Homilia na XXVII Niedzielę Zwykłą "A" (05.10.2014)

Ks. Wacław Borek

„Przyjąć Bożą miłość”

Dzisiejsza Liturgia Słowa w rozbudowany sposób przedstawia prawdę, którą św. Paweł wyraził słowami: Bóg Ojciec, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować? (Rz 8,32) Trzeba zatem, aby nasza wiara w Boga nie ograniczała się jedynie do pustych słów powtarzanych co niedzielę: „Wierzę w Jednego Boga, Ojca Wszechmogącego”, ale była konkretną wiarą w Boga, który jest Miłością, którzy przenika całe nasze życie. Trzeba, abyśmy rzeczywiście powierzyli się całkowicie miłosiernej miłości Ojca Niebieskiego.

1. Bóg kształtuje Naród Wybrany

Kiedy człowiek zagłębi się w lekturę Księgi Izajasza, to po przeczytaniu pierwszych rozdziałów nagle uświadamia sobie jak czasami Pan Bóg – mówiąc potocznie, po ludzku – jest bezsilny wobec człowieka i całej społeczności, którą wraz z innymi tworzy. Cały czas próbuje mu pomagać i korygować jego zachowanie, a człowiek nieustannie buntuje się i nie słucha. Dlatego też sposób mówienia Boga jest dostosowywany do nastrojów i doświadczeń człowieka. Raz zaprasza nas Pan Bóg na salę sądową, aby w ostrych słowach rozliczyć się z człowiekiem, innym razem używa języka zakochanych, aby zakomunikować swoją miłość. W tych wszystkich formach komunikacji posługuje się prorokiem. Zarówno wyrocznie jak i przypowieści mają za cel pokazanie; jak na przestrzeni historii Bóg okazuje opiekę swojemu Wybranemu Narodowi. Raz Bóg wzywa całe stworzenie, aby było świadkiem buntu i zdrady Jego ludu. Innym razem po przyjacielsku tłumaczy, że dłużej tak nie można. Izrael pomimo surowości kar, jakimi Bóg już go dotknął, wciąż pogrążał się w niewierności i „niepoznawaniu” Boga. W konsekwencji kraj był spustoszony.

Na początku Izajaszowej Księgi natrafiamy na opis Jerozolimy jako „szałasu w ogrodzie warzywnym”. Innym razem na opis założenia winnicy, która – pomimo najwspanialszych warunków – zamiast słodkich winogron cierpkie wydała jagody.

Dzisiejsze pierwsze czytanie przy pomocy przypowieści wprowadza nas w łagodny klimat przyjaźni, przyjaźni niezwykłej pomiędzy Narodem i Bogiem. Chcę zaśpiewać memu Przyjacielowi pieśń o Jego miłości ku swojej winnicy! (Iz 5,1). Zarówno słowo „przyjaciel” jak i literacka forma pieśni brzmią w naszych uszach bardzo pozytywnie. Prorok bierze się za śpiewanie miłosnej pieśni, gdyż chodzi przecież o miłość jaką darzył Przyjaciel swoją winnicę. Jakże bardzo osobiście zaangażował się w jej budowę: Otóż okopał ją i oczyścił z kamieni i zasadził w niej szlachetną winorośl; pośrodku niej zbudował wieżę, także i tłocznię w niej wykuł (Iz 5,2). W tych słowach dalekim – aczkolwiek czytelnym echem – pobrzmiewają podobne słowa zawarte w Księdze Rodzaju. Niestety, ten idylliczny obraz zostaje zachwiany. Wkrada się niepokój. Bo oto z pozycji słuchaczy muzycznego utworu zostajemy wezwani na świadków (Iz 5,3-4). Teraz więc, o mieszkańcy Jeruzalem i mężowie z Judy, rozsądźcie, proszę, między Mną a między winnicą moją. Co jeszcze miałem uczynić winnicy mojej, a nie uczyniłem w niej? Czemu, gdy czekałem, by winogrona wydała, ona cierpkie dała jagody?

Bycie świadkiem, zwłaszcza w procesie sądowym nie jest rzeczą przyjemną. Często świadectwo ma się przyczynić do czyjegoś ukarania. A to smutna i bolesna rzeczywistość.

Przyjacielem jest sam Bóg, który tak bardzo osobiście zaangażował się w uformowanie Narodu Wybranego – Jego umiłowanej winnicy. Oczekiwał reakcji wzajemności. Niestety doczekał się czegoś całkowicie odwrotnego. Nietrudno przebić się przez symbole tej alegorii i zrozumieć przesłanie jakie płynie z dzisiejszego pierwszego czytania. Tekst proroka to pieśń odwołująca się do miłości i serca, jakie dobry Bóg posiada dla Izraela. By ją zrozumieć nie trzeba wyszukanych analiz, czy też logicznego dociekania do prawdy. To odwołanie się do ludzkiego doświadczenia i podstawowej prawdy zawartej w przysłowiu: „nie czyń drugiemu co tobie nie miłe”. Izrael nie tylko nie wykazał żadnej wrażliwości uznającej dobroć i wspaniałomyślność Boga, ale wręcz przeciwnie, okazał Mu swoją niewdzięczność: cierpkie wydając jagody. Lepiej żeby ich wcale nie było, gdyż te cierpkie owoce symbolizują przelanie krwi i niesprawiedliwość.

Momentem kulminacyjnym tej starotestamentalnej zapowiedzi jest przypowieść Jezusa jaką słyszymy w dzisiejszej ewangelii.

2. Misja Syna

Tym, co od razu da się zauważyć jako element wspólny obydwu przypowieści, jest wielka troskliwość właściciela winnicy. Także i w tym opisie mamy winnicę wyposażoną w pewnym sensie ponad stan, gdyż nie wszystkie winnice posiadały tłocznie oraz wieżę. Na dodatek właściciel winnicy obdarzył całkowitym zaufaniem dzierżawców, pod których opiekę oddał winnicę. Zaufanie i uszanowanie wolność drugiego, który został obdarowany – to cechy, którymi można by scharakteryzować postawę właściciela winnicy.

Taka postawa – niemalże spontanicznie –rodzi również skojarzenie z postawą wzajemności. Obdarowany chce odpowiedzieć w całej wolności serca na otrzymany dar. Ta wzajemność rodzi oczywiście komunię. Kiedy czytamy ewangeliczny tekst, rodzi się oburzenie i pytanie dlaczego tak się nie stało? Dlaczego i tym razem, niesprawiedliwości i niewdzięczność zwyciężyły?

To zwycięstwo jest jednak tylko pozorne. Rolnicy zachowywali się tak, jakby winnica była ich wyłączną własnością. Egoizm i zawłaszczenie cudzego mienia stały się podstawą do wydania na nich wyroku. Nim jednak do tego wyroku dochodzi, musimy zauważyć przedziwną spiralę emocji, która nakręca zarówno właściciela winnicy jak i samych dzierżawców. Rolnicy są coraz bardziej radykalni w swojej przewrotności. Właściciel coraz bardziej okazuje swoją cierpliwości i tkliwości. Trudno jest zrozumieć zachowanie rolników, ale też trudno jest zrozumieć postępowanie właściciela winnicy. Ci pierwsi są coraz bardziej zachłanni, ten drugi coraz bardziej ufny. Wyda je się, że cała scena może stanowić ilustrację do słów św. Pawła: Gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska (Rz 5,20). Ceną przetargową stała się misja syna. Właściciel winnicy i dzierżawcy podejmują ogromne ryzyko wobec tej misji, kierując się przeciwstawną motywacją.

Kiedy wyjdziemy poza sferę symbolicznego języka przypowieści i skonfrontujemy nasze życie z postawą Boga, to łatwo odkryjemy, że nasze postępowanie i zachowanie się Boga są paralelne, ale ukierunkowane odwrotnie. Miłość i nienawiść to ta sama siła, tyle tylko że o przeciwstawnych wektorach oddziaływania. Bóg spotyka nas idąc w przeciwnym kierunku, wychodzi nam naprzeciw. Staje przed nami, a wtedy musimy spojrzeć mu w oczy. Dopóki wszystko dzieje się na płaszczyźnie symboli i przykładów, wyda się, że nas to nie dotyka, ale kiedy zdarzy się, że odkryjemy fakt obecności Boga, który czeka abyśmy podnieśli głowę i patrząc mu w oczy dali odpowiedź, to jak się zachowamy?

3. Uwierzyć w miłość Ojca

Z podaniem właściwej podpowiedzi spieszy św. Paweł we fragmencie Listu, który czytaliśmy w dzisiejszym drugim czytaniu. O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem (Flp 4,6). Św. Paweł – chociaż innym językiem – ale wskazuje nam na wielką prawdę objawioną przez Jezusa, że Bóg jest Miłością. Bóg kocha nas konkretnie i delikatnie tak jak ojciec. Bóg troszczy się o każdego z nas w naszych małych i wielkich sprawach. Jeśli pozwolił na to, aby Jezus doświadczając śmierci i to w tak okrutny sposób, przeniósł nas ze śmierci do życia, to chce dla nas tylko i wyłącznie naszego dobra. Może nie przemawiać do nas zakamuflowany język przypowieści, ale powinien przemówić od nas język faktów, za którymi kryje się śmierć i zmartwychwstanie Jezusa.

Jeśli Bóg jest nie tylko tym, który sadzi winnicę i się o nią troszczy, ale jest Ojcem, to jedyną słuszną postawą – jaką powinniśmy przyjąć – jest postawa dziecka. Dziecko zaś cechuje się prostotą i zaufaniem. Jest ono przekonane, że ojciec myśli o wszystkim i nie pozwoli, aby mu czegoś brakowało.

Myli się jednak ten, kto interpretuje słowa św. Pawła jako zachętę do bierności i braku zaangażowania. Już od samego początku nauczani w pierwszym swoim Liście pisanym do Tesaloniczan upominał: Zachęcam was, bracia, abyście coraz bardziej się doskonalili i starali zachować spokój, spełniać własne obowiązki i pracować własnymi rękami, jak to wam nakazaliśmy (1Tes 4,11). Trzeba zatem, aby nasza wiara w Boga Ojca nie ograniczała się jedynie do pustych słów powtarzanych co niedzielę: „Wierzę w Jednego Boga, Ojca Wszechmogącego”, ale była konkretną wiarą w Boga, który jest Miłością, którzy przenika całe nasze życie. Trzeba abyśmy rzeczywiście powierzyli się całkowicie miłosiernej miłości Boga. Mogą się pojawić w naszym życiu momenty, w których nasza wiara jest wystawiona na wielką próbę i wszystko wyda się absurdem. Także wtedy, powinniśmy umieć dostrzec miłość Boga, wierzyć, że Bóg potrafi wydobyć z nich i z tego cierpienia nieskończone dobro, którego w danym momencie nie potrafimy sobie nawet wyobrazić. Postępując w ten sposób zdamy sobie sprawę, że nigdy nie jesteśmy sami, że obok jest Ojciec, który pragnie tylko i wyłącznie naszego dobra.