Wpatrywanie się w Oblicze cierpiącego Sługi - medytacja wielkopiątkowa

„Setnik i jego ludzie, którzy trzymali straż,•widząc trzęsienie ziemi i to, co się działo,zlękli się bardzo i mówili:«Prawdziwie, Ten był Synem Bożym»" (Mt 27,54)Wpatrując się w Jezusa Chrystusa odkrywamy Oblicze cierpiące. W wielkopostnej pieśni wyznajemy: „Ogrodzie Oliwny, widok w tobie dziwny!" Zaiste dziwny! Zbliżamy się tu do „najbardziej paradoksalnego aspektu tajemnicy Jezusa" (NMI, nr 25). Ujawnia się on w ostatniej godzinie, w godzinie Krzyża. „Jest to tajemnica w tajemnicy, którą człowiek może jedynie adorować na kolanach. Stoi nam przed oczyma przejmująca scena konania w Ogrójcu" (tamże).

W scenie tej widzimy postać Jezusa, która głęboko porusza nasze serca. Jego udziałem bowiem stają się bardzo trudne doświadczenia, patrząc na nie z ludzkiego punktu widzenia. Przyjrzyjmy się bliżej trzem spośród nich: doświadczeniu samotności, doświadczeniu pokusy i doświadczeniu uniżenia aż do śmierci krzyżowej. W pierwszym doświadczeniu Jezus odczuwa brak obecności, zwłaszcza Ojca. W drugim natomiast próbie poddane zostało synostwo Boże Jezusa - Mesjasza. W trzecim niezwyciężona siła Jego bezbronnej Miłości.

1. Samotność - owoc grzechu

Ziemska działalność Jezusa budziła podziw i przyciągała do Niego niezliczone wręcz rzesze ludzi. Mimo to Jego życie nie jest wolne od doświadczenia samotności. Jak ona wygląda? Jak Jezus ją przezwycięża? Jakie sens ma Jezusowa samotność dla każdego z nas?

A. Nurt samotności w życiu Jezusa

Samotność Jezusa rozpoczyna się już w chwili narodzenia, w żłóbku. Może nie jest ona tak wyrazista jak ta na krzyżu - są przecież wraz z Nim Maryja i Józef. Przychodzą pasterze, trzej mędrcy. Niemniej brakuje w stajence wielu innych. Przyszedł na świat, „do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli" (J 1,12). Nie znalazł miejsca w gospodzie (por. Łk 2,7). A następnie, z powodu zagrożenia ze strony Heroda Józef, pouczony przez anioła „wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu; tam pozostał aż do śmierci Hero­da" (Mt 2,14-15).

W Ogrójcu i na Krzyżu Jezus przeżywa ból samotności i opuszczenia w całej pełni. W Ewangelii według św. Mateusza czytamy: ,Wtedy przyszedł Jezus z nimi do ogrodu, zwanego Getsemani, i rzekł do uczniów: «Usiądźcie tu, Ja tymczasem odejdę tam i będę się modlił». Wziąwszy z sobą Piotra i dwóch synów Zebedeusza, począł się smucić i odczuwać trwogę. Wtedy rzekł do nich: «Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną!» I odszedłszy nieco dalej, upadł na twarz i modlił się tymi słowami: «Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty». Potem przyszedł do uczniów i zastał ich śpiących. Rzekł więc do Piotra: «Tak, jednej godziny nie mo­gliście czuwać ze Mną? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe». Powtórnie odszedł i tak się modlił: «Ojcze mój, jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich, i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja!» Potem przyszedł i znów zastał ich śpiących, bo oczy ich były senne. Zosta­wiwszy ich, odszedł znowu i modlił się po raz trzeci, powtarzając te same słowa. Potem wrócił do uczniów i rzekł do nich: «Spicie jeszcze i odpoczywacie? A oto nadeszła godzina i Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników" (26,36-45).

Uczniowie nie byli w stanie ani czuwać, ani modlić się z Jezusem, mimo że wyraźnie ich o to prosił. Zmorzeni snem zostawili Go samego - w najważniejszym, kulminacyjnym momencie Jego życia. Gdy nadeszła godzina, w której Syn Człowieczy ma być wydany w ręce grzeszników, oni nie są w stanie być z Nim. Wbrew temu, że On ich wybrał i „przywołał do siebie, a oni przyszli do Niego. I ustanowił Dwunastu, aby z Nim byli" (Mk 3,11). Jeden z nich nawet opuścił Go do tego stopnia, że odłączył się i przystał do Jego wrogów. A ten, któremu wszystko powierzył i który repre­zentował Dwunastu - Piotr - „szedł za Nim z daleka, aż do pałacu najwyższego kapłana". Nie wszedł jednak do środka, pozostał zewnątrz na dziedzińcu. Na słowa służącej, a następnie innej kobiety i stojących wokół niego, że należy do przyjaciół Galilejczyka Jezusa, odparł: „Nie wiem, o czym mówisz"; „Począł się zaklinać i przysięgać: «Nie znam tego Człowieka» (por. Mt 26,70-74). Piotr wyparł się Jezusa. Tym samym zerwał łączące go z Nim więzy. Jezus pozostał sam.

Jeszcze bardziej gwałtownie Jezus został opuszczony, wręcz odrzucony przez swój naród. Gdy Piłat - zgodnie ze zwyczajem -zamierzał uwolnić Jezusa, „arcykapłani i starsi namówili tłumy, żeby prosiły o Barabasza, a domagały się śmierci Jezusa. Pytał ich namiestnik: «Którego z tych dwóch chcecie, żebym wam uwolnił?» Odpowiedzieli: «Barabasza». Rzekł do nich Piłat: «Cóż więc mam uczynić z Jezusem, którego nazywają Mesjaszem?» Zawołali wszyscy: «Na krzyż z Nim!» Namiestnik odpowiedział: «Cóż właściwie złego uczynił?» Lecz oni jeszcze głośniej krzyczeli: «Na krzyż z Nim!»"(Mt 27,20-23).

Wreszcie, Jezus na Krzyżu - utożsamiając się z grzechem człowieka, zanurza się w otchłań ciemności. „Od godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię, aż do godziny dziewiątej. Około godziny dzie­wiątej Jezus zawołał donośnym głosem: «Eli, Eli, lema sabachthani?», to znaczy Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?" (Mt 27,45-46). Oddalenie od Boga, najgorsza konsekwencja grzechu Adama, staje się udziałem Jezusa. Bóg jest daleko od Jezusa, który bierze na siebie „grzech świata". W ostatnim natomiast momencie swego życia, gdy umiera, Jezus „opuszcza" samego siebie. Przestaje o sobie mówić i o cokolwiek dla siebie prosić.

Dlaczego Jezus przeżywa tak dramatyczną samotność? Odpowiedź znajdujemy w słowach św. Pawła: „On (Bóg) dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą" (2 Kor 5,21). Niezwykle trafnie wyjaśnia te jakże trudne słowa Ojciec Święty, pisząc: „Jezus musiał nie tylko przyjąć ludzkie oblicze, ale obarczyć się nawet «obliczem grzechu»" (NMI, nr 25). Samotność Jezusa jest w istocie samotnością każdego człowieka, syna Adama, z którym Jezus „jakoś (tajemniczo) się zjednoczył".

Nie chodzi jednak o samo przyjęcie ludzkiej samotności w imię bliżej nie określonej solidarności. Jezus ją przyjmuje i definitywnie przezwycięża. Równocześnie może zaproponować każdemu człowiekowi skuteczny sposób wyzwalania się z samotności grzesznika.

B. Jak Jezus przezwycięża samotność?

Patrząc uważnie na Jezusa w czasie Męki zauważamy, że nie poddaje się On narastającej samotności i opuszczeniu. W Ogrójcu, stojąc samotnie przed obliczem Boga, wbrew czysto ludzkiej logice, przyzywa Go tak jak to czynił zawsze w czasie swej publicznej działalności. Woła do Boga imieniem wyrażającym czułość i poufałość: „Abba - Ojcze". Prosi Go o oddalenie kielicha cierpienia -jeśli to możliwe (por. Mk 14,36). Następnie, na krzyżu wypowiada pierwsze słowa Ps 22 z pełnym bólu „dlaczego?". Słowa te jedynie rozpoczynają Jego modlitwę; zostają one rozjaśnione przez dalszą treść psalmu, w którym autor wyraża „w przejmującym splocie uczuć jednocześnie boleść i ufność. W dalszej części Psalmu 22 czytamy bowiem: «Tobie zaufali nasi przodkowie, zaufali, a Tyś ich uwolnił; (...) Nie stój z daleka ode mnie, bo klęska jest blisko, a nie ma wspomożyciela»" (ww. 5. 12) (NMI,25).

W narastającej samotności i opuszczeniu Jezus nie rozpacza, nie lęka się - ale w duchu synowskiej miłości zwraca do Ojca. A w ostatnim momencie, umierając i sam „opuszczając" siebie samego, oddaje się w duchu największego zaufania i miłości w ręce Ojca. Jego oczy pozostają utkwione w Ojcu; Jego serce — opuszczone przez uczniów i naród - wyrywa się ku Bogu. Tylko dzięki temu poznaniu i doświadczeniu Boga, które jest tylko Jemu dostępne, nawet w chwili największego mroku i opuszczenia, które wynikają z grzechu człowieka, dostrzega Ojca i w pełni się Mu powierza.

Ojciec Święty z całą mocą podkreśla, że w tym po ludzku najtrudniejszym momencie Jezus równocześnie doznaje bólu i radości. Z jednej strony do końca rozumie, co znaczy samotność człowieka, który przez grzech sprzeciwia się miłości Bożej; z drugiej strony Jezus widzi Ojca i w pełni się Nim raduje.

Doświadczenie Jezusa, Jego sposób przezwyciężania samotności, przyjęli najwierniejsi uczniowie, święci. „Nierzadko święci doznawali czegoś podobnego do doświadczenia Jezusa na krzyżu, które polega na paradoksalnym połączeniu szczęścia i cierpienia. W Dialogu Bożej Opatrzności Bóg Ojciec ukazuje Katarzynie ze Sieny, ze w świętych duszach może być jednocześnie obecna radość i cierpienie. «Dusza zatem pozostaje szczęśliwa i bolejąca: bolejąca z powodu grzechów bliźniego, szczęśliwa dzięki zjednoczeniu i serdecznej miłości, jaką sama otrzymała. Święci naśladują niepokalanego Baranka, mego Jednorodzonego Syna, który wisząc na krzyżu był szczęśliwy i cierpiący" (NMI, nr 27).

Jezus umierał pogrążony w otchłani cierpienia, opuszczony i samotny. Ale tę swoją samotność przezwyciężał miłością: do ludzi i do Ojca. Wyrażał ją w modlitwie. Prosił w niej Ojca najpierw o przebaczenie dla swoich oprawców (por. Łk 24,34). Równocześnie w poczuciu żarliwej, synowskiej więzi zawierzał Mu siebie: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego" (Łk 23,46). Mo­dlitwa ta zostaje wysłuchana. Oparcie, jakie Jezus znajduje w Ojcu, ostatecznie przezwycięża Jego samotność na krzyżu.

Również samotność Dziecięcia Jezus zostaje przezwyciężona przez Ojca. Komentując powrót Jezusa z Egiptu do Nazaretu ewan­gelista Mateusz mówi: „tam pozostał aż do śmierci Heroda. Tak miało się spełnić słowo, które Pan powiedział przez Proroka: Z Egiptu wezwałem Syna mego" (Mt 2,15). Nad Jezusem, który nie przez wszystkich jest przyjmowany z otwartymi ramionami czu­wa miłość Ojca.

C. Samotność chrześcijanina

Każdy z nas kocha i doświadcza miłości ze strony innych ludzi. Jednak żaden człowiek, nawet najbardziej kochany, nie jest w stanie uniknąć doświadczenia samotności. Czas samotności, opusz­czenia, a nawet zdrady wcześniej czy później pojawia się z całą, właściwą sobie surowością.

Ratując się przed bólem samotności współcześni chrześcijanie uciekają w świat rozrywki. W ogóle żyjemy zanurzeni w kulturze, która przypomina jeden, wielki teatr rozrywkowy. Trafnie pisze profesor filozofii z Paryża, pani Chantal Millon-Delsol, że współczesna kultura „uruchamia wszystkie swoje moce, żeby stłumić, w sen­sie freudowskim, niepokój i poczucie opuszczenia. Dziś mamy do czynienia z kulturą niekompletną, która ukrywa to, co najbardziej istotne, i przypomina raczej rozrywkę. Można być pewnym, że każdy zachowa dla siebie najbardziej podstawowe pytania i przyłączy się do ogólnego teatru, aby trochę od nich wytchnąć. Ale wielu ludzi myli ten teatr z prawdziwym życiem: albo dlatego, że są młodzi, albo dlatego że są zbyt obojętni, by chciało im się podnosić zasłonę i sprawdzać, co się kryje za rozrywką. Tak więc nasze społeczeństwa mają bardzo wyrafinowaną kulturę intelektualną i bardzo ubogą kulturę duchową" (Bóg na wygnaniu, Znak 53 (2001) nr 557, s. 18). Dodajmy, że za zasłoną rozrywkowe-imprezowej „radości" jest zwykła, szara pustka.

A jeżeli już współczesny człowiek próbuje zmierzyć się ze swoją samotnością, to woli medytować o jej tajemnicach w samotno­ści. Sięga po pomoc jakichś mętnych, wędrownych proroków, rozmawia ze zmarłymi, przywraca minione mity (gnozy - systemy wiedzy tajemnej), kupuje sobie marzenia u najróżniejszych szarla­tanów. Krótko mówiąc, lekarstwa na samotność szuka albo w rozrywce (łącznie ze środkami odurzającymi) albo na czarnym rynku pseudo-religii.

Jezus wskazuje nam inną niż pusta rozrywka, oszołomienie narkotykami, czy pseudo-religia drogę wyjścia z samotności. Jest nią modlitwa do Ojca: żarliwe zwrócenie się całym sercem do Boga, który w swej nieskończonej miłości nigdy nie zawodzi człowieka.

„Czy może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu,

ta, która kocha syna swego łona?

A nawet, gdyby ona zapomniała,

Ja nie zapomnę o tobie" (Iz 49,15).

Prorok Deutero-Izajasz narzekaniom Izraelitów z powodu budzącego trwogę opuszczenia (por. Iz 40,27), kiedy ze smutkiem patrzyli na swe położenie w Babilonii, przeciwstawia zachętę do spojrzenia na Boga i Jego miłość. Na biadania i jęki samotności odpowiada orędziem o miłości Boga. Mówi wręcz, że Bóg kieruje się nie tylko miłością ojcowską (widzialną w dziele stworzenia, przypomnianym przez proroka), ale także miłością macierzyńską. Miłość matki zaś nie słabnie, ponieważ nie zależy od reakcji dziecka. Miłość ta jest nieustannym dawaniem, nie czeka na odwzajemnienie, nigdy nie zapomina.

W innym jeszcze miejscu ten sam prorok mówi, że Bóg rysuje sobie na dłoni, niby tatuaż, wizerunek miasta - Jerozolimy, aby zawsze mieć je przed oczami. Lud Boży, symbolizowany przez to miasto, może być pewien, że Bóg stale na niego patrzy, stale o nim pamięta.

Podobnie naucza Jeremiasz: „Czy Efraim nie jest dla Mnie drogim synem lub wybranym dzieckiem? Ilekroć bowiem się zwracam przeciw niemu, nieustannie go wspominam. Dlatego się skłaniają ku niemu moje wnętrzności; muszę mu okazać miłosierdzie! -wyrocznia Pana" (Jr 31,20). A znacznie wcześniej prorok Ozeasz zapewniał, że Bóg, w swej miłości do ludu - nawet jeżeli lud ten Go zdradza, służy Baalom - jest niezmordowany: „Jakże cię mogę porzucić, Efraimie, i jak opuścić ciebie, Izraelu? Jakże cię mogę równać z Admą i uczynić podobnym do Seboim? Moje serce na to się wzdryga i rozpalają się moje wnętrzności. Nie chcę, aby wybuchnął płomień mego gniewu i Efraima już więcej nie zniszczę, albowiem Bogiem jestem, nie człowiekiem; pośrodku ciebie jestem Ja - Święty, i nie przychodzę, żeby zatracać" (Oz 11,8-9).

Miłość Boga, porównana przez proroków do miłości zakochanego męża, do miłości matki, i do miłości ojca, jest niezmordowana. Bóg nie porzuca człowieka, którego obdarzył swą miłością: najpierw stwarzając go, a następnie zawierając przymierze. Człowiek, niestety, może się zamknąć: albo w twierdzy swej wygodnej samotności, albo w teatrze pustej rozrywki, wreality show, we własnym domu z telewizorem o nieskończonej ilości filmów, które -jak mówił I. Bergmann - są „rzeźnią i prostytucją". Jednak ani w egoizmie wygodnictwa, ani w pustej rozrywce, ani w „rzeźni i prostytucji" nie rozwiąże swego podstawowego problemu, jakim jest samotność.

Jezus, który woła do Boga „Abba!", i tak rozwiązuje dramat swej samotności, jest dla nas wszystkich Wzorem. Dźwigając ciężar naszych grzechów, które nas oddalają od Boga i od ludzi, zamykają na pustyni opuszczenia i samotności, wołajmy wraz z Jezusem: „Ojcze nasz ...odpuść nam nasze grzechy!" Uwolnij nas - wyrwij nas swoją Łaską - z wykopanej przez nie ciemnej, złowieszczej jaskini samotności.

2. Pokusa nieposłuszeństwa słowu Boga

Wpatrując się w Oblicze cierpiące dostrzegamy wielkie zmaganie Jezusa z pokusą. Podobnie jak w przypadku samotności przeżycia Jezusa, który przeciwstawia się pokusie, są wzorcem dla Jego uczniów.

A. Jezus kuszony na pustyni i na krzyżu

Opowiadanie o kuszeniu na pustyni w Ewangeliach synoptycznych nie ukazuje sceny kuszenia jako epizodu jednorazowego, zamknie - tego w sobie. Przeciwnie, nosi ono cechy opowiadania ukazującego „początek" - czyli opowiada o czymś ważnym, co w jakiś sposób uobecniać się będzie w czasie całej ziemskiej działalności Jezusa. Marek informuje w sposób bardzo zwięzły o kuszeniu Jezusa na pustyni (Mk 1,12-13); Mateusz i Łukasz mówią o nim szczegółowo, czyniąc ze swego opowiadania tak narrację o „początku" dzia­łalności Jezusa, jak i katechezę (przestrogę) dla wspólnoty uczniów, dla Kościoła.Na czym polega w istocie swej kuszenie Jezusa? Szatan nie chce w pierwszym rzędzie odwieść Go od wypełnienia misji Mesjasza. Sugeruje mu natomiast, aby w jej pełnieniu posłużył się takimi narzędziami jak prestiż i potęga, moc działająca spektakularne znaki i cuda. Chce Go odwieść od posłuszeństwa Słowu Boga. Wszystkie czyny, które Szatan podpowiada Jezusowi miałyby dowieść, że jest On Mesjaszem.Jezus jako Syn Boży chce być posłuszny Słowu Ojca; Szatan natomiast chce, aby zrezygnował z trzymania się Słowa Boga, a za­czął triumfalny pochód jako Mesjasz-Cudotwórca. Kusząc Jezusa Szatan aż dwa razy mówi: „jeśli jesteś Synem Bożym..." (Mt 4,3.6).

Dla Jezusa synostwo Boże oznacza radykalne posłuszeństwo, całkowite oddanie się - swej Osoby i swego działania – zamiarom Ojca. Nie chce niczego czynić inaczej jak tylko w pełnej harmonii z myślą i planem Ojca. Jezus nie „myśli inaczej" niż Ojciec. Dla Szatana natomiast „być Synem" Boga to znaczy móc na własną rękę dysponować mocą Boga. Nade wszystko móc używać jej dla własnej chwały, dla jak najszybszego zrealizowania swych ambicji i planów.Równocześnie należy zauważyć, że Szatan kusząc Jezusa posługuje się tekstami Pisma Świętego. Jego interpretacja tych tekstów jest jednak wypaczona, posługuje się zdaniami wyrwanymi z kontekstu, nie uwzględnia całego planu Bożego, objawionego także w tych tekstach, które Jezus - dla sprostowania tej szatańskiej, niepełnej interpretacji - przywołuje. Szatan podporządkowuje teksty Pisma, objawione słowo Boże, swemu własnemu rozumowaniu, swoim wizjom. Szatan nie myśli tak jak Bóg; proponuje Jezusowi własne, „lepsze" rozumienie Słowa Bożego.Podobnie będą kusili Jezusa ludzie. Wrogowie żądają „znaku z nieba" (por. Mk 8,11; Mt 16,1; Łk 11,16). Tłum widząc cudowne rozmnożenie chleba chce Go skłonić, aby pozwolił obwołać się Królem-Mesjaszem (por. J 6,14-15). Piotr natomiast - ciesząc się, że Jezus jest Mesjaszem - chce Go odwieść od postępowania drogą Krzyża. Jezus odparł surowo: „«Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz jak Bóg, ale jak ludzie»" (Mk 8,33). Piotr występuje tu w roli, którą na „początku" pełnił Szatan. Kuszenie w swej istocie sprowadza się do tego, aby skłonić Jezusa do „myślenia tak, jak ludzie myślą".Cały spryt Szatana - Kusiciela, pragnącego odwieść Jezusa od posłuszeństwa Ojcu, polega na tym, że proponowane przez niego „myślenie tak jak ludzie myślą" wydaje się być bardzo rozsądne. Nawet uczeń, który wyznaje wiarę w Jezusa jako Mesjasza i Syna Bożego, daje się przekonać, przyznaje rację temu sposobowi myślenia.Rozumiejąc scenę kuszenia na pustyni możemy głębiej zobaczyć kuszenie, któremu Jezus był poddany w Getsemani. Tuż przed Męką Jezus udał się do posiadłości zwanej Oetsemani, gdzie modlił się tymi słowami: «Ojcze mój, jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich, i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja!» (Mt 26,42). Wprawdzie tekst grecki Ewangelii używa w opisie tej sceny tego samego rzeczownika „kuszenie" (peirasmos) co w przypadku doświadczenia na pustyni, to jednak Jezus przeżywa tu coś więcej niż kuszenie, a mianowicie życiową próbę, swego rodzaju życiowy eg­zamin. Stoi bowiem w obliczu rozpoczynającej się Męki. Męka ta to nic innego jak wkroczenie nagiej przemocy w Jego życie. Skut­kiem działania tej przemocy będzie złamane życie, przerwana mi­sja mesjańska, nauczanie, które zdaje się być zupełnie bezowocne. Przed oczami Jezusa - Człowieka rysuje się wyraźnie obraz klęski życiowej. Po ludzku patrząc jest ona wielka; o rozmiarach tej klę­ski świadczy sen uczniów, a następnie fakt, że wszyscy Go opuścili. Jakże wielki ból i niepokój musiał napełniać serce Jezusa na ten widok. Tak miałaby się kończyć Jego misja? Zaiste, Bóg Ojciec posłał swego Jednorodzonego Syna na ziemię po to, aby stał się człowiekiem i doznał tego dramatu: złamane życie, przedwczesna śmierć, misja, która wydaje się być niespełniona, a nawet całkowicie nieudana, zakończona niepowodzeniem, bez żadnych rezultatów. Nadchodząca „godzina" Męki i Krzyża rysuje się przed oczami Jezusa jako „godzina" klęski, przegranej.Na pustyni Jezus odrzucił propozycję Szatana. Zaufał całkowicie słowu Ojca. Miał do wyboru: albo zaufać myśli Boga, albo za­ufać myśleniu na sposób ludzki. Bez żadnego trudu wybrał zaufanie do Boga, poddanie się Jego mocy jako metodę swego działania. Przemierzył szlak swej ziemskiej wędrówki ufając Jego mądrości, dobroci i wszechmocy - podporządkowując się im, a nie posługując się nimi według własnej woli. Był to czyn odwagi, zaufania, podjęcia ryzyka. Jednak wsparty światłem Objawienia Jezus na pustyni z łatwością postawił wszystko na Boga.

W Getsemani natomiast Jezus przeżywa nadciągającą klęskę; nasuwa się coraz bardziej natarczywa myśl, że wybrana metoda pełnienia misji - w całkowitym poddaniu się słowu Ojca i Jego mocy - wydaje się być błędną, nieskuteczną, bezowocną, wręcz narażającą na utracenie tego wszystkiego co w pocie czoła zostało osiągnięte. Przeżywa próbę większą niż na pustyni: wszystko wskazuje na to, że zaufanie Bogu nie opłaca się, nie przynosi sukcesu. Kuszenie na pustyni Jezus przeżywa bez udręki; w Getsemani natomiast poddany jest niezwykle wielkiej „próbie" - obraz zbliżającej się klęski porusza Go do żywego, wyciska krwawy pot na Jego czole. Jezus jako prawdziwy Człowiek przeżywa trwogę, Jego ludz­kie myślenie przenikają ciemności.A jednak to właśnie w Getsemani i na Krzyżu Jezus najpełniej objawia się jako Syn Boga żywego - Mesjasz. Nie dokonuje żadnych znaków, które by świadczyły o tym, że może posługiwać się Mocą Bożą -jak tego chciał Szatan. Największym znakiem, który Jezus daje nam w Getsemani i na Krzyżu jako Syn Boży, jest cud posłuszeństwa Bogu. Polega on na tym, że w chwili największego bólu, w doświadczeniu totalnej klęski swego posłannictwa, Jezus nie przestaje wyznawać, że Bóg jest Jego Ojcem. Nie przestaje pod­dawać się Jego Słowu, Jego Miłości i Dobroci - woła z synowską czułością - Abba! A Bóg - nazwany w Apokalipsie „Ten, który jest, który był i który przychodzi", wkracza w dzieje Jezusa. Czyni to jednak w wybranym przez siebie czasie. Dokonuje przemienienia bólu śmierci w chwałę pełni życia. W swej modlitwie Jezus wyraził najdoskonalej swe posłuszeństwo wobec Boga - Ojca. Stanowi ono główny nurt Jego życia, a zwłaszcza decydującego etapu tego życia, jakim był czas Męki i Krzyża. Czym ono jest w swej istocie? To możemy zobaczyć jedynie poprzez kontemplację i poznać przez naśladowanie.B. Próba posłuszeństwa ucznia JezusaUczeń - kontemplując posłuszeństwo Jezusa - rozbudza w sobie pragnienie podobnego, heroicznego zawierzenia Bogu i Jego Słowu. Już prorok Deutero-Izajasz uczył Izraela, że Bóg - przyprowadzając swój lud z wygnania w Babilonii - objawi się jako „Ja Jestem Pan". Mówił bowiem, że lud - upokorzony na wygnaniu - zostanie wywyższony, a jego dotychczasowi gnębiciele będą mu służyli z wielką troską i życzliwością: „I będą królowie twymi żywicielami, a księżniczki ich twoimi mamkami. Twarzą do ziemi pokłon ci będą oddawać i lizać będą kurz z twoich nóg. Wtedy się przekonasz, że Ja jestem Pan; kto we Mnie pokłada nadzieję, wsty­du nie dozna. (...)Wówczas wiedzieć będzie każdy człowiek, że Ja jestem Pan, twój Zbawca, i twój Odkupiciel, Wszechmocny Jakuba" (Iz 49,23.26; por. Ez 16,26). To wyznanie jest najważniejszym artykułem wiary ludu Przymierza. Wszystko inne - i ludzie i rzeczy - jest względne. Lud Boży, jeżeli chce osiągnąć zbawienie - pełnię życia, winien oprzeć swe życie i działanie na słowie Tego, który JEST Ono winno być przewodnikiem i punktem odniesienia. Jedynie widząc Boga jako „JA JESTEM" w sercu człowieka może zrodzić się postawa posłuszeństwa, czyli wiary. Wiara - posłuszeństwo to nic innego jak zawierzenie, zażyłość, niezachwiana ufność, która pozwoli uniknąć przykrego zaskoczenia: „kto we Mnie pokłada nadzieję, wstydu nie dozna" (Iz 49,23c).

Uznanie Boga za PANA polega nie tyle na odkrywaniu Jego majestatu i mocy jako wielkości samych w sobie, jako przymiotów, które są z Nim nierozdzielnie związane. Wiara-posłuszeństwo Bogu jako Panu to raczej pewność, że człowiek osiąga samorealizację tylko wtedy, gdy pozwala się prowadzić drogami wytyczonymi przez Boga, nawet jeżeli wydają się one niepojęte dla ludzkiego umysłu.Z kolei kontemplując scenę w Getsemani winniśmy odkrywać coraz wyraźniej, że chrześcijanin winien poważnie liczyć się z tym, że człowiek wcześniej czy później ponosi klęskę. Najważniejszą rze­czą jest to, aby żyć według myśli Boga, a nie według ludzkich kalkulacji. Gdy żyje się według myśli Boga, wtedy i tylko wtedy można tę klęskę odczytywać w kluczu Krzyża. Jeżeli natomiast chrześcijanin nie jest w stanie rysującej się klęski, porażki, widzieć jako doświadczenia Krzyża, wówczas - rozpoczynając swe dojrzałe życie -wcześniej czy później ulega pokusie Szatana. Inaczej niż Jezus na pustyni - nie stawia na Boga, na Jego słowo, ale na ludzką myśl i władzę, na sugerowane przez Złego drogi wiodące do osiągnięcia błyskawicznego sukcesu. Jest to jednak ostatecznie droga, która wiedzie do zguby; człowiek wyrzeka się swego największego powo­łania: by stawał się dzieckiem Boga, Jego umiłowanym synem.

W komentarzu do „Ojcze nasz" włoski jezuita, o. Michel Le-drus, przestrzega przed pokusą porzucenia Boga. Pisze, że wiara chrześcijanina silnie związana jest z obietnicą powrotu Jezusa w chwale. Podczas gdy On zwleka ze swoim przyjściem, chrześcijanin może „doświadczyć zgorszenia". W sytuacjach podobnych do scen z Jezusowej Męki, wykpiony przez ludzi, „przesiany przez Szatana", może być doprowadzony do porzucenia Boga. Ucząc modlitwy „Ojcze nasz" Jezus poleca swoim uczniom, aby się nieustan­nie modlili o to, by do takiego tragicznego faktu nigdy nie doszło. Oby nawet w najtrudniejszych chwilach chrześcijanin nie porzu­cał Boga, nie tracił zaufania do Niego, nie wierzył Jego Słowu, które ostatecznie jest Słowem, które nie tylko stwarza ale i „wszystko czyni nowe".

3. Uniżenie aż do śmierci na krzyżu

Tak pierwsze hymny nowotestamentalne na cześć Chrystusa jak i Ewangelie synoptyczne ukazują Jego śmierć na krzyżu jako największe uniżenie Tego, który przyszedł na świat jako Syn Boży. W hymnie znajdującym się w Liście do Filipian jest to powiedziane chyba najmocniej: „On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej" (2,6-8).

W czwartej Ewangelii natomiast krzyż Jezusa jest ukazany jako wywyższenie: „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie»" (J 12,32). W Jezusie ukrzyżowanym objawia się nieoczekiwana, zupełnie dotąd nieznana nowość, piękno Oblicza Bożego. Ono jest tą siłą, która jest w stanie przyciągać wszystkich, każdego człowieka (uniwersalizm oddziaływania Ukrzyżowanego). Na czym polega piękno Ukrzyżowanego, które ma moc przyciągania ludzi dotychczas rozproszonych, podzielonych, skłó­conych, często wręcz nienawidzących się?

A. Jezus uniżony

W Jezusie ukrzyżowanym możemy kontemplować piękno oblicza Osoby, która uczyniła z siebie Dar- Dar całkowicie bezinteresowny, Dar objawiający miłość większą niż niewierność człowieka. W obliczu Ukrzyżowanego św. Jan widzi nowy, zaskakujący, nie­mal „postawiony na głowie" obraz Boga: to nie człowiek umiera dla Boga, ale Bóg dla człowieka. Obraz wprawiający w zachwyt.Równocześnie w wywyższonym na krzyżu Jezusie ewangelista Jan kontempluje tajemnicę miłości. Miłość - tak często wydaje się, że przegrywa, jak choćby na krzyżu Jezusa - jest jednak zwycięska; jest jedyną siłą, której śmierć nie potrafi zwyciężyć. Jego miłość na krzyżu - wbrew pozorom - nie została pokonana, skoń­czona, pogrzebana. Dlatego ewangelista Jan - inaczej niż synopty­cy - nazywa ukrzyżowanie „wywyższeniem" Jezusa. Nie chodzi mu tylko o wywyższenie w sensie fizycznym; podniesienie umęczone­go ciała kilkadziesiąt centymetrów nad ziemię. Jezus ukrzyżowany nie usuwa słabości, jaka wpisana jest w każdą ludzką miłość. Nie uzdrowił cudownie miłości - jakby z zewnątrz - usuwając z niej tego, co jest jej ewidentną klęską. Lecz uzdrowił ją akceptując ją w jej słabości i klęsce.

B. Chrześcijanin uniżony na drodze autentycznej miłości

Każdy człowiek dobrze wie, że jest powołany do miłości. Równocześnie zdaje sobie sprawę jak bardzo jego miłość jest słaba, aby ocalać umiłowanych. Zbyt często bywa pokonana. Im większa tym większe ponosi porażki. To wpisane w ludzką miłość napięcie między słabością i mocą rozjaśnia się jedynie wtedy, gdy człowiek kontempluje ukrzyżowanego Chrystusa, który jest równocześnie uniżonym aż do śmierci i „wywyższonym", „otoczonym Chwałą Boga" - wyniesionym do Chwały Boga.

Z jednej bowiem strony widzi miłość Jezusa, nieskończenie wielką, natchnioną Jego oddaniem się człowiekowi, bezinteresowną, a zarazem jej bezsilność, która jawi się wręcz jako skandaliczna, zagrażająca samej wierze w Niego jako Mesjasza i Syna Bożego. Ukrzyżowany jest bez wątpienia Ikoną Miłości – maksymalnie objawionej i maksymalnie odrzuconej, podeptanej. Z drugiej jed­nak strony ukrzyżowany Jezus jest Wywyższonym, zwycięskim, zmartwychwstałym. Słabość miłości Jezusa, jej bezbronność i bez­silność, jest w gruncie rzeczy jej siłą. Jak mówi przywoływany już wyżej pra-chrześcijański hymn: Jezus nie skorzystał ze sposobno­ści, aby na równi być z Bogiem, lecz „uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył" (Flp 2,8-9).

Podobny proces przemienienia może dokonać się w nas, w naszej miłości. A to tylko i wyłącznie dzięki temu, że w nurt naszej miłości - która nigdy nie jest wolna od egoizmu - Jezus będzie mógł wpisać swoją miłość: w najwyższym stopniu wolną, bezinteresowną i bezsilną wobec odrzucającej ją głupocie, przemocy i nienawiści.Jeżeli chcemy, aby nasza miłość zwyciężała i rozlewała się na wszystkich wokół nas, winniśmy ją włączać w miłość Jezusa. Nie wystarcza jednak sama chęć; należy rzeczywiście być gotowym miłować w postawie uniżania i pokory.Setnik pod krzyżem Jezusa wyznał: „Zaiste, Ten jest Synem Bożym". Zapewne zdał sobie sprawę - w stopniu, w jakim to było dla niego możliwe - z samotności Jezusa, z Jego posłuszeństwa, i z bezsilnej Miłości. Kontemplując je dostrzegł w Ukrzyżowanym nadzieję dla siebie. Jest On nadzieją na rozwiązanie najważniejszych problemów nie tylko rzymskiego setnika, ale każdego człowieka:- palącej kwestii, jaką jest jego własna samotność;- pychy, która za sprawą Złego kusi do posługiwania się mocą Boga dla własnych celów;- rezygnacji z miłości, gdy okazuje się mało skuteczna, jakby bezsilna.Módlmy się, aby Ojciec, który jest w niebie, uwolnił nas od tego potrójnego zła, będącego owocem grzechu: od samotności, od nieposłuszeństwa Jego Słowu, od niewiary w zbawczą moc miłości. Abyśmy nigdy nie ulegli pokusie porzucenia Boga, ani też nie leczyli samotności „opium rozrywki" (Kiedyś mawiano, że „religia jest opium ludu"). Abyśmy nigdy nie przestawali kochać. Kontemplując cierpiące oblicze Jezusa, wołajmy wraz z Nim: Abba! Niech Duch Święty wspiera to nasze wołanie, niech woła wraz z nami „Abba!" Tak z egoizmu samotności jak i z sideł nieposłuszeństwa, a zwłaszcza z niewiary w moc pokornej i wytrwałej miłości może nas wyzwolić jedynie Bóg. Czyni to w Chrystusie. Wyznajemy to w pieśni, którą chętnie śpiewamy: „Ty wyzwoliłeś nas Panie, z kajdan i z samych siebie. A Chrystus stając się Bratem, nauczył nas wołać do Ciebie - Abba! - Ojcze!" Uczmy się też od Jezusa postawy oczekiwania na Boga, który jest jedyną, prawdziwą odpowiedzią na ludzką samotność: „Oczekuj Pana! Niech się Twe serce umocni i oczekuj Pana!" On też ma moc wyrwać z sideł nieposłuszeństwa i niewiary w przemieniającą wszystko „miłość aż do końca".

Kontemplujmy i my Jego samotność, która jest drogą do Ojca; naśladujmy Jego posłuszeństwo, które jest heroicznym poddaniem się Słowu Ojca, Jego Miłości i Jego Mocy; wpatrujmy się w ukrzyżowanego, poniżonego i bezsilnego Jezusa, który de facto jest wywyższony przez Boga i ma w sobie nieskończoną Moc miłości, która przyciąga każdego człowieka.Czas Wielkiego Postu skłania nas do tego, abyśmy samotność, posłuszeństwo i uniżenie się Jezusa kontemplowali patrząc na Nie­go: opuszczonego w Getsemani, posłusznego aż do śmierci i uniżonego w swej śmierci na Krzyżu.

 Ks. H. Witczyk 

Tekst pochodzi z: Ks. J. Kudasiewicz, ks. H. Witczyk, Kontemplacja Chrystusa - Ikony miłosiernego Ojca, Kielce 2002, s. 33-48.