Dobre Słowo 06.07.2011 r. Kto skleja w całość historię?

Dobre Słowo 06.07.2011 r.

Kto skleja w całość tę historię?

Za kotarą Józef płacze. Bóg po sytuacji, w której niechętnie – bo tak mówi Księga Lamentacji – musiał nas ukarać, płacze gdzieś na boku, że musiał się do tego zmusić. To jest niepojęte. Głębokie prawdy objawia nam Boże słowo. To nie jest tylko poezja. To nie jest górnolotne gadanie. To prawda, którą objawia nam Boże słowo i z którą zbliża się do historii naszego życia, do naszych osobistych, rodzinnych, zawodowych, jakichkolwiek historii, z wielkim światłem i zapewnieniem: Bóg to wszystko prowadzi. Bóg trzyma rękę na pulsie.

 

Dobre Słowo 06.07.2011 r.

Kto skleja w całość tę historię?

Jezus mówi, że apostołowie będą leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości. To będzie bardzo konkretny dowód na Jego żywą obecność pośród ludu. A co wtedy, kiedy choroby i słabości zdają się być nie leczone, lekceważone wręcz przez Boga? Czemu one służą? Pewnie są tysiące odpowiedzi. Dzisiaj słowo Boże przychodzi z jedną, w której mówi, że nękające nas zewnętrzne choroby i słabości są niczym w porównaniu z największą słabością i chorobą, na którą one prawdopodobnie chcą wskazać, a mianowicie z brakiem zaufania w to, że Bóg nas prowadzi ku pełni zbawienia. Wszystkie choroby i słabości zewnętrzne, będące wielkim ryzykiem, jeżeli chodzi o dopuszczenie ich ze strony Pana Boga, mają na celu zwrócenie nam uwagi na większą chorobę: brak zaufania w to, że jesteśmy prowadzeni, że On prowadzi dzieje świata, wielką ostrożność w kontakcie z Bogiem. Z tego przede wszystkim Bóg chce nas wyleczyć.  I stara się, jak może.

Historia, której kolejny fragment czytamy dziś w Księdze Rodzaju, jest tego potwierdzeniem. Bóg panuje nad dziejami całego świata. Nie tylko Izraela, ale i potęgi, jaką w tamtych czasach był Egipt, którego wsparcia ludzie oczekiwali.

W Egipcie znajduje się sprzedany przez swoich braci Józef. – Jak to? W pobożnej rodzinie, wyznającej Boga, takie rzeczy się dzieją? – Tak, sprzedali swojego brata. Zazdrość to sprawiła, bo ojciec był z nim w lepszych relacjach i Józef miewał jakieś sny. Bracia sprzedali go w niewolę kupcom izmaelskim. Ci, jak wiemy, wywieźli go do Egiptu, gdzie Józef przechodzi przez sto tysięcy różnych przeszkód, które wskazywałyby tylko na jedno: Jaki Bóg? Jakie prowadzenie? Do czego to wszystko zmierza? To bez sensu. Tylko naiwni twierdzą, że im bardziej wzrastają problemy, tym Bóg jest bliżej. Józef trafia do więzienia, znajduje przychylność Potifara, a potem pada na niego wielka podejrzliwość i kolejne utrapienia, ma jakieś sny...

W Bożym planie to wszystko w odpowiednim czasie ma wyjść. Na bieżąco mnóstwo wydarzeń wskazuje na to, że Józef nie jest prowadzony, że Bóg stracił rachubę, ze swoim słowem pomylił wieki, pomylił okoliczności, nie zna układów egipskich, nie ma pojęcia o tym, co się dzieje w życiu.

Jakie prowadzenie? Jakie zaufanie Bogu? Przecież to jest jedna wielka klapa, oszustwo i głupia naiwność. A Józef w tym wszystkim jest prowadzony. Co przeżywa? Jego serce tylko wie. A serca tych, którzy podobnie patrzą na świat myśląc, że Bóg stracił rachubę, pomylił sposoby, jakimi chce trafiać do współczesnego człowieka, też potrafią zrozumieć serce Józefa, a przynajmniej wyczuć, co tam się dzieje. Bóg – nieżyciowy, niemodny, nietutejszy, mieszkający chyba u sąsiadów, ale nie u mnie w domu, nie w mojej rodzinie, nie w moim kapłaństwie, nie w moim małżeństwie...

Słowo Boże chce nas dzisiaj uwrażliwić – przez wydarzenia z Józefem i jego domem – na prawdę o tym, że Bóg czuwa. Że nad tymi wydarzeniami Bóg roztacza niesamowicie mądrą i precyzyjną opiekę. Opatrzność Jego czuwa. Czy nas przekona? – To już jest nasza decyzja. Przy pomocy łaski Bożej jesteśmy w stanie przyjąć tę propozycję Bożego słowa.

I dzieje się rzecz niezwykła, bo Bóg dopuszcza tę chorobę, jaką jest głód opanowujący okolicę i terytoria, na których mieszkają bracia Józefa. Oni udają się na poszukiwanie chleba.

Kiedy synowie Izraela przybyli wraz z innymi, którzy tam również się udawali, aby kupić zboża, bo głód był w Kanaanie, Józef sprawował władzę w kraju. Dziwnym trafem Józef sprawuje władzę i to on dysponuje wszelkimi dobrami – ten, którego nie powinno być na tym miejscu, który jednoznacznie miał już skasowane życie, którego sprzedali najbliżsi. Józef sprawuje władzę w kraju i on to sprzedawał zboże wszystkim mieszkańcom tego kraju. On – odrzucony.

Starochrześcijański hymn mówi o Jezusie, że w Józefie został sprzedany, w Ablu zabity. Wszyscy zapowiadają historię Jezusa. Więc on to sprzedawał zboże wszystkim mieszkańcom tego kraju. Przedziwna sytuacja. Jak to rozegra Bóg? Jak uzdrowi tak trudne relacje w tej rodzinie? Jak On to zreperuje?

Bracia żyją z piętnem niewłaściwego, mówiąc delikatnie, potraktowania Józefa. Zwróćmy uwagę, że jeżeli chodzi o interpretowanie tego, co się stało, to oni jednoznacznie mówią: Ach, zawiniliśmy przeciwko bratu naszemu, patrząc na jego strapienie, kiedy nas błagał o litość, a nie wysłuchaliśmy go. Dlatego przyszło na nas to nieszczęście. To jest bardzo ważna prawda Bożego słowa. Nie da się, chociaż nie wiadomo, jak bardzo byśmy próbowali, stłumić w sobie niewyjaśnionych spraw. One wcześniej czy później odezwą się w nas. I Bóg się o nie upomina. Bóg chce je uzdrowić. Nie da się tego stłumić. Zobaczmy, że bracia żyją z piętnem. Wszystko interpretują jako karę za to, co zrobili z bratem. Nie da się stłumić niewyjaśnionych rzeczy. One wyjdą. Bóg jest tym, który chce je uzdrawiać – nawet jeśli wystawia człowieka na próbę, jak zrobi to Józef. Bardzo mocne jest to rozegranie Józefa, zmierzające do uzdrowienia zranień. Stanie się im na chwilę obcy. Będzie posługiwał się tłumaczem, żeby tylko wyszło z braci to, co wyjść powinno, żeby mógł to uzdrowić.

Na krótką chwilę odrzuciłem cię – mówi Bóg w proroctwie Izajasza.  Na krótką chwilę Bóg staje się obcy, żebyśmy mogli wyrzucić z siebie to, co jest w nas najbardziej obce: grzech i męczarnie nim spowodowane, kłamstwo i zakłamanie. Żebyśmy mogli to z siebie wyrzucić, posłuży się jakimś tłumaczem, wydarzeniem, żeby wprost z nas to wyszło, bo czuwa nad wszystkim i On jeden ma na to sposób. Ile jeszcze będzie musiał nam udowadniać? Ile razy będzie musiał nas przekonywać? – Nie wiem, ale tak działa Bóg. Chce nas odciążyć. Używa przeróżnych sposobów. Zwróćmy uwagę, że gdy Józef ujrzał swoich braci, poznał ich; udał jednak, że jest im obcy, i przemówił do nich surowo tymi słowami. To był ten sposób. To był sposób na to, żeby ich uzdrowić.

Ilekroć Pan Bóg wydaje mi się obcy i bardzo surowo do mnie przemawia, tylekroć obnaża we mnie niewiarę w to, że On prowadzi historię mojego życia, i to, jak można być, będąc księdzem, zapyziałym w patrzeniu na Boga i podejrzliwym względem Niego, ograniczonym w pojmowaniu tego, jak wielkie jest Jego miłosierdzie, jak wspaniałe pomysły On ma, a jak ograniczone są moje wyobrażenia o tym: Co On tu może poradzić? W tej sytuacji się już nic nie da zrobić. Dla Boga się da. Dla Boga nie ma nic niemożliwego. Najbardziej zawiłe, zakręcone sytuacje, najbardziej pogmatwane historie osobiste, domowe, zawodowe, dla Boga nie stanowią trudności. To jest wielkie pokrzepienie Bożego słowa. Nawet, jak Bóg staje się obcy i posługuje się tłumaczem. Mówi surowo po to, żeby z nas wyszła obcość, przekonanie o tym, że Bóg jest dla nas obcy i traktuje nas surowo.

Za kotarą Józef płacze. Bóg po sytuacji, w której niechętnie – bo tak mówi Księga Lamentacji – musiał nas ukarać, płacze gdzieś na boku, że musiał się do tego zmusić. To jest niepojęte. Głębokie prawdy objawia nam Boże słowo. To nie jest tylko poezja. To nie jest górnolotne gadanie. To prawda, którą objawia nam Boże słowo i z którą zbliża się do historii naszego życia, do naszych osobistych, rodzinnych, zawodowych, jakichkolwiek historii, z wielkim światłem i zapewnieniem: Bóg to wszystko prowadzi. Bóg trzyma rękę na pulsie.

Nie miałbym odwagi mówić o tym, gdyby nie słowo Boże, bo byłoby to tanie pocieszenie. Bo jak tu wytłumaczyć komuś, kto staje na granicy wytrzymałości w historii swojego życia, że Bóg trzyma rękę na pulsie? Skąd mam mieć taką wiedzę? Ze swojego doświadczenia? Ale ja siebie tu nie głoszę. I nie jest to zabieg retoryczny. Boże słowo tak mówi, że Bóg trzyma rękę na pulsie. Z najbardziej zagmatwanych sytuacji potrafi wyprowadzić takie dobro, które szokuje. Sprawia, że otwierasz oczy i mówisz: Jezu, dziękuję Ci, że jesteś tak miłosierny i pomysłowy. A ja myślałem... A myśmy się spodziewali, że to wszystko jest nie do rozwiązania, bo po ludzku jest nie do rozwiązania.

Zawiniliśmy przeciwko bratu naszemu. Siedzą w nas jakieś niewyjaśnione sprawy, na które machnęliśmy ręką, bo wydawało nam się, że to już przeszłość. Dlatego przyszło na nas to nieszczęście. Ruben wstaje, jedyny sprawiedliwy: Czyż wam tego nie mówiłem: „Nie dopuszczajcie się wykroczenia względem tego chłopca», ale nie usłuchaliście mnie? Toteż teraz żąda się odpowiedzialności za jego krew”.

Może masz takie dialogi, droga siostro i drogi bracie, w swoim sercu, w których tak interpretujesz zdarzenia twojego życia: Proszę teraz wziąć odpowiedzialność za tę krew. Odpowiesz za wszystko, co zrobiłeś. Zobacz, jak ci się posypało. Czy potrzebujesz jeszcze więcej dowodów? A co robi Bóg? – Oni nie wiedzieli zaś, że Józef to rozumie, że Bóg rozumie to, że coś skopaliśmy, że nie jesteśmy w stanie nawet wziąć za to odpowiedzialności.

Nie wiedzieli zaś, że Józef to rozumie, bo rozmawiał z nimi przez tłumacza. Odszedłszy więc od nich, rozpłakał się. Bóg rozpłakał się, kiedy zobaczył, jak nie potrafimy wziąć odpowiedzialności za to, co się nam nie udało, co zrobiliśmy, co ktoś nam zrobił, że nie umiemy sobie z tym poradzić. Bóg bierze to na siebie, bo trzyma rękę na pulsie. Bo nawet, jak nie wyleczył jakiejś choroby, czy słabości, to są o wiele ważniejsze sprawy do wyleczenia i uzdrowienia – nasze, często liche, przekonanie, że On rzeczywiście trzyma rękę na pulsie. Że wydarzenia, które dzieją się w naszym życiu, chociaż kompletnie nie kleją się w całość, On potrafi skleić. On potrafi wyprowadzić z nich trwałe dobro. Nie chwilowe rozwiązanie spraw, które są trudne w pracy, w domu, w życiu. Taki jest nasz Bóg. Jest większy, niż potrafimy to powiedzieć. I jak tu Go nie kochać?

Ksiądz Leszek Starczewski