Dobre Słowo 16.08.2012 r. Czas na przebaczenie

 

Dobre Słowo 16.08.2012 r.

Czas na przebaczenie

W dzisiejszej Ewangelii Piotr zwraca się do Jezusa z bardzo konkretnym, a równocześnie osobistym pytaniem: Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? To nie jest teoretyczne pytanie o to, ile razy należy przebaczać. Możliwe, że Piotr zmaga się tu z konkretnym przypadkiem i znaną mu historią braku przebaczenia czy osoby, która go rani.

Czy aż siedem razy? – pyta Piotr. Dlaczego podaje taką liczbę? – To ciekawe. Rabini w tamtych czasach uważali, że w zupełności wystarczyłoby przebaczyć trzy razy. Siedem razy to już i tak więcej. Według Piotra jest to być może szczyt, na który można sobie pozwolić.

Tutaj następuje odpowiedź Jezusa, która całkowicie zmiata z powierzchni ludzkie kalkulacje: Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy. Lub, jak niektórzy tłumaczą: Aż siedemdziesiąt razy siedem.

Siedemdziesiąt razy siedem daje czterysta dziewięćdziesiąt. Jest to już liczba niewyobrażalna dla jakichkolwiek ludzkich kalkulacji. Do czego ona może nawiązywać? – Wyrażenie siedemdziesiąt siedem pojawia się w Księdze Rodzaju w rozdziale czwartym, gdzie mówi się o tym, że jeśli Kain miał być pomszczony siedem razy, to Lamek – jego kolejny potomek – będzie pomszczony siedemdziesiąt siedem razy. W Starym Testamencie nie kładzie się żadnej granicy zemście. Tak, jak w Starym Testamencie zemsta nie ma żadnych granic, tak w Nowym Testamencie przebaczenie nie będzie miało żadnych granic. W Jezusie przychodzi zupełnie nowy porządek zbawienia.

Dlatego – mówi dalej Jezus – podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał rozliczyć się ze swymi sługami. Za osobą króla ukrywa się – jak tłumaczy Jezus na końcu – sam Bóg Ojciec. Król rozlicza się ze swoimi sługami. Zdaje się – nawet z dużą dozą prawdopodobieństwa – że znajdujemy się na końcu albo naszego życia, albo świata. Chodzi o sąd, który czeka nas wszystkich. Jest to scenariusz końca.

Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego – wymieni się tu człowieka bez imienia – który mu był winien dziesięć tysięcy talentów. W wielu homiliach, kazaniach, komentarzach mieliśmy do czynienia z tą sumą. Wielu kaznodziejów prześcigało się w tłumaczeniu, co też ona oznacza. Tak, jest to niewyobrażalna suma. Dziesięć tysięcy talentów, to mniej więcej 300 ton złota albo – przeliczając to na konkretniejsze liczby – dwieście tysięcy dni pracy człowieka w starożytności. Dla porównania – kiedy podzielono królestwo między synów Heroda Wielkiego, musieli oni płacić Rzymowi aż dziewięćset talentów od całego królestwa. Człowiek z przypowieści ma do zapłacenia dziesięć tysięcy, 300 ton złota, 200 tysięcy dni pracy… Jeszcze jedna liczba. Jeden talent to mniej więcej sześć tysięcy denarów. Chodzi o to, abyśmy wiedzieli, o jaką sumę będzie się później awanturował ten sługa ze swoim współbratem.

Nie miał z czego ich oddać. Jest to oczywiste. Takiej sumy żaden człowiek – śmiertelnik – nie jest w stanie oddać. A jednak prosi pana nie tyle o to, aby mu dług darował, ile żeby miał cierpliwość: Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam. Nie wiem, na co liczył ten sługa. Czy rzeczywiście chciał spłacić tę sumę, czy jedynie zyskać na czasie? W każdym razie pan, wzruszony tą prośbą, ulitował się nad sługą – lepiej przetłumaczyć: okazał miłosierdzie – uwolnił go i dług mu darował. Zamiast czekać na spłatę, która wydawała mu się nierealna, sama prośba sprawia, że wzruszony król daruje cały dług.

Niestety, sługa ma także współbrata, współsługę, który jest mu winien sto denarów. Nie jest to jakaś wielka suma, ale też nie jest strasznie mała. Sto denarów to mniej więcej trzy miesiące pracy. Sługa wrzuca współsługę do więzienia, nie ulitowawszy się nad nim, chociaż ten prosi go dokładnie takimi samymi słowami, jakimi wcześniej pierwszy sługa prosił swojego króla: Miej miłosierdzie czy: Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie. Nie chce nawet słuchać tłumaczeń, wtrąca go do więzienia, dopóki nie odda całego długu.

Wszystko to zostaje doniesione królowi. Żadna z ludzkich spraw nie ukryje się przed Bożym majestatem. Wszystkie zostaną przyniesione przed Niego. Krzyk, ludzka krzywda, zawsze dociera przed Boży tron.

Wówczas zły sługa – bo tak się go nazywa na końcu – zostaje wezwany po raz drugi przed majestat Boży, gdzie sam król, będący tutaj obrazem Boga, wypomina mu: Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Wystarczyło, że człowiek padł przed królem, panem, nie mając z czego oddać i pan ulitowawszy się w swoim miłosierdziu na tę ludzką prośbę, daruje mu cały dług. On wie, że nie jesteśmy w stanie tego spłacić. A więc powinieneś postąpić tak, jak ja – sugeruje król, pan. – Powinieneś być tak litościwy i tak pełen miłosierdzia jak ja, który ulitowałem się nad tobą.

Wówczas uniesiony gniewem – widać, że ten król ma nie tylko miłosierne oblicze, ale potrafi także być surowy. Tę surowość okazał już znacznie wcześniej, kiedy chciał sprzedać pierwszego sługę razem z żoną, dziećmi i całym mieniem, aby odzyskać swój dług. Jest to śmieszne, bo i tak by go nie odzyskał. Za niewolnika płacono w starożytności od 200 do 500 denarów. Jeśli jeden talent to sześć tysięcy denarów, to cała rodzina nie wystarczyłaby nawet na to, żeby król odzyskał chociaż jeden talent.

W każdym razie król okazuje tutaj także swoje sprawiedliwe, surowe oblicze, które naturalnie mieści się obok miłosiernego. Właściwie oba oblicza muszą w sobie koniecznie zawierać miłość. Ona jest i wymagająca, i potrafi przebaczać.  Pan wydaje złego sługę katom albo – z greckiego – dręczycielom, czyli tym, którzy dręczą. W tym słowie pobrzmiewa już bez wątpienia ogień piekielny. Tak opisuje się męki piekielne także w Ewangelii: βασανιστής – dręczenie.

Jesteśmy wyraźnie w obliczu scenariusza końca, naszego sądu, który nieodwołalnie, oprócz miłosierdzia Bożego, będzie także opierał się o sprawiedliwość, czyli o to, co w tym życiu uczyniliśmy drugiemu.

Dwie rzeczy są w tej przypowieści istotne i bardzo wyraźnie wybrzmiewają. Po pierwsze, bądź miłosierny, czyli przyjrzyj się, ile ci Pan przebaczył, i w tym samym kluczu miłosierdzia postępuj z innymi. Przyjrzyj się sobie, ile tak naprawdę ci darowano. Wydaje ci się, że mało?... – Jezus zapłacił za ciebie niewyobrażalną cenę – o wiele więcej niż dziesięć tysięcy talentów. Obmył cię z grzechów swoją Krwią, więc nie mów, że nie jesteś wiele winien Bogu, że możesz od innych wymagać. Przyjrzyj się, ile zapłacił za ciebie sam Chrystus, czyli bądź miłosierny tak, jak Bóg okazał ci miłosierdzie.

Po drugie, zrób to, póki masz jeszcze czas. Przebaczaj, póki masz czas. W tym życiu przebywamy jeszcze pod płaszczem czy parasolem Bożego miłosierdzia, które cierpliwie czeka na to, abyśmy pospłacali długi, póki jesteśmy w drodze – jak mówi w innym miejscu Ewangelii Jezus. Oby nie było za późno. W ostatnim momencie będzie musiała zatryumfować sprawiedliwość Boża. Każdy z nas poniesie konsekwencje swoich czynów i braku przebaczenia. Innymi słowy, brak przebaczenia rujnuje nam i wieczność, i życie doczesne.

Ta ruina życia doczesnego, wynikająca z braku przebaczenia, bardzo wymownie została zobrazowana w pierwszym czytaniu z Księgi proroka Ezechiela. Brak przebaczenia rujnuje przyszłość i teraźniejszość Królestwa Izraela. Przedstawiony tu król ma wyjść jako wygnaniec z Jerozolimy. Ten władca nie chciał prosić ani o Boże przebaczenie, ani przyjąć go od samego Boga. Ten, kto zamknął się na przebaczenie – ów władca, prawdopodobnie Sedecjasz – będzie musiał uciekać nocą ze swojego miasta, pójść na wygnanie.

Władca... To bardzo piękny obraz. Także my, uważający się za panujących, władców, panów naszego życia, jeśli nie przebaczamy, nie okazujemy innym miłosierdzia, tracimy swoją iluzoryczną władzę. Będziemy jak Sedecjasz, który musiał włożyć tobołki na swoje ramiona i udać się na wygnanie.

Brak przebaczenia pozbawi cię domu, staniesz się wygnańcem. Twoje serce utraci spokój. Nie będziesz mógł znaleźć sobie miejsca. Człowiek bezdomny to ktoś, kto nie przebacza. Staniesz się jak uciekinier, który porusza się w mroku.

Tak opisuje Ezechiel króla, który staje w wyłomie murów, właściwie musi swoimi rękoma rozbierać te zabezpieczenia, które czynił sobie z pychy, twardego charakteru. Prędzej czy później własnymi rękoma rozbierzesz zabezpieczenia twojego życia i jak wygnaniec będziesz musiał stanąć w wyłomie muru i uciekać, poruszać się w mroku. Bo ten król wychodzi w nocy. Zasłania twarz, żeby nie dać nikomu poznać, kim jest. Jest to oczywiście obraz wstydu, ale także symbol: brak twarzy pozbawia relacji z innymi. Jesteś nierozpoznawalny dla drugiego. Brak przebaczenia podobnie pozbawia cię relacji z innymi.

Wreszcie król zasłania sobie twarz, oczy, żeby nie widzieć kraju, z którego ucieka. Traci Ziemię Obiecaną, relacje, miasto, to, co Pan mu dał, bo nie chciał przyjąć Jego przebaczenia, kiedy przychodziło, nie chciał uznać siebie za grzesznika potrzebującego Bożego przebaczenia.

Tak właśnie rujnuje swoją teraźniejszość człowiek, który zamyka się na rzeczywistość przebaczenia. Tak rujnuje także – bo jest to oczywiście obraz pełen symboli – swoją przyszłość. Musi uciekać z Ziemi Obiecanej, którą daje mu Pan: ziemi relacji, ziemi, w której Pan chce, abyśmy byli szczęśliwi. Zamyka sobie także drogę do nieba.

Na dziś proponuję piosenkę ilustrującą słowo: Tracy Chapman, Baby Can I Hold U. Mówi ona o tym, jak ciężko jest czasem powiedzieć przepraszam albo przykro mi. Czasem nawet po latach to słowo nie może nam przejść przez gardło. Są jeszcze takie relacje, w których powinniśmy je wypowiedzieć czy wypowiadać często, bo wciąż trudno nam one przychodzą. Słowo przebacz mi, również ciężko przechodzi nam przez gardło:

Przebacz mi

to wszystko, czego nie możesz powiedzieć.

Lata minęły i wciąż

słowa nie przychodzą łatwo,

takie jak: przebacz mi, przebacz mi.

Brak przebaczenia, opisany w tej piosence, rujnuje nasze relacje, a także szansę na nawiązywanie dobrych relacji.

Maybe if I told you the right words, at the right time you'd be mine – mówi ktoś do kogoś w tej piosence. Gdybym powiedziała ci dobre, właściwe słowa we właściwym czasie, dziś byłbyś mój.

Na przebaczanie musi być także odpowiedni czas. A jeśli jest ono wpisane w nasze życie, to oczywiście może przyjść w odpowiednim czasie, kiedy serce jest gotowe. Ale musi przyjść. Trzeba znaleźć czas na przebaczenie. Inaczej relacje, które Bóg nam dał i daje tutaj, a z których nas kiedyś rozliczy, po prostu się nam wyślizgują z rąk, tak jak wyślizguje się nam Boża miłość, jeśli nie powiemy słowa: przepraszam, przebaczam. Nie ma wówczas mowy o prawdziwej miłości.

To słowo jest bardzo proste. Wzywa nas, abyśmy pomyśleli o tych relacjach, rzeczywistościach w życiu, które domagają się światła Bożego przebaczenia. O osobach, którym my powinniśmy przebaczyć. Być może także samym sobie powinniśmy przebaczyć.

Przebaczenie obejmuje trzy poziomy: przebaczenie Bogu, samemu sobie i innym osobom, a także prośbę o przebaczenie u Pana, innych osób i samego sobie. Bez tego trudno zbudować szczere, dobre relacje. Będziemy wiecznie uciekinierami, ludźmi bez domu, bo nasze serca nie znajdą spokoju.

Siedemdziesiąt razy siedem – jak mówi Jezus – i ani razu mniej. Amen!

Ksiądz Marcin Kowalski