"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z Soboty XXIV tyg. zw. (23.09.2006)

Wytrwały zasiew

1 Kor 15,35-37.42-49; Ps 56; Łk 8,4-15

Nie od razu Kraków zbudowali – mówi powiedzenie. Rzeczywistość odbudowywania czy tworzenia i konstruowania różnych budowli wymaga czasu.

Takiego czasu i swoistych etapów wymaga też odkrycie pełni życia wiecznego. Do tego, co jest życiem w pełni, czyli do zmartwychwstania, człowiek dochodzi stopniowo – dzień za dniem – poprzez te wydarzenia, okoliczności i sytuacje, w których szuka, czy też stara się odkryć obecność wzywającego do wieczności Boga.

Nie są to odkrycia łatwe i nie jest to sytuacja komfortowa, kiedy przychodzi człowiekowi zmagać się z własnym widzeniem świata, doczesności, swojego ciała, duszy i poddawać się działaniu światła zmartwychwstania, które w Chrystusie w pełni się objawia. Trzeba obumierać. W tym zmaganiu z własnym widzeniem życia trzeba często przechodzić przez ból śmierci własnego egoizmu, własnego widzimisię, fochów, kaprysów, aż do momentu, w którym człowiek, całkowicie poddany procesowi obumierania, będzie mógł w swoim ciele przejść przez bramy śmierci i zostać wprowadzonym do życia wiecznego.

Jak zmartwychwstają umarli? W jakim ukazują się ciele? – Paweł apostoł słyszy te pytania wśród Koryntian i pisze o nich. O, niemądry! Przecież to, co siejesz, nie ożyje, jeżeli wprzód nie obumrze. To, co zasiewasz, nie jest od razu ciałem, którym ma się stać potem, lecz zwykłym ziarnem, na przykład pszenicznym lub jakimś innym. Podobnie rzecz się ma ze zmartwychwstaniem. Zasiewa się zniszczalne, powstaje zaś niezniszczalne; sieje się niechwalebne, powstaje chwalebne; sieje się słabe, powstaje mocne; zasiewa się ciało zmysłowe, powstaje ciało duchowe.

Jeżeli odkrywamy pewne procesy przeobrażeń, jakie dokonują się w nas i obok nas w spojrzeniu na życie, które jest darem od Pana, to znaczy, że rzeczywiście zmierzamy w kierunku życia wiecznego. Jeżeli obumiera w nas to, co staje się wiezieniem egoizmu, myśleniem tylko o sobie, myśleniem tylko według własnej wiedzy, to istnieje ogromna szansa otwarcia się na mądrość Bożą i na życie Boże. To są etapy.

Droga siostro i drogi bracie, przechodzisz przez etapy oczyszczenia i obumierania, ilekroć pozwalasz dzięki sianemu obficie Słowu Bożemu – a przez możliwości, jakie mamy w rozsyłaniu Dobrego Słowa, zasiewanemu wręcz codziennie – obumierać temu, co w tobie sprzeciwia się Panu Bogu, temu, co w sercu jest krnąbrne i niepodatne na działanie Jego Ducha.

Stał się pierwszy człowiek, Adam, duszą żyjącą – przypomina święty Paweł – a ostatni Adam duchem ożywiającym. Skądś wzięła się w nas tendencja do słabości i grzechu i tej tendencji w naszej naturze daliśmy przyzwolenie. Ale znalazła się także skłonność i siła przeciwna, dążenie ku życiu wiecznemu. Ono też ma swoją przyczynę, źródło, a tym Źródłem jest właśnie ostatni Adam, czyli Chrystus, który jest duchem ożywiającym. Nie było jednak wpierw tego co duchowe, ale to co ziemskie; duchowe było potem.

Niełatwo jest wnikać w przesłanie Dobrego Słowa. Niełatwo jest rozszyfrowywać czy rozważać to Słowo w taki sposób, żeby ono mogło w nas naprawę obumierać i przynosić owoc obfity. Nie jest to łatwe, ale nie zapomnijmy, że w Bogu, którego słowo wielbię, w Panu, którego słowo uwielbiam, w Bogu pokładam nadzieję, nie będę się lękał, cóż może uczynić mi człowiek? – ten z zewnątrz i ten, który jest we mnie.

 

Trwanie przy Panu w sytuacjach bólu, obumierania, w sytuacjach wewnętrznej niechęci do siebie samego i zmagań z samym sobą, kiedy jesteśmy pod działaniem Ducha Bożego, jest rzeczą naturalną. Słaba natura, wbrew pozorom, jest wzmacniana wtedy, kiedy przeżywa zmaganie o to, by wytrwać przy Panu.

 Wiążą mnie, Boże, śluby, które Ci złożyłem – mówi psalmista. Tobie oddam ofiary pochwalne – również ofiarę z moich zmagań wewnętrznych – bo od śmierci ocaliłeś me życie,  a moje nogi od upadku,  abym w światłości życia chodził przed Bogiem.

Trud zgłębiania Słowa wcześniej czy później zaowocuje nowym osiągnięciem, nowym życiem, przyniesie plon obfity. Często ten trud objawia się w tym, że niewiele rozumiemy czy też nie bardzo wiemy, jak zastosować Słowo w życiu, ale mimo wszystko trwamy przy nim i pozwalamy temu Słowu w nas dokonywać wielkich rzeczy, poprzez powtarzanie go, czy wręcz czytanie na głos.

Jak nosiliśmy obraz ziemskiego człowieka, tak też nosić będziemy obraz Człowieka niebieskiego. Będziemy nosić.

Towarzysząca nam często niecierpliwość czy podenerwowanie, którego nieraz doświadczamy, zbliżając się do Słowa, to także obumieranie. Bywa, że nie czujemy przemieniającej nas mocy.

Chrystus obficie sieje Słowo. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha. Nieraz rzeczywiście zostaje tylko słuchać i mówić: Panie, wierzę, ale zaradź memu niedowiarstwu. Wam dano poznać tajemnice królestwa Bożego – tłumaczy apostołom, którzy nie bardzo przyjęli to Słowo. Nie bardzo wiedzieli, o co w nim chodzi. Było to dla nich trudne, bo pytali Jezusa: Co oznacza ta przypowieść.

Wam dano poznać tajemnice, to znaczy, dla was jest to też tajemnica działania Boga, królestwa Bożego. Inni mają ją podaną w przypowieściach, aby patrząc nie widzieli i słuchając nie rozumieli. Bezpośrednia konfrontacja, do której Słowo zobowiązuje, jest poza ich zasięgiem ze względu na zatwardziałość serca i zaślepienie grzechem oraz głuchotę wewnętrzną.

Ziarnem jest słowo Boże. Różne są te grunty. Dziś Chrystus, przedstawiając w przypowieści o siewcy działanie Słowa Bożego, niestrudzenie przypomina, że obficie je sieje. Tak obficie, że często wydaje się, że Słowo pada na słaby grunt i zostaje zmarnowane. Ale Chrystus je sieje.

Droga siostro i drogi bracie, zmagaj się ze Słowem Bożym, zmagaj się z sobą samym wobec tego Słowa. Czytaj je, przyjmuj. Czasami warto również uczyć się na pamięć, by trwać przy Słowie, jak przy skale, szczególnie wtedy, kiedy człowiek kompletnie nic nie czuje poza tym, że chyba wszystko się sypie i wali. Nie bardzo możliwe jest, aby na drugi dzień po zasiewie natychmiast pojawiły się owoce. Dobrze jest w Duchu Świętym przywoływać Jego moc i Jego zdolność oraz to, co staje się Jego zbroją, po to, by wytrwać, by zgłębiając Boże Słowo, pozwalać, aby nasze serce, nasze ciało, było właściwie przygotowane do ostatecznego obumarcia – jakim będzie śmierć – do narodzin do nowego życia.

Trwajmy w tym Słowie, które daje Pan, obficie rozsyłając je do naszych serc, i nie bójmy się z nim zmagać, nie bójmy się trwać w nim szczególnie wtedy, kiedy wydaje się, że to kompletnie nie ma sensu.

Pozdrawiam –

ksiądz Leszek Starczewski