Homilia na III Niedzielę Wielkanocną "A" (23.04.2014)

Ks. Marcin Kowalski

Pragnienie i źródło

Izrael wędrujący przez pustynię pod wpływem trudów drogi i pragnienia zaczyna wątpić w obecność Bożą i odrzuca gorzki dar bycia jego dziećmi. Paweł zachęca chrześcijan do wytrwania w łasce Bożej i potraktowania ucisków jako okazji do wyrobienia w sobie wytrwałości i niezłomnej nadziei. Wreszcie kobieta, która w samo południe schodzi do źródła Jakuba, odnajduje spragnionego Jezusa, który nie tylko poddaje poważnej próbie całe jej życie, ale także sprawia, że i ona zaczyna czuć dziwne, dotąd nieznane jej pragnienie. Pragnienie i próba z jednej strony, źródło z drugiej – to dwa obrazy, które przenikają dzisiejszą liturgię słowa, łączą na kształt pomostu pielgrzymkę Izraela i drogę Jezusa. One także każą nam się dziś przyjrzeć naszym ludzkim pragnieniom. Dokąd nas prowadzą i jak na nie odpowiadać?

1. Izrael czyli ludzkie pragnienie kontra Bóg

Z ludzkimi pragnieniami nie wolno żartować. Stwórca wyposażył nas w nie jak w potężną broń, która podtrzymuje nasze życie, każe nam o nie walczyć, stymuluje nas i daje motywacje. Kiedy Izrael wędrował przez pustynię, jej gorące słońce rozpaliło w nim pragnienie, które kazało mu się obrócić przeciw Bogu. „Czy po to wyprowadziłeś nas z Egiptu, aby wydać nas na śmierć z pragnienia?” (Wj 17:3) – wołali wówczas. Zarzut nie jest zbyt sprawiedliwy, jeśli wziąć pod uwagę, że kierują go do Boga, który właśnie wyprowadził ich z niewoli, dokonał cudów nad Morzem Czerwonym i ocalił od zemsty faraona. Pragnienie życia, jakie sobie wymarzyli, sprawia, że szybko zapominają o dowodach Bożej opieki, liczy się tylko „dziś”.

Pragnieniem można rzucić Bogu w twarz i powiedzieć – „widzę, że nie chcesz mojego dobra”. Noszę w sobie pragnienie miłości, a ty dajesz mi samotność. Mam potrzebę rozwijania się i poznawania, ale nie mam szansy. Chcę czuć się wolnym, planować swoje życie. Moje ludzkie pragnienia, choć zupełnie naturalne, noszą w sobie apetyt, który może pochłonąć wszystko, nie zostawiając miejsca nawet dla Boga. I nic dziwnego, że historia biblijna pisana ludzkim pragnieniem prócz buntu zna także chwile rozpaczy, rozpaczy ludzi zamienionych w wygnańców, ziemi zamienionej w pustynię. Kto decyduje się na własną rękę realizować pragnienia swojego serca, zamienia swoje życie w pustynię.

Jaka jest Boża odpowiedź na zaślepione egoistycznym pragnieniem ludzkie serce? Bóg odrywa nasze oczy od neurotycznego skupienia na „dziś” i każe przypomnieć sobie to, co już z Nim przeżyliśmy. „Weź w rękę laskę, którą uderzyłeś Nil, i idź” (Wj 17:5) – słyszy Mojżesz. „Oto Ja stanę przed tobą na skale, na Horebie. Uderzysz w skałę, a wypłynie z niej woda, i lud zaspokoi swe pragnienie” (Wj 17:6). Laska ma im przypomnieć, że ten sam Bóg, który troszczył się o nich w chwili wyjścia z Egiptu jest przy nich także „dziś”, w chwili doświadczenia. Ten sam, który usłyszał ich głos wołania i dokonał dla nich cudów miłości, powtórzy je znowu. To On, mimo że Go nie ujrzą, stanie na skale lub sam stanie się skałą, z której wytryśnie woda zaspokajając ich pragnienie. Pragnienie, które egoistycznie kazało im przekreślić całą dotychczasową drogę i wątpić w jego obecność. Izrael ze swoimi boleśnie ludzkimi, przyziemnymi pragnieniami byłby zgubiony, gdyby nie inne niewysłowione pragnienie, które trawiło serce ich Boga.

2. Jezus czyli pragnienie Boga

Czego pragnie Bóg? – o tym właśnie opowiada dzisiejsza Ewangelia według św. Jana. Historia wydarzyła się w pewne gorące południe. Słońce było w najwyższym punkcie nad wzgórzami Samarii, kiedy Jezus ze swoimi uczniami zatrzymał się przy źródle Jakuba. W porze, o której nikt ze względu na upał nie przychodził czerpać wody, przy studni pojawiła się Samarytanka. Mieć pięciu mężów to dostateczny powód do tego, by czerpać wodę z dala od ludzkich oczu, by być skazaną na życie na uboczu. „Daj mi pić” (J 4:7), tak Jezus rozpoczyna dialog, w którym Jego ludzkie pragnienie ukrywa pragnienie samego Boga.

Dialog od razu natrafia na przeszkodę – „Jakżeż Ty będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić?” (J 4:9). Samarytanka myli się podwójnie – Ten, który przed nią stoi to nie tylko przedstawiciel obcego narodu, a pragnienia, o którym mówi, nie może ugasić zwykła woda. Jezus krok po kroku wyprowadza ją ze zbyt powierzchownej oceny Jego osoby: „Gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, kto ci mówi, prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej” (J 4:10). Kobieta wciąż jeszcze nie rozumie pytając ironicznie „Skądże weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Jakuba?” (J 4:11-12). Jezus z tą samą cierpliwością opowiada o wodzie żywej, której źródłem jest on sam, która gasi wszelkie pragnienie i budzi do życia wiecznego (J 4:13-14).

Chociaż Samarytanka prosi go wreszcie o tę wodę, nie wie jeszcze kogo prosi, trzeba więc zastosować nową strategię. Jezus przechodzi do historii jej życia, pokazuje, że zna jej serce, kiedy prosi ja, by przyprowadziła swojego męża (J 4:16). Na pewno jego słowa dotknęły ją, może spowodowały ból, ale nie zrobił tego, by cierpiała lub by zmiażdżyć ją swoim sądem. Jego słowa, dotykając tego, co boli, zaczynają budzić w niej nowe pragnienia: pragnienie lekarstwa na nieudaną jak do tej pory miłość, i przede wszystkim pragnienie poznania tego, który do niej mówi. Kobieta widzi, że ma do czynienia z kimś więcej niż tylko przygodnym wędrowcem, który poprosił ją o wodę, dostrzega w nim proroka. Ten prorok budzi w niej zdumiewające pytania – gdzie szukać prawdziwego Boga, jak oddawać mu cześć, kiedy przyjdzie obiecany Mesjasz, który objawi nam wszystko (J 4:19-20.25)?

Zwróćcie uwagę na tę przemianę – ta, która była skupiona na swych lękach, która ukrywała się przed innymi i żyła na marginesie, teraz pyta o to, jak odkryć i czcić prawdziwego Boga. Ta, która cierpiała z powodu zawiedzionej, niestałej miłości, która nie należała do nikogo, teraz szuka kogoś, który objawi jej prawdziwy sens życia. Jest gotowa, aby poznać prawdę, którą Jezus do tej pory ukrywał przed innymi: „Mesjaszem jest ten, który mówi z tobą” (J 4:26). Ona nie tylko przyjmuje tę prawdę, ale biegnie by oznajmić ją innym, staje się Jego apostołem. Samarytanie, którzy poruszeni jej opowiadaniem zmuszą Jezusa do zatrzymania się u nich złożą później zdumiewające świadectwo wiary już nie w proroka ani Mesjasza, ale prawdziwego „Zbawiciela Świata” (J 4:41).

Konkluzja

Miał rację św. Augustyn, kiedy mówił, że nie o wodę chodziło w rozmowie Jezusa z Samarytanką, lecz o wiarę kobiety. Jezus pragnął jej wiary, pragnął, by wypełniło się w niej dzieło Ojca. Opowiadanie z Ewangelii Jana nawiązuje do innych opowiadań Starego Testamentu, których akcja także rozgrywała się przy źródle, do historii Rebeki, Jakuba Mojżesza, którzy tam właśnie odnajdują przeznaczoną im przez Boga miłość. Kiedy nasze życiowe pragnienia wydają się być wystawione na ciężką próbę, kiedy umieramy z pragnienia, Bóg otwiera dla nas źródło na pustyni, źródło przy którym na nas czeka. Pragnie uleczyć nasze pragnienia swoim pragnieniem – pragnieniem poznania Jego osoby i doświadczenia Jego miłości. Przy nim to, co wydaje się być nierozwiązywalnym problemem, staje się konieczną próbą, przy nim nasze egoistyczne pragnienia przestają wysysać z nas siły. Znów spokojnie wstajemy, ruszamy w kolejny etap naszego życia, które jeśli nawet przypomina pustynię, to przecież kryje w sobie niezliczone źródła jego obecności. Nasze życiowe pragnienia przypominają nam tylko jak bardzo go potrzebujemy, Jego, który sam jest źródłem wody wytryskującej ku życiu wiecznemu.