Homilia na XXIV Niedzielę Zwykłą "C" (15.09.2013)

ks. Krzysztof Bardski

Owca, drachma i syn

Trzy przypowieści z dzisiejszej Ewangelii tworzą jedną całość. Mówią nam o miłości Ojca, lub – jak kto woli – o tym, że człowiek nie jest samotny, opuszczony, pogrążony w bezsensie życia. Zawsze jest Ktoś, kto go szuka, oczekuje, a przede wszystkim – kocha.

1. Jedna czy dziewięćdziesiąt dziewięć?

Papież Franciszek powiedział kiedyś, że gdyby Jezus dzisiaj opowiedział przypowieść o dobrym pasterzu, to raczej mówiłby o jednej owcy, którą pozostawia, aby wyruszyć na poszukiwanie dziewięćdziesięciu dziewięciu, które się zagubiły.

Dla Boga liczba nie jest kryterium miłości. Podobnie jak matka, która tak samo kocha każde ze swoich dzieci, jakby miała je tylko jedno. Czasami może pojawić się pokusa zwątpienia: Wobec miliardów ludzkich istnień, czym jestem ja z moimi osobistymi problemami? Kogo to interesuje? Jezusa, który kocha! W jego oczach każdy jest jedyny i niepowtarzalny, jak ta owca, dla której na krzyżu oddał własne życie.

2. Drachma czy talent?

Gdyby kobiecie z przypowieści zaginął talent złota lub srebra, wówczas nikt by się nie dziwił, że z tak pieczołowicie poszukuje swojej zguby. Ale drachma…? Niewiele za nią można kupić. A na domiar wszystkiego, znalazłszy zgubę sprasza znajomych i dzieli się swoją radością. Może niejeden z zaproszonych pomyślał: Zwariowała! Czy znalezienie zagubionej drachmy może być powodem do takiej radości?

Jezus poszukuje każdego z nas niezależnie od pozycji społecznej, władzy czy wykształcenia. Nie liczy się rynkowa wartość drachmy, podobnie jak nie liczy się znaczenie człowieka w społeczności lub jego własnych oczach. Każdego Jezus kocha, nawet gdyby był przekonany, że jego życie nikomu nie jest potrzebne.

3. Czas i wolność syna

Skoro ojciec z dzisiejszej przypowieści podzielił swój majątek, to znaczy, że zaufał swoim synom. Tym gestem wyraził przekonanie, że są na tyle odpowiedzialni, że może dać im wolną rękę w rozporządzaniu dobrami a sam udać się na zasłużoną emeryturę. Liczył zapewne, że dobrze wychowani synowie zatroszczą się, aby nie zabrakło mu niczego w jesieni życia.

Starszy syn spełnił oczekiwania ojca. Odpowiedzialnie zarządzał dobytkiem i – jak możemy się domyślać – opiekował się posuniętym w latach rodzicem. Drugi syn uznał, że może robić, co mu się rzewnie podoba, rozporządzać swoim czasem i powierzonym mu dobytkiem. Przecież ojciec będzie miał zapewnioną godną starość.

Logicznie należałoby sądzić, że ojciec bardziej będzie kochał tego syna, który pozostał na gospodarstwie i nie zaprzepaścił ojcowskiej krwawicy. Zgodnie z logiką sprawiedliwości, powinien sromotnie zganić powracającego syna i – w myśl zasad wychowawczych – za karę kazać mu (przynajmniej przez jakiś czas) pracować w randze ostatniego ze swoich parobków. Tymczasem ojciec nie ocenia, w jaki sposób powracający syn wykorzystał swój czas i swoją wolność, podobnie jak Jezus na krzyżu nie gani skruszonego łotra, lecz spieszy, by wyjść mu na spotkanie w bramach nieba.