"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z Piątku XIII tyg. O.Z. (7. 07. 2006)

Głód uzdrawiającego Słowa 

Am 8,4-6.9-12; Ps 119; Mt 9,9-13 

W piątek – w dzień, w którym Jezus oddał życie – Pan gromadzi nas przy swoim stole Słowa.  Pan przychodzi do nas z wielką miłością. Nie zmęczył się przychodzeniem i nie jest to tylko i wyłącznie przychodzenie schematyczne. On naprawdę angażuje się w ten dzień, w spotkanie z Nim w Jego Słowie. Przychodzi do nas. Przychodzi po to, aby karmić nas Słowem jak chlebem, bo dusza też musi z czegoś żyć.

Pan staje dziś przed nami w osobie proroka Amosa. Słyszymy po raz kolejny, jak Amos wypełnia posłannictwo, do którego zobowiązał go Pan, i przychodzi z kolejną mową do umiłowanego ludu.

Dziś – po wczorajszej akcji w świątyni z Amazjaszem i królem Jeroboamem – słyszymy, jak zwraca się do biznesmenów. Zwraca się do tych, którzy są odpowiedzialni za gospodarczy rozwój Izraela.

Słuchajcie tego wy, którzy gnębicie ubogiego i bezrolnego pozostawiacie bez pracy, którzy mówicie: «Kiedyż minie nów księżyca, byśmy mogli sprzedawać zboże? Kiedyż szabat, byśmy mogli otworzyć spichlerz? A będziemy zmniejszać efę, powiększać sykl i wagę podstępnie fałszować. Będziemy kupować biednego za srebro, a ubogiego za parę sandałów, i plewy pszeniczne będziemy sprzedawać».

Uderzenie Amosa jest bezpośrednie – obnaża myśli ludzi, obnaża najgłębsze pragnienia ich serca. Serca, które jeżeli w ogóle kontaktuje się z Bogiem, to jest to tylko przykrywka do czegoś więcej. Oni nie mogą się doczekać, żeby skończyła się święta chwila szabatu, żeby się skończyła Msza Święta, żeby jak najszybciej przemknąć przez Słowo, żeby jak najszybciej zmówić pacierz, żeby jak najszybciej złożyć ofiary Bogu, bo tak naprawdę myślą o tym, żeby robić nieuczciwie biznes.

Nie jest prawdą, że Pan Bóg nie chce, żeby robić biznes. Pan Bóg dał nam przedsiębiorczego ducha i chce, żebyśmy go wykorzystywali, ale nigdy kosztem najuboższych, których ówcześni biznesmeni chcą sprzedawać. Gonią, mają głód pieniądza, głód zysku. Nawet zostawiają bez pracy bezrolnego. Gnębią ubogich, wyżywają się na nich. Głód pieniądza…

Amos przychodzi i obnaża ich myśli. To tak, jakby ktoś przyszedł do nas i powiedział to, co w nas jest najskrytsze, czego nie chcemy w żaden sposób nazwać po imieniu, a co stanowi motor naszego działania. Gdyby ktoś przyszedł i nam to powiedział… Mówi nas dziś Pan, że w nas też są jakieś ukryte – nie do końca czyste, nie do końca jasne intencje, które budzą jakiś głód. Głód czegoś, co nie prowadzi do Pana.

Amos mówi: Owego dnia, mówi Pan Bóg, zajdzie słońce w południe. Szok – w południe nie będzie słońca, zabraknie go w miejscu, sytuacji, czasie, w którym powinno być najintensywniejsze. Nie będzie go! W dzień świetlany zaciemnię ziemię. Szok – powywraca się wszystko! Zamienię święta wasze w żałobę. Co to za święto, które jest żałobą? Pan to zrobił. Wszystkie wasze pieśni zamienię w lamentacje. Wszystkie będą molowe, przygnębiające. Nałożę na wszystkie biodra wory, a na wszystkie głowy sprowadzę łysinę i uczynię żałobę jak po jedynaku, a dni ostatnie jakby dzień goryczy.

Pan dokona wstrząsu, to znaczy – Pan użyje takich sił, które zaskoczą wszystkich. Poodwraca wszystko. Ale po co? Po to, żeby – jak mówi dalej Amos – zesłać głód na ziemię. Nie głód chleba ani pragnienie wody, lecz głód słuchania słów Pana. Święty głód – głód słuchania słów Pana.

Pan daje czas intensywnego objawiania Siebie w Słowie. Daje czas, kiedy Słowo fascynuje, ale przychodzi też inny moment – szczególnie wtedy, kiedy człowiek je odrzuca, kiedy ma zbyt dużo treści, nawet na wyciągnięcie ręki obsypywany jest Słowem i zaczyna się przyzwyczajać, zaczyna traktować Słowo, jak coś, co mu się należy. Brakuje mu wtedy postawy wdzięczności.

Wówczas – mówi prorok Amos, udostępniając swoje usta Bogu – Oto nadejdą dni, mówi Pan Bóg, że ześlę głód na ziemię, nie głód chleba ani pragnienie wody, lecz głód słuchania słów Pana. Wtedy błąkać się będą od morza do morza, z północy na wschód będą krążyli, będą pokonywać ogromne ilości kilometrów… - ten obraz bliski jest tym, którzy się gdzieś wybrali… - by znaleźć słowo Pana, lecz go nie znajdą.

Tak daleko zaszły sprawy, że przewraca się cały naturalny bieg świata, że dzieje się na świecie tak, jak się dzieje, i że przychodzi moment, w którym zesłany będzie również głód Dobrego Słowa. Jest w ludziach głód Dobrego Słowa. Ludzie naprawdę chcą słuchać Dobrego Słowa.

Mondatori – nawrócony na zażyłość z Panem wydawca książek, między innymi „Przekroczyć próg nadziei”, w której Vittorio Messori rozmawiał z papieżem – przeżył potężne nawrócenie i powiedział, że przyjdą kiedyś takie dni, kiedy jeden do drugiego powie coś o Bogu, a ten drugi będzie płakał. Ludzie będą płakać – tak zatęsknią za rzeczywistą obecnością Boga. Tak zaniedbają Boga…

Amos zapowiada taką sytuację. Bo Słowo Boga to coś więcej niż zwykłe słowo. Bo Słowo Boga to Chleb i błogosławieni – mówi psalmista – którzy zachowują Boże pouczenia. Którzy usłyszą je, nie powiedzą, że fajne, i odejdą… Którzy nie przeczytają tylko Dobrego Słowa i odejdą, ale rozważają, szukają go całym sercem.

Z całego serca szukam Ciebie, nie daj mi zboczyć od Twoich przykazań. Nie daj mi, Panie, abym się pogubił. Ksiądz sprawujący Eucharystię, przed przyjęciem Ciała i Krwi Pańskiej, wypowiada takie właśnie słowa: Panie, zachowaj mnie od potępienia, nie pozwól, nie dopuść, abym kiedykolwiek odłączył się od Ciebie. Niech przyjęcie Ciała i Krwi nie ściągnie na mnie wyroku potępienia, lecz dzięki Twojemu Miłosierdziu niech mnie chroni oraz skutecznie leczy moją duszę i ciało.

Słowami Boga żyjemy jak chlebem. Bóg chce udzielać chleba, daje chleb zgłodniałym. Szczególnie dba o tych, którzy są ubodzy, którzy się pogubili i którzy chorują. Chrystus potrafi dostrzec takie osoby, bo Bóg dostrzega w Chrystusie wszystkich, którzy rzeczywiście potrzebują pomocy, potrzebują lekarza.

Zwróćmy uwagę, że Mateusz, który bezpośrednio spotkał się z Panem i który opisuje to w swojej Ewangelii, podaje pewien szczegół, wzmiankę – Jezus ujrzał człowieka siedzącego w komorze celnej. Ujrzał człowieka. Dostrzegł człowieka. Nie dostrzegł celnika, kogoś, kto poszedł na współpracę z rzymskim okupantem, ale ujrzał człowieka. Dostrzegł człowieka.

Jeżeli ktoś dostrzega człowieka w drugiej osobie, to gromadzą się wokół niego inni. Jeżeli ktoś okaże komuś serce, to serce to jest wyczuwalne.

Przez serce rozpozna się Serce. Gromadzą się wokół Niego inni. Przychodzą do Chrystusa ci, którzy chcą doświadczyć Miłosierdzia, którzy nie chcą słyszeć tego, co się w nich wyprawia, tych oskarżeń, które w nich są… Ale chcą usłyszeć coś dobrego, chcą usłyszeć Słowo Boga, które podnosi.

Kiedy Pan dał mi łaskę prowadzenia rekolekcji dla związków niesakramentalnych. Część z tych osób może przyjmować Ciało Pana, jeżeli złożyły ślub, że będą żyć ze sobą jak siostra z bratem – tak zwane „białe małżeństwa”. Część po prostu nie może, bo ma drugą żonę, drugiego męża, na skutek różnych przeciwności życia, na skutek różnych błędów. Te osoby w czasie Komunii świętej podchodzą w procesji i ksiądz błogosławi je Ciałem Pana. Dla tego, co zobaczyłem w ich oczach, dla tej jednej chwili, warto było być na tych rekolekcjach. Ogromne, zobolałe pragnienie odzyskania nadziei. Do kogoś, kto daje tę nadzieję, po prostu się lgnie. Do kogoś, kto okaże serce, a nie powie, że jesteś do niczego, że sama jesteś sobie winna. O tym człowiek wie… Jak popełniamy błędy, słyszymy to w sobie. Celnik, grzesznik, wiedział, że sam jest sobie winien, że mógł inaczej to poukładać, że mógł sobie inaczej zaplanować życie.

Wtedy, kiedy Jezus okazuje Serce, serca do Niego lgną. Nie wszyscy to akceptują, bo widząc to faryzeusze, mówili do Jego uczniów: «Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?» Dlaczego? Dlaczego okazywać miłosierdzie komuś, kto popsuł wszystko? Dlaczego dawać komuś szansę, nadzieję?

A Jezus znowu – i zauważa to Mateusz – On, usłyszawszy to... On zobaczył człowieka i usłyszał to, co mówią przeciwnicy. «Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy "Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary"». Nie zewnętrznych oznak porządności, nie zewnętrznych oznak tego, co jest tylko i wyłącznie parodią – parodią wiary – ale miłosierdzia chce Pan. Miej serce i okaż serce.

Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników. Św. Paweł powie o grzesznikach i doda: spośród których ja jestem pierwszy. Warto siebie zapytać, czy mam tę śmiałość, jako człowiek, jako wyznawca Pana, aby powiedzieć jasno i zdecydowanie, że to właśnie ja jestem grzesznikiem? Że to ja właśnie chcę spotkać Pana, ja chcę, żeby okazał mi Serce, jeśli raczy.

Panie, dziękujemy Ci za to, że rzeczywiście nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają, i tym, który się źle ma, jestem właśnie ja, a Ty chcesz mi okazać Serce. Daj, abym potrafił/potrafiła z wielką pokorą, a jednocześnie odwagą wiary, lgnąć do Ciebie sercem, a nie jakimiś zewnętrznymi znakami. Nie na pokaz, ale sercem. Powołuj mnie, Panie, każdego dnia i zdobywaj również w chwili, kiedy zbliżam się do Ciebie obecnego w Eucharystii, obecnego w Słowie.

Pozdrawiam w mocy Miłości Pana – ksiądz Leszek.