowo wychodzi do nas i wciąż na nowo chce nas zachwycać swoją miłością, która jest większa niż nasze lęki, obawy i niewierności, bo nas kocha. I tak już będzie.

Ksiądz Leszek Starczewski