Dobre Słowo 04.06.2012 r. Można sobie być

Dobre Słowo 04.06.2012 r.

Można być Bożym wybrańcem i nie dawać dotrzeć do siebie Słowu Bożemu...

Słowo wzywa nas do słuchania, do dania prymatu słuchaniu naszego Boga. Nikt nie może być odpowiedzialnym liderem, jeśli nie słucha słowa, bo to ono ma prowadzić i jego, i wspólnotę. Dlatego odpowiedzialność za odpadnięcie Izraela od przymierza tak dramatycznie w dzisiejszej przypowieści spoczywa na faryzeuszach. Nie da się być dobrym uczniem, czy iść przez życie, nie słuchając słowa Bożego. Ryzykujemy wówczas, pomimo uczestnictwa w sakramentach, odpadnięcie od łaski Chrystusowej.

 

Dobre Słowo 04.06.2012 r.

Można być Bożym wybrańcem i nie dawać dotrzeć do siebie Słowu Bożemu...

Chciałbym, żebyśmy skupili się w dzisiejszych rozważaniach na Ewangelii z dnia. Jesteśmy w 12 rozdziale św. Marka, wersety od 1 do 12. Przypowieść, którą opowiada Jezus, zatytułowana jest: Przypowieść o przewrotnych rolnikach, czy też o dzierżawcach winnicy. Chciałbym, żebyśmy dzisiejsze słowo zanalizowali i przeczytali głęboko na trzech poziomach. Nie przerażajmy się tymi technicznymi sformułowaniami, które zaraz padną, za chwilę je sobie wszystkie rozpakujemy. Chciałbym, żeby to słowo na początku wybrzmiało na poziomie społeczno – historycznym, później przejdziemy do historii zbawienia i wreszcie, na trzecim poziomie, przeczytamy sobie tę piękną przypowieść Jezusa na bardzo osobistym, egzystencjalnym poziomie.

Dlaczego zaczniemy od poziomu społeczno – historycznego? Otóż dlatego, że przybliża on nas do postaci, którą nazywamy w badaniach biblijnych, w teologii, ale też w poszukiwaniach popularnochrześcijańskich – historycznym Jezusem. Tym, który dwa tysiące lat temu chodził po Galilei, Judei i nauczał.

Przypowieść o przewrotnych rolnikach, pracownikach winnicy, przenosi nas, jak machina czasu, bardzo wiernie w czasy Jezusa. Wiemy z wykopalisk archeologicznych, że w miejscach, w których działał Jezus, przede wszystkim w Galilei, Herod Antypas zbudował dwa wielkie miasta, o których nie ma żadnej wzmianki w Ewangelii. Te dwa wielkie miasta to Seforis i Tyberiada. Miasta te zbudowane w stylu grecko – rzymskim generowały potężne dochody, także pochłaniały mnóstwo kosztów, szczególnie płodów rolnych. Na ich potrzeby pracowała często cała okolica. Zwykle wiązało się to z tym, że rolnicy byli przesiedlani do tych miast, tracili swoje ziemie, także ci, którzy nie byli w stanie wywiązać się ze zobowiązań, stawali się dzierżawcami, wcześniej będąc niezależnymi ludźmi. Musieli pracować w ogromnych winnicach, oddawać znaczną część dochodów nowym panom. Na tym tle rodziły się niepokoje, gniew, wzburzenie społeczne. Te historie Jezus zna, patrzył na nie, obserwował je własnymi oczyma, dlatego czyni je punktem wyjścia dla swojej przypowieści. To jest pierwsza bardzo ciekawa wskazówka.

Na poziomie społeczno – historycznym odnajdujemy warunki, w jakich Jezusowi przyszło głosić Ewangelię. Pierwszy ważny punkt tego głoszenia jest taki, że Jezus w żadnym momencie przepowiadania nie czyni siebie trybunem ludowym, to znaczy kimś, kto chwyciłby za sztandar rewolucji społecznej, zacząłby maszerować, głosząc hasła przeciwko uciskowi, wykorzystywaniu społecznemu. Nie walczy także za sprawę narodową. Jezus buduje znacznie większy projekt, który nazywa Królestwem Bożym. Na ten projekt składa się także sprawiedliwość społeczna, ale nie tylko. Królestwo Boże to coś, co łączy wszystkie nasze małe i większe projekty. To nie jest tylko program społeczny. To jest program odnowy wewnętrznej człowieka przez miłość Bożą, przez pojednanie z Ojcem. W ten wielki projekt włączają się wszystkie małe projekty. Królestwo Boże jest dla Jezusa najważniejsze, mimo że żyje tak mocno zakorzeniony także w rzeczywistości społecznej i ekonomicznej swoich czasów.

Teraz drugi poziom, czyli historia zbawienia. To jest przypowieść, w której Jezus jak w pigułce streszcza właściwie całą historię swojego narodu, Narodu Wybranego. Bóg to ten, który zasadził Izraela, jak piękną winnicę, i dał wszystko, aby wydawała ona wspaniałe owoce. Nieustannie posyłał do narodu swoje sługi – proroków i świętych. Wreszcie w czasach ostatecznych posłał Syna. Tak, jak naród odrzucał proroków, jak odrzuca dzisiaj Chrystusa – to jest bardzo smutna konstatacja Jezusa, spoglądającego wstecz na całą historię zbawienia. Jezus odczytuje siebie w tym długim orszaku sekwencji proroków, którzy przychodzili do Izraela i zostali odrzuceni. Taki sam los czeka Jego.

W przypowieści Markowej nie akcentuje się tak bardzo odrzucenia Izraela, akcentuje się rzeczywistość niesłuchania słowa Bożego. Tym, co doprowadziło ostatecznie do odrzucenia Jezusa – sugeruje nam tu bardzo mocno Marek – jest fakt, że Izrael po prostu nie słucha słowa, nie słuchał proroków, przez których Bóg do niego przemawiał, więc konsekwencją jest także niesłuchanie Jezusa, tego ostatniego Słowa przychodzącego do narodu. Można być ludem Przymierza i nie słuchać słowa Bożego. Można być Bożym wybrańcem i nie dawać dotrzeć do siebie słowu Bożemu. Ryzykuje się wówczas odpadnięcie od Przymierza z Bogiem. Jezus bardzo mocno tutaj sugeruje, że same sakramenty, sama modlitwa, automatycznie jeszcze nie zbawiają, zbawia nas słuchanie słowa Bożego.

Tu jesteśmy już blisko trzeciego, egzystencjalnego, osobistego poziomu interpretacji przypowieści. W tym kontekście chciałbym wyakcentować mocniej przynoszenie owocu. To jest temat pojawiający się często i w Starym i w Nowym Testamencie. Bóg ma prawo oczekiwać od swojego ludu, od swoich wybranych, ode mnie i od ciebie – dobrych owoców. Staje przed nami i wyciąga ręce. Chce zobaczyć owoce.

Temat owoców w Starym i w Nowym Testamencie łączy się często z czuwaniem. Trzeba czuwać, żeby przynosić dobre owoce sprawiedliwości, miłości, pokoju. Trzeba żyć inaczej, niż ci, którzy żyją w tym świecie. Trzeba dobrze wykorzystywać swój czas, bo w tle tej przypowieści płonie już ogień eschatologiczny, ogień sądu, który nas wszystkich czeka. Zanim zostaniemy do niego wrzuceni, zanim przejdziemy przez niego, musimy napełnić swoje serce i swoje życie dobrymi owocami, których Jezus oczekuje. Część z nich okaże się pewnie ze słomy i spłoną, ale te, które przetrwają próbę ognia, będą naszym jedynym kapitałem w tej chwili, w której Bóg będzie żądał od nas zdania sprawy z naszej dzierżawy.

Podsumowując te wszystkie trzy poziomy, na których można znaleźć coś ciekawego, zauważamy, że słowo Boże wzywa nas dzisiaj do trzech rzeczy. Po pierwsze – do budowania Królestwa Bożego gdziekolwiek jesteśmy, ponad naszymi małymi i większymi podziałami. Ono jest ważniejsze od naszych programów kształcenia, od samorozwoju, programów społecznych, partyjniactwa i podziałów. Królestwo Boże można budować tylko wspólnie. Tutaj każdy skazany jest na pomoc i współpracę z bratem, na wspólnotę.

Po drugie, słowo wzywa nas do słuchania, do dania prymatu słuchaniu naszego Boga. Nikt nie może być odpowiedzialnym liderem, jeśli nie słucha słowa, bo to ono ma prowadzić i jego, i wspólnotę. Dlatego odpowiedzialność za odpadnięcie Izraela od przymierza tak dramatycznie w dzisiejszej przypowieści spoczywa na faryzeuszach. Nie da się być dobrym uczniem, czy iść przez życie, nie słuchając słowa Bożego. Ryzykujemy wówczas, pomimo uczestnictwa w sakramentach, odpadnięcie od łaski Chrystusowej.

Wreszcie jest to przypowieść o wydawaniu owoców. Każdy z nas dzisiaj jest wezwany do tego, żeby trochę spojrzeć na życie i zapytać się o owoce. To słowo, głosiłem także wcześnie rano w kaplicy seminaryjnej, gdzie celebrowaliśmy Eucharystię w dziesiątą rocznicę naszego sakramentu kapłaństwa, razem z innymi księżmi, i zastanawialiśmy się, spoglądając wstecz na te dziesięć lat, jakie nasze życie dało owoce. Warto się o to pytać, nie tylko przy takich okrągłych rocznicach, jak dziesiąta. Warto się pytać przy większych przy mniejszych rocznicach, na przykład po roku sakramentu małżeństwa, po kilku latach bycia we wspólnocie, po miesiącach, latach naszej wspólnej drogi przyjaźni z innymi. Warto się pytać o dobre owoce, bo o te dobre owoce pyta codziennie Bóg. Póki mamy jeszcze czas, wypełniajmy nasze życie dobrem. Póki mamy jeszcze czas – to jest bardzo dobre przesłanie tej przypowieści. Wciąż jeszcze go mamy. Nie wiadomo ile. Zanim wreszcie nie zapłonie ten eschatologiczny płomień sądu. Zanim nie stanie się to, co musi się stać, kiedy Bóg przeprowadzi nas przez próg śmierci i wówczas nasze życie będzie już musiało mówić samo za siebie.

Daj nam, Panie, budować Twoje Królestwo każdym naszym słowem, wrażliwością, modlitwą, relacją. Daj nam słuchać Twojego słowa i iść za nim wiernie. Daj, abyśmy w tym życiu, w tym konkretnym dniu, wydali dobre owoce nawrócenia. Amen.

Ksiądz Marcin Kowalski