Dobre Słowo 27.08.2013 r. wtorek, wspomnienie św. Moniki

Dobre Słowo 27.08.2013 r. – wtorek, wspomnienie św. Moniki

 

1 Tes 2,1-8; Ps 139,1-5; Hbr 4,12 Mt 23,23-26

 

 

Rozpoznasz się w masce?

W Ewangelii wg św. Mateusza, w krótkich trzech wersetach, które czytamy w rozdziale dwudziestym trzecim, Jezus bezlitośnie krytykuje dziś faryzeuszy i uczonych w Piśmie. Żeby zrozumieć wagę tej krytyki, raz jeszcze musimy przypomnieć, że szczególnie faryzeusze, ale także uczeni w Piśmie, to była grupa, która w Izraelu stanowiła prawdziwą elitę intelektualno – duchową. To do nich ludzie udawali się po radę. Na nich też patrzyli z podziwem, jako na wzór religijności, ludzi wypełniających wszystkie wymagania Prawa i w ten sposób przygotowujących także przyjście Mesjasza i królestwa Bożego.

Faryzeusze narzucili sobie tak wymagający reżim życia według Prawa, jakiego nie znali nawet kapłani w świątyni jerozolimskiej. Byli ludźmi permanentnej czystości myśli, serca, ciała, żeby sprowadzić tutaj, na ziemię, królowanie Pana Boga w Izraelu.

Wobec tych właśnie ludzi Jezus kieruje swą krytykę, oczyszczając ich duchowość z tego, co wydaje Mu się być i jest naroślą rakowatą i ich głównym niedomaganiem. Przede wszystkim nazywa ich hipokrytami, czyli obłudnikami.  Ypokrití̱s po grecku oznacza kogoś, kto gra na scenie, w teatrze, czyli kogoś, kto często zmienia maski i zakłada je, aby odegrać jakieś osoby na scenie. Faryzeusze rzeczywiście grają innych ludzi, niż są w rzeczywistości. Kreują się na bliskich Panu przewodników duchowych, na ludzi ducha, będących blisko słowa, a jednak ta kreacja czy maska, którą zakładają, nie odpowiada zupełnie wnętrzu, ich sercu. Za fasadami religijności kryje się zupełna pustka. Nie dbają o to, co najważniejsze w Prawie, czyli o sprawiedliwość, która w Biblii oznacza zawsze relacje z Panem, z braćmi i siostrami; o miłosierdzie, które oznacza nie tylko poruszenie serca, ale także zrozumienie osoby i realną pomoc w problemie; wreszcie o wiarę, która musi kryć się, czyli żywą relację z Panem i zaufanie złożone w Nim; o otwartość także, która musi być sercem prawdziwej religijności.

Prawdziwa religijność potrzebuje formy, w której się wyraża, czyli wszystkich postów i Prawa. Jezus nie krytykuje ich, ale mówi o tym, że zabrakło tego, co najważniejsze, czyli serca. Do tego dorzuca jeszcze wnętrze pełne zdzierstwa i niepowściągliwości. W języku greckim to są słowa oznaczające napadanie na innych, nieumiarkowane przywiązanie do rzeczy materialnych tego świata, także do ciała. Chodzi o niepowściągliwość ciała, nad którą nie potrafię zapanować, ale ona panuje nade mną.

Grzechy faryzeuszów wyliczane przez Jezusa sprawiają, że nie mogą być oni dobrymi przewodnikami duchowymi. Wykopują przepaść między sobą a innymi. Aby przypodobać się innym, grają w tym życiu role zupełnie nieodpowiadające temu, co mają w sercu. Zakładają na siebie maski.

Zwróćmy uwagę, że faryzeusze są blisko słowa. A więc sama bliskość słowa nie zapewnia jeszcze życia w prawdzie. Serce może słuchać słowa i nie zmieniać się, pozostawać takie samo, a nawet traktować słowo jako rodzaj barykady czy palisady, za którą kryją się wszystkie mroczne strony życia, mnóstwo chaosu i bałaganu. Aby kontakt ze słowem był skuteczny, musi wystawić nasze serce także na osąd słowa. Musimy być otwarci. Złapałem się ostatnio na tym, kiedy zaglądając w moje serce, aż zawołałem sobie, że to niemożliwe, żeby wszystkie te myśli, wszystkie te rzeczy pochodziły ode mnie! Ja jestem przecież znacznie lepszy. Otóż dobrze jest odkryć, że nie jesteśmy tak dobrzy, za jakich się często uważamy. Nie chodzi o to, żeby się teraz dołować, ale wystawić swoje serce rzeczywiście na osąd słowa Bożego, które – jak mówi dzisiaj aklamacja przed Ewangelią – jest żywe i skuteczne, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca, rozdziela aż do szpiku kości.

To słowo pomaga także znieść prawdę o nas i przemienić ją w doświadczenie Boże. Bez wyeksponowania tego wszystkiego, co jest w moim sercu, na światło słowa Bożego nie ma mowy o żadnym postępie, nie ma mowy także o żadnej zmianie i  nawróceniu.

Faryzeusze to była grupa, która permanentnie się nie nawracała, bo uznawała, że tego nie potrzebuje. Słowo było tak pewnym schronieniem dla ich serc, że nie zauważali swoich błędów i utwierdzali się w swej sprawiedliwości, podczas gdy potrzebowali nawrócenia.

Drogi bracie i siostro, słuchając tego słowa z całą miłością do siebie samego i z miłością, jaką ma dla ciebie Pan, który nie przychodzi, aby cię oskarżać i wpędzać w problemy, pomyśl o maskach, jakie zakładasz. Pomyśl o tym, czy w ogóle rozpoznajesz się w swojej twarzy, tak jak ja przeraziłem się i nie chciałem rozpoznać maski na swojej twarzy. Pomyśl o tym, czy rzeczywiście w swoim życiu nie przyzwyczaiłeś się do różnych ról, które odgrywasz, prosząc o czyjąś miłość, żebrząc o nią, starając się pokazać w lepszym świetle, niż to jest w rzeczywistości, nie widząc swoich wad w stosunku do rodziny, najbliższych, dzieci. Czy nie przyzwyczaiłeś się do swojej maski tak, że nawet nie rozpoznajesz, że nie jest to twoja prawdziwa twarz? Czy, gdybyś zdjął maskę, rozpoznałbyś jeszcze swoją prawdziwą twarz?

Drogi bracie i siostro, czy rozpoznasz, czy rozpoznajesz siebie w masce? Jeśli tak, to jest to pierwszy dobry krok do tego, żeby pozbyć się serca i pozy faryzeusza. Amen.

Ksiądz Marcin Kowalski