Dobre Słowo 11.07.2012 r. A co będzie z wariatami?

Ks. Marcin Kowalski

A co będzie z wariatami?

Gdybym miał jakoś zatytułować to rozważanie i chyba tak właśnie je zatytułuję, to zadałbym takie pytanie: Co będzie z tymi wariatami, którzy zostawili lub chcą zostawić dla Ciebie, Jezu, swoje życie? Którzy chcą zostawić dla Ciebie tzw. normalne życie? Którzy chcą poświęcać czas na słuchanie Twojego słowa? Którzy chcą jeździć na rekolekcje? Którzy chcą tracić z Tobą czas? Którzy chcą tracić czas dla innych? Co będzie z tymi wariatami, Jezu?

Ks. Marcin Kowalski

A co będzie z wariatami?

W święto patrona Europy św. Benedykta odrywamy się trochę od rytmu czytań codziennych z liturgii Kościoła i otrzymujemy specjalne słowo ilustrujące życie św. Benedykta. Życie, w którym św. Benedykt opuścił dla Jezusa wszystko. I stąd także w dzisiejszej Ewangelii Mateusza wybrzmiewa to pytanie, zadane w imieniu wszystkich, którzy dla Jezusa zostawiają tzw. normalne życie i idą za Nim: Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?

Zanim to pytanie padnie, w 19 rozdziale Ewangelii Mateusza, Jezus wymienia właściwie wszystkie grupy, czy ludzi prezentujących różne style życia, którzy wchodzą do królestwa Bożego. I tak mamy tam celibatariuszy, czyli tych, którzy nie zakładają rodziny – decydują się na bezżenność dla królestwa Bożego, mamy małżonków, którym Jezus przypomina o wierności do końca, o pierwotnym zamyśle Boga, o tej miłości do końca, dzięki której wchodzą do królestwa Bożego, są dzieci, będące wzorem tego, jak otwartym sercem przyjąć królestwo Boże, jest bogaty młodzieniec, zadający pyta: Jak mam wejść do królestwa Bożego?, ale nie może wypuścić ze swoich rąk, a bardziej z serca, bogactw ostatecznie zagradzających mu wejście do królestwa Jezusa. Odchodzi smutny od bram królestwa, którym przecież jest Jezus – żywa Osoba. Decyduje się na to, że jednak pójdzie swoją drogą.

Brakuje tam tylko właściwie jednej grupy, o której Jezus nie mówi – Jego uczniów. Co z nami? – pyta św. Piotr w imieniu nas wszystkich, którzy poszliśmy za Jezusem. Co z tymi, którzy na poważnie wzięli Ewangelię Jezusa? Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?

To jest niezwykle poważne i bardzo dobrze postawione pytanie. Nie widzę w nim interesowności Piotra, który próbuje ugrać coś dla siebie. On zadaje to pytanie także w imieniu innych uczniów. Uczniów wszystkich czasów, którzy poszli za Jezusem.

Panie, jeśli poszliśmy za Tobą i za Twoją Ewangelią, nie poszliśmy za marzeniem, za snem, za jakąś propozycją, czekiem bez pokrycia, poszliśmy, bo w Tobie jest pełnia życia, poszliśmy, bo w Tobie dostrzegamy radość i sens naszego życia, bo w Tobie dostrzegamy wszystkie tajemnice i obietnice Boże, które realizują się i mogą zrealizować się w naszym życiu, więc uchyl nam, Boże, rąbka tej Twojej rzeczywistości i powiedz, co przygotowujesz dla tych, którzy idą za Tobą. Powiedz, żeby lżej nam się szło, bo wiesz, że w tej drodze bywa różnie. Powiedz, żeby radość z wyczekiwania na wypełnienie się Twoich obietnic dodawała nam sił. Cóż więc otrzymamy? – pyta Piotr.

Jezus bardzo niezwykle poważnie traktuje to pytanie, bo zaczyna odpowiedź w bardzo uroczysty sposób: Zaprawdę, powiadam wam – w tekście greckim mamy amen, czyli: weźcie moje słowa na poważnie – przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały, wy, którzy poszliście za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela.

Ciekawa odpowiedź. Ciekawa ze względu na pierwsze słowo pojawiające się tutaj: Przy odrodzeniu. O jakie odrodzenie chodzi? Czy to jest nasze osobiste odrodzenie? Czy to jest odrodzenie tego świata? Czy chodzi o taki, jak by powiedzieli teologowie – nowy eon, czyli nową erę w dziejach świata, która nastąpi na końcu? Wtedy otrzymamy swoją nagrodę?

Greckie słowo tutaj użyte: palim genezia, ma swoją ciekawą historię nie tylko w Biblii, ale także w różnego rodzaju filozofiach i wierzeniach pogańskich. Palin geneziapowtórne narodziny, przejście ze śmierci do życia albo po prostu odrodzenie – tak poganie, Grecy albo filozofowie wierzący w swoich mitycznych bogów greckich, wyobrażali sobie drogę duszy, która wcielając się w kolejne życia, przechodzi przez różne stopnie doskonałości i wreszcie w następnym wcieleniu, kiedy będzie już prowadziła żywot święty, przechodzi do odpoczynku w Bogu. Czyli palin gezezia to stopniowe wstępowanie duszy, aż ku doskonałej radości nieba.

Oczywiście ani Żydzi, ani Nowy Testament nie znają pojęcia reinkarnacji, czy wcielenia. Jest to bardzo dalekie od chrześcijaństwa. Każdy z nas, i ciało, i dusza są zupełnie wyjątkowe, życie jest tylko jedno, jest jedną, jedyną szansą i dlatego jest takie cenne. Żydzi zupełnie inaczej pojmują więc te powtórne narodziny. Tego greckiego słówka używają np. po to, żeby opisać odrodzenie ziemi po potopie, czy powrót Izraela po wygnaniu – to były dla nich powtórne narodziny, czy po prostu rzeczywistość, której będziemy doświadczali po zmartwychwstaniu.

Palin gezezia to jest ten nowy świat, który objawi się naszym oczom na końcu czasów, bo do tego momentu odwołuje się Jezus, kiedy mówi: Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały, wy, którzy poszliście za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela.

W tych obrazach niektórzy dopatrywali się tego, że Jezus myślał o założeniu tu, na ziemi, swojego królestwa, w którym apostołowie pełniliby zadania gubernatorów zasiadających na dwunastu mniejszych tronach. Tutaj oczami wyobraźni możemy zobaczyć mniejsze i większe trony, na których będziemy zasiadać. Ale Jezus nie obiecuje tutaj żadnego królestwa na ziemi. Jezus jest też realistą i wie doskonale, że ta ziemia wymaga odnowienia, więc odnosi się do końca czasów. Chodzi o nagrodę, która czeka nas na końcu, przy Sądzie Ostatecznym.  Przy końcu czasów będziemy razem z Nim królowali, czyli będziemy uczestniczyli w tej radości, która obejmuje panowanie nad wszystkim. Tej miłości, której powierzyliśmy się, która zatroszczy się o nas na końcu czasów i da także rozbłysnąć naszemu życiu w pełni.

Ale to jest jednak koniec czasów, więc dlaczego Jezus odsyła nas w zaświaty po nagrodę dla tych, którzy idą za Nim?

Swojego czasu, kiedy zaczynałem głosić kazania, jeszcze w seminarium,  miałem ogromne problemy także z tym, żeby zrozumieć, dlaczego Ewangelia musi odsyłać nas zawsze do nieba albo w bliżej nieokreśloną przyszłość, żebyśmy doświadczali Bożych darów. Przecież tu, na ziemi, rozgrywa się to, co jest najważniejsze dla nas, czyli decyduje się nasza wieczność, a więc nieba musimy próbować już na ziemi. I tak rzeczywiście jest. Jezusowi nie chodzi o ucieczkę w zaświaty. Oczywiście mówi, że tej nagrody w najpełniejszy, najpiękniejszy sposób doświadczymy na końcu, przy Sądzie Ostatecznym, ale to nie znaczy, że odbiera nam nagrodę także w wymiarze doczesnym. Każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy.

W innych Ewangeliach synoptycznych mówi się o tym, że otrzyma stokroć więcej braci, sióstr, ojców, matek, a więc nie chodzi ani o budowanie sobie raju na ziemi, bo to jest niemożliwe – mówi Jezus – ani nie chodzi o ucieczkę z ziemi. Jezus jest realistą i zaprasza do podobnego realizmu nas. Nagroda dla tych, którzy poszli za Nim, nie przenosi się w zaświaty. Ona właściwie czeka na nas już tutaj, ale to nie jest wszystko. Ta nagroda, której doświadczamy tutaj, jest tylko odblaskiem tego, co kiedyś otrzymamy od Niego. Ale jaka jest piękna.

Zawsze dziwię się temu momentowi, kiedy zdecydowałem się zostawić moje plany dla Jezusa. Pamiętam, jak bardzo biłem się z myślami wstępując do seminarium, myśląc sobie, że zostawiam za sobą życie, piękne relacje i perspektywę rodziny, że poświęcam tyle i pytałem wtedy Pana: Cóż otrzymam za to? Wtedy naturalnie nie widziałem tego, co otrzymam, bo na to trzeba było odrobinę poczekać, ale dzisiaj jestem pełen podziwu dla Bożej łaski i Bożego miłosierdzia, które dało mi stokroć więcej, niż ja opuściłem.

To słowo spełnia się w stu procentach w życiu tych, którzy chcą swoją „odrobinę” zostawić dla Jezusa. Bo ja nie zostawiłem wszystkiego, tak jak mówi Piotr: Opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą. Byłoby pięknie, gdybym tak zrobił rzeczywiście. Wydaje mi się, że zostawiłem tylko kawałek swojego serca i do końca życia będę je zostawiał, tak po kawałku. Ale Jezusowi nie przeszkodziło to dać mi stokroć więcej wspaniałych braci, sióstr, pokrewnych dusz, ukochanych osób, ludzi, którzy stali się dla mnie właściwie drugą rodziną, czasami są bliżsi niż rodzina. To jest prawdziwy cud Bożej hojności i Bożego miłosierdzia dla tych wszystkich, którzy chcą zostawić najdoskonalej, jak tylko potrafią, to, co mają dla Jezusa. Otrzymują stokroć więcej.

Gdybym miał jakoś zatytułować to rozważanie i chyba tak właśnie je zatytułuję, to zadałbym takie pytanie: Co będzie z tymi wariatami, którzy zostawili lub chcą zostawić dla Ciebie, Jezu, swoje życie? Którzy chcą zostawić dla Ciebie tzw. normalne życie? Którzy chcą poświęcać czas na słuchanie Twojego słowa? Którzy chcą jeździć na rekolekcje? Którzy chcą tracić z Tobą czas? Którzy chcą tracić czas dla innych? Co będzie z tymi wariatami, Jezu?

Jezus obiecuje i niebo, błogosławione życie tutaj i cudowne relacje na ziemi. Ale żeby tego doświadczyć, trzeba się po prostu o tym przekonać. A więc, drodzy Boży wariaci, przekonujmy się każdego dnia, co Jezus dla nas przygotował, czym chce nas obdarować. Oddawajmy Mu po kawałku nasze serca, bo chyba nie jesteśmy w stanie oddać wszystkiego naraz. Ale jeśli jest jeszcze coś w naszym życiu, rzeczy, których się kurczowo trzymamy, to oddawajmy po kawałku. Miejmy nadzieję, że wystarczy nam życia, by oddać wszystko i żeby otrzymać wszystko od Tego, który daje stokroć więcej od tego, niż się spodziewamy. Amen

Ksiądz Marcin Kowalski