Złapany na Słowie - 7.08.2013, środa, XVIII tydzień zwykły

Dobre Słowo 07.08.2013 r. – środa, XVIII tydzień zwykły

 

Lb 13,1-2a.25-14,1.26-30.34-35; Ps 106,6-7a.13-14.21-23; Łk 7,16; Mt 15,21-28

 

Złapany na Słowie

Czytamy dziś piętnasty rozdział Ewangelii Mateusza. Tuż po cudzie rozmnożenia chlebów Jezus udaje się w okolice Tyru i Sydonu, czyli z północnej Galilei przenosi się w strony pogańskie. Na Jego spotkanie wychodzi kobieta kananejska. Celowo podkreśla się pochodzenie kobiety. Kananejczycy to ci, których Jozue podbił w Palestynie. To ludy, szczepy pogańskie, pokonane przez Izrael, które wciąż są obecne w tych okolicach. Ewangelista przypomina w ten sposób, że Jezus zapuścił się w rejony mało ortodoksyjne – w strefę mroku zamieszkałą przez tych, do których nie jest posłany z misją głoszenia słowa. Przechodzi tamtędy tylko po to, żeby znowu znaleźć się w Galilei.

Kobieta w tej opowieści od początku wyraźnie przyjmuje aktywną postawę. To ona właściwie napędza całą akcję. Woła za Jezusem: Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Już sam okrzyk zwraca uwagę. Kyrie – tak zwracają się do Jezusa głównie uczniowie, osoby Mu bliskie, które Go znają. Judasz i inni, którzy spotkają Jezusa i poproszą Go o cuda, w Ewangelii Mateusza będą wołali do Niego Didaskale – Nauczycielu. W wołaniu kobiety można wyczuć zatem, że słyszała o Jezusie i dostrzega w Nim kogoś znacznie większego niż wędrowny nauczyciel czy cudotwórca. To jest Pan, do którego woła o uzdrowienie swojej córki.

Jezus poddaje tę kobietę ciężkiej próbie. Praktycznie w każdym komentarzu pojawia się zdziwienie, jak ostro, szorstko traktuje kobietę. Jezus to nie jest Nauczyciel, który zawsze empatycznie, lekko, łatwo, z sercem podchodzi do drugiego człowieka. To raczej Ktoś, kto naśladuje swojego Ojca. A Ojciec wie, jak zmusić dziecko do działania. Wie doskonale, że nie zawsze należy dać od razu to, o co prosi, bo to mogło by sprawić, że dziecko nie doceni darów albo nie wykształci w sobie bardzo ważnych cech.

Nasz Pan często – znamy to z autopsji – zwleka z ofiarowaniem nam tego, o co prosimy czy wręcz poddaje nas próbie. Jezus w tej historii poddaje próbie tę kobietę. On – Lew Judy – uczyni z niej prawdziwą lwicę Kanaanu. Dzięki temu kryzysowi uczyni z niej kogoś, kim do tej pory nie miała okazji być. Ona widzi w Nim kogoś więcej.

Jezus przez swoje milczenie i przez odpowiedź: Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela, zmusza kobietę do tego, żeby zbliżyła się do Niego i upadła przed Nim. To jest kolejny gest: czasownika proskineo używa się w Ewangeliach do opisania czci oddawanej królom, wielkim ludziom albo też samemu Bogu w świątyni jerozolimskiej. Kobieta nie tylko widzi w Jezusie Pana swojego życia. Upada przed Nim na twarz, uznając świadomie Jego autorytet, wręcz bóstwo. Czci tę moc Bożą – obecność Boga w Jezusie – prosząc nadal: Panie, dopomóż mi.

Z pozoru szorstka odpowiedź Jezusa: Niedobrze jest brać chleb dzieciom i rzucać psom, w kontekście kultury starożytnego Bliskiego Wschodu wcale nie jest taka szorstka. To rodzaj przysłowia, maksymy, którą kobieta doskonale podejmuje i czyni z niej argument w swoim dialogu z Jezusem.

Ostatni etap próby, jakiej zostaje poddana kobieta, polega na tym, że używa ona słowa Jezusa, wręcz pertraktując czy prawie kłócąc się, nalegając, żeby uleczył jej córkę. Jezus, zadziwiony takim obrotem spraw, zadziwiony jej wytrwałością, a także wiarą, udziela jej tego, o co prosi. Dzięki tej próbie zyskał w kobiecie kananejskiej nie tylko kogoś, kto widzi w Nim Pana, dostrzega bóstwo, ale także kogoś, kto potrafi walczyć z Nim Jego własnym słowem.

To jest właściwie ideał. Często do tego chce nas Pan doprowadzić, kiedy przeżywamy momenty próby. Tak. To jest Bóg, który będzie nas poddawał próbom, bo wie, że dzięki nim uczymy się i rozwijamy. Próby wychodzą nam po prostu na dobre. Tak, jak ta kobieta odkryła w końcu, kim Jezus rzeczywiście jest i nauczyła się używać Jego słowa, tak i nas próby uczą ufnego zwracania się do Pana, traktowania Go, jako Pana naszego życia, schodzenia z pierwszego miejsca na piedestale naszego życia i mądrego używania w modlitwie Jego słowa.

Dlaczego nie powołujemy się na słowa Bożej miłości?

Dlaczego nie powołujemy się na słowo Jego błogosławieństwa?

Dlaczego nie używamy go w naszej modlitwie może nie przeciwko Jezusowi, ale odwołując się do tego, co obiecał, jaki jest? – Jesteś miłością, Panie, więc okaż swoją miłość. Bądź wierny swojemu słowu. Tego uczy nas dzisiaj lwica Kanaanu, która walczy z Jezusem.

Jezus docenia ją. Pozwala jej odkryć wobec wszystkich swoją wielkość: O niewiasto, wielka jest twoja wiara. Ta, która była marginalizowana przez uczniów, zostaje dzięki tej próbie wyniesiona przez Jezusa wysoko i odkrywa, kim On jest. Jak dzielną, zdeterminowaną, osiągającą sukces kobietą potrafi być!

Dzięki spotkaniu między Lwem Judy i lwicą Kanaanu my także uczymy się wyciągania lekcji z Bożego milczenia, z tych momentów, kiedy Bóg poddaje nas próbie. To nigdy nie są sytuacje, które mają nam zaszkodzić. Zawsze służą naszemu rozwojowi. Służą temu, żebyśmy odkryli naszego Pana, zrezygnowali z pozycji wszystkowiedzącego i wszystkomogącego w życiu. To są chwile, kiedy mamy paść przed Nim na twarz i użyć Jego słowa – złapać Jezusa na słowie. Na Jego słowie, któremu przecież jest wierny. W ten sposób Jezus chce także wytrenować i nas – lwy i lwice Kanaanu. Amen.

Ksiądz Marcin Kowalski