"Bliskość Pana i głębia Słowa" - konferencje biblijne (1: Mk 9,14-29)

Wierzę, ale...

Tekst rozważany: Mk 9, 14-29

Plemię żmijowe, niewierne... Bardzo dobrze, że Chrystus to mówi. Dobrze, żeby i do mnie to dotarło, żeby i mnie tak wysuszył głowę i serce, żeby też do mnie to powiedział! Panie, nie tylko mnie przytul, ale i ochrzań! Mnie też to powiedz! Jeśli ciągle czekam na przytulenia, a mnie jest potrzebny klaps, potężne słowo, to uczyń to, Panie, wypowiedz je do mnie! Daj, bym przejrzał, że teraz potrzebuję tego wstrząsu, żebym nie nastawiał się w niewłaściwą stronę!

Kiedy Mojżesz rozpoczynał swój hymn, konferencję, jaką miał skierować do ludu izraelskiego – jak notuje Księga Powtórzonego Prawa – modlił się w następujący sposób:

«Uważajcie, niebiosa, na to, co powiem, słów z moich ust słuchaj, ziemio. Nauka moja niech spływa jak deszcz, niech słowo me opada jak rosa, jak deszcz rzęsisty na zieleń, jak deszcz dobroczynny na trawę. Gdyż głosić chcę imię Pana: Uznajcie wielkość Boga naszego! On Skałą, dzieło Jego doskonałe, bo wszystkie drogi Jego są słuszne; On Bogiem wiernym, a nie zwodniczym, On sprawiedliwy i prawy».

Tak Mojżesz apelował o uwagę całego nieba i całej ziemi w związku z darem od Pana Boga, jaki spoczął na jego ustach i w jego sercu – darem głoszenia słowa Jahwe.

W modlitwie Mojżesza pojawia się deszcz, który nasącza ziemię, spada na trawę. Tak też chce działać słowo, które Pan posyła. On pragnie nawilżyć nasze spękane serce, życie. On chce do nas przemawiać i przemawia.

Wołając intensywnie o Ducha Świętego – nie przestawajmy również i teraz pilnować się w Duchu Świętym – chcemy uzyskać światło, niezbędne do tego, byśmy rozpoznali w tych słowach obecność Chrystusa. Nie wystarczy samo przepowiadanie, nie wystarczy, że ktoś będzie komentował, głosił słowo Boże, nie wystarczy samo mówienie, ale potrzebne jest wewnętrzne światło, oświecenie, uzbrojenie mocą z wysoka. Potrzebujemy światła do tego, żeby zrozumieć słowa Pisma. Wtedy oświecił ich umysły i serca, aby rozumieli to, co mówi do nich.

W jednym z orędzi skierowanych do współczesnej mistyczki Chrystus mówi bardzo wyraźnie: Wiesz, dlaczego nie rozumiesz moich słów? Dlaczego nie wiesz, o czym do ciebie mówię? Bo grzech cię blokuje. Grzech oszukuje cię, sprawia, że wydaje ci się, że to słowo jest zupełnie nie dla ciebie, zupełnie do ciebie nie przemawia.

Inną z przeszkód jest działanie złego, który robi wszystko, z niezwykłą gorliwością stara się, aby pożreć to, co ma się narodzić w nas podczas słuchania słowa, aby pożreć ziarno, zasiane przez Chrystusa i to, co by się mogło ewentualnie narodzić. Taki mamy klimat do słuchania słowa Bożego. Jednak Chrystus dysponuje mocą potężniejszą. Jesteśmy w Jego ramionach i dobrze sobie o tym przypomnieć, chociaż może już to słyszeliśmy tysiąc razy.

Wsłuchajmy się w słowo, które głosi Pan, i nie zapominajmy o tym, że wprowadza nas – pokonując bariery czasowe – mocą Ducha Świętego w tę sytuację. My też jesteśmy jej uczestnikami przez działanie Świętego Ducha. Tam też jest coś dla nas. To nie jest opis wydarzenia, które miało sobie kiedyś miejsce, ale rzeczywistość, w którą wchodzimy. Stajemy się jej uczestnikami. To działa. My naprawdę w to wchodzimy. Wprowadzeni przez Świętego Ducha w tę sytuację, natychmiast łapmy kontekst i perspektywę.

Kontekstem opisanego przez św. Marka zdarzenia jest przemienienie na górze Tabor. Jezus przebywa tam z wybranymi uczniami – Piotrem, Jakubem i Janem. Przemienia się w ich obecności, ukazuje ogromną chwałę. Uczniowie oniemieli. Pamiętamy też reakcję Piotra. Potem Jezus i apostołowie schodzą z góry i wchodzą w sytuację jakiegoś zamieszania wśród sporego tłumu. Marek wyraźnie to akcentuje: ujrzeli wielki tłum wokół nich i uczonych w Piśmie. W tym tłumie przebywają pozostali uczniowie, którzy nie poszli z Jezusem na górę Tabor. Są tam też uczeni w Piśmie.

Jaka jest perspektywa, to znaczy, jakie jest następne wydarzenie? Następnym wydarzeniem jest druga zapowiedź męki i zmartwychwstania Jezusa. Bardzo istotna sprawa. Jezus po ukazaniu swej chwały zapowiada mękę i zmartwychwstanie. Cały czas trzyma uczniów w realnym świecie. Nie chce ich absolutnie oderwać od życia, od konkretów, w których się poruszali, mimo że po zejściu z góry Tabor wydawać by się mogło, że teraz nastąpi zwycięski pochód, wszystko się poukłada, nie będzie żadnych problemów.

Tak więc Jezus i apostołowie wchodzą w brutalną rzeczywistość, w miazgę, którą czyni z człowieka, jego godności i zdrowia demon, zły duch. Jest poważny problem, składający się z kilku warstw, a później Jezus zapowiada jeszcze coś, co po zwycięstwie może być ogromnym szokiem. Znowu nie ma hurra, idziemy i zdobywamy teraz Jerozolimę, ale mówi, że umrze, że zostanie wydany w ręce ludzi. «Ci Go zabiją, lecz zabity, po trzech dniach zmartwychwstanie».

Uczniowie nie rozumieją tego. Robią rzecz bardzo klasyczną, właściwą naszej słabej naturze, a mianowicie, nie pytają Go o to. Nie rozumieją i nie pytają. Niestety, nie pytają.

Taki mamy kontekst i taką perspektywę.

Teraz wchodzimy w fakty – bardzo ważne, niezbędne do tego, żeby wydobyć przesłanie tekstu, a Duch pragnie dotrzeć do każdego.

Jezus chce poznać sytuację z relacji jej uczestników. Już nieraz o tym mówiliśmy, że Jezus wie, co się dzieje w człowieku, ale chce poznać naszą wersję wydarzeń. Bardzo istotne: chce poznać naszą wersję wydarzeń. On bardzo lubi rozmawiać. Jest zainteresowany tym, co się dzieje – jak uczestnicy zdarzeń odebrali je.

Bardzo ważne dla nas przesłanie to konieczność prowadzenia dialogów z Jezusem. Rozmawiać, relacjonować Mu sytuację, opowiadać Mu o niej. Nie mam siły opowiadać... Zdobyć się na tę siłę, żeby Mu o wszystkim opowiedzieć. Tutaj mamy sytuację skomplikowaną i trudną.

Gdy przyszli do uczniów, ujrzeli wielki tłum wokół nich i uczonych w Piśmie, którzy rozprawiali z nimi.

Jak mówią komentatorzy, to, że uczeni w Piśmie rozprawiali, sugeruje, że niewykluczone, iż drwili oni z uczniów. Sztuczki sobie pokazujecie... To nie działa... Co macie jeszcze do zaoferowania?... Rozprawiają z nimi.

Wiemy, że uczni w Piśmie i faryzeusze są najbardziej zainteresowani skompromitowaniem Jezusa. Dążą więc także do kompromitacji uczniów. Wprost do Mistrza na razie się nie dostają, bo jest poza zasięgiem, ale są uczniowie. Kiedy uczniom coś nie wychodzi, uczeni w Piśmie drwią z nich. Gdzie jest Jezus?... Gdzie ta Moc?... Co jest z wami, chrześcijanie?... Rozprawiają z nimi.

Skoro Go zobaczyli, zaraz podziw ogarnął cały tłum – sytuacja jest problematyczna, ale pojawia się On – i przybiegając, witali Go. Tryumfalnie Go witają, uznają już w Nim Kogoś, kto dokonał kilkanaście razy cudów – rozmnożył chleb, uzdrowił córkę Syrofenicjanki – które mogły wzbudzić podziw. Wtedy Jezus pyta: «O czym rozprawiacie z nimi?» Czym zajmujecie się teraz? Co skupia waszą uwagę, co zaprząta wasze myśli?

Jezus często do tego wraca. Zobaczmy, że On wchodzi w głębię problemu. Pyta: Co tam robisz od wewnątrz z tym, co się stało na zewnątrz? Kiedy Jezus w Ewangelii Marka uzdrawia paralityka spuszczonego przed Niego na linach, faryzeusze kombinują: Zbluźnił, bo mówi, że odpuszcza grzechy. Jezus pyta: Czemu złe myśli nurtują w waszych sercach? Co się tam dzieje? Co jest w centrum? Nie grajcie na zewnątrz. Co macie w centrum? «O czym rozprawiacie?» Przedstawcie mi swoją wersję wydarzeń, w których uczestniczyliście.

Jeden z tłumu odpowiedział Mu: «Nauczycielu – uznaje w Nim Nauczyciela, Kogoś, kto uczy – przyprowadziłem do Ciebie mojego syna, który ma ducha niemego».

Wiemy już, że to ojciec. Jest poważny problem, bo syn ma ducha niemego. Duch niemy zamyka usta. Po co? – Przede wszystkim po to, żeby nie oddawać chwały Bogu. Usta i język otrzymaliśmy, żeby oddawać chwałę Bogu. Duch niemy czyni człowieka zamkniętym na oddawanie chwały Bogu przez modlitwę, przez wyznawanie wiary. On może owładnąć człowiekiem. Szczególnie wtedy, kiedy jest okazja do złożenia świadectwa wiary. Duch niemy mnie opętał...

Słowo opętał w przypadku naszych sytuacji jest często za bardzo wyolbrzymiane, bo duch niemy owładnął nami na jakiś czas. Może mnie dręczyć. Zanim nastąpi opętanie, jest nękanie, dręczenie.

Na ile duch niemy rządzi w moim życiu?

Na ile czyni mnie niemową?

Jestem powołany nie do tego, żeby plotkować, zajmować się czyimś życiem – powoływać „komisję śledczą” i prowadzić dochodzenie czy porównywać się z innymi – ale do oddawania chwały Bogu również przez ludzi, którzy do mnie przychodzą.

Na ile duch niemy ma – i kiedy ma – władzę nade mną?

«Nauczycielu, przyprowadziłem do Ciebie mojego syna, który ma ducha niemego. Ten, gdziekolwiek go pochwyci, rzuca nim, a on wtedy się pieni, zgrzyta zębami i drętwieje».

Sytuacja w przypadku tego dziecka jest poważna, niezwykle skomplikowana. Nie znamy kontekstu, ale wiemy, że ta rzeczywistość jest ogromnie złożona. To tragedia. Chłopiec drętwieje, zgrzyta zębami, pieni się, to znaczy, że nie dość, że nie mówi, to jeszcze fizycznie nie może żyć tak, żeby chwalić Boga w swoim ciele. «Gdziekolwiek go pochwyci – syn jest zniewolony, opętany – rzuca nim». Miazga z człowieka. Ojciec później podkreśli, że wrzuca go nawet w wodę i w ogień. Po co? – Ojciec powie: Żeby go zgubić. To jest cel. Po co demon wiąże się z człowiekiem? Po co go kusi? – Ma jeden cel: chce go zgubić. Ma zniszczyć dzieło Boże. Nienawidzi życia, które jest w swoim Źródle – w Bogu – więc niszczy Jego dzieła. Z Bogiem nie wygra, ale niszczy to, co On stworzył. Po co to czyni? Wie przecież, że przegrał. Wie, że nie ma szans. Jak pamiętamy, Apokalipsa sytuuje wielkiego smoka, potwora, na piasku, a piasek w Biblii symbolizuje całkowitą klęskę. Demon jest więc na straconej pozycji. Więc po co działa? – Między innymi po to, żeby na końcu nie był sam, żeby znaleźć – jak mówią młodzi – frajerów. Szuka frajerów, czyli tych, którzy się złapią na jego metody, żeby przy powtórnym przyjściu Jezusa nie był sam.

«Idź precz w ogień wieczny przygotowany diabłu i jego aniołom». Diabeł też ma swoich wysłanników, którymi owładnął, których nawet opętał. To są poważne siły, tak potężne moce, że apostołowie nie dają rady. «Powiedziałem Twoim uczniom, żeby go wyrzucili, ale nie mogli».

Sprawa jest niezwykle złożona i skomplikowana. Ci apostołowie, którzy wsłuchują się w Chrystusa, czerpią z Jego obecności, uczą się od Niego, podjęli próbę wyrzucenia demona, ale nie dali mu rady.

Jak Jezus reaguje na tę relację? – Wysłuchał jej i za chwilę bardzo gwałtownie – to jest następny fakt, który rejestrujemy – wypowiada się na temat uczniów, tłumów i całej rzeczywistości. Wypowiada się w sposób niezwykle mocny. «O plemię niewierne» – jest to odniesienie do modlitwy z hymnu Mojżesza z Księgi Powtórzonego Prawa (32,5). Mojżesz modli się: Zgrzeszyły przeciw Niemu [już] „Nie-Jego-Dzieci” – ich zwyrodnienie, pokolenie zwichnięte, nieprawe. Coś się zachwiało w tym pokoleniu. Coś się zachwiało w tych, którzy byli blisko Jezusa, blisko Boga. Coś się zachwiało w uczonych w Piśmie – i to poważnie się zachwiało.

«O plemię niewierne, jak długo mam być z wami? Jak długo mam was znosić?»

Rzeczywiście, taka dawka miłości, starań, zabiegów, udzielania mocy, głoszenia Słowa i wzywania do tego, żeby wierzyć w jego działanie spotyka się z niewiernością, z niedowierzaniem, dystansem. To boli Jezusa! Bardzo Go boli, bo ze względu na brak wiary nie może pomóc człowiekowi! Bez wiary nie można podobać się Bogu! – powie autor Listu do Hebrajczyków. Bez wiary się nie da! Nie ma szans! Potrzebna jest wiara! Stąd mocne, bardzo gwałtowne zruganie, jakie podejmuje Jezus względem tych, którzy się gromadzą wokół Niego.

Plemię żmijowe, niewierne... Bardzo dobrze, że Chrystus to mówi. Dobrze, żeby i do mnie to dotarło, żeby i mnie tak wysuszył głowę i serce, żeby też do mnie to powiedział! Panie, nie tylko mnie przytul, ale i ochrzań! Mnie też to powiedz! Jeśli ciągle czekam na przytulenia, a mnie jest potrzebny klaps, potężne słowo, to uczyń to, Panie, wypowiedz je do mnie! Daj, bym przejrzał, że teraz potrzebuję tego wstrząsu, żebym nie nastawiał się w niewłaściwą stronę!

Wiatr wieje. Trzeba się nastawić tak, żeby wznieść się na skrzydłach, a nie żebym skrzydła połamał. Moc Boga jest ciągle wysyłana i trzeba ją przyjąć! Trzeba przyjąć przez wiarę odpowiednią postawę, żeby z tej mocy skorzystać. Nie jest tak, że Bóg sobie teraz śpi, bo jest kiepskie ciśnienie, i nie posyła swojej łaski. Skoro Mojżesz powołuje się na obraz deszczu, kiedy mówi o głoszeniu Słowa Bożego, to dziękujemy za deszcz. Niech nam pada, bylebyśmy my nie padli, a jeżeli już, to na kolana.

Jeżeli potrzebujemy takiego słowa – o plemię niewierne – mocnego wstrząsu, poprośmy też o to, żeby się nie schować w oczekiwaniach na jakieś utulenie, skoro potrzebne jest słowo mocne i zdecydowane. Nie chowajmy się i nie uciekajmy przed tym. Nie, jak mam być szorstko potraktowany, to się wycofam... Pójdę do innego księdza... Praca nad sobą w sakramencie pokuty i pojednania zakłada kierownictwo duchowe. Jeśli często pojawia się jakiś grzech czy miażdżąca postawa i człowiek zmienia sobie spowiednika, ucieka tu czy tam, to trudno mówić o duchowym prowadzeniu.

Jeżeli potrzebuję wstrząsu, to niech on nastąpi. Nie uciekajmy przed wstrząsem. Nie mówmy: Ja tu czekałem na utulenie, na ciepłe słowa, a otrzymałem tylko szorstkie... Przyjmuję to, przez co Pan Bóg do mnie mówi. Jeżeli potrzebuję słowa plemię niewierne, to niech tak będzie.

Co robi Chrystus? – On jest dojrzały w wyrażaniu emocji, gniewu, oburzenia, wstrząsu, dlatego mówi o nich, nie chowa ich i nie głaszcze, nie gryzie w sobie: nie powiem im tego, bo może jeszcze odejdą... Nie robi tak, tylko wyraża oburzenie! Co sobie pomyślą o Mnie?... Może ich stracę?... Jeżeli przez to miałby ich stracić, to ich w ogóle nie zyskał.

Jezus wyraża emocje. Co robi później? – Natychmiast dodaje: «Przyprowadźcie go do Mnie!» Podejmijcie ten trud, żeby go przyprowadzić. Może lepiej nie ruszać?... W takim stanie jest to wspomnienie, zranienie... Może już go nie ruszać... Już tyle razy było ruszane... Aż się wszystko pieni... Przyprowadźcie do Mnie tę sytuację!

«Przyprowadźcie go do Mnie!» I przywiedli go do Niego.

Co się dzieje? – Okazuje się, że nie ma spokoju, że to nie jest pstryk, hokus-pokus i problem z głowy. Nie ma tak.

Na widok Jezusa duch zaraz począł miotać chłopcem, tak że upadł na ziemię i tarzał się z pianą na ustach.

Nawet wobec Jezusa, szczególnie w bliskości Jezusa, potęguje się atak, napastliwość. Nie dziwmy się – odnosząc to do nas – że kiedy wchodzimy w dialog z Chrystusem, który podejmuje profesjonalne uzdrowienie człowieka trwające etapami, to w nas wszystko szaleje, wścieka się w myślach, postawach, w chęci ucieczki. To jest wpisane w naszą naturę, naszą słabość. Szaleję, już nie wytrzymam... Właśnie wtedy będę przed Nim! Przyprowadzę siebie samego! Przyprowadzę, nawet jeżeli będę się tarzał z pianą na ustach, upadnę na ziemię, nawet gdy będą się ze mną dziać dziwne rzeczy, chcę być przy Jezusie. Mam iść do Jezusa, mam przyprowadzić siebie, przyprowadzić w swoich modlitwach inne osoby, które mogłyby tu być, które też tarzają się z pianą w ustach na nasz widok, w relacji z nami czy w nienawiści, w której giną – nienawiść to nie życie, tylko śmierć. Przyprowadzić do Niego.

Co robi dalej Jezus? – Pyta ojca. Wchodzi znowu w dialog. Wykazuje zainteresowanie, chęć poznania relacji ojca. Przecież zna sprawę, ale chce usłyszeć, jak ojciec ją odbiera, jak on widzi ten problem. Zaraz zobaczymy, że to też nie jest przypadkowe.

Jezus zapytał ojca: «Od jak dawna to mu się zdarza?» Rozmowa lekarza. Jezus pyta i mnie o pewne rzeczy. Od jak dawna się to zdarza? Ja nie pamiętam... Wchodź w to, trzeba złapać, kiedy się to stało pierwszy raz. Dlaczego dzisiaj jesteś taki? Trzeba zapytać siebie, od kiedy się to pojawia, a nie od razu wydawać werdykt, czy Jezus mnie uzdrowił natychmiast...

Jezus rozmawia... Jak jest zapalenie płuc, to nie daje się aspiryny. Trzeba rozpoznać chorobę i zastosować odpowiednie leczenie. Jezus rozmawia, chce poznać wersję ojca.

Ten zaś – czyli ojciec – odrzekł: «Od dzieciństwa. I często wrzucał go nawet w ogień i w wodę, żeby go zgubić». Potęguje dramatyzm relacji, opowiada o tym, co się rzeczywiście dzieje. Ogień, woda – żywioły. Od powietrza, głodu, ognia i wojny, wybaw nas, Panie! – będziemy śpiewać suplikacje w Boże Ciało, czyli w uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Jezusa. Są to żywioły, które dla Hebrajczyka były nieokiełznane, nie do opanowania. Rzuca go w coś, z czego nie ma wyjścia. Po tych słowach okazuje się, że ojciec relacjonuje jeszcze coś. Mówi o tym, jaką on ma kondycję w tym momencie. «Lecz jeśli coś możesz, zlituj się nad nami – nad całą rodziną, nad tą sytuacją – pomóż nam!»

Dobrze, że to mówi. Niewykluczone, że wychodząca tu nieufność została poniekąd spowodowana postawą uczniów, którzy nie dali sobie rady z demonem.

Jezus mu odrzekł: «Jeśli możesz?» Człowieku, pomyśl nad tym, co się dzieje w tej chwili, do kogo ty się zwracasz.

Pojawia się pytanie o naszą świadomość czy przedświadomość, kiedy klękamy do modlitwy... To nie jest rozmowa z kumplem po dwóch piwach, po czterech lampkach koniaku. Ona ma być rzeczywiście rozmową, do której się przygotowuję, to znaczy, mam wiedzieć, z kim rozmawiam, a rozmawiam z kimś, dla kogo nie ma nic niemożliwego.

«Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy». Wszystko, bez wyjątku. Tam jest powiedziane: wszystko! Jezus nie mówi: wszystko i nie daje odnośnika, przypisu, w którym wyliczyłby, czego Jego moc nie obejmuje. Nie wylicza w tym przypisie twoich problemów, droga siostro i drogi bracie. Nie ma tak. «Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy».

Zaraz ojciec chłopca zawołał – właśnie tego mu było potrzeba, konkretnego, zdecydowanego słowa Jezusa – «Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!» W innym tłumaczeniu: «Wierzę, ale zaradź memu niedowiarstwu!» Ja wiem, że jest we mnie wiara, ale jest też niedowiarstwo. To szczere wyznanie było bardzo potrzebne. Ale jak do niego doszło? – Doszło do niego dzięki mocnym słowom Chrystusa. Pan Bóg przez jakieś wydarzenie uświadomił nam, że my tak naprawdę nie wierzymy w to, że może się coś zmienić. Wtedy trzeba uczynić to wyznanie. Gdzieś tam wiara się na pewno we mnie trzepoce, coś się z nią dzieje, ale zaradź też memu niedowiarstwu.

Przez co ostatnio Pan Bóg do mnie zwraca się tak zdecydowanie?

Przez co mówi: «Jeśli możesz?» Jak ty Mnie traktujesz?

Jeżeli nie dostrzegam, że coś jest nie bardzo z tą mają wiarą, to, Panie, wstrząśnij mną! Przemów do mnie! Wypomnij mi to, że moja wiara też potrzebuje Twojego wsparcia, zaradzenia temu, co w niej jest niedowiarstwem! «Wierzę, ale zaradź memu niedowiarstwu!»

A Jezus, widząc, że tłum się zbiega, rozkazał surowo duchowi nieczystemu. Konsekwentny jest Chrystus. Nie dyskutuje ze złem. Raz tylko zapyta: Ilu was jest? Ale to też nie jest pytanie na dialog, pogawędkę przy kawie. Działa bardzo mocno i zdecydowanie.

«Duchu niemy i głuchy, rozkazuję ci, wyjdź z niego i więcej w niego nie wchodź!». Bardzo stanowczy egzorcyzm, czyli wypędzenie złego ducha. Egzorcyzm to szczególna modlitwa Jezusa, a dzięki Jezusowi Kościoła, zarezerwowana dla egzorcystów, czyli duchownych mianowanych przez biskupa. W każdej diecezji egzorcystą jest zawsze biskup. Każdy biskup może egzorcyzmować.

Jezus dokonuje egzorcyzmu. Tylko On może to zrobić. Tylko i wyłącznie Jego mocą Kościół wyrzuca złe duchy. Kiedy czytamy relacje z egzorcyzmu, to widzimy, że dialog z demonem nie jest pogawędką, ale służy uzyskaniu informacji na temat jego działania. Odkrywamy przebiegłość złego ducha oraz jego konsekwencję w chęci zgubienia człowieka. Kiedyś jeden z krakowskich jezuitów pisał o tym, jak demony skupiają się wokół umierającego człowieka na wieść o tym, że zawołano księdza. Jak ćmy lecą do światła, jak muchy do gnoju, tak demony lgną do umierającego, aby wywalczyć zgubę dla niego na wieść, że idzie ksiądz z Panem Jezusem. Tak potężne jest działanie demona. To jest zdeterminowana armia. Przeciwnik nie śpi. My śpimy, przeciwnik nie. Szuka każdej sytuacji, żeby zaatakować, wcisnąć się, jeżeli mu pozwolimy. To nie jest straszenie, tylko takie są fakty ewangeliczne.

Jezus wypędzał demony z całą stanowczością i tak samo ma działać egzorcysta – mocą słowa Jezusa – surowo, zdecydowanie. Nie wolno mu wejść w dialog, szczególnie osobisty, a demon często wyciąga jakieś sprawy – jak piszą czy mówią egzorcyści – z życia prywatnego, żeby odwrócić uwagę, uwydatnić to, że człowiek jest słaby i nie da rady. Konsekwentne stwierdzenia egzorcysty zmierzają do jednego: Nie ja cię wyrzucam, czyni to Jezus. Moc Jego słowa cię wyrzuca, nie ja.

Jezus dokonuje bardzo poważnego, zdecydowanego ruchu – egzorcyzmu. Co się dzieje później? – A ten krzyknął i wyszedł, silnie nim miotając. Sponiewiera do ostatniej chwili... Chłopiec zaś pozostawał jak martwy, tak że wielu mówiło: «On umarł». Wydawałoby się, że jest to martwota.

Nie dziwmy się, że to jest zbrojna walka. Nie dziwmy się, że kiedy trwamy przy Panu, podejmujemy trud chodzenia za Nim, to po takiej walce, która często się nam zdarza na modlitwie czy podczas składania świadectwa, kiedy spotykamy się z jakimś przekleństwem, ze śmiechem, z drwinami ze strony innych osób, to czujemy się czy wyglądamy jak martwi. Mamy do tego prawo. Po takiej walce rzeczywiście tak może być i tak jest.

Chłopiec zaś pozostawał jak martwy, tak że wielu mówiło: «On umarł». Lecz Jezus ujął go za rękę i podniósł, a on wstał.

Jezus przerywa takie domysły. Jezus podnosi – ujął go za rękę. Piękne słowo – ujął go. Jezus ujął go za rękę i podniósł, a on wstał. Po takiej walce sam Jezus podnosi, sam Jezus żyje w nas, bo to jest Jego życie, bo to jest jego dar – dar Jego życia.

Gdy przyszedł do domu, uczniowie Go pytali na osobności – skompromitowani, nie zadali tego pytania na forum publicznym, ale pytają na osobności – «Dlaczego my nie mogliśmy go wyrzucić?» Rzekł im: «Ten rodzaj można wyrzucić tylko modlitwą i postem».

To słowo Jezusa podkreśla bardzo ważną rzecz: żeby spotkać się z Bogiem, wejść z Nim w dialog, trzeba się przygotować. Nie może być na chybcika, na łapu-capu, z biegu. Musimy być przygotowani, żeby mieć świadomość, że rozmawiamy z Bogiem. Musimy wołać Ducha Świętego, bo On naszą świadomość ożywia i podtrzymuje. Dlatego Go często wołamy. Dlatego mamy się przebijać przez senność, przez zmęczenie, rozproszenia, przez wszystko, co może nam przeszkadzać i wołać: Duchu Święty, działaj we mnie! Uzdalniaj mnie!

Mamy się przebijać przez to, bo jeżeli się nie przebijemy, jeżeli nie wołamy Ducha Świętego i nie chcemy w Nim spocząć – na skrzydłach orlich was niosłem – nie chcemy siąść, jak te małe orlątka na skrzydłach orła, żeby nas poniósł, to nie damy rady spotkać Pana, bo i wiary nie ma kto podtrzymać. Sami sobie jej nie wskrzesimy. Jak oddychamy i potrzebujemy tchnienia, tak trzeba wołać o Ducha Świętego.

Jezus sugeruje tutaj jeszcze jedną bardzo ważną rzecz: Jak jest jakiś trudny przypadek, to trzeba się dobrze przygotować. To jest szczególny przypadek, szczególna sytuacja i trzeba się przygotować. Jezus wymienia modlitwę i post. Modlitwa jest na pierwszym miejscu. Modlitwa, czyli dialog, rozmowa.

Jaki ma być ten dialog? – Jezus chce poznać moją wersję wydarzeń. Jezus pyta, co się dzieje? O czym rozprawiasz? Od jak dawna się to dzieje? Co się stało?

Przed modlitwą egzorcyzmu, a także przed modlitwą o uwolnienie, ksiądz – który powinien przewodniczyć modlitwie o uwolnienie razem ze wspólnotą – powinien przeprowadzić rozmowę z osobą, co się dzieje. Powiedz mi, jaki jest twój stan, na jakim jesteś etapie, w czym jest problem? Powinna być rozmowa, żeby ukierunkować też modlitwę.

Potrzebne jest przygotowanie przez modlitwę i post. Apostołowie nie przygotowaliście się do tego. Potrzebna jest modlitwa. Macie przyprowadzić do Mnie w modlitwie i poście te osoby. Przez modlitwę i post mam przyprowadzić do Jezusa siebie.

Zadajmy pytanie o naszą modlitwę i post. Sprawy się komplikują, dzwonek: modlitwa i post. Nie pomaga już to czy tamto, więc modlitwa i post.

Jak wygląda moja modlitwa?

Na ile jest ona dialogiem?

Na ile pozwalam mojemu sercu przyjąć, że Jezus mnie pyta: Co za myśli nurtują cię w sercu? Od jak dawna się to dzieje? Opowiedz mi o tym, co się dzieje. Nie uciekaj od tego, opowiedz mi o tym. Wypowiedz to z siebie. Zrób mi małą przejściówkę, kanał, ścieżkę. Tyle od ciebie chcę, abym mógł dostać się do serca. Ukaż w świetle to, co się dzieje. Powiedz, nazwij to. Nie udawaj, że nie jesteś zazdrosny, bo jesteś. Jeśli człowiek nie nazwie zazdrości, to ona nie zniknie, ale wejdzie w podświadomość i będzie widać po zachowaniach, że jest zazdrosny, chociaż on twierdzi, że nie. Ale się ubrał... Ale chodzi... A skąd on ma te pieniądze?... Teksty będą szły i obnażą zazdrość, ale człowiek nie powie, że jest zazdrosny. Nazwij swój stan po imieniu przed Panem w modlitwie.

Na ile jest to żywa rozmowa osób, dialog osób? Przy czym z nas dwóch tylko jeden jest Bogiem. I to nie jestem ja. : )

Ile jest tej modlitwy w moim życiu?

Modlitwa jest tlenem duszy – mówimy małym dzieciom. Modlitwą zdobywam Boga. Ja się nie umiem modlić... Stara zasada: Nie módl się tak, jak nie umiesz, tylko tak, jak umiesz. Bez przesady, nie umie się modlić. Jest tyle sposobów, tyle różnych form. A bo mi się znudziła ta modlitwa... – Jak jedną zamęczyłeś, zaśliniłeś na śmierć, to jak ma ci się nie znudzić? Tyle jest form modlitwy. Bóg się nigdy nie znudzi. Modlitwa, forma kontaktowania się z Nim, może się znudzić, ale Bóg nigdy. Wybieram modlitwy. Jest taki bogaty repertuar: modlitwa swoimi słowami, psalmami, fragmentami Pisma Świętego, modlitwa pacierzowa, a nie tylko jedna forma.

Na ile dbam o to, żeby modlitwa była obecna w moim życiu?

Druga rzecz to post, czyli taka czynność, takie działanie bądź zaniechanie działania, które zbliża mnie do Boga, trzyma w ryzach, sprawia, że nawet odczuwam, przeżywam, doświadczam, że jest to dla mnie wysiłek – dobry wysiłek, prowadzący ku dobru, ku rozwojowi.

Jak jest z moim postem? Czy jest tylko w Wielki Post? Jak wygląda w piątki, szczególnie w tych sytuacjach, kiedy czeka mnie ogromnie stresująca sytuacja, zderzenie w pracy, w szkole, na uczelni? Gdzie jest w tym momencie mój post?

Wiemy, uczymy się tego, że demon wykorzysta każdą sytuację, żeby nas osłabić. Nie dziwmy się, że na przykład w czasie spotkań jesteśmy rozhuśtani duchowo, a wchodzimy w rzeczywistość, która policzkuje nas. Tutaj to ci będzie dobrze, a tam już nie... Demon spróbuje to wykorzystać. Jak tu się nie mógł dostać, to spróbuje gdzie indziej i będzie nam wykazywał przez różne sytuacje, rzeczy, wydarzenia: Mam cię! Tu cię złapię! Ale tam też idzie ze mną Chrystus i chce, abym stamtąd przyprowadzał siebie do Niego.

Z rozważanego tekstu wypływają przynajmniej dwa przesłania. Pierwszy: «Wszystko jest możliwe dla tego, kto wierzy. Dla Boga, nie ma nic niemożliwego». Wierzy tak, jak w danej chwili potrafi, i woła o wsparcie: «Zaradź memu niedowiarstwu!»

«Wierzę, ale zaradź memu niedowiarstwu!»

Jak jest z moją wiarą dzisiaj?

Jak ona wygląda?

Na ile szczerze wołam do Pana Boga, a na ile bazuję na nieszczerych wypowiedziach, ucieczkach od Niego, nie zdaję Mu relacji z tego, co się dzieje?

Drugie przesłanie: Są sytuacje wymagające szczególnego wysiłku duchowego: modlitwy i postu. Im bardziej zostaje z nas miazga, tym mocniej potrzebujemy wsparcia tych środków, które Jezus nazywa bezpośrednio – modlitwy i postu.

Na ile osoby pozostające pod moją opieką – modlitewną, rodzicielską, dziecięcą – otaczam przez wiarę również modlitwą i postem w sytuacjach, kiedy coś się komplikuje?

Na ile przyprowadzam te osoby w modlitwie?

Opowiadała mi moja mama, że kiedyś rozmawiała z pewną kobieta, która przeklinała swojego syna. Jest taki, owaki... Przekleństwa szły ostre. Mama zasugerowała, że przekleństwa oddają syna tym bardziej w moc złego ducha. Rzeczywiście, coś takiego istnieje. Przeklinanie nie jest przywoływaniem mocy Boga. Jeszcze dodatkowo komplikujemy sobie sprawę przez przekleństwo. Tym bardziej trzeba wtedy wołać o moc Świętego Ducha.

Podsumowanko : )

Problem był nie tylko w synu. Ojciec przychodzi, bo ma kłopot z synem. Okazuje się, że ojciec ma problem z wiarą. Apostołowie też mają problem z wiarą. A jeśli oni, to my chyba tym bardziej. Może trzeba dziś zapytać samych siebie o wiarę. Miejcie wiarę w Boga. Dbajcie o wiarę w Boga.

Jezus, uwalniając syna, pomaga również ojcu. Pojawia się dodatkowe światło wiary, to znaczy dodatkowa łaska docierająca do syna. Jezus chce pomóc bezpośrednio dziecku, ale gdy pojawia się jeszcze kilka osób zaangażowanych w wiarę, to jest więcej ścieżek, przez które spłynie światło łaski. Stąd sens modlitwy, bo ona otwiera dodatkowe drzwi, przez które wpada światło pomagające ogarnąć problem, rozproszyć ciemność. Dlatego módlmy się za siebie. Im więcej osób się modli, im więcej osób wierzących obok sytuacji bez wiary, sytuacji beznadziejnej, tym szybciej światło dociera i działanie Boga staje się skuteczniejsze w człowieku. Prośmy jedni drugich o modlitwę.

Słowo Jezusa ma moc uzdrowienia, więc przychodźmy do Jezusa, aby słuchać z wiarą Jego słów, wołając o Ducha, aby to słowo w nas dokonało tego samego dzieła, którego dokonało w przypadku chłopca z Ewangelii. A dlaczego mamy być gorsi? Trzeba tylko obnażyć się przed Panem i powiedzieć: Z moją wiarą jest podobnie. Apostołowie też mieli kiepściuńki stan wiary. Trzeba się obnażyć przed Panem i zrelacjonować Mu stan swego serca, ale nie po to, żeby zrobić przed Chrystusem festiwal narzekania i utyskiwania Kielce’ 2007, tylko po to, żeby wypowiadając to, zostawić Mu czas na działanie. Tyle miałbym do powiedzenia, teraz, Panie Boże, działaj... A jak jeszcze Ci czegoś nie wypowiedziałem, to szturchnij mnie, powiedz mi, gdzie siedzi we mnie plemię żmijowe, gdzie jest przewrotność mojego serca... Trzeba wypowiedzieć, wylać swoje serce, jak rzekę, przed Pańskim obliczem. A jak na to nie mamy czasu, to nie dziwmy się, że komplikują się nam sprawy.

Problemy z wiarą są naturalną częścią składową naszej kondycji. Wszyscy je mamy, tylko nie wszyscy chcemy o tym mówić, a nieraz mówimy głupio. Głupio można mówić na dwa sposoby. Pierwszy polega na opowiadaniu, że takich wielkich problemów to ja nie mam... Po tym doświadczeniu, to jakoś wszystko będzie szło... Teraz to już mi się dobrze będzie działo... Teraz to taka głupia nie będę... Będziesz głupia, bo zabrakło pokory, bo wiara potrzebuje pokory, czyli zgody z prawdą.

Drugi sposób głupiego, niewłaściwego, niemądrego mówienia o wierze, to dołowanie się. We mnie nie ma nic wiary, nawet pół ziarnka gorczycy... Gnębimy się, utyskujemy, poniżamy się we własnych oczach i w oczach Bożych, że z naszej wiary już nic nie będzie, nic się nie uda. To też jest niewłaściwy sposób mówienia o niej.

A jaki jest właściwy? – Relacjonowanie przed Panem, wołanie o Ducha, zgłębianie Jego słów, dłuższe zatrzymywanie się nad tym, co Pan do mnie kieruje, Eucharystia, do której nas to wszystko ma prowadzić, żeby nas karmić mocą na drogę.

Licho jest z naszą wiarą, drogie siostry i drodzy bracia.

«Wierzę, ale zaradź memu niedowiarstwu».

Niech to będzie nasze zawołanie modlitewne. Niech to będzie dla nas zaproszenie do zapytania o stan swojej wiary, o sposób rozmowy z Panem Bogiem w modlitwie, o podejmowane posty, o zdolność do wypowiadania z siebie tego, co się w nas dzieje, o umiejętność analizowania tego, co się w nas dokonuje, nazywania, od kiedy się to dzieje.

Panie Jezu, dziękujemy Ci za to, że przychodząc w swoim słowie, jesteś konkretny i wyrazisty. Pozwól nam, abyśmy i my byli konkretni i wyraziści przed Tobą, abyśmy byli bezpośredni, abyśmy osobowo spotkali się z Tobą, przychodzącym do nas pod osłoną znaku Chleba i Wina.

Pozdrawiam w Panu –

ks. Leszek Starczewski