"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z Wtroku XIII tyg. O. Z. (4. 07. 2006)

Nie bój się - trwaj w bojaźni Bożej!

 Am 3,1-8;4,11-12; Ps 5; Mt 8,23-27

Bez Twojego tchnienia, Panie, cóż jest wśród stworzenia, jeno cierń i nędze. Daj, aby naszym oczom mógł się teraz ukazać piękny ogród, abyśmy dostrzegli piękno Słowa, abyśmy się nim zachwycili nie na moment, ale tak, aby to piękno ukazać innym. Daj Twojemu słudze łaskę pokory, pilnuj Twoich służebnic, Twoich sług. Prowadź nas w Twoim Duchu, abyśmy odkryli życie w głupstwie głoszenia Słowa.

Słuchajcie tego słowa, które mówi do was Pan. Słyszymy bardzo jednoznaczne, nie zostawiające jakichkolwiek złudzeń stwierdzenie proroka Amosa. Otrzymał on misję bycia ustami Boga. W jego usta Pan Bóg wkłada swoje Słowo, przekazywane ludowi. Bo nie uczyni Pan Bóg niczego, by nie wyjawił swego zamiaru sługom swym, prorokom – powie za chwilę Amos. Tajemniczy jest nasz Pan Bóg. Żeby mówić mądrze, posługuje się głupstwem świata – kruchymi i nędznymi narzędziami, jakimi są wybrani ludzie. Wybrany zostaje Amos – rolnik, niewykluczone, że również i pasterz, który właściwie otrzymał misję od Pana na jakiś miesiąc, półtora. Wyrwany z ziemi, gdzie przycinał sykomory – z tego żył – wędrował, by zdobywać pieniądze na utrzymanie, sprzedając również wełnę z owiec.

Dostaje on polecenie, że ma iść do kapłana Amazjasza i króla Jeroboama i powiedzieć, że niebawem przyjdzie klęska, że niebawem sypnie się królestwo, król zginie. Polecenie rzeczywiście niesamowite. Uwierz tu człowieku, że Bóg oczekuje od ciebie, abyś spełnił takie zadanie. Uwierz w to, że masz stanąć przed ludźmi – jako z ludzi wzięty, normalnie funkcjonujący, roztrzepany... Masz mówić, udostępnić swe usta Bogu szczególnie w tej chwili, kiedy, jak Kościół wierzy, Chrystus gromadzi uczniów – jak swoich apostołów – i mówi do nich. Udostępnij Bogu usta. Bądź pokorny, wiedząc, że szatan, jak lew ryczący, krąży, szukając jednej tylko małej chwilki, przez którą wślizgnie cały jad pychy i koncentrowania się na sobie. Słuchaj Słowa Pana, nawet jak jesteś wyrwany w wakacyjne południe po to, by przyjść na spotkanie z Nim w Jego Słowie. Jednak to Bóg mówi: Słuchajcie tego słowa, które mówi Pan do was.

Prorok Amos rzeczywiście został wybrany. I nie kryje przed tymi, do których jest posłany, że nie ma sił wobec tej siły, jaką jest Boże wezwanie. Po prostu idzie. Nie ma takiej sytuacji, nad którą nie czuwałby Pan Bóg. Amos przedstawia to w opisie: Czyż wędruje dwu razem, jeśli się wzajem nie znają? Czyż ryczy lew w lesie, zanim ma zdobycz? Czyż lwiątko wydaje głos ze swego legowiska, zanim coś schwyta? Czyż spada ptak na ziemię, jeśli nie było sidła?

Nie ma jakiejś ciągłości, logicznej całości? Czy nie ma jakichś następstw? Wszystko ma jakiś sens. Nie zawsze od razu widoczny...

Gdy lew zaryczy, któż się nie ulęknie? Wiedział o tym prorok Amos, kiedy pilnował owiec. Kto się nie ulęknie, gdy zaryczy lew? Gdy Pan Bóg przemówi, któż nie będzie prorokować? Gdy Pan Bóg każe mówić, któż nie będzie prorokował?

Prorok Amos przychodzi po to, aby objawić wolę Bożą świetnie funkcjonującym, zabawiającym się kapłanom, urzędnikom, kupcom i samemu prezydentowi – królowi. Przychodzi, aby objawić wolę Boga ludziom, którzy ułożyli sobie życie i świetnie się czują. Nie dostrzegają jakichkolwiek zagrożeń.

Tym, co najbardziej wstrząsnęło Sercem Boga, jest fakt, że urzędnicy świetnie się bawili czyimś kosztem. Uprawiali pozór pobożności, bo przychodzili, składali Bogu dość obfite ofiary, chcieli zadymić Mu oczy, że właściwie wszystko jest w porządku, bo przecież się modlą, wszystko się układa… Brzydzę się waszymi ofiarami, modlitwami. Mam ich dość – powie później Pan. Nie samą modlitwą, nie samym spotkaniem w rozmodleniu przed Bogiem, nie samą ofiarą zdobywa się Serce Boga. Obok tego ma iść jeszcze zauważanie innych ludzi.

Czyż nie jesteście tymi, których jedynie znałem? Jedynie was znałem ze wszystkich narodów na ziemi. Jedynie was znałem. Czyż nie Ja was zauważyłem w Egipcie, nie Ja was stamtąd wyprowadziłem, przeprowadziłem przez pustynię? Czyż nie Ja dałem ci łaskę poznania tego, co to naprawdę znaczy żyć, to co naprawdę znaczy przejść przez rany, przez ból, ukrzyżowanie? Czyż nie Ja dałem ci łaskę pokrzepienia, łaskę nowego dnia? Czyż to nie Ja ci dałem? – mówi Pan Bóg. Jedynie was znałem.

Słowo znałem w Biblii oznacza najintymniejszą więź łączącą małżonków – tak bardzo dobrze się znają. Nikt nie powinien znać się bardziej niż oni. Jedynie was znałem. Jedynie Ja cię znam tak najmocniej, mój ludu. Jedynie Ja dostrzegam w tobie to wszystko, czego ty nie dostrzegasz. Ja cię znam!

Po śmierci Salomona Izrael został podzielony na dwa królestwa. Wpadł w pychę. Ludziom wydawało się, że im się wszystko należy. Jeżeli Pan Bóg jest z nami rzeczywiście, to cokolwiek się stanie, przeprowadzi nas, bo Świątynia Pańska jest u nas, mamy Msze, mamy tylu księży w Polsce, bo mamy takie możliwości, bo przecież jakbym chciała, to nie musiałabym wychodzić do kościoła, otworzę okno i usłyszę Mszę, radio sobie włączę... Co mi się może stać? Co nam się może stać, skoro Bóg jest z nami?

Amos atakuje nawet taki szczegół, jakim było przeświadczenie, że wszystko jest dobrze, a Ziemia Obiecana jest po to, aby na niej używać. Krytykował przywódców, którzy mieli dwie rezydencje – zimową i letnią. Nawet to im nie wystarczało. Kiedy później odkryto w wykopaliskach domy przywódców izraelskich, rzeczywiście były one na najwyższym poziomie – zbudowane z kości słoniowej. Damy dworskie spędzały czas tylko na bankietach, czekały na to, aby mąż przyniósł im następną porcję wina, aby mogły się upić, bawić. Amos w niewybrednych słowach powie do nich: krowy Baszanu. Jak zauważają komentatorzy biblijni, na Baszanie rzeczywiście krowy były wyjątkowo dorodne.

Mocne Słowo… Mocne Słowo, które brzmi nader pesymistycznie, ale jest realistyczne. Ma wywołać wstrząs pośród ludu, który zupełnie nie chce tego wstrząsu, któremu jest dobrze, jak jest. Co mu będzie mówił jakiś proroczyna!… Kiedy Amos przyjdzie do kapłana Amazjasza, ten powie mu: Idź sobie prorokuj gdzie indziej, a w Betel nie prorokuj. My tu mamy zawodowych proroków – zawodowych kłamców, którzy nam poprawiają samopoczucie. Używki, Internet, plotki z sąsiadką, już mi wystarczająco poprawiają samopoczucie, ty mi tu nie prorokuj… Owszem, sięgnę sobie do Pisma Świętego, owszem, pójdę na Mszę Świętą… Ale ty mi tu nie prorokuj!

Gdy Pan Bóg przemówi, któż nie będzie prorokować? «Spustoszyłem was – widzicie co się dzieje wokół was? – Jak przy Bożym spustoszeniu Sodomy i Gomory. Niektórzy – szczególnie bardziej doświadczeni w latach i życiu – mówią: Sodoma i Gomora naokoło! Staliście się jak głownia wyciągnięta z ognia, aleście do Mnie nie powrócili. Dziejące się na świecie znaki nie powodowały przejęcia się w waszym sercu, w ogóle was to nie ruszyło – ani grzeje, ani ziębi.

Polecam film „Hotel Ruanda” opowiadający o rzezi między plemionami afrykańskimi w Ruandzie. Wojna domowa pochłonęła olbrzymią liczbę ofiar. W jednym tygodniu wyłowiono z jeziora ciała czterdziestu tysięcy ludzi zamordowanych, skatowanym toporami. Jednak liczba ofiar sięgnęła miliona. Stało się to w 1994 roku. W filmie jest scena ukazująca dziennikarzy przyjeżdżających do właściciela Hotelu Ruanda – Paula Rusesabagina, który ochronił i uratował wielu ludzi. Zachęcał ich do pokazania tego, co się wydarzyło, żeby zachód zobaczył tragedię tamtych ludzi. Jeden z dziennikarzy odpowiedział mu: „Paul, wiesz, co zrobi Amerykanin, kiedy obejrzy taką relację z Ruandy? Stanie w drzwiach przed telewizorem i powie: O Boże, jakie to straszne! A później pójdzie zjeść kolację”.

Rzeczywiście, wszelkie dziejące się znaki mogą nie wywołać wstrząsu. Może nie przejąć ludzkiego serca to, co się dzieje w domu. Przecież nie ma przypadków dla ludzi, którzy wyznają wiarę w żywego Boga. Nie są to znaki, które mają nas zakatrupić, wewnętrznie pognębić. Nie są to takie znaki. Nie jest celem tych znaków, aby z nami stało się coś takiego, co sprawi, że zwiesimy głowę jak sitowie, bo jest tragedia.

Im więcej niepokojów, tym mocniej trzeba sięgać po orzeźwienie, jakim jest Słowo Pana, który mówi: Te znaki mają miejsce. To musi się stać. Aleście do Mnie nie powrócili.

Wielu nie wraca. Wielu się nie przejmuje. Ale wielu rzeczywiście dba o rozwój wiary, bo wiara – jak mówi Benedykt XVI w ostatniej encyklice – jest na tym świecie jedynym światłem, w którym można coś zobaczyć. Reszta to tylko błyskotki.

Tak uczynię tobie, Izraelu, a ponieważ ci to uczynię, przygotuj się, by stawić się przed Bogiem twym, Izraelu.

Asyria – potęga – rośnie na boku, jednak Izrael się tym nie przejmuje. Bawi się świetnie. Ludzie wydają pieniądze na zbytki, uciskają innych, kantują, podwyższają ceny. Amos ostrzega, że Asyria rośnie, niedługo przyjdzie atak. Żeby później nie było, że Pan Bóg nie troszczy się o swój lud...

Bo Ty nie jesteś Bogiem, któremu miła nieprawość, zły nie może przebywać u Ciebie. Nie jest tak, że obłuda dalej będzie się świetnie trzymać. Nie jest tak, że niesprawiedliwość będzie się dalej świetnie rozwijać. Nie jest tak! Pan brzydzi się człowiekiem podstępnym i krwawym.

Nienawidzisz wszystkich, którzy zło czynią. Zgubę zsyłasz na każdego, kto kłamie. Wcześniej czy później przyjdzie doświadczenie tego, czym jest grzech.

Ja zaś dzięki obfitej Twej łasce – mówi psalmista – wejdę do Twego domu, upadnę przed świętym przybytkiem Twoim przejęty Twą bojaźnią. Wejdę do Twojego Domu, do Ciebie się zwrócę, ku Tobie przyjdę. Gdzie ja mam znaleźć pociechę? W szklanym ekranie? Oczywiście – trzeba rozmawiać z ludźmi, byle nie być sędzią. Kim jesteś, by sądzić bliźniego?

Upadnę przed świętym przybytkiem Twoim. Ty mnie podnieś! Nie po to, by się pognębić, by cały świat widział, jaki to pobożny i cierpiętnik nie jestem, bo dla Ciebie, Panie, znoszę urąganie. Hańba twarz mi zakrywa. Stałem się cudzoziemcem. Dla Ciebie, Panie, nie na pokaz ludzki. Dla Ciebie mógłbym zrobić wszystko… Naprawdę, na wiele mnie stać. Dla Ciebie, Panie.

Pokładam nadzieję w Panu, ufam Jego słowu. Nawet, gdyby się okazało, że gdy spełniam to wszystko – angażuję się, wchodzę głębiej w rozważanie Słowa, w Eucharystię – spotyka mnie natychmiast jakaś burza. Natychmiast, jeszcze się nie skończyła Msza, a mnie już burza spotyka – śpi mój Pan. Tu rozbawiony, rozchodzony, mój Miły biegający na uwielbieniu, dotykający mnie najgłębiej, najintymniej jak się tylko wewnętrznie da, a za chwilę burza. I On śpi... Ale Pan nie jest kimś, kto rozkocha i sobie odejdzie. Narobi nadziei i odejdzie. A jeśli odejdzie, to po to, aby przyjść jeszcze mocniej, w nowy, fantastyczny sposób – w działaniu Ducha Świętego, w którym dotyka ludzkich serc, w którym dotyka również mojego serca.

Nagle zerwała się gwałtowna burza na jeziorze.

Gdy Jezus wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie. Gdy idę za Nim, to będą się zrywać burze. A jeżeli za Nim nie idę, to błogi, głupi spokój, pusta radość, będzie mi towarzyszyć.

Ale po co zerwie się ta gwałtowna burza na jeziorze, tak że fale zaleją łódź, tak że nawet człowiek nie będzie czuł gruntu pod nogami, że będzie widział tylko zagrożenie? Po co? Nie mamy gotowych odpowiedzi na to pytanie. Czemu Pan Bóg dopuszcza takie sytuacje? Czemu Pan Bóg często – tak, jak w przypadku Izraela, Samarii – dopuszcza atak, dopuszcza uderzenie wroga? Wiemy, że jest to konsekwencja ludzkich grzechów, ludzkich błędów. Szczególnie tych, do których się nie przyznajemy. To on, nie ja… Ja się nie przyznaję... Czemu? Nie wiemy, czemu…

Raniero Cantalamessa, kaznodzieja papieski, pisze: „Lubując się w sprawiedliwym, nie zrozumiesz ani Krzyża Chrystusa, ani własnego krzyża. Uznajesz siebie i świat za ofiary cierpienia. Zbyt dużego i niesprawiedliwego, by nie oskarżyć o nie samego Boga, który na nie pozwala. Gdybyśmy choć raz zrozumieli to, co mówi Pismo Święte o Bogu, który niechętnie przecież poniża i uciska synów ludzkich – jak mówi Księga Lamentacji – i że Jego Serce wzdryga się i rozpalają się Jego wnętrzności wobec nieszczęścia ludu – jak mówi prorok Ozeasz – wówczas zupełnie inna byłaby nasza reakcja. Inaczej zawołalibyśmy: Przebacz nam Ojcze, że naszym grzechem zmusiliśmy Ciebie, abyś tak srogo potraktował swojego umiłowanego Syna. Przebacz nam, jeżeli teraz zmuszamy Cię, abyś także nas uciskał po to, by nas zbawić, podczas, gdy Ty, tak jak każdy ojciec – i nieskończenie bardziej – chciałbyś dawać jedynie dobre rzeczy swoim dzieciom. Przebacz nam, że Cię zmuszamy do pozbawiania Siebie radości dawania nam już teraz, w tym życiu, szczęścia, dla którego nas przecież stworzyłeś.”

Często – jeżeli nie za często – odbieramy Bogu radość dawania, a zmuszamy Go do traktowania nas w taki sposób, jaki mamy w przypadku Izraela – doświadczania klęską, spustoszeniem. Nieraz – to też trzeba tu powiedzieć – gdy pytamy: Dlaczego śpi? Dlaczego nam się wydaje, że śpi?, ponosimy cierpienie jako konsekwencję czyichś błędów. To nas najbardziej boli, bo nic nie rozumiemy i jak Hiob trwamy na posterunku, drapiąc się po swoich strupach i czekając, aby skończył się tylko dzień i życie.

Nie wiemy, dlaczego i nie potrafimy dać odpowiedzi na to pytanie. Ale w tej sytuacji tym głośniej wołamy: Panie, ratuj nas! Jak długo, Panie? Czy wiecznie będziesz tak czynił? Z całą pokorą – z jaką mówił Benedykt XVI w Auschwitz – ale też i natarczywie, pytajmy: Jak długo, Panie? Ocknij się, dlaczego śpisz, Boże?

Panie Jezu – który mówisz do nas wyraziście, zrozumiale i trafnie, i który pytasz: «Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?» - pytasz mnie: W pełni mi ufasz? Czy rzeczywiście te kłopoty, które przeżywasz, te tragedie, których doświadczasz, są większe ode Mnie? Czy Ja nie potrafię nad nimi czuwać? Hiob usłyszy: Kto się ze Mną może równać? Kto był ze Mną, kiedy świat stwarzałem? Kto Mi doradzał? – powie Księga Mądrości. Kto Mi doradzał, jak mam urządzić ten świat?

«Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?» Chodzi to pytanie za nami już dłuższy czas. Od niedzieli przynajmniej… Nie bój się, wierz tylko… Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?

Nie zastanawiajmy się, dlaczego Jezus zadał to pytanie apostołom. Postawmy je sobie. Gdzie jestem bojaźliwy? Gdzie uwierzyłam, że Bóg jest słabszy niż to, co się dzieje wokół mnie?

Bóg mówi. Nie przestał mówić do świata, nie przestał mówić do nas. Rozejrzyj się. Nawet, jak twoja łódź, moja łódź, zalana jest wodą, jak zerwały się wichry. Rozejrzyj się.

Izrael myślał, że przez to, że jest wybrany i poznany, ma przywileje. Ma, ale ma też obowiązki. Doświadczając pokoju i ukojenia, jakie nam daje Duch Święty, nie doświadczamy go po to, by pójść sobie do domu, zamknąć się w pokoju i dajcie mi święty spokój, bo ja jestem rozanielona teraz. Właśnie pójdziemy tam, gdzie będzie nagłe zerwanie wichru.

Przyjmujemy Pana w Eucharystii nie po to, żeby się schować, zrobić sobie kapliczkę prywatnej adoracji, tylko po to, by budować Kościół. To znaczy: łapać kontakt, więź. Rozmawiać z ludźmi, którzy nie słyszeli jeszcze o tym, że Bóg żyje, tylko myślą, że to jest regułka od bierzmowania. Rozmawiać mądrze, życiowo. Nie głupio. Nie brać Pisma Świętego, żeby po głowie nim bić. Nie zakładać różańca na szyję i nie ciągnąć do pokoju po to, by lać wodę i chrzcić na nowo. Najpiękniejszym narzędziem ewangelizacyjnym jest ludzka życzliwość, zauważenie człowieka, ukazywanie, jak Bóg zauważa ludzi. A zranień, miejsc, w których Pan Bóg mnie dotyka, mam tyle po to, abym i ja zauważał zranionych. Im bardziej jestem przeorany cierpieniem, tym więcej łaski wylało się po to, abym zauważał ludzi, którzy jeszcze bardziej są przeorani cierpieniem niż ja.

Wystarczy ci mojej łaski – usłyszymy w niedzielę, jak Pan Bóg pozwoli, w drugim czytaniu – A oścień musisz dostać, Pawełku – bo masz za dużo darów – by cię ogrom objawień nie wyniósł. Byś nie wpadła w pychę – pycholandia, pychadełko… By cię nie wzięło, mądralińska/mądraliński… By cię uniesienie nie przeżarło… Każdy z nas to ma. I ksiądz to ma, i mama, i córka, i syn.. Każdy z nas ma jakiś oścień. I dobrze. Wcale nie jest łatwo z nim chodzić.

Przygotuj się, by stawić się przed Bogiem twym, Izraelu. Tak uczynię tobie, Izraelu, a ponieważ ci to uczynię, przygotuj się.

Zadrżałem, kiedy czytałem to Słowo. Pan mówi, żeby się przygotować. Więc przygotowujemy się i łaska spotkania, jakim jest Eucharystia jest z pewnością dana nam po to, abyśmy się przygotowali. Nie wiemy, co nas czeka. Możemy mieć plany takie czy inne. Jak powie św. Jakub: Planujecie: jutro to zrobię, pojutrze to. Parą jesteście! Co będziecie planować… Lepiej powiedzieć: Jeśli Pan da.

Jak to odciąża człowieka… Już nie ma na głowie tygodnia, miesiąca, lat, wszystkich dzieci i wnuków, ale ma jeden dzień. Parą jesteś! Rosą, której tyle jest rano w trawie. Wzejdzie słońce i już znika.

Zadrżałem, bo nie wiem, co Pan szykuje. Poza jednym – na pewno coś dobrego. Choć znając z lekka Pana Boga – poznajemy Go przecież coraz bardziej – to dobro przychodzi przez krzyż.

Nie bój się! Czemu bojaźliwy jesteś, myśląc już o tym, co cię sieknie za chwilę? Czemu bojaźliwy jesteś, myśląc o tym, co się znowu zerwie. Znowu dostanę? Znowu coś się stanie?

To nie jest nasz cel i dlatego rozważamy Słowo, aby się wzmacniać, bo przecież my lichoty jesteśmy. Wątłą słabość naszych serc pokrzep stałością mocy swej… Po to rozważamy, by się wzmacniać. No bez przesady, codziennie będą się modlić… Co ty wyprawiasz, nie masz co w domu robić…? Wzmacniać się...

Zwróćcie uwagę, drogie siostry i drodzy bracia, że im człowiek bardziej kosztuje, jak słodki jest Pan, tym więcej Go chce. I to jest właśnie pragnienie nieba, które Pan Bóg w nas rozbudza. Nie wstydzić się tego, nie bać, nie eliminować z siebie. To pragnienie nieba realizowane jest pośród ucisków tego świata, bo przez wiele ucisków trzeba wejść do królestwa niebieskiego.

Nagle się coś zerwie. Nie zaplanujesz: No, muszę się nastawić, bo mnie dziś akcja jakaś czeka. Nie nastawiam się – jeśli Pan da, to coś się wydarzy. Dobro przyjęliśmy z ręki Pana, zła przyjąć nie potrafimy? Pan dał, Pan zabrał. Niech Jego Imię będzie uwielbione. Drżenie jednak się w nas budzi, jak słyszymy: Przygotuj się. Ale ufam Tobie, Panie! I razem z psalmistą mówię: Dzięki obfitej Twej łasce wejdę do Twego domu, upadnę przed świętym przybytkiem Twoim przejęty Twą bojaźnią. Nie swoją bojaźnią, ale bojaźnią Twoją, przejęty tym, żebym nie stracił z Tobą kontaktu. Żeby ta obfita łaska dotknęła naszych serc, dotknęła naszego stanu życia, wiary, nadziei, miłości.

Bądź uwielbiony, Panie, za to, że mówisz do nas, za to, że pozwalasz się słuchać. Twoje Imię i Twoja chwała doznaje najwyższej czci w nas i przez nas. Maryjo, wstrząśnięta krzyżem, utulona Świętym Duchem, Królowo nieba i ziemi, wypraszaj nam łaskę odważnego kroczenia za Twoim Synem, bo nie znamy tego, co nas czeka jeszcze na drogach naszego życia.

Pozdrawiam w Mocy Miłości Pana – ksiądz Leszek.