Homilia na III Niedzielę Wielkanocną „A” (04.05.2014)

Ks. Zbigniew Skuza

Emaus – droga od smutku do radości i nadziei

W jednym ze średniowiecznych manuskryptów jest napisane: „Smutek jest najgorszym z doradców i matką wszystkich pokus”. Widzimy to doskonale w tym pięknym, sugestywnym opowiadaniu z Ewangelii według św. Łukasza (Łk 24,15-35), które czytamy w Trzecią Niedzielę Wielkanocną. Jest to opowieść o uczniach zdążających z Jerozolimy do Emaus, opowieść o ludzkiej bezradności, smutku i strachu. Przede wszystkim jednak, jest to opowieść o spotkaniu ze zmartwychwstałym Jezusem i o przemieniającej mocy tego spotkania; opowieść o odnalezionej nadziei, o pałaniu serca, które w spotkaniu z Jezusem znajduje znowu chęć do życia i dawania Jemu świadectwa. To właśnie okres Wielkanocy, ale tak naprawdę całe nasze życie, jest czasem, który daje nam Pan, abyśmy odkryli z nowym entuzjazmem Jego obecność i Jego przemieniającą moc.

 

1.  Beznadzieja i ucieczka

Bohaterami dzisiejszego opowiadania ewangelicznego są dwaj uczniowie, z których jeden ma na imię Kleofas (24,18), a drugi pozostaje całkowicie anonimowy. Nie należą do grona apostołów, ale są uczniami Jezusa. Wieczorem, pierwszego dnia tygodnia, oddalają się z Jerozolimy (nazywanej tu Jeruzalem) do Emaus, wsi odległej 60 stadiów (czyli ok. 11,5 km) od miasta świętego (być może chodzi o miejscowość Emaus-Nikopolis, leżącą ok. 160 stadiów od Jerozolimy). Możliwe, że przebywali tę drogę wiele razy z Jezusem, teraz jednak idą sami, bez Niego.

Kierując się w stronę Emaus, dwaj uczniowie w rzeczywistości uciekają z Jerozolimy, uciekają od tego, co ich przerasta, czego nie rozumieją, czego się lękają. Odnosi się wrażenie, jakby chcieli o wszystkim zapomnieć jak najprędzej, ale to niełatwe, bo to właśnie przeszłość przytłacza ich najbardziej. W sercach niosą ciężkie głazy swych zawiedzionych nadziei, pretensje do Mistrza, ale też lęk przed tym co ich czeka, obawy o przyszłość. Oddalenie określa nie tylko fakt pewnej odległości geograficznej, ale ukazuje przede wszystkim ich stan wewnętrzny. Kierując się w stronę Emaus, oddalają się od wszystkiego co było dotąd, odchodzą, rezygnują. Są podobni do proroka Jonasza (por. Jon 1,3.5), który najdalej jak mógł uciekał od Pana, wzywającego go do głoszenia nawrócenia grzesznej Niniwie.

Dwaj uczniowie nie dali wiary kobietom (por. 24,11), które mówiły o pustym grobie, o spotkaniu aniołów, oni spisali Jezusa na straty, dlatego czują się osamotnieni i smutni (24,17). Ich rozmowa to w rzeczywistości podwójny monolog dwóch sfrustrowanych osób, z których każda jest zamknięta we własnych myślach, wspomnieniach, pretensjach i rozżaleniu.

Uczniowie są tak bardzo przygnębieni i przytłoczeni wydarzeniami w Jerozolimie, że przestają dostrzegać otaczający ich świat. Żyją przeszłością, myślą o niej, rozmawiając o tym, co się wydarzyło. Patrzą, ale nie widzą. Idą ciężko, zatopieni we własnych myślach, a kiedy już otwierają usta, ich słowa zdradzają rozdrażnienie i olbrzymią frustrację.

Ich stan psychiczny i duchowy jest podobny do ludzi, którzy ciężko doświadczeni przez życie z powodu śmierci kogoś bliskiego, choroby, porażki rodzinnej czy zawodowej, czy innego bolesnego doświadczenia, uciekają czasem od wszystkiego i od wszystkich, zamykając się całkowicie w swoim bólu; żyją przeszłością rozpamiętując ją bez końca.

Różne bywają Emaus, do których się wtedy ucieka: czasem jest to ucieczka „od” tego wszystkiego co ma jakikolwiek związek z Bogiem, od ludzi, od radości, od zaproszeń i kontaktów. A czasem jest to ucieczka „w coś”: w pracę, w rozrywki, w hałas czy w używki, które dają iluzję zapomnienia i ulgi. Różne są ludzkie Emaus, różne są drogi, które do nich prowadzą i różnie takie ucieczki się kończą.

2.  Obecność Zmartwychwstałego Pana

Zmartwychwstały Jezus, choć siedzi po prawicy Ojca w chwale, to przecież jako Zmartwychwstały Pan jest obecny w świecie. Wrócił do Ojca nie opuszczając nas, jak sam zapewnił swych uczniów: „«A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata»” (Mt 28,20), jest z nami, tu i teraz, zawsze i wszędzie.

Na drodze do Emaus, obecność Jezusa jest decydująca, to ona zmieni wszystko. Jezus zbliża się do dwóch uczniów i po prostu z nimi idzie, przysłuchuje się im, a wreszcie nawiązuje rozmowę (24,15). Jego obecność jest zarazem konkretna i dyskretna. Jezus jest taki „zwyczajny”, taki „normalny”, że biorą Go za zwyczajnego wędrowca, im podobnego, podążającego wraz z nimi tą samą drogą. Ten fakt jest mocno podkreślony. O drodze i wędrowaniu mówi się w tym epizodzie aż siedem razy: cztery razy za pomocą czasownika poreuomai „podróżować” (24,13.15.28.28), jeden raz czasownika peripateō, „kroczyć, iść” (24,17), i dwa razy rzeczownika hodos, „droga” (24,32.35). Droga służy ludziom nie tylko do fizycznego przemieszczania się z miejsca na miejsce, ale jest też miejscem ważnych spotkań, wymiany doświadczeń i głębokich przemian.

Dzięki obecności Jezusa taka jest też droga do Emaus, ale dwaj uczniowie, mimo iż On wraz z nimi wędruje i rozmawia, zupełnie nie zdają sobie sprawy z Jego obecności. O własnych siłach nie umieją Go rozpoznać. Podstawowym problemem jest więc umiejętność rozpoznania Zmartwychwstałego. On może iść tuż obok mnie, a ja mogę Go zupełnie nie widzieć. Mówi o tym pięknie św. Augustyn w Wyznaniach: „Ty byłeś ze mną, ale ja nie byłem z Tobą”. Taka jest właśnie sytuacja uczniów zdążających do Emaus. W tekście oryginalnym czytamy dosłownie: „Ich oczy napotkały na przeszkodę, tak że Go nie poznali” (24,16).

Uczniowie nie rozpoznają Jezusa, nie dlatego, że Jego oblicze nagle się zmieniło nie do poznania, ale dlatego, że to oni są w mroku, ogarnięci głęboką ślepotą, która dotyka ich umysły i serca. Są jakby sparaliżowani, całkowicie niezdolni do rozpoznania Tego, którego przecież dobrze znali. Przychodzą na myśl słowa Jezusa: „Światłem ciała jest twoje oko. Jeśli twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie w świetle. Lecz jeśli jest chore, ciało twoje będzie również w ciemności” (Łk 11,34). Tylko Jezus może to zmienić.

3.  Przemieniająca moc spotkania

Jezus idący drogą z dwoma uczniami zachowuje się jak doskonały psycholog, albo bardziej jeszcze, jak najlepszy przyjaciel, który bardzo chce im pomóc w ich nieporadności. Dlatego zadaje pytanie, które zmusza ich do otwarcia się na Niego, do wypowiedzenia głośno całego bólu, który niosą w sercu. Pytanie wydaje się banalnie proste, ale dotyka istoty ich przeżyć, uderza w sedno problemu: „«Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze?»” (24,17). Nie pyta ich nawet ani skąd ani dokąd idą. Pyta ich jedynie o przedmiot rozmowy.

Tym pytaniem Jezus po raz pierwszy zabiera głos, włącza się w rozmowę uczniów, i jest to fakt tak zaskakujący, że oni aż się zatrzymują (24,17). Są zdziwieni jak można nie wiedzieć czegoś, o czym w tych dniach mówią wszyscy, co nie schodzi z ust mieszkańców Jerozolimy. Ale Jezus stawia kolejne pytanie, jeszcze bardziej lakoniczne i zdecydowane: „«Cóż takiego?»” (24,19).

Teraz dopiero języki uczniów rozwiązują się, dają upust całej swej goryczy, smutkowi, zawiedzionym nadziejom. Uczniowie teraz opowiadają jeden przez drugiego (czasownik mówić jest w liczbie mnogiej) o tym „co stało się z Jezusem Nazarejczykiem” (24,19). Uznają, że Jezus był prorokiem, że dokonał wielkich czynów (24,19), ale Jego ukrzyżowanie stało się dla nich przyczyną głębokiego rozczarowania i według ich myślenia oznacza koniec wszelkiej nadziei (24,20-21). Co prawda, opowiadanie uczniów nie kończy się na ukrzyżowaniu Jezusa, mówią też o kobietach, które opowiedziały im o pustym grobie i o aniołach, którzy twierdzili, że Jezus żyje (24,22-23), ale mówią o tym jakby od niechcenia, jako o czymś, co nie ma żadnego znaczenia. Ten fakt wskazuje wyraźnie, że dwaj uczniowie usłyszeli dobrą nowinę o zmartwychwstaniu, ale zupełnie ona do nich nie dotarła. Do świadectwa kobiet dwaj uczniowie nie przywiązują większego znaczenia, ponieważ pomimo tych wszystkich opowiadań „Jego nie widzieli” (24,24). Teraz, na drodze do Emaus, sytuacja jest paradoksalna: Jezus jest i rozmawia z nimi, ale tutaj też Go nie widzą.

Jezus dotychczas stawiał tylko pytania, które pomogły uczniom ujawnić to co mieli w sercach, pozwolił im przedstawić ich interpretację, ale na tym nie poprzestaje. Teraz On sam nie będzie już ich pytał, ale przedstawi własną interpretację wszystkiego. To przejście jest bardzo dynamiczne: Jezus zaczyna od gorzkiego wyrzutu, mówi im bez ogródek: „«O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy!»” (24,25). Określa uczniów jako anoētoi”, bezmyślni, nierozumni” (por. Rz 1,11; Ga 3,1.3; 1Tm 6,9. Tt 3,3). To jest wstęp, po którym odwoła się do świadectwa Pisma św.

4.  Światło Słowa Bożego

W swoim odwołaniu się do Pisma św., Jezus najpierw stawia pytanie: „«Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?» (24,26), a potem już sam Ewangelista reasumuje jednym zdaniem: I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego” (24,27).

W Ewangelii Łukaszowej termin dei, „trzeba, należy” pojawia się w rozdziale o zmartwychwstaniu aż cztery razy (por. 24,7.26.44.46) i oznacza, że męka Jezusa jest istotną częścią Bożego planu, a nie jego zaprzeczeniem czy odrzuceniem. W życiu Jezusa oznacza to, że przyjął On mękę i śmierć w imię posłuszeństwa. Jest to mocne wskazanie na Boży plan i na posłuszeństwo Jezusa. Tajemnica Krzyża nie podważa mocy Jezusa, lecz odsłania Jego mesjańskość, mówi nam na czym polega zbawienie. Ukazanie, że męka Jezusa jest zgodna z Pismem jest niezbędne do tego, aby pokonać zgorszenie Krzyża i otworzyć się na zmartwychwstanie.

Jezus sam podejmuje się trudu aby to wyjaśnić. Odwołanie się Jezusa do Pisma podkreśla z jednej strony, że jest ono niezbędne aby pojąć tajemnicę Jezusa, a z drugiej, wskazuje też na to, iż wyjaśnienie, zrozumienie Pisma, odczytanie w Nim Bożego Planu jest darem, który można otrzymać jedynie od Boga. Nie jest to tylko owoc dociekań człowieka. Z pewnością uczniowie idący do Emaus też znali Pisma, a jednak sami nie byli w stanie odkryć ich sensu.

Niezwykle sugestywny jest ten obraz Chrystusa, Boskiego egzegety, który wyjaśnia Pisma. I było w tym odkrywaniu sensu Pisma św. przez Jezusa coś naprawdę wyjątkowego, skoro oni sami przyznają później: „«Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?»”(24,32), jak za pierwszym razem, w synagodze w Kafarnaum, gdzie jak mówi Ewangelista Marek: „Zdumiewali się Jego nauką: uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie” (Mk 1,22).

5.  Łamanie chleba

Wyjaśnianie Pisma przez Jezusa było tak niezwykłe, że kiedy chciał On iść dalej, dwaj uczniowie nalegali aby z nimi pozostał: „«Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił»” (24,29). Proszą Go z naciskiem, na co wyraźnie wskazuje użycie tu greckiego czasownika parabiadzomai, który oznacza „używać siły, przymuszać kogoś, usilnie namawiać”. W tej prośbie jest żar ludzi, którzy wiele już otrzymali od Jezusa, ale przeczuwają, że mogą jeszcze wiele otrzymać i nie chcą zaprzepaścić takiej szansy.

Jezus przyjmuje zaproszenie i wchodzi do domu, zasiada z nimi do posiłku i wykonuje cztery gesty, z pewnością im znane: bierze chleb, błogosławi go, łamie i podaje uczniom (24,30). Takie zachowanie Jezusa otwiera im wreszcie oczy. Teraz widzą jasno, rozpoznają Go (24,31). Tajemniczy wędrowiec, który szedł z nimi, dzieląc trud wędrówki i rozgrzewając Słowem ich serca, nareszcie ma twarz zmartwychwstałego Mistrza i Pana. Wszystko jest już jasne. Droga do Emaus stała się dla nich drogą wiary.

Ale On znika sprzed ich oczu (24,31), staje się niewidzialny, choć jednocześnie nie przestaje byś obecny. Można powiedzieć, że znika Jezus jako tajemniczy wędrowiec, ale pozostaje z nimi jako zmartwychwstały Pan, który będzie nadal rozgrzewał ich swoim Słowem. Jezus doprowadza do pełni swoją obecność i wzywa ich, aby nadal szli drogą wiary, na którą weszli. Rozpoznawszy Jezusa przyznają, że serca ich pałały gdy wyjaśniał im Pisma (24,32). Teraz, gdy Go rozpoznali, zaczynają rozumieć to, co czuli wcześniej. Obecność Zmartwychwstałego staje się kluczem do zrozumienia przeszłości i otwiera na przyszłość.

Od tego momentu wszystko jest inne. Doświadczenie zmartwychwstałego Pana jest skarbem, którego nie można i nie wolno zatrzymywać tylko dla siebie, trzeba o nim mówić innym, podzielić się z braćmi. Nieważne, że pora jest późna, a droga o tak późnej porze niebezpieczna. Przepełnieni radością, dwaj uczniowie, „w tej samej godzinie” (24,33) wracają do Jerozolimy i opowiadają o tym co ich spotkało, stają się świadkami i misjonarzami niezwykłego Spotkania. Przypomina się Samarytanka, która po rozmowie z Jezusem w pośpiechu zostawia swój dzban przy studni i biegnie do swoich, do wsi, i mówi: „«Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem?»” (J 4,29). Autentyczna wiara ze swej natury domaga się dzielenia, staje się świadectwem, pociąga i przemienia innych

6.  Aplikacja

Obraz Jezusa idącego drogą i rozmawiającego z dwoma uczniami to piękny obraz Zbawiciela, który kroczy wraz z całą ludzkością, który szuka „drogi”, czy sposobu aby być blisko każdego człowieka, aby odnaleźć go tam gdzie on jest.

Historia uczniów idących, a właściwie uciekających do Emaus, może być historią każdego człowieka, którego dotknęła pokusa beznadziei, rezygnacji i ucieczki.

Trzeba zaufać Temu, który przeszedł przez Krzyż i teraz jako Zmartwychwstały Pan życia jest z nami. Trzeba oprzeć się pokusie smutku i rezygnacji, a jeśli ona już nas dopadnie pozwolić się przemienić.

Zmartwychwstały Pan zachęca nas dzisiaj abyśmy już dalej nie pędzili, nie uciekali, lecz usłyszeli słowo, zauważyli chleb.

On zachęca nas byśmy, tak jak dwaj uczniowie zdobyli się na żarliwe zaproszenie: „Zostań z nami Panie!”, które ma moc otworzyć nam oczy i zmienić całe nasze życie

Trzeba umieć podnieść oczy, otworzyć serce i wyciągnąć ręce, aby przy łamaniu chleba rozpoznać Zmartwychwstałego i pozwolić się Jemu prowadzić.