Dobre Słowo, 15.02.2014 r. sobota, V tydzień zwykły

Dobre Słowo, 15.02.2014 r. – sobota, V tydzień zwykły

1 Krl 12,26-32;13,33-34; Ps 106,6-7.19-22; Mt 4,4b; Mk 8,1-10

 

Jest/będzie krytycznie? To i Bóg będzie empirycznie

 

Druga sytuacja krytyczna w czasie głoszenia SŁOWA. Jezus już raz z niej „wybrnął”. Znowu wielki tłum był z Jezusem i nie mieli co jeść. A co teraz? Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Boga. Czy Jezus tym razem posłuży się tym cytatem? Ostatnio zastosował go wobec demona w czasie kuszenia. To ważne – przyglądać się Jezusowi także i po to, aby uczyć się tego, jak posługuje SŁOWEM. W praktyce nie oznacza to nic innego, jak czas i miejsce, w którym właśnie to, a nie inne SŁOWO staje się ciałem. Ono jest zawsze odpowiednie do sytuacji, która się dzieje. Może dlatego niektóre ze wspólnot Kościoła nie tyle biegają za SŁOWEM, ile przyjmują to, które codziennie jest dawane Kościołowi w jego liturgii. Może przy tej okazji warto zauważyć, że SŁOWO, które rozważam, naprawdę mnie odczytuje. Lektura Pisma Świętego, słuchanie rozważań i kazań, to nie jest casting, w którym jestem jurorem oceniającym i wybierającym to, co się mi spodoba! To zbawienna okazja do tego, abym odkrył, jak w tym SŁOWIE podobam bądź nie podobam się Bogu, który chce mojego dobra i mówi do mnie z miłością.

Pierwsza myśl i zachęta do refleksji obejmuje zatem przyjmowanie takiego SŁOWA, które staje się ciałem. Ostatnio usłyszałem od jednego z księży profesorów o tym, że jeśli teologia nie jest praktyczna, to nie jest teologią. Ona ma służyć przybliżaniu mnie do Boga i ukazywaniu Pana jako obecnego w moim codziennym życiu. Tym bardziej SŁOWO, z którego czerpać ma także teologia. Jeśli nie odczytuję go jako światła do mojego aktualnie przeżywanego życia, to będzie ono wyłącznie informacją, a nie formacją. Poinformowanych, wiele wiedzących o Bogu, dziś nie brakuje. Gorzej z poddającymi się formacji, czyli dającymi się doświadczać mocy SŁOWA. A ze mną jak?

Druga myśl do modlitewnej refleksji dotyczy empatycznego zaangażowania, które staje się konstruktywnym wsparciem, a nie wyparciem problemów i wyzwań. Innymi słowy chodzi o odpowiednie do sytuacji reagowanie na zdarzenia, jakie się w niej pojawiają.

Przywołał do siebie uczniów i rzekł im: "Żal mi tego tłumu, bo już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. A jeśli ich puszczę zgłodniałych do domu, zasłabną w drodze; bo niektórzy z nich przyszli z daleka". Jezus reaguje całym sobą na to, co widzi. Jest zdjęty twórczym żalem, bo zaczyna organizować posiłki. Jeśli żal nie budzi kreatywności, to nie jest wart najmniejszej uwagi. Chyba nic tak bardzo, poza grzechem, nie potrafi człowieka spaskudzić, jak pozbawione konstruktywnych poszukiwań użalanie się nad sobą bądź innymi. Nie w tę stronę Jezus kieruje swych uczniów.

Istotnym jest także i to, aby dokładnie przyjrzeć się dostępnym środkom i pozbierać je. Ważne, aby nie lekceważyć tych drobnych i często nieproporcjonalnych do wyzwań. Oszacowanie dostępnych „zasobów” staje się kolejnym krokiem do świadomego i realnego mierzenie się z problemami. To, co aktualnie przeżywamy, jest wystarczającym powodem do tego, aby błogosławić Boga. Jeśli naszą energię, myśli i odczucia zaangażujemy w dziękczynienie i błogosławieństwo, to wówczas oczyszczamy swoje spojrzenie na daną sytuację z niepotrzebnego spinania się i uzależniania rozwiązań wyłącznie od siebie. Jeśli aż do bólu uznajemy własną niewystarczalność, czyli nie tylko teoretycznie i intelektualnie, i dziękujemy, błogosławiąc wszechmoc Boga, to On może objawiać się jako żyjący właśnie tu i teraz. A wziąwszy te siedem chlebów, odmówił dziękczynienie, połamał i dawał uczniom, aby je rozdzielali. I rozdali tłumowi. Mieli też kilka rybek. I nad tymi odmówił błogosławieństwo i polecił je rozdać. Natomiast ilekroć z własnej niemocy oraz – według naszej oceny – zbyt małej ilości środków, natchnień, pociech itd. robimy okazję do użalania się, a nie błogosławieństwa, to tylekroć odmawiamy Bogu praktycznego ukazania Jego wszechstronnych możliwości. Innymi słowy – ile razy z własnych ograniczeń, przeżyć i słabości robimy boga, a nie błogosławimy w tym Boga, to tyle razy obciążamy, a nie odciążamy siebie, odcinając się od możliwości dostrzeżenia tego, co czyni Pan. Jedli do sytości, a pozostałych ułomków zebrali siedem koszów. Było zaś około czterech tysięcy ludzi.

To, co aktualnie mam i przeżywam, stanie się sycącym mnie pokarmem, jeśli spoglądam na to w perspektywie wszechmocy Boga.

Powiedziano nam, że mamy być ostrożni i uważać na ataki nieprzyjaciela, ale nasza uwaga musi być skierowana na Boga, a nie na Szatana. Mamy mieć świadomość naszego wroga, ale nasza obrona nie polega na obserwacji wroga, ale na naszej wiedzy o mocy Bożej. Jeżeli dopuścimy do tego, żeby nasze lęki i wątpliwości oraz zaabsorbowanie obecnością złego zapanowały nad naszym umysłem, to wtedy nie pozwolimy, by moc Boża weszła w naszą sytuację. Musimy nauczyć się widzieć zło we właściwej perspektywie – poddane Bożej wszechmocy – i pozwolić, by ta moc wyprowadzała ze wszystkiego dobro dla nas, zgodnie z doskonałym planem Bożym (M.R. Carothers Moc uwielbienia, Częstochowa 2014, s. 131 - 132).

A wziąwszy te siedem chlebów, odmówił dziękczynienie, połamał i dawał uczniom, aby je rozdzielali. Być może Pan nas właśnie wziął w swoje kochane ręce, połamał SŁOWEM, może nawet rozciął jak mieczem obosiecznym. Po co? Abyśmy byli dobrzy jak chleb, co się go rozdziela. SŁOWO wzywa dziś niejednego z nas do przełamania się w podejściu do wszechmocy Boga. Błagajmy Pana, abyśmy nie określali jako Jego wszechmocy naszych przypuszczeń, przeżyć i rozwiązań. Usilnie prośmy Go, aby wprowadził nas w doświadczalne przeżycie własnej niemocy aż tak bardzo, jak będzie to potrzebne nam do równie doświadczalnego uznania Jego wszechmocy.

 

 

 

ks. Leszek Starczewski