Homilia na XVI Niedzielę Zwykłą "B" (19.07.2009)

Ks. Mariusz Szmajdziński 

PASTERZ WEDŁUG BOŻEGO SERCA

Minęła połowa pierwszego z wakacyjnych miesięcy, a zatem tego okresu w ciągu roku, który jest związany z wypoczynkiem. Wielu bowiem z nas już wybrało się albo wybierze na urlop, dłuższy lub krótszy wyjazd, który będzie zasłużonym wypoczynkiem po przepracowanych miesiącach. Czas tej ogólnej kanikuły zachęca bez wyjątku wszystkich do skorzystania z wolnego czasu: dzieci w wieku szkolnym, młodzież studiującą, dorosłych, ludzi pracy. W związku z tym w jakieś mierze szczególnie mile i blisko mogą zabrzmieć w naszych uszach Jezusowe słowa z dzisiejszej Ewangelii skierowane do uczniów: Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco! Ta zachęta jest wypowiedziana w chwili, gdy Apostołowie wrócili ze swojej pierwszej wyprawy misyjnej. Możemy się domyślać, że ich gorliwość podczas owego „pierwszego żniwa” przynaglała ich do wielkiej aktywności. Zapewne też mieli już jakieś apostolskie sukcesy, którymi chcieli się podzielić, czy wręcz poszczycić, swojemu Mistrzowi: Opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. Czy spodziewali się oni wówczas jakieś nagrody, pochwał, wyróżnienia? Tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że ich Nauczyciel zachęca ich do wypoczynku. Bez wątpienia jest to zauważenie ich apostolskiego trudu, który znosili w spiekocie galilejskich dróg. Jednak w dzisiejszej Ewangelii bardzo szybko nastąpiło załamanie akcji – rezygnując z wypoczynku Jezus, a wraz z Nim zapewne Jego uczniowie, ponownie przeszedł do nauczania – swojej wielkiej działalności misyjnej. Można zatem zapytać się, skąd ta nagła zmiana, a nawet w dociekaniach pójść dalej – czy misyjna działalność Jezusa, Jego Apostołów, a w konsekwencji Kościoła jest pozbawiona chwil wypoczynku na rzecz samej aktywności?

…zdjęła Go litość nad nimi

To, co sprawiło, że Jezus rozpoczął nauczanie, to Jego miłość wobec człowieka: ujrzał wielki tłum i zdjęła Go litość nad nimi. To krótkie ewangeliczne stwierdzenie pokazuje Jezusowe współodczuwanie. Jezus więcej niż jedynie zna potrzeby i pragnienia ludu, który ustawicznie gromadzi się wokół Niego. On sam, dzięki miłości, odczuwa to wszystko. Owo „zdjęcie litością” zostało w Ewangelii oddane przez czasownik splagchnidzomai (czyt. splanchnidzomai). W Nowym Testamencie jest on użyty tylko przez Synoptyków i można nawet powiedzieć, że jest to ulubiony czasownik tych Ewangelistów. W większości przypadków odnosi się on do Jezusa. Jezus jest zdjęty litością wobec głodujących tłumów (por. Mt 15,32; Mk 8,2), chorych ludzi (por. Mt 14,14; 20,34; Mk 1,41), nieszczęśliwej sytuacji rodziców (por. Mk 9,22; Łk 7,13). Znamienny jest szczegół, że w przypadku ludzi ten czasownik odnosi się jedynie do postaci przywołanych w Jezusowych przypowieściach: miłosiernego pana (por. Mt 18,27), miłosiernego Samarytanina (por. Łk 10,33) oraz miłosiernego ojca (por. Łk 15,20). Są to zatem postaci, które wykazują się wielką miłością, czy wręcz miłością ponad miarę wobec drugiego człowieka, i w ten sposób stają się naśladowcami Boga poprzez realizowanie najważniejszego przykazania, wyrażającego się przede wszystkim w przebaczaniu na wzór niezmierzonego miłosierdzia Ojca, który jest w niebie.

Warto jednak zwrócić uwagę na semantyczną głębię czasownika splagchnidzomai. Wyraża on bowiem aktywność zarówno pod względem duchowym (np. ulitowanie się nad kimś), jak i fizycznym. W drugim przypadku oznacza on dokładnie poruszenie się wnętrzności wobec czyjegoś nieszczęścia. Mówimy potocznie, że komuś żal ścisnął serce. To właśnie byłoby to splagchnidzomai. W ten sposób człowiek nie tylko się lituje, ale istotnie fizycznie współodczuwa nieszczęście drugiego. Powstaje więc jakaś swoista solidarność w boleści czy egzystencjalnym dramacie. Owo „poruszenie się wnętrzności” nadaje jednak dynamizmu trudnej sytuacji i przynagla do poszukiwania konkretnego rozwiązania. Dlatego właśnie miłosierny ojciec z radością przyjmuje marnotrawnego syna, miłosierny Samarytanin podejmuje lekarską opiekę nad ciężko pobitym, a sam Jezus rozmnaża chleb. Ta filologiczna uwaga nad czasownikiem splagchnidzomai jest bardzo ważna, ponieważ zawężenie jego znaczenia do samego litowania się bardzo zubaża jego semantyczne spektrum, a poprzez to biblijny tekst, w którym się pojawia. Sama litość bowiem bardzo często wiąże się z bezsilnością, bezradnością, brakiem przyjścia z konkretną pomocą. Gorzej, jakieś długotrwałe trwanie w litowaniu się może w końcu przejść w pogardzanie nieszczęśliwym człowiekiem lub przynajmniej może być tak odebrane.

…jak owce nie mające pasterza

W dzisiejszej Ewangelii (podobnie także w Mt 9,36) dramatyczną sytuacją, wobec której Jezus współodczuwając niedolę zebranych ludzi lituje się nad nimi, jest fakt, że byli oni jak owce nie mające pasterza. To – wydawałoby się jedynie przenośne stwierdzenie – ma swoją wielką symbolikę biblijną. Zwróćmy najpierw uwagę, że postać pasterza przewija się przez prawie całą dzisiejszą liturgię słowa (pierwsze czytanie, psalm, Ewangelia). Już to naprowadza nas na zwrócenie uwagi na rolę pasterza w Biblii, tym bardziej, że w psalmie responsoryjnym śpiewaliśmy wspólnie: Pan mym pasterzem

Postać pasterza przewija się bardzo często w Starym Testamencie. Już w początkowych rozdziałach Księgi Rodzaju czytamy, że Abel był pasterzem trzód (Rdz 4,2). Podobnie w Księdze Wyjścia: Mojżesz pasał owce (Wj 3,1). Pasterzem był również między innymi król Dawid (por. 1Sm 16,11; 2Sm 7,8) i prorok Amos (por. Am 7,14n). Przechodząc już do Nowego Testamentu, należy zauważyć, że przy nowonarodzonym Zbawicielu jako pierwsi stanęli właśnie pasterze (por. Łk 2,15-17). Zwróćmy uwagę, że wszystkie wymienione postaci są jak najbardziej pozytywne. Więcej bardzo często właśnie jako pasterze są przeciwstawieni złym ludziom: Abel – Kain, Dawid – Saul, Amos – Amazjasz.

Największym i najlepszym pasterzem Izraela jednak był sam Bóg (por. Ps 80,2). To On prowadził swój lud bezpiecznie do miejsca przeznaczenia, opiekował się nim podczas tej drogi, a potem pasł sprawiedliwie w kraju oddanym mu na własność (por. Ez 34,12-16). W niezwykle pięknej poetyckiej formie wyraża to dzisiejszy psalm. Człowiekowi niczego nie będzie brakować dzięki takiemu Pasterzowi jakim jest Bóg. To On sam zaspokaja pragnienie i głód, ochrania, zapewnie bezpieczeństwo, wyprowadza z najciemniejszych dolin, daje wytchnienie. Jest to zatem Dobry Pasterz. Należy jednak dokonać niezwykle ważnej rzeczy w życiu, aby to wszystko mogło stać się udziałem każdego z nas. Otóż, trzeba uznać Boga za swojego pasterza, za Tego, który rzeczywiście jest i pragnie przeprowadzić po właściwych ścieżkach, abyśmy zamieszkali w domu Pana po najdłuższe czasy. Stąd właśnie nasz wspólny śpiew podczas tej liturgii: Pan mym pasterzem. Podobnie też jest w dzisiejszym pierwszym czytaniu, w którym jest zapowiedziane, że sam Bóg zbierze resztę swojego stada i sprowadzi na pastwisko. Zostało tu jednak zapowiedziane coś znacznie więcej. Otóż, po czasach, w których nie sprawdzili się mający być ziemskimi pasterzami Ludu Wybranego (a więc jego królowie, ale także i kapłani), Bóg wzbudzi kogoś, kto będzie królem roztropnym, postępującym według prawa i sprawiedliwości. Będzie to król par excellence, ponieważ będzie pochodził z dynastii Dawida, wspominanego już wcześniej jako pasterza. Dzięki niemu ludzie dostąpią zbawienia. Jego posłannictwo jest już zawarte w samym imieniu.

Pan naszą sprawiedliwością

Jest rzeczą oczywistą, że każdy człowiek potrzebuje na różnych szczeblach pasterzy – ludzi, którzy będą wykazywali się troską i będę prowadzić przez współczesne ciemne doliny. Wierni potrzebują biskupów i księży; obywatele państwa – władców, młodzież – autorytetów, dzieci wychowawców. Ze smutkiem jednak trzeba stwierdzić, że wielu dzisiejszych pasterzy, podobnie jak w pierwszym czytaniu, prowadzi do zguby i rozprasza owoce. Nie są zatem dobrymi pasterzami. Mało – i wręcz wydaje się, że w ostatnich czasach, coraz mniej – jest takich pasterzy, którzy spełnialiby Bożą obietnicę wypowiedzianą przez proroka Jeremiasza: dam wam pasterzy według mego serca, by was paśli rozsądnie i roztropnie (Jr 3,15), a także sprawiedliwie. Należy jednak pamiętać, że Bóg zawsze spełnia swoje obietnice i takiego pasterza, pasterza według Jego serca, już dał. Jest Nim Boży Syn – Jezus Chrystus. On sam powiedział o sobie, że jest dobrym pasterzem i dodał, co to oznacza – dać życie za swoje owce (por. J 10,11-15). Nie tylko powiedział, ale pokazał i w doskonały sposób uczynił.

W dzisiejszej Ewangelii można powiedzieć, że Jezus – jako Dobry Pasterz – daje życie swoim owcom. Współodczuwająca miłość Syna Bożego objawiła odwieczny zamysł Serca Bożego. To, co zapowiadali prorocy (zwłaszcza Jeremiasz i Ezechiel) i Psalmista (zwłaszcza w dzisiejszym Psalmie) wypełnia się w ziemskiej działalności Jezusa. Choć dziś ta działalność jest niejako ograniczona do nauczania, to przecież łatwo jest odczytać, że Ten, który jest naszą sprawiedliwością, naucza nas właśnie Bożej sprawiedliwości, Bożego prawa miłości, co pozwoli zamieszkać nam w domu Pana po najdłuższe czasy, czyli na zawsze.

Ta sprawiedliwość przyniesiona przez Bożego Syna wyprowadza pokój między ludźmi. Boża sprawiedliwość burzy bowiem wrogość, czyli mur rozdzielający ludzkość. Owa wrogość częstokroć zaistniała przez działanie tych, którzy okazali się złymi pasterzami tu na ziemi. Odpowiedzią Boga na to rozdzielenie ludzi – rozdzielenie nie tylko między sobą nawzajem, ale także od Boga – było największy akt miłości ze strony Dobrego Pasterza. Akt, który nota bene, przez nas uznany zostałby za największą niesprawiedliwość, jeżeli miałby być on wykonany przez nas samych. Otóż, Chrystus bierze od człowieka wrogość, aby dać mu swoją sprawiedliwość. Dokonuje się to przez krew Syna Bożego, która przywraca w pełni życie tam, gdzie go już nie było. To jest działanie zapowiedzianego Dobrego Pasterza wobec tych, którzy nie mieli pasterza. Ofiarowana w Nim i przez Niego Boża sprawiedliwość sprawiła, że – wedle słów Pawła Apostoła z dzisiejszego drugiego czytania – staliśmy się bliscy Bogu i nowym stworzeniem. Jeżeli uznamy swój własny grzech, to zrozumiemy jak bardzo i my potrzebujemy takiego właśnie Pasterza i jak bardzo potrzebujemy Jego sprawiedliwości.

***

Na początku tego rozważania zostało stwierdzone, że wszyscy potrzebujemy odpoczynku, który był przewidziany także dla Apostołów. Szybko jednak czas ich kanikuły się skończył, gdy ich Mistrz poruszony współodczuwającą miłością zaczął znów nauczać, uzdrawiać, dokonywać cudów. Dobry Pasterz nie zna chwili odpoczynku dla siebie, gdy stają przed nim ci, którzy tak długo łaknęli i pragnęli sprawiedliwości, bo przecież oni muszą wreszcie być nasyceni (por. Mt 5,6). My także mamy chrześcijański obowiązek naśladowania swojego Mistrza poprzez wprowadzanie pokoju, prawa i sprawiedliwości tam, gdzie jesteśmy na co dzień; tam, gdzie zostaliśmy posłani: w naszych domach, rodzinach, sąsiedztwie, miejscu pracy, studiów nauki. Jeżeli tak czynić będziemy, to także przez nas będzie zrealizowana dana przed wiekami Boża obietnica: dam wam pasterzy według mego serca, by was paśli rozsądnie i roztropnie (Jr 3,15).